sobota, 22 listopada 2014

PIĘĆ

Czasem w najmniej oczekiwanych momentach spotykamy ludzi, których ta na prawdę wcale nie chcemy
widzieć. Czy to normalne? Nikt tego nie wie. Może tak, może nie. Ale świat póki co tak na prawdę jest mały. I
nigdy nie powinniśmy robić czegoś przeciwko sobie. Życie zgodnie ze swoimi przekonaniami. Jakie to wydaje
się być proste prawda? Jednak nie wszystko jest takie kolorowe. Nie ma z góry i pod górę. Są wzniesienia, doły
i kałuże i tak do końca naszych dni.
***
-Znacie się?- zapytał Peter nalewając wszystkim wina do kieliszków.
-Joe była dziewczyną Mario- odparł z pretensją w głosie.
-Tego Mario?!- z szoku aż krzyknął Peter.
-Misiu chodź pójdziemy położyć spać Mike'a- oznajmiła Maggie kierując te słowa do męża.
Z wielką niechęcią mężczyzna przystał na tę propozycję a Joe nadal nie wierzyła co się dzieje. Miała wrażenie
jakby była w jakiejś ukrytej kamerze. Dlaczego nie zorientowała się, że Maggie to siostra Reus'a? No tak jak
miała się zorientować skoro dziewczyna nosiła nazwisko po mężu. Przechylając jednym ruchem ręki kieliszek
wypiła do dna czerwony napój. Wiedziała, że na trzeźwo nie da dziś rady funkcjonować.
-Musiałeś to mówić? Naprawdę musiałeś? Teraz niech wszyscy się dowiedzą, że byłam dziewczyną Mario.
Napiszmy najlepiej do jakiejś gazety, że Mario Goetze ma mnie za dziwkę. No przecież to takie normalne
przecież.- stwierdziła Joe napastując przy tym Reusa.
-O co Ci chodzi? Chyba nie powinnaś tyle pić- oznajmił zabierając Jej przy tym kieliszek w którym przed chwilą
znajdowało się dość mocne wino. Najwidoczniej dziewczyna miała tak słabą głowę, że zdążyło Jej już nieźle
zaszumieć.
-O co mi chodzi? Przez tego Twojego przyjaciela nie mam żadnych przyjaciół tutaj. No prawie żadnych. Gdy
spotkałam Meg to miałam nadzieję, że chociaż Ona może Nią zostać. Ale nie musiałeś to Jej oznajmić. Nie
chcę, żeby ktokolwiek patrzył na mnie przez ten pryzmat, że byłam z Nim kiedyś rozumiesz?
-Znam moją siostrę na wylot i doskonale wiem, że Ona nie jest taka.......Joe to śmieszne nie uważasz?
Będziemy się nadal unikać? Przyjaźniąc się z Maggie musisz liczyć się z tym, że biorę czynny udział w Jej życiu
i zresztą mieszkam nieopodal Niej.
-Nadal nic nie rozumiesz. Goetze to Twój przyjaciel do cholery! Nie chcę, żebyś cokolwiek Mu o mnie mówił!
Jak przez przypadek zobaczyłby, że tak sobie spokojnie konwersujemy to będzie chciał wiedzieć co u mnie,
rozumiesz? Bo mnie nienawidzi i zrobi wszystko żeby mnie pogrążyć!
-Przesadzasz Joe. Nic nie zamierzam Mu mówić. Przecież nic się nie dzieje.... Poza tym Mario nie jest taki, nie
byłby zdolny do złych czynów tylko dlatego, żeby się na kimś zemścić.
Dziewczyna mrużąc oczy spojrzała na osobę blondyna jeszcze raz tego wieczoru.
-Nie do wiary. Rozmawiałeś z Nim! O mnie! No tak, widzisz tego właśnie się spodziewałam. Wyobraź sobie,
że Twój przyjaciel nie jest taki czysty jak Ci się może wydawać. Potrafi manipulować ludźmi jak nikt inny i nim
się obejrzysz tańczysz tak jak On zagra.
-Rozumiem, że nie ułożyło się Wam ale.....
-Słucham?! Nie ułożyło? Co On Ci jeszcze nagadał?! Pewnie jaka to jestem okropna i zła...I zakończył tym, że
nie byłam godna na Jego wielką hojną miłość- zakończyła swój wywód.
-Przesadzasz, nie rozmawiam z Nim o Jego kwestiach miłosnych. Za dużo wypiłaś- skwitował.
Zrezygnowana dziewczyna opadła na fotel zapatrując się w wino, które nadal leżało na stole. Sama nie
wiedziała co robić, co myśleć. Osoba Mario już dawno przestała Ją interesować. Tylko problemem było to, ze
On nadal gdzieś tkwił w Jej życiu i ciągle Ją blokował.
-No już Joe.......Powiedz lepiej co u Ciebie.
Spoglądając beznamiętnym wzrokiem w twarz blondyna odparła:
-Bez zmian, zapisałam się na kurs fotograficzny ale co z tego? Nadal nie mam pracy. Czasem idąc do sklepu
zastanawiam się ile razy jeszcze będę mogła zrobić zakupy. Ciągle sprawdzam kartę kredytową czy czasem nie
ma już na Niej debetu. Ciągle myślę o tym, czy nie skrzywdziłam jakiegoś człowieka, teraz mogę potrzebować
każdej pomocy.
-Mówiłaś coś o fotografii. W naszym klubie....
-O nie- weszła Mu w słowo blondynka.- Nie mam zamiaru mieć cokolwiek wspólnego z piłka nożną. A
zwłaszcza w tym klubie w którym Mario był kiedyś zawodnikiem. Dziękuję Ci Marco za wszystko wiele dla
mnie zrobiłeś ale tej oferty na pewno nie przyjmę choćby nie wiadomo jak było źle.
-Ty byłaś modelką prawda?- nagle znikąd pojawiła się Maggie.- Skoro jesteś już od dawna w tym fachu
powinnaś nadal w nim tkwić.
-Meg po to przyszłam na kurs żeby zapomnieć o świecie mody. Nie mam zamiaru tam wracać i patrzeć jak
robią tym dziewczynom sieczkę z mózgu.

-Ale nie o tym mówię. Jako fotograf modelek mogłabyś pracować. Przecież znasz się na tym jak nikt inny.
Mogłabyś im udzielać rad jak się poruszać po wybiegu, jak pozować do zdjęć. A w międzyczasie zarabiać
pieniądze fotografując Je. Czy to nie dobry pomysł? Właśnie mi się przypomniało, że mam znajomą, która
właśnie otwiera taki salon modelek. Jest początkująca wiec na pewno kokosów tam byś nie zarabiała ale
później kto wie? Zdobyłabyś sławę już dzięki temu, że Ty byłabyś fotografem a i Ty nie straciłabyś twarzy
wspomagając te młode modelki.
-Meg tu nie chodzi o pieniądze ale rzeczywiście to dobry pomysł. Mogłabym je przygotować na prawdziwe
przetrwanie w tym zawodzie.
-Czyli zgadzasz się?- wtrącił się Reus.
-Nie wiem czy Twoja przyjaciółka się zgodzi- te słowa blondynka skierowała do Meg.
-Żartujesz? Już zaraz do Niej dzwonię.
-Dziękuję Wam obojgu za wszystko- kwitowała Joe przytulając każde z rodzeństwa osobno.
***
Powracam z nowym rozdziałem:)

Trochę mdły ale mam nadzieję, że następne będą lepsze:)
Już za tydzień dowiecie się co u Amy i Marco, toteż zapraszam serdecznie tutaj---->http://milosc-bez-konca.blogspot.com/
Miłego tygodnia:***
<3

wtorek, 4 listopada 2014

CZTERY

Pełnia szczęścia?

Nie ma takiego pojęcia. Nie można być wiecznie uradowanym przez całe życie. W życiu każdego człowieka

znajdują się takie wydarzenie które komplikują nasze życie w maksymalnym stopniu. Małżeństwo które

dowiaduje się, że nie może mieć dzieci, energiczna atrakcyjna kobieta w ułamku sekundy dowiaduje się, że

ma raka, dziecko, które zostaje śmiertelnie potrącone na pasach w miejscu które teoretycznie powinno być

bezpieczne. Czy te wydarzenia choć trochę są przyjemne? Nie i otóż to. W życiu zawsze jest równowaga i

to pod każdym względem.

Johanna razem z Lisą beztrosko spędzały czas na Ibizie nie przejmując się nadchodzącym jutrem. Życie było

w tej chwili piękne. Woda w morzu przez okrągłe 24 godziny była idealna by móc zgłębiać Jej fale, słońce

prażyło niemiłosiernie zostawiając po sobie oznaki na ciałach urlopowiczów a delikatny przyjemny wiatr był

rozkoszą w wieczory spędzane na zewnątrz hotelu. Lecz to co dobre szybko się kończy. Ta Idylla musiała

kiedyś zamknąć swój żywot i ten czas nadszedł właśnie dziś w gorące piątkowe popołudnie. Niemki właśnie

szykowały się do odlotu by dotrzeć do domu gdy Joe zdała sobie sprawę z być może najważniejszej kwestii

w Jej życiu. Przeglądając swój aparat ze zdjęciami, które zrobiła na Ibizie uświadomiła sobie, że zawsze

towarzyszył Jej w życiu. Już od małego dziecka pamięta jak biegała po domu i robiła każdemu zdjęcie i

prosiła o uśmiech do kamery. To może być to, przecież kochała fotografię, odkąd pamiętała miała z Nią

styczność. Dlaczego wcześniej na to nie wpadła? Przecież zakończenie modelingu nie oznacza końca

kariery. Może fotografować i nawet ma do tego odpowiedni sprzęt. Postanowiła, że zaraz po przylocie do

Dortmundu uda się na profesjonalny kurs fotografii. Choćby miała wydać fortunę obiecała sobie, że w końcu

spełni swoje marzenia.

***
Dzień za dniem mijał spokojnie, bez rewelacji. Blondynka jak postanowiła tak zrobiła, poszła na kurs

fotograficzny i miała to szczęście, że uchowało się dla Niej jedno ostatnie miejsce. Już na pierwszych

zajęciach zaskarbiła sobie sympatię niejakiej Maggie. Dziewczyna nic a nic nie potrafiła robić zdjęć ale za to

miała fantastyczny charakter.

-Meg, dlaczego właściwie chodzisz na profesjonalny kurs fotografii?- w przerwie na śniadanie Joe zapytała

dziewczyny co Ją tu przywiodło.

-Jestem totalnym beztalenciem w tej dziedzinie wiesz? Zazdroszczę wszystkim moim koleżankom, że ot tak

zrobią pstryk i wychodzą im takie piękne zdjęcia. Zdaję sobie sprawę, że ludzie tutaj na tym kursie są

uzdolnieni pod tym względem ale ja jestem inna i zawsze idę pod prąd. Żebyś Ty zobaczyła moje wypociny

w albumie- zamyślając się chwilę brunetka z radością stwierdziła - Joe to świetny pomysł! Musisz koniecznie

odwiedzić mnie w domu. Zobaczysz jak mieszkam i poznam Cię z moim synkiem i mężem. Zaproszę też

mojego brata, ostatnio złamał kostkę i jak zwykle narzeka na swój marny los. Niech przyjdzie i w końcu

przestanie marudzić, zgadzasz się?

Jako, że Johanna nie miała serca odmawiać nowo poznanej koleżance, która wydawała się być po prostu

miła i uprzejma zgodziła się bez mrugnięcia okiem. Nie zważając na to czy Joe ma czas czy nie jutro wieczór

były umówione.

***
Od momentu feralnego wieczoru w Hiszpanii Joe nie miała żadnego kontaktu z Marco. Widziała Go raz czy

dwa na plaży ale przecież wyraziła się jasno. Zero wspólnych kontaktów. Nie wiedząc czemu ta sprawa

przypomniała Jej się właściwie dziś zaczęła szykować się na domniemane spotkanie z Maggie. Jak zwykle

nie wiedziała co na siebie włożyć, niby to tylko koleżanka ale w końcu ma poznać Jej brata, męża i synka.

Wypadałoby kupić jakiś prezent dla małego. Przypomniała sobie, że Meg mówiła co o tym, że chłopczyk

ma 2 latka. Postanowiła więc, że wyjdzie z domu wcześniej i kupi coś pierworodnemu dziewczyny w

dowolnym sklepie dziecięcym. Ubrała się dość na luzie lecz z delikatną nutką elegancji by nie wypaść na

jakąś ofermę. Wdziewając na swoje ramie czerwoną torebkę wzięła z komody klucz by zamknąć swoje

mieszkanie. Wsiadając do samochodu w swych balerinach zapięła pasy i ruszyła pod domniemany sklep dla

dzieci. Wybór był ogromny. Sama nie wiedziała na co najpierw patrzeć. Były i ubranka i zabawki. Pieluchy i

przeróżne kolorowe nocniki. W tym momencie zdała sobie sprawę, ze takie malutkie dzieckiem to nie lada

wyczyn finansowy dla młodego rodzica. Na początku wpadł w Jej oko zielony rowerek na trzech kółkach,

który na kierownicy miał zabawną żółtą trąbkę lecz po chwili zrezygnowała nie wiedząc czy chłopiec nie ma

takiego pojazdu w swym domu. Nie miała absolutnie pomysłu na prezent dla 2-latka. Chodziła między

regałami niczym kura szukająca swoich małych kurczaków. Małe kolorowe książeczki o zwierzakach? A

może klocki? Dzieci na pewno lubią się bawić. Spoglądając na zegarek zdała sobie sprawę, że jeśli się nie

pospieszy to spóźnienie będzie miała murowane. Zaczepiła więc pracownika sklepu mając nadzieję, że

okaże się większym doświadczeniem od Niej samej w tych sprawach.

-Przepraszam bardzo. Mam kłopot, wybieram się w odwiedziny i poszukuje prezentu dla 2letniego

dziecka...Chłopczyk- dodała po chwili.

-Chłopczyk to może coś z zabawek interaktywnych? Kierownica z migaczami? Piesek który rozmawia,

 samochód?- zaproponował mężczyzna.

-Błagam o pomoc. Nie mam pojęcia. Tyle tego jest, że nie wiem gdzie oczy podziać.

-To może proponuję laptopa. Takiego dla małego dziecka z literkami i zwierzątkami na klawiaturze. Oprócz

tego, że to świetna zabawa dla malucha to jeszcze bardzo edukacyjna.

-Nie wpadłabym na to. Dziękuje. Może Pan jakoś ładnie zapakować?

***
Wpadła niczym piorun na posesję pod numerem dwanaście. Była dokładnie o czasie, cóż za szczęście że

zdecydowała się w końcu na ten prezent gdyby nie ten sprzedawca to tkwiła by tam do jutra. Już tylko

poprawienie niesfornego kucyka i huczne ding dong rozdzwoniło się w domu Maggie.

-Joe! Jesteś już. Wejdź proszę- uradowana brunetka otworzyła szerzej drzwi by Niemka mogła spokojnie

wedrzeć się do środka. Już od progu ujrzała małego słodkiego blondyna, który chodził jeszcze niepewnie

trzymając się płytek po brązowych panelach.

-Ty jesteś Mike- oznajmiła Johanna kucając przy chłopcu. O dziwo dwulatek nie zawstydził się jak to miał

w zwyczaju. Oprócz tego z uśmiechem na ustach skierował we duże brązowe oczy na pakunek, który

przyniosła dziewczyna.-Ja jestem Joe i mam coś dla Ciebie- stwierdziła pomagając małemu odpakować

prezent.

Mike był wniebowzięty przyciskał swoimi małymi paluszkami na wszystkie guziki po kolei zdając sobie

sprawę, że po wciśnięciu na jakikolwiek obrazek z laptopa będzie wydobywał się charakterystyczny

zwierzęcy dźwięk. Klaskając w rączki śmiał się do rozpuku nie puszczając niebieskiego urządzenia.

-Nie musiałaś Joe, miałaś przyjść w odwiedziny a nie kupować małemu prezenty. Wejdź do salonu proszę.


To jest mój mąż Peter, poczekamy jeszcze na mojego brata, który jak zwykle się spóźnia i otworzymy wino.


Johanna siedziała już w salonie państwa Mehr wyczekujac brata Maggie. Spóźniał się już piętnaście minut ale
jak to stwierdziła Meg to podobno normalne u Jej młodszego rodzeństwa. Joe nie lubiła gdy ktoś sie spóźnia a
już na pewno gdy Ona musiała czekać. Przecież po to ktoś skonstruował zegarek by być na czas, prawda?
Postanowiła jednak trzymać nerwy na wodzy. W końcu wcale nie znala człowieka i co najważniejsze nie będzie
obrażać rodziny swojej koleżanki, która była nieliczną w Jej kontaktach towarzyskich od tego czasu gdy
zerwali z Mario. Z zamyślenia wyrwał Ją dzwonek u drzwi po czym gość nie czekając na otworzenie sam
postanowił przybyć do salonu. Poprawiajac swoją pozycję na fotelu wlepiła na usta swój promienny uśmiech i z
niecierliwością czekała na gościa. Gdy towarzysz ukazał się w pełnej krasie tuż w wejściu to blondynka o mało
co nie upuściła swojej szklanki z wodą, którą trzymała w chwili obecnej.
-Joe to jest właśnie mój brat...
-Marco- dokończyła blondynka patrząc złowrogo na mężczyznę.

*****************************************
Rozdział niesprawdzany, mogą być błędy. Za co przepraszam :)
Zapraszam na mój drugi blog, który niedawno wystartował: http://milosc-bez-konca.blogspot.com/
Ciao :*