poniedziałek, 29 grudnia 2014

OSIEM

Są takie błędy, których nie da się naprawić. Są takie słowa, których nie sposób cofnąć. Są takie łzy,

których nie potrafimy powstrzymać. Są takie gesty, którym nie potrafimy się oprzeć. Są takie

pragnienia, które nie chcą umrzeć.  Jest takie uczucie, które nie chce zgasnąć.

-Joe! Poczekaj! Gdzie Ty teraz pójdziesz?- zapytał Reus chwytając w ostatniej sekundzie dziewczynę

 za nadgarstek. -Nie wygłupiaj się, zostań.

Przyparta do muru nie miała wystarczająco dość siły by się uwolnić. Trzymający nadal Jej nadgarstek

 Reus stał tuż przed Nią. Dzieliły ich nieznaczne milimetry, dopiero teraz ujrzała czekoladowe

 tęczówki Marco, na które wcześniej nie miała okazji patrzeć z aż takiego bliska.  W Jej nozdrza

wbił się orzeźwiający zapach żelu pod prysznic, którego blondyn przesiąknął od stóp do głów.

 Zamarła w bezruchu starając się opanować nerwy. Cicho wyszeptywane imię "Joe" przez Marco

 wcale nie pomagało w zebraniu myśli. Wprost przeciwnie, głos Niemca pobudził Ją w ułamku

chwili by zbliżyć się do malinowych ust blondyna i musnąć delikatnie Jego ciepłe wargi.

-Przepraszam- odrzekła gdy zorientowała się co właśnie zrobiła i tak po prostu uciekła.
***
Czy pech zawsze musiał Ją prześladować? Nawet w najgorszych dla Jej życia momentach nie mogła

zaznać spokoju. Szła przed siebie ciągnąc buty po mokrym od deszczu chodniku rozmyślając o tym

co się właśnie wydarzyło. To był absurd, nie mogła sobie wyobrazić dlaczego to zrobiła. Mieli być

przyjaciółmi tylko i wyłącznie. Nawet w najśmielszych snach nie przyszło Jej do głowy by zdobyć

się na pocałunek z Reusem. Ale ta cała sytuacja, była roztrzęsiona, przygnębiona i nie wiedziała co

robić. A Marco stał stanowczo za blisko, to był ułamek sekundy i Bach! Jak grom z jasnego nieba

dotknęła malinowych ust chłopaka po czym zniknęła. To potrafiła robić najlepiej, narobić sobie

wstydu i zniknąć. Nogi prowadziły Ją teraz do domu Lisy, dlaczego od razu tu nie przyszła? Musiała

iść do blondyna? Od samego początku wiedziała, że ta znajomość nie przyniesie nic dobrego i nie

 myliła się.  Jej szósty zmysł po raz kolejny Jej nie zawiódł, tylko dlaczego musiało do tego dojść?

Reus pewnie myśli, że Mario miał rację i jestem puszczalska- pomyślała dziewczyna zbliżając się do

domu przyjaciółki.
***
-Ale jak Go pocałowaś? Tak po prostu?!- Lisa przeszywała wzrokiem przyjaciółkę wytrzeszczając

przy tym źrenice.

Ukrywając twarz w dłoniach Joe kołysała się do przodu i tyłu. Nie miała pojęcia co się z Nią dzieje i

 jak ma teraz postąpić. Z otępienia wyrwał Ją odgłos telefonu z torebki, który sygnalizował

nadchodzące połączenie. Wyciągając iphona z kieszonki spojrzała na wyświetlacz. Reus. Osiem

nieodebranych połączeń. Powinna powiedzieć Mu, że jest bezpieczna i nic Jej nie grozi ale nie miała

na to siły. Nie posiadała ochoty na jakiekolwiek wyjaśnienia i bała się, że gdy powie blondynowi

 gdzie się znajduje ten wsiądzie w samochód i przyjedzie do Niej a na to kompletnie nie była gotowa.
 
-Co ja mam Mu powiedzieć Lisa? Przepraszam ale to był błąd? Czy Ty to słyszysz?  Co On sobie o 

mnie myśli? Jaką ja jestem idiotką!

Lisa wracając z kuchni z dwoma parującymi kubkami sama nie wiedziała co myśleć o tej sytuacji.

Johanna zawsze miała problemy z wyborem niewłaściwych facetów. Nie rozumiała jednak

przyjaciółki, przecież Reus nie jest złym człowiekiem.

-Joe ale....Wy nic ten tego?- zapytała patrząc z ukosa na blondynkę.

-Oszalałaś chyba! Jeszcze tego by mi brakowało! Weź mnie zastrzel, bo spalę się ze wstydu.-

oznajmiła dziewczyna.

-Kochanie nie rozumiem Twych obaw. Ty jesteś sama, On jest sam. Brzydka nie jesteś, On za to jest 

boski. Jeśli nie weźmiesz się za Niego to ja chętnie skorzystam.- rozmarzyła się Lisa.

-Na miłość Boską dziewczyno! To jest najlepszy przyjaciel mojego byłego, rozumiesz? Przeliteruję 

Ci. Oni się P-R-Z-Y-J-A-Ź-N-I-Ą.- wstając z sofy zdała sobie sprawę, że nadchodzi siódma. Nie

spała wcale dzisiejszej nocy i w najbliższych godzinach też się na to nie zapowiadało. Musiała

zbierać się do pracy, gdyż z samego rana ktoś zarezerwował sobie sesję.
***
Rozkładając sprzęt czekała na Kathy, która spóźniała się już dwadzieścia minut. Nie lubiła gdy ktoś

się spóźnia ale była tak zaabsorbowana swoimi problemami, że nie zdążyła się obejrzeć i ujrzała

dziewczynę w drzwiach.

-Przepraszam za spóźnienie, straszne korki o tej porze. Musiałabym o szóstej wyjechać, żeby tu być 

na czas. Widzę, że już się rozłożyłaś. Bardzo dobrze. Zaraz przyjdą.

-Kto przyjdzie? -zapytała z ciekawością lecz nie musiała długo czekać na odpowiedź gdyż

zauważyła przed sobą sylwetki dwóch mężczyzn.

-Maggie była o tyle dobra i namówiła swego brata na sesję. Joe przedstawiam Ci Marco Reusa i 

Matsa Hummelsa z tutejszej drużyny piłkarskiej. Zrobimy sesję dla Hugo Bossa.

Kathy wcale nie musiała przedstawiać stojących przed Nią mężczyzn. Znała ich z ekranu wielkiego

telewizora a nawet jednego z nich miała okazję poznać jeszcze bliżej. Aż zbyt bardzo. Johanna stała

wpatrzona jak w obraz niczym zahipnotyzowana magicznym zaklęciem. Z rozszerzonymi wargami

wpatrywała się w piłkarzy nie mrużąc nawet przy tym powiek. Ocuciła się jednak po chwili zdając

sobie sprawę, jak głupio musi wyglądać. Postanowiła wziąć się do pracy nie dając po sobie nic

poznać. Przecież nic się nie dzieje- powtarzała sobie w myślach pstrykając co chwila zdjęcie.

Gdy nastała chwila przerwy na łyk kawy myślała, że oszaleje. Nie wiedziała co robić, jak się

zachowywać. Zaczęła czyścic więc swój obiektyw nie spuszczając z Niego oka. Po chwili poczuła

jednak czyjąś obecność obok.

-Mogę przeszkodzić?- zapytał blondyn bezceremonialnie siadając obok. Był tak wyluzowany jakby

 nic osobistego w przeszłości między nimi nie miało wcale zdarzenia. Joe jednak nie potrafiła tak,

 postanowiła jednak udawać,że wszystko w porządku.

-Jakieś propozycje co do sesji? Jeśli coś Ci się  nie podoba to powiedz, zawsze możemy zmienić 

koncepcję.

-Joe...?- zapytał przeciągle Marco- Chcesz mi coś powiedzieć?- spojrzał na Nią tymi cholernie

 brązowymi oczami, które nagle pociemniały od wpatrywania się w blondynkę.

-No dobrze przepraszam, nie wiem co się ze mną stało. Nie zapanowałam nad sobą czego żałuję. 

Naprawdę nie mam pojęcia co mi do głowy strzeliło- oznajmiła zdając sobie sprawę jak interesujące

w tej chwili są Jej własne dłonie. Przebierając nerwowo palcami miała wrażenie, że zaraz zapadnie

się pod ziemię.

-OK, dlaczego nie odbierasz telefonów?- zapytał upijając łyk świeżo zaparzonej kawy.

Nie miała pojęcia co odpowiedzieć. Wstydziła się, bała, nie miała ochoty? Wzruszając ramionami

spojrzała na punkt przed siebie.

-Nie możemy się unikać, przyjaźnisz się z Maggie a to moja siostra.

-Marco nie chcę Cię unikać ale nie sądzisz, że to niekomfortowa sytuacja? Mam się zachowywać 

jakby nigdy nic? Jeszcze niedawno temu mieszkałam z Twoim najlepszym przyjacielem! 

-Joe to był impuls. Ja o tym zapominam Ty też, ok?- zapytał patrząc z ukosa  na dziewczynę.

-Postaram się- odrzekła wstając z krzesła. -Ale lepiej jeśli na jakiś czas przestaniemy się widywać.
***
Cześć robaczki ♥
Wiem, że rozdział nie powala ale z racji tego, że jutro wyjeżdżam na 10 dni w góry!!!!! <3
To chciałam coś dodać przed mym wyjazdem.:)
Mam nadzieję, że choć trochę się spodobał ;)
A wiec pragnę jeszcze życzyć Wam:
WYSTRZAŁOWEGO SYLWESTRA I JESZCZE LEPSZEGO NOWEGO ROKU:)
See you:*


sobota, 20 grudnia 2014

SIEDEM

Nie sztuką jest po rozstaniu miłość zamienić w nienawiść...prawdziwą sztuką jest zamienić miłość

chociażby w normalną relację.

Niepewnym ruchem ręki pchnęła drzwi zapalając na korytarzu  światło. Otwierając szeroko oczy

 wydała z siebie głośny przeraźliwy krzyk.....

Jej mieszkanie przypominało istne pobojowisko. Rozglądając się dookoła pomieszczenia bała się

wykonać jakikolwiek ruch, chociażby najmniejsze poruszenie wydawało się niebezpieczne. Lokum

 było w opłakanym stanie, nie było choćby jednej szafki z której nie zostałyby porozrzucane rzeczy.

Nawet głupia szuflada ze skarpetkami była opróżniona do zera i leżała pośrodku pokoju. Jej

mieszkanko na które ciężko pracowała przypominało w tej chwili pole bitwy. Na białej ścianie na

której kiedyś wisiał telewizor czerwonym sprayem ktoś napisał słowo "DZIWKA". Sparaliżowana

strachem i poczuciem bezradności nie zastanawiając się długo obróciła się na pięcie i nie zważając na

 to, iż zostawiła otwarte mieszkanie z płaczem ruszyła przed siebie.

Podążała ciemną nocą wgłąb śpiącego Dortmundu mijając co chwila pojedynczych zmęczonych

ludzi, którzy o tej porze wracali z tłocznych klubów. Raz po raz niejeden mieszkaniec obracał się w

ślad za dziewczyną gdy ujrzał Jej podpuchnięte od płaczu oczy. Była przerażona, jak nigdy dotąd.

  Kto mógł to zrobić? I w jakim celu?Czy ktoś Ją obserwował? Spoglądając się za siebie nie

 zauważyła żadnego podejrzanego obiektu. Ten strach był paniczny, obezwładniał Ją od środka. Nie

wiedziała  dokąd pójść, wszyscy normalni ludzie śpią o tej porze.
***
Po kilkugodzinnej wędrówce zdała sobie sprawę, że zna to miejsce. Naprawdę nie miała dokąd

pójść, do domu przecież nie wróci. On tam może być. Zaczęło już powoli świtać, była wykończona,

przerażona i głodna. Pukając delikatnie w drzwi nie zdawała sobie sprawy, że robi to za cicho.

Jednak nie miała więcej siły by zebrać w sobie większą moc. Zrezygnowana już miała odejść i podążyć w

inną stronę gdy drzwi nieco się otworzyły i wychyliła się zza nich blond czupryna, która była w

niesamowitym nieładzie. Jak nie Marco, widocznie jeszcze spał gdy Ona próbowała dostać się do

środka.

-Joe? Co Ty tu robisz?- przecierając swe oczy zapytał nie do końca rozbudzony. Po chwili jednak

dostrzegł w jakim blondynka jest stanie. Otworzył szerzej drzwi i podszedł bliżej:

-Ktoś Ci coś zrobił? Wejdź do środka.

Johanna nie była w stanie wypowiedzieć choć jednego słowa. Tak jakby wielka potężna siła trzymała

Ją kurczowo za gardło nie pozwalając na jakikolwiek dźwięk. Delikatnie pchnięta przez ciepłą dłoń

Reus'a podążała ku domowi, który wydawał się bezpieczny. Szła niczym żołnierz na wojnę, Jej kroki

były automatyczne, prawa- lewa i znów to samo. Bała się, bała że może ujrzeć twarz Mario lecz na

szczęście bruneta tam nie było. W głębi serca wiedziała kto dokonał się rozboju Jej mieszkania lecz

nie chciała dopuszczać do siebie takiej myśli.

-Trzymaj, ciepła herbata- z letargu wyrwał Ją głos Marco, który trzymając parującą ciecz usiadł

 koło dziewczyny.


Upijając kolejne łyki ananasowego napoju powoli dochodziła do siebie. Była pewna, że tu Jej nic nie

grozi, spoglądając kątem oka na Marco zauważyła, że ten bacznie Jej się przygląda domagając się

jakichkolwiek wyjaśnień.

-Boże, przepraszam. Nie powinnam tak po prostu wpadać bez zapowiedzi o piątej nad ranem, ale nie

  miałam dokąd pójść.  W moim mieszkaniu...- zaczęła lecz nie była w stanie wypowiedzieć 

kolejnego  choćby małego słowa gdyż z Jej oczu zaczęły ronić gorzkie łzy.

-Joe  spokojnie- odrzekł głaszcząc czule blondynkę po plecach.- Powiedz mi co się stało, może 

mogę Ci  jakoś pomóc?- zapytał podając paczkę higienicznych chusteczek rozhisteryzowanej dziewczynie.

-Marco, On, On....-zająknęła się zdając sobie sprawę, że właśnie Jemu nie powinna o tym mówić.

Nie  powinna tu wcale przychodzić. Miałaby zacząć rzucać oskarżeniami na Mario? Najlepszego

przyjaciela blondyna. Przecież to bardzo niekomfortowa sytuacja a Ona wcale nie była pewna, kto

napadł na Jej dom.

-Kto Joe? Kogo masz na myśli?- dopytywał się zaniepokojony blondyn.

-Poszłam do domu i tam było kompletnie wszystko nie na swoim miejscu, tak jakby przeszedł 

huragan, rozumiesz? Na ścianie powypisywał okropne rzeczy. Nie wiem co by było jakby zastał mnie

 w domu. Jeśli jest zdolny do włamania. On mógłby mi coś zrobić!- krzyknęła zrozpaczona

 dziewczyna chowając twarz w swoich dłoniach.

-Joe nie pomogę Ci jeśli nie wiem kto to był.     Musisz to zgłosić na policję.- stwierdził

przyciągając  do siebie dziewczynę. Przesuwając delikatnie opuszkami palców po Jej plecach próbował Ją uspokoić.

-Ale, ale nie mogę Marco- rzucając półsłówkami Joe po raz kolejny żałowała że tu przyszła.
- Przecież to Mario- wyrzucając to z siebie poczuła jak zalewa Ją fala rozpaczy ale również ulgi?


Jej ciało zalała fala gorąca oznajmująca lekkość na sercu. W końcu mogła to z siebie wyrzucić lecz 

w spojrzeniu Reusa dostrzegła nutkę niezrozumienia i niedowierzania. Co Ona sobie myślała?

Przecież ten pomysł był od samego początku poraniony. Przyszła się pożalić Jemu? Akurat Jemu? To

 niedorzeczne. Zrywając się z kanapy ruszyła do wyjścia, miała zamiar zapaść się pod ziemię i uciec

 stąd jak najdalej.

-Joe! Poczekaj! Gdzie Ty teraz pójdziesz?- zapytał Reus chwytając w ostatniej sekundzie

  dziewczynę za nadgarstek -Nie wygłupiaj się, zostań.

Przyparta do muru nie miała wystarczająco dość siły by się uwolnić. Trzymający nadal Jej dłoń

Reus stał tuż przed Nią. Dzieliły ich nieznaczne milimetry, dopiero teraz ujrzała czekoladowe

tęczówki Marco, na które wcześniej nie miała okazji patrzeć z aż takiego bliska.  W Jej nozdrza wbił

 się orzeźwiający zapach żelu pod prysznic, którego blondyn przesiąknął od stóp do głów. Zamarła w

bezruchu starając się opanować nerwy. Cicho wyszeptywane imię "Joe" przez Marco wcale nie

 pomagało w zebraniu myśli. Wprost przeciwnie, głos Niemca pobudził Ją w ułamku chwili by

zbliżyć się do malinowych ust blondyna i musnąć delikatnie Jego ciepłe wargi.


-Przepraszam- odrzekła gdy zorientowała się co właśnie zrobiła i tak po prostu uciekła.

***
Cześć!
W końcu dodaję rozdział, przepraszam za opóźnienie. Przez dobre dwa tygodnie miałam pustkę w głowie jednak na szczęście mnie oświeciło.
Rozdział na Amy dodam jakoś bliżej  świąt gdyż jest w trakcie kończenia.----->KLIK

See you ;*

sobota, 6 grudnia 2014

SZEŚĆ

Szczęście czasem uśmiecha się do Nas w najmniej oczekiwanych momentach. Gdy przekreślamy

wszystko, gdy myślimy że już nic nas w życiu nie zaskoczy. Przychodzi tak nagle i nieoczekiwanie.

 Ważne wtedy by się nie poddawać, wyczekiwać tej chwili  a gdy przyjdzie złapać wiatr w żagle i

popłynąć ku lepszemu życiu. Nie można opaść z sił nigdy, bo gdzieś tam za rogiem czai się zło, które

tylko czeka na Twój upadek. Gdy stoczysz się na dno i z dnia na dzień będziesz wylewać hektolitry

łez. Nie pozwól na to!

Johanna wreszcie poczuła się tak wspaniale, tak jak kiedyś. Będąc nastolatką szczęście się do Niej

 uśmiechnęło i mogła przespacerować się po wybiegu prezentując na sobie najnowszą kolekcję

znanego niemieckiego projektanta. Te spojrzenia ludzi, ten flesz skierowany tylko na Nią, nigdy tego

nie zapomni. Dzisiaj wie, że to wcale nie było szczęście. Doskonale zdaje sobie sprawę, że trzeba

było po maturze iść dalej się edukować a nie postawić wszystko na jedną kartę. Ale czasu nie zmieni

i nie będzie się użalać nad swoim losem podczas gdy prawdziwe szczęście stanęło dla Niej otworem.

Pomysł Maggie okazał się strzałem w dziesiątkę.  Katie, która niedawno co otworzyła agencję

 modelek gdy usłyszała, że sama Johanna Levy chce u Niej pracować jako fotograf nie posiadała się

ze szczęścia. Już następnego dnia miała stawić się w nowej pracy a tuż po zakończeniu tygodnia

 opijały wspólny sukces mając nadzieję, że wszystko potoczy się jak najbardziej pozytywnie w ich

życiu.
***
Joe nigdy nie lubiła wcześnie wstawać, jako modelka była do tego wprost zmuszana ale teraz jako

uprawiająca wolny zawód mogła ustalać sobie godziny sesji kiedy tylko chciała. Tak było i też

dzisiaj dopiero o godzinie dwunastej była umówiona na sesję z dziewczynami. Zjadła więc spokojnie

śniadanie przed swoim wielkim czterdziestodwu calowym telewizorem wiszącym na ścianie, który

stanowił punkt centralny w Jej salonie. Włączając telewizję śniadaniową słuchała reportażu na temat

niebezpieczeństwa noszenia obuwia na wysokim obcasie w górach. Nie zdawała sobie sprawy, że

kobiety są tak naiwne, iż stawiają swój wygląd wyżej niż własne bezpieczeństwo. Jak można ubrać

 szpilki chodząc po górach? Jej wywody przerwała reklama, która ogłaszała wiadomości sportowe.


"Wczoraj o 20.05 Bayern Monachium wyruszył z lotniska na mecz, który odbędzie się w

Dortmundzie na SIP dokładnie za dwa dni tj. 22.08.2014r o godz. 19.30. Wszyscy piłkarze są w

wyśmienitych humorach i jak jeden mąż odpowiadają, że zwycięzca jest tylko i jeden i tym razem

wygrają tą potyczkę."

Odłożyła na chwilę łyżkę do miski z płatkami kukurydzianymi zdając sobie sprawę, że Mario już jest

 w Dortmundzie. Kiedyś skakała by z radości na tą wieść a teraz? Czy to cokolwiek Ją obchodziło?

Na pewno nie. Złość jeszcze Jej nie przeszła i prawdopodobnie nigdy nie wybaczy młodemu

Niemcowi tego jak Ją potraktował. Nie zastanawiając się dłużej nad tym faktem wsunęła swe stopy w

puchate papcie i pomaszerowała do swej garderoby w poszukiwaniu odpowiedniej odzieży.
***
Marco Reus zafascynowany z samego rana tym, iż Jego najlepszy przyjaciel przyleciał do

Dortmundu nie posiadał się ze szczęścia. Nie widzieli się prawie pół roku co było niemałym

 odstępem czasu więc gdy usłyszał dzwonek do drzwi prawie, że biegiem dorwał się do klamki.

-Cześć Blondi- przywitał się Mario pozwalając sobie na uścisk z klubową jedenastką.
-Mario! W końcu.
Brunet spóźnił się o niemałą godzinę no ale w końcu co z tego.Ważne, że po prostu był i mogli choć

 parę chwil poczuć się tak jak kiedyś. Wtedy gdy Gotzeus robił furorę na dortmundzkim stadionie.

Opowiadaniom nie było końca. Ani jednemu ani drugiemu usta się nie zamykały. Popijając zimne

napoje starali się zapomnieć o tym, iż już jutro będą musieli zmierzyć się naprzeciw sobie na boisku.

 Nie była to komfortowa sytuacja ale takie było życie. Raz z wozem, raz pod wóz. Nie takie trudności

w życiu omijali by poddać się ot tak. Grając w Fifę zdali sobie sprawę jak późna już godzina. Mario

zmuszony do pobytu hotelowego jak i reszta zawodników Bayernu ten ostatni raz przed meczem

postanowił przespacerować się na Idunę razem ze swym najlepszym przyjacielem.
***
Kończąc pracę Joe spojrzała na zegarek i przetarła oczy by upewnić się, że to na pewno ta godzina.

Nigdy nie pomyślałaby, że można spędzić tyle czasu na jednej sesji. Było to co prawda emocjonujące

 starcie.  Dziewczyny były przygotowywane do półnagiej sesji więc o żadnym mankamencie nie

mogło być mowy. Były to początkujące modelki więc większość z nich tak po prostu i zwyczajnie

 wstydziła się swojego ciała. To przerażające ile populacji nie wierzy w siebie i własne siły. Każdy

przecież jest jaki jest i to jest piękne. Chowając sprzęt do torby pożegnała się z Katy i wyszła na

 zewnątrz. Chłodny wiatr uderzył Jej w twarz wywołując ciarki na całym ciele. Obejmując się

ramionami zdała sobie sprawę, że lato niedługo dobiegnie końca gdyż wieczory już są chłodne.

Nieopodal godziny dwudziestej wysiadła na przystanku nieopodal SIP z którego wystarczyło skręcić

w jedną przecznicę by znaleźć się w ciepłym przytulnym domu.

-Proszę, proszę kogo my tu mamy- odezwał się męski głos, którego gdy tylko usłyszała stanęła

 wryta jak porażona piorunem. Bała się obrócić, wykonać jakikolwiek ruch. Miała nadzieję, że nie

spotka tego osobnika nigdy na swej drodze a nawet jeśli tak to tak zwyczajnie przez wzgląd na to co

ich kiedyś łączyło da jej spokój. Tak jednak nie było, Goetze niewzruszony obojętnością blondynki

kontynuował dalej swój wywód.

-Nie poznajesz mnie Joe?- zapytał po czym blondynka niechętnie obejrzała się za siebie i ujrzała

rząd równie białych zębów Mario ukrytych w nieszczerym i kpiarskim uśmiechu. Obok Niego 

ujrzała

błyszczące blond włosy Jego przyjaciela w których od razu rozpoznała Reusa, przez co jeszcze

bardziej poczuła się zakłopotana.

-Co chcesz?- wycedziła przez zęby mając ochotę jedynie na ucieczkę.

-No nie wiem co Ty mi możesz dać cukiereczku- zbliżając się na niebezpieczną odległość musnął

opuszkami palców Jej dekolt, który pod napływem dotyku zamienił się w gęsią skórkę na całym

 ciele.

-Och czyżby Johanna Levy zadrżała? Czujesz coś do mnie kotku?- zapytał zblizając swe usta do

małżowiny usznej dziewczyny.

-Mario odpuść, idziemy?- wtrącił się nagle Reus widząc sparaliżowaną blondynkę w bezruchu.

-Dziś masz szczęście ale uważaj na siebie- warknął na odchodne puszczając Jej oczko.

Stała tak jeszcze przez chwilę spoglądając na sylwetki dwóch mężczyzn oddalających się ku

stadionowi. Oniemiała z wrażenia poszła do pobliskiego baru by zatopić swój żałosny żywot w

kieliszku drinka.

***
Zmęczona po ciężkim dniu pracy postanowiła w końcu opuścić lokal. Zegar już dawno wybił godzinę

dwunastą. Wiedziała doskonale, że nazajutrz będzie żałować tego co dziś zrobiła. Kolejny raz dała się

podpaść jak małe dziecko I tak po prostu uciekła od problemu zamiast stawić czoła Mario. Mogła

zrobić cokolwiek, należało Mu się dać w pysk. I co to w ogóle znaczyło, że ma szczęście I uważać na

siebie? Czyżby to była groźba?. Coraz bardziej Goetze Ją przerażał, jednak tej nocy nie miała

zamiaru zaprzątać sobie tym głowy  I skierowała swe kroki do domu. Wyciągając z torby klucz

próbowała chwiejną ręką dopasować Go do zamka. Drzwi drgnęły, wcale nie były zamknięte.


Czyżby zapomniała o Nich wychodząc na sesję? Nie to niemożliwe. Zawsze przed wyjściem

wszystkiego dogląda bojąc się dziwnych typów kręcących się po okolicy. Niepewnym ruchem ręki

pchnęła drzwi zapalając na korytarzu  światło. Otwierając szeroko oczy wydała z siebie głośny

przeraźliwy krzyk.....
***************************
Och tylko nie znienawidźcie mnie za takiego Mario- BAD BOY!
Odbiegając od tematu.
WESOŁYCH MIKOŁAJEK!
Mam nadzieję, że prezenty były udane!
<3

sobota, 22 listopada 2014

PIĘĆ

Czasem w najmniej oczekiwanych momentach spotykamy ludzi, których ta na prawdę wcale nie chcemy
widzieć. Czy to normalne? Nikt tego nie wie. Może tak, może nie. Ale świat póki co tak na prawdę jest mały. I
nigdy nie powinniśmy robić czegoś przeciwko sobie. Życie zgodnie ze swoimi przekonaniami. Jakie to wydaje
się być proste prawda? Jednak nie wszystko jest takie kolorowe. Nie ma z góry i pod górę. Są wzniesienia, doły
i kałuże i tak do końca naszych dni.
***
-Znacie się?- zapytał Peter nalewając wszystkim wina do kieliszków.
-Joe była dziewczyną Mario- odparł z pretensją w głosie.
-Tego Mario?!- z szoku aż krzyknął Peter.
-Misiu chodź pójdziemy położyć spać Mike'a- oznajmiła Maggie kierując te słowa do męża.
Z wielką niechęcią mężczyzna przystał na tę propozycję a Joe nadal nie wierzyła co się dzieje. Miała wrażenie
jakby była w jakiejś ukrytej kamerze. Dlaczego nie zorientowała się, że Maggie to siostra Reus'a? No tak jak
miała się zorientować skoro dziewczyna nosiła nazwisko po mężu. Przechylając jednym ruchem ręki kieliszek
wypiła do dna czerwony napój. Wiedziała, że na trzeźwo nie da dziś rady funkcjonować.
-Musiałeś to mówić? Naprawdę musiałeś? Teraz niech wszyscy się dowiedzą, że byłam dziewczyną Mario.
Napiszmy najlepiej do jakiejś gazety, że Mario Goetze ma mnie za dziwkę. No przecież to takie normalne
przecież.- stwierdziła Joe napastując przy tym Reusa.
-O co Ci chodzi? Chyba nie powinnaś tyle pić- oznajmił zabierając Jej przy tym kieliszek w którym przed chwilą
znajdowało się dość mocne wino. Najwidoczniej dziewczyna miała tak słabą głowę, że zdążyło Jej już nieźle
zaszumieć.
-O co mi chodzi? Przez tego Twojego przyjaciela nie mam żadnych przyjaciół tutaj. No prawie żadnych. Gdy
spotkałam Meg to miałam nadzieję, że chociaż Ona może Nią zostać. Ale nie musiałeś to Jej oznajmić. Nie
chcę, żeby ktokolwiek patrzył na mnie przez ten pryzmat, że byłam z Nim kiedyś rozumiesz?
-Znam moją siostrę na wylot i doskonale wiem, że Ona nie jest taka.......Joe to śmieszne nie uważasz?
Będziemy się nadal unikać? Przyjaźniąc się z Maggie musisz liczyć się z tym, że biorę czynny udział w Jej życiu
i zresztą mieszkam nieopodal Niej.
-Nadal nic nie rozumiesz. Goetze to Twój przyjaciel do cholery! Nie chcę, żebyś cokolwiek Mu o mnie mówił!
Jak przez przypadek zobaczyłby, że tak sobie spokojnie konwersujemy to będzie chciał wiedzieć co u mnie,
rozumiesz? Bo mnie nienawidzi i zrobi wszystko żeby mnie pogrążyć!
-Przesadzasz Joe. Nic nie zamierzam Mu mówić. Przecież nic się nie dzieje.... Poza tym Mario nie jest taki, nie
byłby zdolny do złych czynów tylko dlatego, żeby się na kimś zemścić.
Dziewczyna mrużąc oczy spojrzała na osobę blondyna jeszcze raz tego wieczoru.
-Nie do wiary. Rozmawiałeś z Nim! O mnie! No tak, widzisz tego właśnie się spodziewałam. Wyobraź sobie,
że Twój przyjaciel nie jest taki czysty jak Ci się może wydawać. Potrafi manipulować ludźmi jak nikt inny i nim
się obejrzysz tańczysz tak jak On zagra.
-Rozumiem, że nie ułożyło się Wam ale.....
-Słucham?! Nie ułożyło? Co On Ci jeszcze nagadał?! Pewnie jaka to jestem okropna i zła...I zakończył tym, że
nie byłam godna na Jego wielką hojną miłość- zakończyła swój wywód.
-Przesadzasz, nie rozmawiam z Nim o Jego kwestiach miłosnych. Za dużo wypiłaś- skwitował.
Zrezygnowana dziewczyna opadła na fotel zapatrując się w wino, które nadal leżało na stole. Sama nie
wiedziała co robić, co myśleć. Osoba Mario już dawno przestała Ją interesować. Tylko problemem było to, ze
On nadal gdzieś tkwił w Jej życiu i ciągle Ją blokował.
-No już Joe.......Powiedz lepiej co u Ciebie.
Spoglądając beznamiętnym wzrokiem w twarz blondyna odparła:
-Bez zmian, zapisałam się na kurs fotograficzny ale co z tego? Nadal nie mam pracy. Czasem idąc do sklepu
zastanawiam się ile razy jeszcze będę mogła zrobić zakupy. Ciągle sprawdzam kartę kredytową czy czasem nie
ma już na Niej debetu. Ciągle myślę o tym, czy nie skrzywdziłam jakiegoś człowieka, teraz mogę potrzebować
każdej pomocy.
-Mówiłaś coś o fotografii. W naszym klubie....
-O nie- weszła Mu w słowo blondynka.- Nie mam zamiaru mieć cokolwiek wspólnego z piłka nożną. A
zwłaszcza w tym klubie w którym Mario był kiedyś zawodnikiem. Dziękuję Ci Marco za wszystko wiele dla
mnie zrobiłeś ale tej oferty na pewno nie przyjmę choćby nie wiadomo jak było źle.
-Ty byłaś modelką prawda?- nagle znikąd pojawiła się Maggie.- Skoro jesteś już od dawna w tym fachu
powinnaś nadal w nim tkwić.
-Meg po to przyszłam na kurs żeby zapomnieć o świecie mody. Nie mam zamiaru tam wracać i patrzeć jak
robią tym dziewczynom sieczkę z mózgu.

-Ale nie o tym mówię. Jako fotograf modelek mogłabyś pracować. Przecież znasz się na tym jak nikt inny.
Mogłabyś im udzielać rad jak się poruszać po wybiegu, jak pozować do zdjęć. A w międzyczasie zarabiać
pieniądze fotografując Je. Czy to nie dobry pomysł? Właśnie mi się przypomniało, że mam znajomą, która
właśnie otwiera taki salon modelek. Jest początkująca wiec na pewno kokosów tam byś nie zarabiała ale
później kto wie? Zdobyłabyś sławę już dzięki temu, że Ty byłabyś fotografem a i Ty nie straciłabyś twarzy
wspomagając te młode modelki.
-Meg tu nie chodzi o pieniądze ale rzeczywiście to dobry pomysł. Mogłabym je przygotować na prawdziwe
przetrwanie w tym zawodzie.
-Czyli zgadzasz się?- wtrącił się Reus.
-Nie wiem czy Twoja przyjaciółka się zgodzi- te słowa blondynka skierowała do Meg.
-Żartujesz? Już zaraz do Niej dzwonię.
-Dziękuję Wam obojgu za wszystko- kwitowała Joe przytulając każde z rodzeństwa osobno.
***
Powracam z nowym rozdziałem:)

Trochę mdły ale mam nadzieję, że następne będą lepsze:)
Już za tydzień dowiecie się co u Amy i Marco, toteż zapraszam serdecznie tutaj---->http://milosc-bez-konca.blogspot.com/
Miłego tygodnia:***
<3

wtorek, 4 listopada 2014

CZTERY

Pełnia szczęścia?

Nie ma takiego pojęcia. Nie można być wiecznie uradowanym przez całe życie. W życiu każdego człowieka

znajdują się takie wydarzenie które komplikują nasze życie w maksymalnym stopniu. Małżeństwo które

dowiaduje się, że nie może mieć dzieci, energiczna atrakcyjna kobieta w ułamku sekundy dowiaduje się, że

ma raka, dziecko, które zostaje śmiertelnie potrącone na pasach w miejscu które teoretycznie powinno być

bezpieczne. Czy te wydarzenia choć trochę są przyjemne? Nie i otóż to. W życiu zawsze jest równowaga i

to pod każdym względem.

Johanna razem z Lisą beztrosko spędzały czas na Ibizie nie przejmując się nadchodzącym jutrem. Życie było

w tej chwili piękne. Woda w morzu przez okrągłe 24 godziny była idealna by móc zgłębiać Jej fale, słońce

prażyło niemiłosiernie zostawiając po sobie oznaki na ciałach urlopowiczów a delikatny przyjemny wiatr był

rozkoszą w wieczory spędzane na zewnątrz hotelu. Lecz to co dobre szybko się kończy. Ta Idylla musiała

kiedyś zamknąć swój żywot i ten czas nadszedł właśnie dziś w gorące piątkowe popołudnie. Niemki właśnie

szykowały się do odlotu by dotrzeć do domu gdy Joe zdała sobie sprawę z być może najważniejszej kwestii

w Jej życiu. Przeglądając swój aparat ze zdjęciami, które zrobiła na Ibizie uświadomiła sobie, że zawsze

towarzyszył Jej w życiu. Już od małego dziecka pamięta jak biegała po domu i robiła każdemu zdjęcie i

prosiła o uśmiech do kamery. To może być to, przecież kochała fotografię, odkąd pamiętała miała z Nią

styczność. Dlaczego wcześniej na to nie wpadła? Przecież zakończenie modelingu nie oznacza końca

kariery. Może fotografować i nawet ma do tego odpowiedni sprzęt. Postanowiła, że zaraz po przylocie do

Dortmundu uda się na profesjonalny kurs fotografii. Choćby miała wydać fortunę obiecała sobie, że w końcu

spełni swoje marzenia.

***
Dzień za dniem mijał spokojnie, bez rewelacji. Blondynka jak postanowiła tak zrobiła, poszła na kurs

fotograficzny i miała to szczęście, że uchowało się dla Niej jedno ostatnie miejsce. Już na pierwszych

zajęciach zaskarbiła sobie sympatię niejakiej Maggie. Dziewczyna nic a nic nie potrafiła robić zdjęć ale za to

miała fantastyczny charakter.

-Meg, dlaczego właściwie chodzisz na profesjonalny kurs fotografii?- w przerwie na śniadanie Joe zapytała

dziewczyny co Ją tu przywiodło.

-Jestem totalnym beztalenciem w tej dziedzinie wiesz? Zazdroszczę wszystkim moim koleżankom, że ot tak

zrobią pstryk i wychodzą im takie piękne zdjęcia. Zdaję sobie sprawę, że ludzie tutaj na tym kursie są

uzdolnieni pod tym względem ale ja jestem inna i zawsze idę pod prąd. Żebyś Ty zobaczyła moje wypociny

w albumie- zamyślając się chwilę brunetka z radością stwierdziła - Joe to świetny pomysł! Musisz koniecznie

odwiedzić mnie w domu. Zobaczysz jak mieszkam i poznam Cię z moim synkiem i mężem. Zaproszę też

mojego brata, ostatnio złamał kostkę i jak zwykle narzeka na swój marny los. Niech przyjdzie i w końcu

przestanie marudzić, zgadzasz się?

Jako, że Johanna nie miała serca odmawiać nowo poznanej koleżance, która wydawała się być po prostu

miła i uprzejma zgodziła się bez mrugnięcia okiem. Nie zważając na to czy Joe ma czas czy nie jutro wieczór

były umówione.

***
Od momentu feralnego wieczoru w Hiszpanii Joe nie miała żadnego kontaktu z Marco. Widziała Go raz czy

dwa na plaży ale przecież wyraziła się jasno. Zero wspólnych kontaktów. Nie wiedząc czemu ta sprawa

przypomniała Jej się właściwie dziś zaczęła szykować się na domniemane spotkanie z Maggie. Jak zwykle

nie wiedziała co na siebie włożyć, niby to tylko koleżanka ale w końcu ma poznać Jej brata, męża i synka.

Wypadałoby kupić jakiś prezent dla małego. Przypomniała sobie, że Meg mówiła co o tym, że chłopczyk

ma 2 latka. Postanowiła więc, że wyjdzie z domu wcześniej i kupi coś pierworodnemu dziewczyny w

dowolnym sklepie dziecięcym. Ubrała się dość na luzie lecz z delikatną nutką elegancji by nie wypaść na

jakąś ofermę. Wdziewając na swoje ramie czerwoną torebkę wzięła z komody klucz by zamknąć swoje

mieszkanie. Wsiadając do samochodu w swych balerinach zapięła pasy i ruszyła pod domniemany sklep dla

dzieci. Wybór był ogromny. Sama nie wiedziała na co najpierw patrzeć. Były i ubranka i zabawki. Pieluchy i

przeróżne kolorowe nocniki. W tym momencie zdała sobie sprawę, ze takie malutkie dzieckiem to nie lada

wyczyn finansowy dla młodego rodzica. Na początku wpadł w Jej oko zielony rowerek na trzech kółkach,

który na kierownicy miał zabawną żółtą trąbkę lecz po chwili zrezygnowała nie wiedząc czy chłopiec nie ma

takiego pojazdu w swym domu. Nie miała absolutnie pomysłu na prezent dla 2-latka. Chodziła między

regałami niczym kura szukająca swoich małych kurczaków. Małe kolorowe książeczki o zwierzakach? A

może klocki? Dzieci na pewno lubią się bawić. Spoglądając na zegarek zdała sobie sprawę, że jeśli się nie

pospieszy to spóźnienie będzie miała murowane. Zaczepiła więc pracownika sklepu mając nadzieję, że

okaże się większym doświadczeniem od Niej samej w tych sprawach.

-Przepraszam bardzo. Mam kłopot, wybieram się w odwiedziny i poszukuje prezentu dla 2letniego

dziecka...Chłopczyk- dodała po chwili.

-Chłopczyk to może coś z zabawek interaktywnych? Kierownica z migaczami? Piesek który rozmawia,

 samochód?- zaproponował mężczyzna.

-Błagam o pomoc. Nie mam pojęcia. Tyle tego jest, że nie wiem gdzie oczy podziać.

-To może proponuję laptopa. Takiego dla małego dziecka z literkami i zwierzątkami na klawiaturze. Oprócz

tego, że to świetna zabawa dla malucha to jeszcze bardzo edukacyjna.

-Nie wpadłabym na to. Dziękuje. Może Pan jakoś ładnie zapakować?

***
Wpadła niczym piorun na posesję pod numerem dwanaście. Była dokładnie o czasie, cóż za szczęście że

zdecydowała się w końcu na ten prezent gdyby nie ten sprzedawca to tkwiła by tam do jutra. Już tylko

poprawienie niesfornego kucyka i huczne ding dong rozdzwoniło się w domu Maggie.

-Joe! Jesteś już. Wejdź proszę- uradowana brunetka otworzyła szerzej drzwi by Niemka mogła spokojnie

wedrzeć się do środka. Już od progu ujrzała małego słodkiego blondyna, który chodził jeszcze niepewnie

trzymając się płytek po brązowych panelach.

-Ty jesteś Mike- oznajmiła Johanna kucając przy chłopcu. O dziwo dwulatek nie zawstydził się jak to miał

w zwyczaju. Oprócz tego z uśmiechem na ustach skierował we duże brązowe oczy na pakunek, który

przyniosła dziewczyna.-Ja jestem Joe i mam coś dla Ciebie- stwierdziła pomagając małemu odpakować

prezent.

Mike był wniebowzięty przyciskał swoimi małymi paluszkami na wszystkie guziki po kolei zdając sobie

sprawę, że po wciśnięciu na jakikolwiek obrazek z laptopa będzie wydobywał się charakterystyczny

zwierzęcy dźwięk. Klaskając w rączki śmiał się do rozpuku nie puszczając niebieskiego urządzenia.

-Nie musiałaś Joe, miałaś przyjść w odwiedziny a nie kupować małemu prezenty. Wejdź do salonu proszę.


To jest mój mąż Peter, poczekamy jeszcze na mojego brata, który jak zwykle się spóźnia i otworzymy wino.


Johanna siedziała już w salonie państwa Mehr wyczekujac brata Maggie. Spóźniał się już piętnaście minut ale
jak to stwierdziła Meg to podobno normalne u Jej młodszego rodzeństwa. Joe nie lubiła gdy ktoś sie spóźnia a
już na pewno gdy Ona musiała czekać. Przecież po to ktoś skonstruował zegarek by być na czas, prawda?
Postanowiła jednak trzymać nerwy na wodzy. W końcu wcale nie znala człowieka i co najważniejsze nie będzie
obrażać rodziny swojej koleżanki, która była nieliczną w Jej kontaktach towarzyskich od tego czasu gdy
zerwali z Mario. Z zamyślenia wyrwał Ją dzwonek u drzwi po czym gość nie czekając na otworzenie sam
postanowił przybyć do salonu. Poprawiajac swoją pozycję na fotelu wlepiła na usta swój promienny uśmiech i z
niecierliwością czekała na gościa. Gdy towarzysz ukazał się w pełnej krasie tuż w wejściu to blondynka o mało
co nie upuściła swojej szklanki z wodą, którą trzymała w chwili obecnej.
-Joe to jest właśnie mój brat...
-Marco- dokończyła blondynka patrząc złowrogo na mężczyznę.

*****************************************
Rozdział niesprawdzany, mogą być błędy. Za co przepraszam :)
Zapraszam na mój drugi blog, który niedawno wystartował: http://milosc-bez-konca.blogspot.com/
Ciao :*

piątek, 24 października 2014

TRZY

Co Was odpręża? Książka czytana w zaciszu domowym z kubkiem herbaty nieopodal? A może nastrojowa
muzyka wydobywająca się ze starej wieży? Być może sen działa na Was kojąco lub wręcz przeciwnie musicie
potańczyć i się wyszaleć by poczuć się w pełni szczęśliwym. Każdy ma swój własny azyl i każdemu jest
potrzebne coś innego. Człowiek- niby podobna istota ale różnimy się od siebie praktycznie wszytkim. Jeden lubi
zimę, drugi lato. Niektórzy wolą koty, inni zaś psy. To normalne gdyby każdy był taki sam życie byłoby nudne.
Przewidzielibyśmy zachowanie innych bo przecież myśleliby tak samo jak my.
Johanna Levy była zupełnie inna od swej przyjaciółki Lisy. Nie miała w zwyczaju narzucać się chłopakom a już
tym bardziej kokietować ich swoim wyglądem. Blondynka zaś podekscytowana tym, że nie kto inny ale Marco
Reus jest z nimi na tej pięknej wyspie szła do hotelu w podskokach niczym sarenka. Dla Lisy liczyła sie chwila,
ważne żeby się dobrze zabawić i niczego nie żałować. To była Jej główna teza. Joe natomiast miała inne
poglądy na ten temat. Nie umiała ot tak być z kimś choć przez chwile nie zakochując się w Nim. Byc może to
był błąd bo zawsze przez to cierpiała niewyobrażalną ilość czasu ale tak została skonstruowana, tego nie dało
się wyłączyć przyciskiem off niczym pilotem. Podążała w tej chwili tuż za swoją przyjaciółką nie zdziwiona
wcale Jej zachowaniem. 
-Lisa musiałaś Mu się tak narzucać?- zapytała wracając do zachowania dziewczyny, które było dość
kłopotliwe i dla Marco i dla Niej rzecz jasna rozumując, że przyjaźni się z blondynką.
-Ale o co Ci chodzi?- Niemka nic nie rozumiała. Przecież zawsze tak robiła, to było dla Niej normalne.
Wychodziła z założenia, że jest XXI wiek i czasy gdy mężczyźni musieli starać sie o względy dziewczyn już
dawno minęły. Mamy równouprawnienie i nie ma co się bawić w podchody bo szkoda na to czasu.
-Chodzi mi o to, że prawie co Go nie pożarłaś wzrokiem- Joe była nieco zniesmaczona zachowaniem
dziewczyny. Z nieznajomymi mogła sobie robić co chciała, to przecież Jej życie. Lecz Reus'a znała i nie chciała
wstydzić sie przy każdej napotkanej sytuacji mijając Go.
-Czy Ty aby nie jesteś zazdrosna?- zapytała blondynka za co została momentalnie spiorunowana wzrokiem
przez przyjaciółkę.
-Proszę państwa żart roku- oznajmiła - Tak, lecę na najlepszego przyjaciela mojego byłego wiesz? Chcę się na
Nim na pewno odegrać. Bardzo pociągajace nie?- zapytała po czym mrugając do swej towarzyszki wyprzedziła
Ją by dotrzeć do hotelowej recepcji.
-No dobra już dobra. Zaczekaj na mnie!
***
Joe wykończona po podróży nie miała najmniejszej ochoty już na nic tego dnia więc marzyła tylko o kąpieli i
błogim śnie w wielkim wygodnym łóżku. Chciała otulić się ciepłą kołdrą i usnąć jak małe dziecko po
ekscytyującym dniu po wycieczce w zoo. Lecz czyż to nie było by zbyt piękne by mogło stać się realne?
Zdążyła wziąć prysznic i Jej wzrok przykuła buszująca w walizce Lisa, która zdążyła przez ten czas pół
odzieży porozrzucać po ich wspólnym pokoju. Pomieszczenie było niczym porażone tornadem i to nie
jednym. Dziewczyna opierajac się o framugę drzwi od łazienki patrzyła z rozbawieniem na rozszalałą
przyjaciółkę.
-Szukasz czegoś?- zapytała nie wytrzymując już patrzenia na to jak mozolnie Lisa rozrzuca wszystkie swoje
ubrania po pokoju.
-No wreszcie wyszłaś. Ale co Ty ubrałaś? Johanno! Wyciągaj jakąś sukienkę z torby i idziemy- rzekła
blondynka znajdując w końcu swoja zdobycz. Sukienka w kolorze mięty sięgajaca do połowy ud.
-Jakie idziemy? Gdzie niby? W tym chcesz iść spać?- spojrzała na dziewczynę i jednak zrozumiała od razu.
Lisa była pomalowana jakby co najmniej na wesele miała iść. I doskonale wiedziała, że Ją też to czeka. Jej
własna przyjaciółka nie miała zamiaru iść spać a Ona choćby nie chciała iść i tak Jej nie puści, zeby się nie
zgubiła.
Wiec gdy Lisa brała już orzeźwiający prysznic by rozbudzić swój organizm Joe przebrała się w rurki i t-shirt.
Nie miała zamiaru uwodzić nikogo wdziękiem ani marznąć wieczorem na dworze. Malować zbytnio też nie
miała ochoty. Nigdy nie była dziewczyną wytapetowaną i nie chciała tego zmieniać.
-Mówię Ci będzie fajnie, pianki z ogniska i mnóstwo napalonych facetów!- krzyknęła radośnie dziewczyna
odziana w swą skąpą sukienkę.
-Pozostanę jednak przy piankach- odrzekła Joe podążając za Lisą.
***
Ku nieszczęściu Joe na pomysł aby wpaść na imprezę wpadło chyba pół tuzina ludzi. Usiadła więc na
schodach rozświetlonych przez latarnię i czekała za Lisą, która miała przynieść przysmak wieczoru. Obok
Niej przewijało się mnóstwo ludzi, paru mężczyzn próbowało nawet zagadać do brunetki lecz Ona wcale nie
miała ochoty na rozmowę tym bardziej jak widziała gdy płeć przeciwna wpatruje się namiętnie w Jej biust.
Wystarczyło pietnaście minut czekania aż przyszedł do Niej sms od Lisy.
Kochanie, wyrwij jakiegoś przystojniaka bo ja dziś nie wracam na noc do domu.
Twoja Lisa <3
No tak pięknie, wystarczyło Ją wypuścić po głupie pianki a ta już wyhaczyła jakiegoś typa. Co za
dziewczyna. Czy Ona kiedykolwiek zmądrzeje? Nie znała człowieka i już wyladuje z Nim w łóżku. Oby
kiedyś się nie przejechała na tym. Wykorzystując jednak to, że ubrała się i jako tako wygląda postanowiła
iść kupić piwo i przejść się wzdłuż morza, które tak pieknie szumiało zupełnie jak w tych muszlach które
przywozi się z wakacji.
-Jedno piwo poproszę- uśmiechając się promiennie do barmana złożyła zamówienie.
Chłopak dość długo nie mógł oderwać wzroku od dziewczyny. Może i nie nadużywała makijażu ale i bez
tego była piękna. Taka naturalna, może właśnie to pociągało w Niej facetów? Włosy zafalowały na wietrze i
przysłoniły Jej oczy więc zgrabnym ruchem ręki wsunęła kosmyki za ucho odwracając się nieco. Po raz
kolejny tego wieczoru czekała Ją niespodzianka. W samej rzeczy Marco Reus stał jak posąg przed Jej
skromną osobą.  
-Marco? Co Ty tu?....No tak jesteś na urlopie.- uśmiechnęła się zadawając sobie pytanie ile jeszcze razy w
ciągu tego tygodnia spotka Go na plaży.

-Przejdziemy się?- zapytał blondynki na co Ona sie zgodziła ku niezadowoleniu barmana który najwyraźniej
miał inne plany. Otzrymała więc piwo i ruszyli wzdłuz morza.
Tego wieczora było inaczej niż za pierwszym razem, nie było tej krępującej ciszy pośród nich. Marco
postanowił pierwszy się odezwać.
-Gdzie masz Lisę? Wydaje mi się, że jest dość rozrywkową dziewczyną. Nie przyszła z Tobą?
-Właśnie rozrywkową. Wyciągnęła mnie a potem zwiała z jakimś. Właściwie nie wiem z kim. Myślisz że
powinnam się martwić?- zapytała zdajac sobie sprawę, że nawet nie wie w razie czego gdzie szukać
przyjaciółki.
-Jest dorosła, daj spokój. Pewnie świetnie się bawi.
-A więc co Cię tu sprowadza? Zdaje się, że też przyjechałeś z przyjaciółmi. Gdzie Oni są?- zapytała
dziewczyna zmieniając temat.
-Padli po podróży. Ja jakoś nie mogłem spać więc wyszedłem na chwilę się przejść.
Dziewczyna doskonale rozumiała przyjaciół Reus'a sama najchętniej padła by na łóżko. Jak znajdzie Lisę to
Ją udusi gołymi rękoma. I każdy sąd Ją uniewinni. Tego była pewna.
-Jak tam Twoje sprawy? Wracasz do modelingu?- zapytał znienacka zmuszając dziewczynę do odpowiedzi.
-Nie, na pewno nie. Nie chcę już być upokorzona i nie chę już tak żyć. Nie wiem co będę robić. Myślałam
o fotografii ale nie mam pojęcia, pożyjemy, zobaczymy.
W ostatniej chwili miała zapytać co u Mario ale się powstrzymała, obiecała sobie że nigdy więcej nie chce
Go widzieć ani nawet o Nim słyszeć. Dlaczego On Jej to zrobił. Czym takim zasłużyła sobie na to?
-Marco, muszę już iść. Przepraszam ale jestem zmęczona. Tak naprawdę to Lisa mnie tu wyciągnęła a ja
wcale nie miałam ochoty tu być. Mam po prostu chęć na spanie. To jedyne czego mi potrzeba.
-Jasne, rozumiem. Powtórzymy to kiedyś?- zapytał spoglądajac niepewnie na blondynkę.
-Reus myślę jeszcze o Nim. Może już Go nie kocham ale myślę. Zdaję sobie sprawę, że jesteście
przyjaciółmi i jest mi niewygodnie ot tak utrzymywać z Tobą znajomość. Dziękuję Ci za wszystko ale nie.
Myślę, że już się nie spotkamy.
******************************************
Cześć!
Połowa z Was uważała, że na Ibizie będzie również i Mario ale mam względem Niego inne zacne plany! 
Dziękuję za tyle wyświetleń i komentarzy! Kochane MOJE! ♥
Mam nadzieję, że rozdział się podoba:)
<3

czwartek, 16 października 2014

DWA

Mieliście kiedykolwiek w swym życiu złe dni? No jasne, że tak. Każdy Je miał. Niektóre z nich są wielkie
jak choroba, śmierć naszej ukochanej osoby. Są też te mniej bolesne jak pierwsze rozczarowanie miłosne,
odrzucenie. Mimo tego wszystkiego smutek jest nieodłącznym elementem naszego życia. Każda osoba na tej
kuli ziemskiej posiada Go choćby w stopniu minimalnym a jeśli uważa, że nie oznacza to, że przeżył
niewystarczająco dużo w swym życiu lub po prostu ukrywa swoje prawdziwe ja w szklanej skorupie bólu.

Johanna Levy przez cały ostatni tydzień rozmyślała o swoim życiu. Jakie Ono jest, jakie było, jakie będzie.
Analizowała każdy najmniejszy ruch przez swoje 24 lata życia tak jakby chciała wychwycić każdy
najdrobniejszy błąd jaki popełniła. Czy ta dziewczyna była nieskazitelna? Oczywiście, że nie. Popełniała 
błędy jak każdy. Ale przecież najważniejsze w tym wszystkim, żeby wyciągnąć wnioski, by uczyć się na nich
żyć. Co to szczęście? Życie według własnego ja. Ten moment kiedy spojrzysz w lustro i jesteś z siebie
zadowolony. Joe żyła zgodnie ze swoimi wewnętrzymi przekonaniami jakie wpoili Jej rodzice przez tyle lat.
Nigdy nikogo nie starała się oceniać, poniżyć. Wierzyła, że trzeba być miłym dla każdego człowieka, bo nie
wiadomo kiedy można ich jeszcze spotkać na swojej drodze. Była osobą nieufną lecz gdy obdarzyła kogoś
zaufaniem oznaczało to, ze zrobi dla tej osoby wszystko. Taką osobą była Lisa. Jej najdroższa przyjaciółka.
Dziewczyna od ostatniej rozmowy z Reusem wiele myślała, przyznała blondynowi rację. Jej teraźniejsza
sytuacja to nie koniec świata. Jak wiele jest ludzi którzy stracili pracę, chłopaka, sposób na życie? Znała te
odpowiedź. Bardzo wiele. Ale mimo tego wszystkiego dawają sobie świetnie radę i możliwe, że mają
jeszcze gorzej od Niej. Musiała odpocząć, wzięła wiec urlop. Zabierając ze sobą swoją najserdeczniejszą
przyjaciółkę już tego wieczora miały zajmować miejsce pasażera w podróży na Ibizę.
***
Przemierzała powolnym krokiem lotnisko w Dortmundzie wypatrując Lisy.
-Gdzie Ona jest? Spóźnimy się przecież- mówiąc sama do siebie okręcała się wokół własnej osi jak pszczoła
gotowa do zebrania nektaru.
-Zgadnij kto to?- zakrywając oczy brunetce Lisa znalazła się nagle przy Niej. Była rozradowana i
podniecona jak nigdy dotąd. Wyraźnie było widać, że cieszy Ją myśl o słonecznej pogodzie, gorącym piasku
i co najważniejsza opalonych, przystojnych latynosach.
-Wiesz, która jest godzina? Za cztery minuty odlatujemy!- delikatnie popychając blondynkę do przodu
Johanna szybkim krokiem zmierzała do miejsca odlotu. 
Lisa była okropnie roztargnioną osobą. Wiecznie się spóźniała, zawsze mając przy tym coraz to nowsze
wymówki. Polowała na każdego faceta, który nie miał na palcu obrączki i krzywych zębów. Uwielbiała
szminki, czerwone szpilki i krótkie spódniczki opinające Jej idealnie wyrzeźbione na siłowni ciało.
***
Joe nie lubiła wcale latać. Podróż samolotem uważała za zło konieczne. Kiedy tylko można było jeździła
samochodem. Gdy była młodsza razem ze swym rodzeństwem oglądała milion filmów katastroficznych czego
teraz w dorosłym życiu solidnie żałowała. Już gdy tylko przekraczała próg środka transportu powietrznego
zbierało Jej się na nudności. Zawsze więc korzystała z oferty stewardessy, która proponowała lampkę
szampana. To Ją odprężało, pozwoliło choć na chwilę zmrużyć powieki by oddać się w objęcia Morfeusza.
Tak też było tym razem już po kilku łykach procentowego napoju poczuła jak ogarnia Ją błogie uczucie. Jej
drżące powieki zwiastowały znużenie organizmu. Ciałem była już w innej odległej krainie lecz Lisa o mało co
nie wprawiła Ją w migotanie przedsionków. 
-Matko do Ciebie!- podskoczyła na miejscu pasażera zupełnie tak jakby przypomniała sobie o
niewyłączonym mleku na gazie. Obawiając się najgorszego wyrwana z półsnu Niemka spojrzała na
przyjaciółkę.
-Nie wzięłam z domu czerwonego lakieru do paznokci. Joe przecież to mój talizman seksapilu. Jak ja teraz
wyrwę jakiegokolwiek faceta?
W tej właśnie chwili dziewczyna zadała sobie pytanie co Ją skłoniło by wziąć ze sobą Lisę. Była roztrzepana
jak mało kto. Mimo to były przecież nierozłączne. Nie wytrzymały nawet dwudziestu czterech godzin by nie
wysłać do siebie minimum jednego sms-a. Kochały się jak siostry więc Joe nie wyobrażała brać w podróż
nikogo innego. 
-Zaraz lądujemy, proszę zapiąć pasy- usłyszały z głośnika.
Przekonując Lisę do tego, iż kolor miętowy jest równie ekscytujący co czerwony na paznokciach i w niczym
nie przeszkadza w podboju mężczyzn dziewczyna nieco uspokoiła się. Złapały się za poręcz siedzenia by
przetrwać jakoś te chwile grozy. Odliczając spokojnie do dziesięciu blondynka pierwsza otworzyła oczy by
upewnić się, że Ibiza stoi dla nich otworem.
***
-Ja pójdę po nasze walizki a Ty pilnuj mojej torebki- zaproponowała Lisa po czym w mgnienia oku oddaliła
się od brunetki.
-Ale może- zaczęła Joe lecz przyjaciółki już nie było- Pomogę Ci- dopowiedziała sama sobie.
-Joe?- usłyszała za sobą męski głos. O dziwo dźwięk wydobyty z ust mężczyzny był w języku niemieckim.
Obróciła więc się na pięcie by zlustrować twarz swego towarzysza.
-To znowu Ty?- wypaliła.-To znaczy Marco?- zapytała zdając sobie sprawę, że pierwszy zwrot mógł
wydać się niegrzeczny z Jej strony.

-Spokojnie, też się zdziwiłem widząc tu Ciebie i dlatego podeszłem by się upewnić czy to naprawdę Ty.
-No czeeeść- jak ćma w jasności z otchłani wyłoniła się Lisa. -Lisa......- wyciągając rękę w kierunku Reus'a
zatrzepotała swymi długimi rzęsami by oczarować blondyna.
-Marco to jest Lisa moja przyjaciółka a to jest Marco...- właśnie jak przedstawić Reus'a? Mój dawny
znajomy? Najlepszy przyjaciel mojego byłego? To żenujące rozmawiam z najlepszym kumplem Mario
Goetze czy to nie bezsensowna sytuacja?
-Więc co tu robicie?- ten zwrot blondyn skierował do Johanny gdyż osoba Lisy mocno dekoncentrowała
Go. Przypominała Mu o tych wszystkich natrętnych fankach, które na Jego widok piszczały i o niemal co
mdlały. A On strasznie tego nie lubił. Przecież był zwyczajnym człowiekiem i nigdy nie chciał by ktokolwiek
odbierał Jego osoby jako gwiazdy. 
-Przyjechałyśmy na urlop- odparła.
-To tak jak my- stwierdził Marco któremu bezceremonialnie wypowiedź przerwała Lisa.
-My? To znaczy, że takich przystojniaków jest tu więcej?
-Lisa!- zganiła Ją przyjaciółka.- Chyba już powinniśmy iść.-lustrując blondynkę złapała Ją za przegub dłoni
by pociągnąć w swoją stronę.
-Pa Marco- na odchodne rzuciła Lisa.
My? Co oznaczało słowo my? Czy Mario też tam jest? Nie, to niemożliwe sezon w Bayernie jeszcze się nie
skończył. Jednego czego była pewna to to, że nie chciała już na swej drodze nigdy spotkać Mario Goetze.
Ten człowiek zmarnował Jej życie. Nadal gdy o Nim myślała bolałoserce ale już nie przez to jak bardzo
tęskniła ale przez to jak Ją potraktował. Kochała Go a On nazwałzwykłą sprzedajna dziwką. Mario idź
do diabła.
***
Nawet nie wyobrażacie sobie ekstremalnego poziomu mojego zdenerwowania. Miałam cały rozdział, ale słuchajcie caluteñki. Pisałam Go jak zawsze w wordzie I wiecie co? Nacisnęłam krzyżyk I wyświetlił się komunikat czy zapisać zmiany a ja co zrobiłam??? Nacisnęłam NIE!
Tak, tak brawo ja!
Szybko więc pisałam od nowa mając jako taki zarys rozdziału. Myślę, że przekazałam wszystko co w tamtym. Może tylko w niektórych wątkach zmieniły się słowa. Ale jestem padnięta!
Rozdział na Izie prawdopodobnie dopiero w następny weekend.
Miłego dnia:)

Pa, pa:)

P.S Dziękuję mojej kochanej De(nie wiem czemu nawykłam tak do Ciebie mówić) za każde słowo wsparcia!! Jesteś najlepsza <3