wtorek, 4 listopada 2014

CZTERY

Pełnia szczęścia?

Nie ma takiego pojęcia. Nie można być wiecznie uradowanym przez całe życie. W życiu każdego człowieka

znajdują się takie wydarzenie które komplikują nasze życie w maksymalnym stopniu. Małżeństwo które

dowiaduje się, że nie może mieć dzieci, energiczna atrakcyjna kobieta w ułamku sekundy dowiaduje się, że

ma raka, dziecko, które zostaje śmiertelnie potrącone na pasach w miejscu które teoretycznie powinno być

bezpieczne. Czy te wydarzenia choć trochę są przyjemne? Nie i otóż to. W życiu zawsze jest równowaga i

to pod każdym względem.

Johanna razem z Lisą beztrosko spędzały czas na Ibizie nie przejmując się nadchodzącym jutrem. Życie było

w tej chwili piękne. Woda w morzu przez okrągłe 24 godziny była idealna by móc zgłębiać Jej fale, słońce

prażyło niemiłosiernie zostawiając po sobie oznaki na ciałach urlopowiczów a delikatny przyjemny wiatr był

rozkoszą w wieczory spędzane na zewnątrz hotelu. Lecz to co dobre szybko się kończy. Ta Idylla musiała

kiedyś zamknąć swój żywot i ten czas nadszedł właśnie dziś w gorące piątkowe popołudnie. Niemki właśnie

szykowały się do odlotu by dotrzeć do domu gdy Joe zdała sobie sprawę z być może najważniejszej kwestii

w Jej życiu. Przeglądając swój aparat ze zdjęciami, które zrobiła na Ibizie uświadomiła sobie, że zawsze

towarzyszył Jej w życiu. Już od małego dziecka pamięta jak biegała po domu i robiła każdemu zdjęcie i

prosiła o uśmiech do kamery. To może być to, przecież kochała fotografię, odkąd pamiętała miała z Nią

styczność. Dlaczego wcześniej na to nie wpadła? Przecież zakończenie modelingu nie oznacza końca

kariery. Może fotografować i nawet ma do tego odpowiedni sprzęt. Postanowiła, że zaraz po przylocie do

Dortmundu uda się na profesjonalny kurs fotografii. Choćby miała wydać fortunę obiecała sobie, że w końcu

spełni swoje marzenia.

***
Dzień za dniem mijał spokojnie, bez rewelacji. Blondynka jak postanowiła tak zrobiła, poszła na kurs

fotograficzny i miała to szczęście, że uchowało się dla Niej jedno ostatnie miejsce. Już na pierwszych

zajęciach zaskarbiła sobie sympatię niejakiej Maggie. Dziewczyna nic a nic nie potrafiła robić zdjęć ale za to

miała fantastyczny charakter.

-Meg, dlaczego właściwie chodzisz na profesjonalny kurs fotografii?- w przerwie na śniadanie Joe zapytała

dziewczyny co Ją tu przywiodło.

-Jestem totalnym beztalenciem w tej dziedzinie wiesz? Zazdroszczę wszystkim moim koleżankom, że ot tak

zrobią pstryk i wychodzą im takie piękne zdjęcia. Zdaję sobie sprawę, że ludzie tutaj na tym kursie są

uzdolnieni pod tym względem ale ja jestem inna i zawsze idę pod prąd. Żebyś Ty zobaczyła moje wypociny

w albumie- zamyślając się chwilę brunetka z radością stwierdziła - Joe to świetny pomysł! Musisz koniecznie

odwiedzić mnie w domu. Zobaczysz jak mieszkam i poznam Cię z moim synkiem i mężem. Zaproszę też

mojego brata, ostatnio złamał kostkę i jak zwykle narzeka na swój marny los. Niech przyjdzie i w końcu

przestanie marudzić, zgadzasz się?

Jako, że Johanna nie miała serca odmawiać nowo poznanej koleżance, która wydawała się być po prostu

miła i uprzejma zgodziła się bez mrugnięcia okiem. Nie zważając na to czy Joe ma czas czy nie jutro wieczór

były umówione.

***
Od momentu feralnego wieczoru w Hiszpanii Joe nie miała żadnego kontaktu z Marco. Widziała Go raz czy

dwa na plaży ale przecież wyraziła się jasno. Zero wspólnych kontaktów. Nie wiedząc czemu ta sprawa

przypomniała Jej się właściwie dziś zaczęła szykować się na domniemane spotkanie z Maggie. Jak zwykle

nie wiedziała co na siebie włożyć, niby to tylko koleżanka ale w końcu ma poznać Jej brata, męża i synka.

Wypadałoby kupić jakiś prezent dla małego. Przypomniała sobie, że Meg mówiła co o tym, że chłopczyk

ma 2 latka. Postanowiła więc, że wyjdzie z domu wcześniej i kupi coś pierworodnemu dziewczyny w

dowolnym sklepie dziecięcym. Ubrała się dość na luzie lecz z delikatną nutką elegancji by nie wypaść na

jakąś ofermę. Wdziewając na swoje ramie czerwoną torebkę wzięła z komody klucz by zamknąć swoje

mieszkanie. Wsiadając do samochodu w swych balerinach zapięła pasy i ruszyła pod domniemany sklep dla

dzieci. Wybór był ogromny. Sama nie wiedziała na co najpierw patrzeć. Były i ubranka i zabawki. Pieluchy i

przeróżne kolorowe nocniki. W tym momencie zdała sobie sprawę, ze takie malutkie dzieckiem to nie lada

wyczyn finansowy dla młodego rodzica. Na początku wpadł w Jej oko zielony rowerek na trzech kółkach,

który na kierownicy miał zabawną żółtą trąbkę lecz po chwili zrezygnowała nie wiedząc czy chłopiec nie ma

takiego pojazdu w swym domu. Nie miała absolutnie pomysłu na prezent dla 2-latka. Chodziła między

regałami niczym kura szukająca swoich małych kurczaków. Małe kolorowe książeczki o zwierzakach? A

może klocki? Dzieci na pewno lubią się bawić. Spoglądając na zegarek zdała sobie sprawę, że jeśli się nie

pospieszy to spóźnienie będzie miała murowane. Zaczepiła więc pracownika sklepu mając nadzieję, że

okaże się większym doświadczeniem od Niej samej w tych sprawach.

-Przepraszam bardzo. Mam kłopot, wybieram się w odwiedziny i poszukuje prezentu dla 2letniego

dziecka...Chłopczyk- dodała po chwili.

-Chłopczyk to może coś z zabawek interaktywnych? Kierownica z migaczami? Piesek który rozmawia,

 samochód?- zaproponował mężczyzna.

-Błagam o pomoc. Nie mam pojęcia. Tyle tego jest, że nie wiem gdzie oczy podziać.

-To może proponuję laptopa. Takiego dla małego dziecka z literkami i zwierzątkami na klawiaturze. Oprócz

tego, że to świetna zabawa dla malucha to jeszcze bardzo edukacyjna.

-Nie wpadłabym na to. Dziękuje. Może Pan jakoś ładnie zapakować?

***
Wpadła niczym piorun na posesję pod numerem dwanaście. Była dokładnie o czasie, cóż za szczęście że

zdecydowała się w końcu na ten prezent gdyby nie ten sprzedawca to tkwiła by tam do jutra. Już tylko

poprawienie niesfornego kucyka i huczne ding dong rozdzwoniło się w domu Maggie.

-Joe! Jesteś już. Wejdź proszę- uradowana brunetka otworzyła szerzej drzwi by Niemka mogła spokojnie

wedrzeć się do środka. Już od progu ujrzała małego słodkiego blondyna, który chodził jeszcze niepewnie

trzymając się płytek po brązowych panelach.

-Ty jesteś Mike- oznajmiła Johanna kucając przy chłopcu. O dziwo dwulatek nie zawstydził się jak to miał

w zwyczaju. Oprócz tego z uśmiechem na ustach skierował we duże brązowe oczy na pakunek, który

przyniosła dziewczyna.-Ja jestem Joe i mam coś dla Ciebie- stwierdziła pomagając małemu odpakować

prezent.

Mike był wniebowzięty przyciskał swoimi małymi paluszkami na wszystkie guziki po kolei zdając sobie

sprawę, że po wciśnięciu na jakikolwiek obrazek z laptopa będzie wydobywał się charakterystyczny

zwierzęcy dźwięk. Klaskając w rączki śmiał się do rozpuku nie puszczając niebieskiego urządzenia.

-Nie musiałaś Joe, miałaś przyjść w odwiedziny a nie kupować małemu prezenty. Wejdź do salonu proszę.


To jest mój mąż Peter, poczekamy jeszcze na mojego brata, który jak zwykle się spóźnia i otworzymy wino.


Johanna siedziała już w salonie państwa Mehr wyczekujac brata Maggie. Spóźniał się już piętnaście minut ale
jak to stwierdziła Meg to podobno normalne u Jej młodszego rodzeństwa. Joe nie lubiła gdy ktoś sie spóźnia a
już na pewno gdy Ona musiała czekać. Przecież po to ktoś skonstruował zegarek by być na czas, prawda?
Postanowiła jednak trzymać nerwy na wodzy. W końcu wcale nie znala człowieka i co najważniejsze nie będzie
obrażać rodziny swojej koleżanki, która była nieliczną w Jej kontaktach towarzyskich od tego czasu gdy
zerwali z Mario. Z zamyślenia wyrwał Ją dzwonek u drzwi po czym gość nie czekając na otworzenie sam
postanowił przybyć do salonu. Poprawiajac swoją pozycję na fotelu wlepiła na usta swój promienny uśmiech i z
niecierliwością czekała na gościa. Gdy towarzysz ukazał się w pełnej krasie tuż w wejściu to blondynka o mało
co nie upuściła swojej szklanki z wodą, którą trzymała w chwili obecnej.
-Joe to jest właśnie mój brat...
-Marco- dokończyła blondynka patrząc złowrogo na mężczyznę.

*****************************************
Rozdział niesprawdzany, mogą być błędy. Za co przepraszam :)
Zapraszam na mój drugi blog, który niedawno wystartował: http://milosc-bez-konca.blogspot.com/
Ciao :*

10 komentarzy:

  1. Moje przeczucie mnie nie myliło :D.
    Tak jakoś czułam, że jej bratem może okazać się Marco :D
    Rozdział cudowny <3
    Czekam na kolejny
    Buziaki ;*

    OdpowiedzUsuń
  2. Jeju! Super rozdział!
    Świetnie, że Joe w końcu znalazła coś dla siebie :)
    Dobrze też, że poznała Maggie, bo jakoś ta Lisa mi nie odpowiadała :/ Mam nadzieję, że polubią się jeszcze bardziej :)
    Ogromnie jestem ciekawa też jak to będzie z Marco. Strasznie mnie zaciekawiłaś, a ja muszę czekać na kolejny rozdział :(
    Mam nadzieję, że dodasz go szybko :*
    Pozdrawiam i życzę weny <3

    OdpowiedzUsuń
  3. No i jestem! :) W końcu udało mi się wszystko nadrobić. ^^
    Pomysł na to opowiadanie, jak dotąd bardzo mi się podoba. ;) Pięknie kreujesz postaci, co naprawdę działa dla Ciebie na wielki plus. Znam Twój styl pisania już z poprzedniego opowiadania i jestem zachwycona. :)
    Joe jest bardzo intrygującą bohaterką. Już od początku, kiedy tylko Marco spotkał się z nią byłam pewna, że to nie będzie jednorazowe spotkanie. Jak widać, nie pomyliłam się. :)
    Chyba chciałabym, żeby coś się między nimi wydarzyło... ;)
    Szczerze, to podejrzewałam, że to Marco będzie bratem Meg. :)
    Ciekawe, co dalej wymyślisz. ^^
    Czekam na następny rozdział i życzę weny. <3
    Buziaki :*

    OdpowiedzUsuń
  4. Wiedziałam, że ich drogi ot tak się nie rozejdą!
    Jestem tylko teraz bardzo ciekawa jak zareaguje Joe na obecność blondyna.
    Czeam na kolejny!

    OdpowiedzUsuń
  5. Boski rozdział :)
    Coś czułam, że Marco pojawi się w życiu Joe <3
    Czekam na więcej i pozdrawiam gorąco :***

    OdpowiedzUsuń
  6. Haa !
    Od samego początku czułam że to będzie Marco. ! <3
    Ciekawe co wyniknie z ich kolejnego spotkania. ;)
    Ale się cieszę, że Joe znalazła swoją pasję. ;D
    Czekam z niecierpliwością na kolejny. ;***

    Pozdrawiam ;** <3

    OdpowiedzUsuń
  7. To teraz jestem już totalnie zaskoczona, ale z drugiej strony cieszę się, że bratem Meg okazał się Marco :) Naprawdę wciągnęła mnie ta historia i z chęcią będę tu zaglądać. Proszę w miarę możliwości byś informowała mnie o nowych rozdziałach u mnie na blogu w dziale spam :)

    OdpowiedzUsuń
  8. Oo wiedziałam, że tym bratem będzie Marco :)
    To jest przeznaczenie! :) Oni muszą się zbliżyć do siebie :)
    Może po tym spotkaniu Joe bliżej pozna się z Marco i zobaczy jaki jest na prawdę :)
    A może Marco już teraz nie przyjaźni się z Mario i Joe o tym nie wie?
    Fajnie by było! :D Wtedy nie miałaby tak skomplikowanej sytuacji :)

    Rozdział super! :)
    Czekam na kolejny :)
    Buziaki :**

    OdpowiedzUsuń
  9. Ulalalala ten przypadek to nie przypadek!
    To przeznaczenie,tak,jestem tego pewna :)
    Ach ten Mario,niby go nie ma,ale gdzieś tam w powietrzu wisi!
    Mam nadzieję,że Joe i Marco zbliżą się do siebie i zwalczą ten dystans :*
    Czekam na kolejny ;*
    Buziaaczki!

    OdpowiedzUsuń
  10. Tak myślałam, że to będzie Marco ^^
    Jeszcze tylko brakuje Mario to już wgl. bd ciekawie ;D
    Czekam na nn ;3
    Pozdrawiam <3

    OdpowiedzUsuń