"Miłość
jest jak oddychanie. Musisz kochać, bo inaczej umrzesz. A kiedy
miłość przemija, dusza zaczyna krwawić. Nie da się z tym
porównać żadnego bólu na świecie"
Susan
Wiggs
Sama
nie wiedziała co się z Nią dzieje, z jednej strony była zła na
blondyna o to, że bił się właśnie o Nią ze swoim najlepszym
przyjacielem tak jakby była jakimś cholernym trofeum z drugiej zaś
chciała by tak zwyczajnie i bez jakiegokolwiek podtekstu przytulił
Ją bo była zagubiona i zmęczona tym wszystkim. Istniała też
trzecia strona tej całej układanki, otóż Johanna Levy bała się
jak nigdy co teraz będzie. Niepewna reakcji Mario obawiała się o
swój dalszy los, brunet był nieobliczalny i zdążyła się już o
tym przekonać nie jeden raz. Choć miotało Nią tyle negatywnych
emocji i tak bardzo pragnęła bliskości ukochanej osoby obok
odsunęła się od blondyna tłumacząc Mu, że chce zostać sama.
Zabrzmiało to tak obcesowo jakby miała o coś żal do Marco. A czy
mogła mieć? Przecież sama doprowadziła do rozkwitnięcia tego
romansu. Mogła w każdej chwili przystopować ale tego nie zrobiła,
po prostu myślała tylko o sobie.
-Nie
chcę, żebyś akurat teraz została sama Joe- z zamyślenia wyrwał
Ją aksamitny głos Reusa, który działał na Nią kojąco. Poczuła
jak miękkie łóżko ugina się pod Jego ciężarem, wyczuwalna była
ta chora, krępująca cisza której obydwie osoby w tym pomieszczeniu
tak bardzo nienawidziły.
-Nic
mi nie będzie- zdołała odpowiedzieć gdy poczuła jak po jej
policzku spływają gorzkie łzy. Jak to dobrze, że siedzę plecami
do Niego- pomyślała dziewczyna zdawając sobie sprawę jak bolesny
otrzymała cios od Goetzego. Słonogorzkie łzy zaczęły szczypać
Jej mocno zaczerwieniony policzek przy którym niedawno trzymała
kostki zimnego lodu.
-Na
pewno?- zapytał z rezygnacją w głosie wiedząc, że nie wygra tej
walki. Johanna była zbyt honorowa i miała w sobie zbyt wiele
godności by pokazać swą słabość. Nigdy za nic w świecie nie
ujawniłaby swej wrażliwej natury. On o tym wiedział ale nijak nie
miał pojęcia jak wydobyć to uczucie z blondynki. Dziewczyna
skinęła tylko głową nie obracając się choćby na milimetr.
Marco podniósł się więc z łóżka i całując dziewczynę z tyłu
głowy wprost w Jej lśniące włosy skierował się w kierunku
drzwi. Myśląc, że blondyn jest już daleko za drzwiami skuliła
się w sobie i dała upust emocjom. Trzęsąc się jak mały
przestraszony szczeniak poczuła jak wydobywa się z Niej fala
rozpaczy. Krople łez kapały z Niej niczym ulewa z srebrzystego
nieba. Nie potrafiła ich zatamować, szlochając w białe
prześcieradło tłumiła swój szloch. Nie przewidziała jednak
tego, że Marco wcale nie opuścił Jej pokoju, stał tam jak posąg
czując jak żal ściska Mu serce i za chwile podrze Je na strzępy.
-Och,
Joe- zdołał tylko tyle wydusić z siebie po czym podbiegł do
dziewczyny mocno tuląc Ją w ramionach. -Nie zostawię Cię,
rozumiesz? Czy Ci się to podoba czy nie.
Kołysali
się tak w takt szlochu Joe gdy nagle dziewczyna oprzytomniała i
spoglądając w czekoladowe tęczówki Marco usiadła prosto tuż
przed piłkarzem.
-To
wszystko moja wina...Zniszczyłam Twoją przyjaźń- podciągając co
chwila nosem zdała sobie sprawę, że blondyn stał się dla Niej
cholernie ważny. Nie chciała Go ranić, pragnęła aby był
szczęśliwy. I bardzo zabolało Ją to, że przez Nią może tak nie
być. - Przecież kochasz Go jak własnego brata. Co ja zrobiłam,
Przepraszam Cię Marco, naprawdę nie chciałam- wyszeptała chowając
twarz w dłoniach.
-Popatrz
na mnie Joe- ujmując Jej podbródek zmusił blondynkę by spojrzała
na Niego. Była zrozpaczona, tego uczucia najbardziej Reus
nienawidził. Czuł wtedy, że nie ma kontroli nad całą sytuacją,
nie ma kontroli nad płaczącą kobietą, która martwi się o Niego.
Otarłszy mokre policzki Johanny robił to z wielka delikatnością
aby dziewczyna nawet w minimalnym stopniu nie odczuła bólu
doskwerajacego od spotkania z Mario.- To nie Twoja wina, rozumiesz?
Czuję się taki szczęśliwy gdy jesteś obok, powinnaś to
wiedzieć.
-Marco
ja... Boje się- wyszeptała. - Tak strasznie się boję tego co
będzie, gdy zobaczyłam tu Mario pomyślałam, że to koniec. I
ogarnęła mnie taka pustka, że nie da się tego opisać. Nie chcę
Cię stracić- przyciskając się mocno do ciała blondyna poczuła
się lżej, że mogła to wszystko wyjawić. Poczuła się tak lekko
jak nigdy dotąd.
-
Jestem tu- odrzekł Reus gładząc Ją po włosach, to Jej
wystarczyło. On Jej wystarczał.
***
Leżeli
tak beztrosko na łóżku blondynki podczas gdy dziewczyna
spoczywała na klatce piersiowej Marco a ten bawił się Jej palcami
u rąk.
-Nie
chcę nigdzie wyjeżdżać- oznajmiła nagle spoglądając na
spakowaną walizkę stojącą w rogu pokoju.
-Powinniśmy
odpocząć, Ty powinnaś- dodał po chwili z namysłem.
Dziewczyna
podparła się na łokciu dotykając nienaruszonego policzka by
wesprzeć swą twarz. Spojrzała na Marco z nadzieją, ze wyperswaduje
mu ten pomysł z głowy.
-Mogę
to robić tutaj. Co za różnica?- zapytała wznosząc oczy do nieba.
-Taka,
że tutaj nie mam nad Tobą całkowitej kontroli a tam...- zakończył
nagle swą wypowiedź spotykając się ze zdumionym spojrzeniem
dziewczyny.
-A
tam?- zapytała zmuszając Niemca do kontynuacji wypowiedzi. Nie
opuszczając swych brwi, które były wygięte w geście zdziwienia,
jej źrenice nadal były utkwione w twarzy towarzysza.
-Chodzi
mi o to, że tam nikt Nas nie złapie....Posłuchaj mnie Joe, gdy
Mario wtargnął tu i Cię uderzył nie wiedziałem co robić. Gdyby
to był jakikolwiek inny facet dostałby dawno po mordzie i to dość
boleśnie ale cholera....To był Mario! Zamurowało mnie. Dopiero jak
zobaczyłem jak osuwasz się na ziemię wróciła do mnie zimna krew,
kazałem się Mu wynosić ale nadal niczego nie zrobiłem, żeby Cię
obronić. Nienawidzę tego w sobie, czuję że muszę się wiele
nauczyć ale to nie jest wcale proste.
-Potrzebujesz
dystansu- szepnęła dziewczyna nie spuszczając wzroku z blondyna.
-Tak
i dlatego....
-I
dlatego powinieneś wyjechać sam. Ty potrzebujesz odpoczynku Reus,
nie ja. Moja osoba potrzebuje wyciszenia a to mogę zapewnić sobie
sama.
-Ale
Joe, chyba nie myślisz, że zostawię Cię tu samą.....z Nim-
oznajmił drżącym głosem piłkarz.
-Drugi
raz mnie nie uderzy, nie pozwolę na to- odrzekła i tłumiąc groźne
spojrzenie blondyna oznajmujące, że wcale Mu się ten pomysł nie
podoba dodała:- Powinieneś już iść, spakuj się i przemyśl to
wszystko.
************************
NEXT=7 KOMENTARZY
Świetne opowiadanie! PS. Marco nie może wyjechać sam! A mario niech diabli wezmą ;p
OdpowiedzUsuńCzekam na ciąg dalszy :-) Kalina
OdpowiedzUsuńJoe.kocha Marco ,ale czy Mario to zaakceptuje ?Według mnie powinien ,jeżeli naprawdę ją kocha , to powinien dać jej odejść.Cudne czeka z niecierpliwością.
OdpowiedzUsuńJesteś genialna Kamoncikowa Kali po prostu,czarujesz słowem.Kocha oba Twoje oba blogi o Marco.
OdpowiedzUsuńCudowny <3 Iga
OdpowiedzUsuńBrak mi słów ,rozdział wspaniały.Czekam na kolejny.
OdpowiedzUsuń