sobota, 13 czerwca 2015

DZIEWIĘTNAŚCIE

"Miłość jest jak oddychanie. Musisz kochać, bo inaczej umrzesz. A kiedy miłość przemija, dusza zaczyna krwawić. Nie da się z tym porównać żadnego bólu na świecie"
Susan Wiggs




Sama nie wiedziała co się z Nią dzieje, z jednej strony była zła na blondyna o to, że bił się właśnie o Nią ze swoim najlepszym przyjacielem tak jakby była jakimś cholernym trofeum z drugiej zaś chciała by tak zwyczajnie i bez jakiegokolwiek podtekstu przytulił Ją bo była zagubiona i zmęczona tym wszystkim. Istniała też trzecia strona tej całej układanki, otóż Johanna Levy bała się jak nigdy co teraz będzie. Niepewna reakcji Mario obawiała się o swój dalszy los, brunet był nieobliczalny i zdążyła się już o tym przekonać nie jeden raz. Choć miotało Nią tyle negatywnych emocji i tak bardzo pragnęła bliskości ukochanej osoby obok odsunęła się od blondyna tłumacząc Mu, że chce zostać sama. Zabrzmiało to tak obcesowo jakby miała o coś żal do Marco. A czy mogła mieć? Przecież sama doprowadziła do rozkwitnięcia tego romansu. Mogła w każdej chwili przystopować ale tego nie zrobiła, po prostu myślała tylko o sobie.
-Nie chcę, żebyś akurat teraz została sama Joe- z zamyślenia wyrwał Ją aksamitny głos Reusa, który działał na Nią kojąco. Poczuła jak miękkie łóżko ugina się pod Jego ciężarem, wyczuwalna była ta chora, krępująca cisza której obydwie osoby w tym pomieszczeniu tak bardzo nienawidziły.
-Nic mi nie będzie- zdołała odpowiedzieć gdy poczuła jak po jej policzku spływają gorzkie łzy. Jak to dobrze, że siedzę plecami do Niego- pomyślała dziewczyna zdawając sobie sprawę jak bolesny otrzymała cios od Goetzego. Słonogorzkie łzy zaczęły szczypać Jej mocno zaczerwieniony policzek przy którym niedawno trzymała kostki zimnego lodu.

-Na pewno?- zapytał z rezygnacją w głosie wiedząc, że nie wygra tej walki. Johanna była zbyt honorowa i miała w sobie zbyt wiele godności by pokazać swą słabość. Nigdy za nic w świecie nie ujawniłaby swej wrażliwej natury. On o tym wiedział ale nijak nie miał pojęcia jak wydobyć to uczucie z blondynki. Dziewczyna skinęła tylko głową nie obracając się choćby na milimetr. Marco podniósł się więc z łóżka i całując dziewczynę z tyłu głowy wprost w Jej lśniące włosy skierował się w kierunku drzwi. Myśląc, że blondyn jest już daleko za drzwiami skuliła się w sobie i dała upust emocjom. Trzęsąc się jak mały przestraszony szczeniak poczuła jak wydobywa się z Niej fala rozpaczy. Krople łez kapały z Niej niczym ulewa z srebrzystego nieba. Nie potrafiła ich zatamować, szlochając w białe prześcieradło tłumiła swój szloch. Nie przewidziała jednak tego, że Marco wcale nie opuścił Jej pokoju, stał tam jak posąg czując jak żal ściska Mu serce i za chwile podrze Je na strzępy.
-Och, Joe- zdołał tylko tyle wydusić z siebie po czym podbiegł do dziewczyny mocno tuląc Ją w ramionach. -Nie zostawię Cię, rozumiesz? Czy Ci się to podoba czy nie.
Kołysali się tak w takt szlochu Joe gdy nagle dziewczyna oprzytomniała i spoglądając w czekoladowe tęczówki Marco usiadła prosto tuż przed piłkarzem.
-To wszystko moja wina...Zniszczyłam Twoją przyjaźń- podciągając co chwila nosem zdała sobie sprawę, że blondyn stał się dla Niej cholernie ważny. Nie chciała Go ranić, pragnęła aby był szczęśliwy. I bardzo zabolało Ją to, że przez Nią może tak nie być. - Przecież kochasz Go jak własnego brata. Co ja zrobiłam, Przepraszam Cię Marco, naprawdę nie chciałam- wyszeptała chowając twarz w dłoniach.
-Popatrz na mnie Joe- ujmując Jej podbródek zmusił blondynkę by spojrzała na Niego. Była zrozpaczona, tego uczucia najbardziej Reus nienawidził. Czuł wtedy, że nie ma kontroli nad całą sytuacją, nie ma kontroli nad płaczącą kobietą, która martwi się o Niego. Otarłszy mokre policzki Johanny robił to z wielka delikatnością aby dziewczyna nawet w minimalnym stopniu nie odczuła bólu doskwerajacego od spotkania z Mario.- To nie Twoja wina, rozumiesz? Czuję się taki szczęśliwy gdy jesteś obok, powinnaś to wiedzieć.
-Marco ja... Boje się- wyszeptała. - Tak strasznie się boję tego co będzie, gdy zobaczyłam tu Mario pomyślałam, że to koniec. I ogarnęła mnie taka pustka, że nie da się tego opisać. Nie chcę Cię stracić- przyciskając się mocno do ciała blondyna poczuła się lżej, że mogła to wszystko wyjawić. Poczuła się tak lekko jak nigdy dotąd.
- Jestem tu- odrzekł Reus gładząc Ją po włosach, to Jej wystarczyło. On Jej wystarczał.
***
Leżeli tak beztrosko na łóżku blondynki podczas gdy dziewczyna spoczywała na klatce piersiowej Marco a ten bawił się Jej palcami u rąk.
-Nie chcę nigdzie wyjeżdżać- oznajmiła nagle spoglądając na spakowaną walizkę stojącą w rogu pokoju.
-Powinniśmy odpocząć, Ty powinnaś- dodał po chwili z namysłem.
Dziewczyna podparła się na łokciu dotykając nienaruszonego policzka by wesprzeć swą twarz. Spojrzała na Marco z nadzieją, ze wyperswaduje mu ten pomysł z głowy.
-Mogę to robić tutaj. Co za różnica?- zapytała wznosząc oczy do nieba.
-Taka, że tutaj nie mam nad Tobą całkowitej kontroli a tam...- zakończył nagle swą wypowiedź spotykając się ze zdumionym spojrzeniem dziewczyny.
-A tam?- zapytała zmuszając Niemca do kontynuacji wypowiedzi. Nie opuszczając swych brwi, które były wygięte w geście zdziwienia, jej źrenice nadal były utkwione w twarzy towarzysza.
-Chodzi mi o to, że tam nikt Nas nie złapie....Posłuchaj mnie Joe, gdy Mario wtargnął tu i Cię uderzył nie wiedziałem co robić. Gdyby to był jakikolwiek inny facet dostałby dawno po mordzie i to dość boleśnie ale cholera....To był Mario! Zamurowało mnie. Dopiero jak zobaczyłem jak osuwasz się na ziemię wróciła do mnie zimna krew, kazałem się Mu wynosić ale nadal niczego nie zrobiłem, żeby Cię obronić. Nienawidzę tego w sobie, czuję że muszę się wiele nauczyć ale to nie jest wcale proste.
-Potrzebujesz dystansu- szepnęła dziewczyna nie spuszczając wzroku z blondyna.
-Tak i dlatego....
-I dlatego powinieneś wyjechać sam. Ty potrzebujesz odpoczynku Reus, nie ja. Moja osoba potrzebuje wyciszenia a to mogę zapewnić sobie sama.
-Ale Joe, chyba nie myślisz, że zostawię Cię tu samą.....z Nim- oznajmił drżącym głosem piłkarz.

-Drugi raz mnie nie uderzy, nie pozwolę na to- odrzekła i tłumiąc groźne spojrzenie blondyna oznajmujące, że wcale Mu się ten pomysł nie podoba dodała:- Powinieneś już iść, spakuj się i przemyśl to wszystko.
************************
NEXT=7 KOMENTARZY

6 komentarzy:

  1. Świetne opowiadanie! PS. Marco nie może wyjechać sam! A mario niech diabli wezmą ;p

    OdpowiedzUsuń
  2. Czekam na ciąg dalszy :-) Kalina

    OdpowiedzUsuń
  3. Joe.kocha Marco ,ale czy Mario to zaakceptuje ?Według mnie powinien ,jeżeli naprawdę ją kocha , to powinien dać jej odejść.Cudne czeka z niecierpliwością.

    OdpowiedzUsuń
  4. Jesteś genialna Kamoncikowa Kali po prostu,czarujesz słowem.Kocha oba Twoje oba blogi o Marco.

    OdpowiedzUsuń
  5. Cudowny <3 Iga

    OdpowiedzUsuń
  6. Brak mi słów ,rozdział wspaniały.Czekam na kolejny.

    OdpowiedzUsuń