Są takie błędy, których nie da się naprawić. Są takie słowa, których nie sposób cofnąć. Są takie łzy,
których nie potrafimy powstrzymać. Są takie gesty, którym nie potrafimy się oprzeć. Są takie
pragnienia, które nie chcą umrzeć. Jest takie uczucie, które nie chce zgasnąć.
-Joe! Poczekaj! Gdzie Ty teraz pójdziesz?- zapytał Reus chwytając w ostatniej sekundzie dziewczynę
za nadgarstek. -Nie wygłupiaj się, zostań.
Przyparta do muru nie miała wystarczająco dość siły by się uwolnić. Trzymający nadal Jej nadgarstek
Reus stał tuż przed Nią. Dzieliły ich nieznaczne milimetry, dopiero teraz ujrzała czekoladowe
tęczówki Marco, na które wcześniej nie miała okazji patrzeć z aż takiego bliska. W Jej nozdrza
wbił się orzeźwiający zapach żelu pod prysznic, którego blondyn przesiąknął od stóp do głów.
Zamarła w bezruchu starając się opanować nerwy. Cicho wyszeptywane imię "Joe" przez Marco
wcale nie pomagało w zebraniu myśli. Wprost przeciwnie, głos Niemca pobudził Ją w ułamku
chwili by zbliżyć się do malinowych ust blondyna i musnąć delikatnie Jego ciepłe wargi.
-Przepraszam- odrzekła gdy zorientowała się co właśnie zrobiła i tak po prostu uciekła.
***
Czy pech zawsze musiał Ją prześladować? Nawet w najgorszych dla Jej życia momentach nie mogła
zaznać spokoju. Szła przed siebie ciągnąc buty po mokrym od deszczu chodniku rozmyślając o tym
co się właśnie wydarzyło. To był absurd, nie mogła sobie wyobrazić dlaczego to zrobiła. Mieli być
przyjaciółmi tylko i wyłącznie. Nawet w najśmielszych snach nie przyszło Jej do głowy by zdobyć
się na pocałunek z Reusem. Ale ta cała sytuacja, była roztrzęsiona, przygnębiona i nie wiedziała co
robić. A Marco stał stanowczo za blisko, to był ułamek sekundy i Bach! Jak grom z jasnego nieba
dotknęła malinowych ust chłopaka po czym zniknęła. To potrafiła robić najlepiej, narobić sobie
wstydu i zniknąć. Nogi prowadziły Ją teraz do domu Lisy, dlaczego od razu tu nie przyszła? Musiała
iść do blondyna? Od samego początku wiedziała, że ta znajomość nie przyniesie nic dobrego i nie
myliła się. Jej szósty zmysł po raz kolejny Jej nie zawiódł, tylko dlaczego musiało do tego dojść?
Reus pewnie myśli, że Mario miał rację i jestem puszczalska- pomyślała dziewczyna zbliżając się do
domu przyjaciółki.
***
-Ale jak Go pocałowaś? Tak po prostu?!- Lisa przeszywała wzrokiem przyjaciółkę wytrzeszczając
przy tym źrenice.
Ukrywając twarz w dłoniach Joe kołysała się do przodu i tyłu. Nie miała pojęcia co się z Nią dzieje i
jak ma teraz postąpić. Z otępienia wyrwał Ją odgłos telefonu z torebki, który sygnalizował
nadchodzące połączenie. Wyciągając iphona z kieszonki spojrzała na wyświetlacz. Reus. Osiem
nieodebranych połączeń. Powinna powiedzieć Mu, że jest bezpieczna i nic Jej nie grozi ale nie miała
na to siły. Nie posiadała ochoty na jakiekolwiek wyjaśnienia i bała się, że gdy powie blondynowi
gdzie się znajduje ten wsiądzie w samochód i przyjedzie do Niej a na to kompletnie nie była gotowa.
-Co ja mam Mu powiedzieć Lisa? Przepraszam ale to był błąd? Czy Ty to słyszysz? Co On sobie o
mnie myśli? Jaką ja jestem idiotką!
Lisa wracając z kuchni z dwoma parującymi kubkami sama nie wiedziała co myśleć o tej sytuacji.
Johanna zawsze miała problemy z wyborem niewłaściwych facetów. Nie rozumiała jednak
przyjaciółki, przecież Reus nie jest złym człowiekiem.
-Joe ale....Wy nic ten tego?- zapytała patrząc z ukosa na blondynkę.
-Oszalałaś chyba! Jeszcze tego by mi brakowało! Weź mnie zastrzel, bo spalę się ze wstydu.-
oznajmiła dziewczyna.
-Kochanie nie rozumiem Twych obaw. Ty jesteś sama, On jest sam. Brzydka nie jesteś, On za to jest
boski. Jeśli nie weźmiesz się za Niego to ja chętnie skorzystam.- rozmarzyła się Lisa.
-Na miłość Boską dziewczyno! To jest najlepszy przyjaciel mojego byłego, rozumiesz? Przeliteruję
Ci. Oni się P-R-Z-Y-J-A-Ź-N-I-Ą.- wstając z sofy zdała sobie sprawę, że nadchodzi siódma. Nie
spała wcale dzisiejszej nocy i w najbliższych godzinach też się na to nie zapowiadało. Musiała
zbierać się do pracy, gdyż z samego rana ktoś zarezerwował sobie sesję.
***
Rozkładając sprzęt czekała na Kathy, która spóźniała się już dwadzieścia minut. Nie lubiła gdy ktoś
się spóźnia ale była tak zaabsorbowana swoimi problemami, że nie zdążyła się obejrzeć i ujrzała
dziewczynę w drzwiach.
-Przepraszam za spóźnienie, straszne korki o tej porze. Musiałabym o szóstej wyjechać, żeby tu być
na czas. Widzę, że już się rozłożyłaś. Bardzo dobrze. Zaraz przyjdą.
-Kto przyjdzie? -zapytała z ciekawością lecz nie musiała długo czekać na odpowiedź gdyż
zauważyła przed sobą sylwetki dwóch mężczyzn.
-Maggie była o tyle dobra i namówiła swego brata na sesję. Joe przedstawiam Ci Marco Reusa i
Matsa Hummelsa z tutejszej drużyny piłkarskiej. Zrobimy sesję dla Hugo Bossa.
Kathy wcale nie musiała przedstawiać stojących przed Nią mężczyzn. Znała ich z ekranu wielkiego
telewizora a nawet jednego z nich miała okazję poznać jeszcze bliżej. Aż zbyt bardzo. Johanna stała
wpatrzona jak w obraz niczym zahipnotyzowana magicznym zaklęciem. Z rozszerzonymi wargami
wpatrywała się w piłkarzy nie mrużąc nawet przy tym powiek. Ocuciła się jednak po chwili zdając
sobie sprawę, jak głupio musi wyglądać. Postanowiła wziąć się do pracy nie dając po sobie nic
poznać. Przecież nic się nie dzieje- powtarzała sobie w myślach pstrykając co chwila zdjęcie.
Gdy nastała chwila przerwy na łyk kawy myślała, że oszaleje. Nie wiedziała co robić, jak się
zachowywać. Zaczęła czyścic więc swój obiektyw nie spuszczając z Niego oka. Po chwili poczuła
jednak czyjąś obecność obok.
-Mogę przeszkodzić?- zapytał blondyn bezceremonialnie siadając obok. Był tak wyluzowany jakby
nic osobistego w przeszłości między nimi nie miało wcale zdarzenia. Joe jednak nie potrafiła tak,
postanowiła jednak udawać,że wszystko w porządku.
-Jakieś propozycje co do sesji? Jeśli coś Ci się nie podoba to powiedz, zawsze możemy zmienić
koncepcję.
-Joe...?- zapytał przeciągle Marco- Chcesz mi coś powiedzieć?- spojrzał na Nią tymi cholernie
brązowymi oczami, które nagle pociemniały od wpatrywania się w blondynkę.
-No dobrze przepraszam, nie wiem co się ze mną stało. Nie zapanowałam nad sobą czego żałuję.
Naprawdę nie mam pojęcia co mi do głowy strzeliło- oznajmiła zdając sobie sprawę jak interesujące
w tej chwili są Jej własne dłonie. Przebierając nerwowo palcami miała wrażenie, że zaraz zapadnie
się pod ziemię.
-OK, dlaczego nie odbierasz telefonów?- zapytał upijając łyk świeżo zaparzonej kawy.
Nie miała pojęcia co odpowiedzieć. Wstydziła się, bała, nie miała ochoty? Wzruszając ramionami
spojrzała na punkt przed siebie.
-Nie możemy się unikać, przyjaźnisz się z Maggie a to moja siostra.
-Marco nie chcę Cię unikać ale nie sądzisz, że to niekomfortowa sytuacja? Mam się zachowywać
jakby nigdy nic? Jeszcze niedawno temu mieszkałam z Twoim najlepszym przyjacielem!
-Joe to był impuls. Ja o tym zapominam Ty też, ok?- zapytał patrząc z ukosa na dziewczynę.
-Postaram się- odrzekła wstając z krzesła. -Ale lepiej jeśli na jakiś czas przestaniemy się widywać.
***
Cześć robaczki ♥
Wiem, że rozdział nie powala ale z racji tego, że jutro wyjeżdżam na 10 dni w góry!!!!! <3
To chciałam coś dodać przed mym wyjazdem.:)
Mam nadzieję, że choć trochę się spodobał ;)
A wiec pragnę jeszcze życzyć Wam:
WYSTRZAŁOWEGO SYLWESTRA I JESZCZE LEPSZEGO NOWEGO ROKU:)
See you:*
poniedziałek, 29 grudnia 2014
sobota, 20 grudnia 2014
SIEDEM
Nie sztuką jest po rozstaniu miłość zamienić w nienawiść...prawdziwą sztuką jest zamienić miłość
chociażby w normalną relację.
Niepewnym ruchem ręki pchnęła drzwi zapalając na korytarzu światło. Otwierając szeroko oczy
wydała z siebie głośny przeraźliwy krzyk.....
Jej mieszkanie przypominało istne pobojowisko. Rozglądając się dookoła pomieszczenia bała się
wykonać jakikolwiek ruch, chociażby najmniejsze poruszenie wydawało się niebezpieczne. Lokum
było w opłakanym stanie, nie było choćby jednej szafki z której nie zostałyby porozrzucane rzeczy.
Nawet głupia szuflada ze skarpetkami była opróżniona do zera i leżała pośrodku pokoju. Jej
mieszkanko na które ciężko pracowała przypominało w tej chwili pole bitwy. Na białej ścianie na
której kiedyś wisiał telewizor czerwonym sprayem ktoś napisał słowo "DZIWKA". Sparaliżowana
strachem i poczuciem bezradności nie zastanawiając się długo obróciła się na pięcie i nie zważając na
to, iż zostawiła otwarte mieszkanie z płaczem ruszyła przed siebie.
Podążała ciemną nocą wgłąb śpiącego Dortmundu mijając co chwila pojedynczych zmęczonych
ludzi, którzy o tej porze wracali z tłocznych klubów. Raz po raz niejeden mieszkaniec obracał się w
ślad za dziewczyną gdy ujrzał Jej podpuchnięte od płaczu oczy. Była przerażona, jak nigdy dotąd.
Kto mógł to zrobić? I w jakim celu?Czy ktoś Ją obserwował? Spoglądając się za siebie nie
zauważyła żadnego podejrzanego obiektu. Ten strach był paniczny, obezwładniał Ją od środka. Nie
wiedziała dokąd pójść, wszyscy normalni ludzie śpią o tej porze.
***
Po kilkugodzinnej wędrówce zdała sobie sprawę, że zna to miejsce. Naprawdę nie miała dokąd
pójść, do domu przecież nie wróci. On tam może być. Zaczęło już powoli świtać, była wykończona,
przerażona i głodna. Pukając delikatnie w drzwi nie zdawała sobie sprawy, że robi to za cicho.
Jednak nie miała więcej siły by zebrać w sobie większą moc. Zrezygnowana już miała odejść i podążyć w
inną stronę gdy drzwi nieco się otworzyły i wychyliła się zza nich blond czupryna, która była w
niesamowitym nieładzie. Jak nie Marco, widocznie jeszcze spał gdy Ona próbowała dostać się do
środka.
-Joe? Co Ty tu robisz?- przecierając swe oczy zapytał nie do końca rozbudzony. Po chwili jednak
dostrzegł w jakim blondynka jest stanie. Otworzył szerzej drzwi i podszedł bliżej:
-Ktoś Ci coś zrobił? Wejdź do środka.
Johanna nie była w stanie wypowiedzieć choć jednego słowa. Tak jakby wielka potężna siła trzymała
Ją kurczowo za gardło nie pozwalając na jakikolwiek dźwięk. Delikatnie pchnięta przez ciepłą dłoń
Reus'a podążała ku domowi, który wydawał się bezpieczny. Szła niczym żołnierz na wojnę, Jej kroki
były automatyczne, prawa- lewa i znów to samo. Bała się, bała że może ujrzeć twarz Mario lecz na
szczęście bruneta tam nie było. W głębi serca wiedziała kto dokonał się rozboju Jej mieszkania lecz
nie chciała dopuszczać do siebie takiej myśli.
-Trzymaj, ciepła herbata- z letargu wyrwał Ją głos Marco, który trzymając parującą ciecz usiadł
koło dziewczyny.
Upijając kolejne łyki ananasowego napoju powoli dochodziła do siebie. Była pewna, że tu Jej nic nie
grozi, spoglądając kątem oka na Marco zauważyła, że ten bacznie Jej się przygląda domagając się
jakichkolwiek wyjaśnień.
-Boże, przepraszam. Nie powinnam tak po prostu wpadać bez zapowiedzi o piątej nad ranem, ale nie
miałam dokąd pójść. W moim mieszkaniu...- zaczęła lecz nie była w stanie wypowiedzieć
kolejnego choćby małego słowa gdyż z Jej oczu zaczęły ronić gorzkie łzy.
-Joe spokojnie- odrzekł głaszcząc czule blondynkę po plecach.- Powiedz mi co się stało, może
mogę Ci jakoś pomóc?- zapytał podając paczkę higienicznych chusteczek rozhisteryzowanej dziewczynie.
-Marco, On, On....-zająknęła się zdając sobie sprawę, że właśnie Jemu nie powinna o tym mówić.
Nie powinna tu wcale przychodzić. Miałaby zacząć rzucać oskarżeniami na Mario? Najlepszego
przyjaciela blondyna. Przecież to bardzo niekomfortowa sytuacja a Ona wcale nie była pewna, kto
napadł na Jej dom.
-Kto Joe? Kogo masz na myśli?- dopytywał się zaniepokojony blondyn.
-Poszłam do domu i tam było kompletnie wszystko nie na swoim miejscu, tak jakby przeszedł
huragan, rozumiesz? Na ścianie powypisywał okropne rzeczy. Nie wiem co by było jakby zastał mnie
w domu. Jeśli jest zdolny do włamania. On mógłby mi coś zrobić!- krzyknęła zrozpaczona
dziewczyna chowając twarz w swoich dłoniach.
-Joe nie pomogę Ci jeśli nie wiem kto to był. Musisz to zgłosić na policję.- stwierdził
przyciągając do siebie dziewczynę. Przesuwając delikatnie opuszkami palców po Jej plecach próbował Ją uspokoić.
-Ale, ale nie mogę Marco- rzucając półsłówkami Joe po raz kolejny żałowała że tu przyszła.
- Przecież to Mario- wyrzucając to z siebie poczuła jak zalewa Ją fala rozpaczy ale również ulgi?
Jej ciało zalała fala gorąca oznajmująca lekkość na sercu. W końcu mogła to z siebie wyrzucić lecz
w spojrzeniu Reusa dostrzegła nutkę niezrozumienia i niedowierzania. Co Ona sobie myślała?
Przecież ten pomysł był od samego początku poraniony. Przyszła się pożalić Jemu? Akurat Jemu? To
niedorzeczne. Zrywając się z kanapy ruszyła do wyjścia, miała zamiar zapaść się pod ziemię i uciec
stąd jak najdalej.
-Joe! Poczekaj! Gdzie Ty teraz pójdziesz?- zapytał Reus chwytając w ostatniej sekundzie
dziewczynę za nadgarstek -Nie wygłupiaj się, zostań.
Przyparta do muru nie miała wystarczająco dość siły by się uwolnić. Trzymający nadal Jej dłoń
Reus stał tuż przed Nią. Dzieliły ich nieznaczne milimetry, dopiero teraz ujrzała czekoladowe
tęczówki Marco, na które wcześniej nie miała okazji patrzeć z aż takiego bliska. W Jej nozdrza wbił
się orzeźwiający zapach żelu pod prysznic, którego blondyn przesiąknął od stóp do głów. Zamarła w
bezruchu starając się opanować nerwy. Cicho wyszeptywane imię "Joe" przez Marco wcale nie
pomagało w zebraniu myśli. Wprost przeciwnie, głos Niemca pobudził Ją w ułamku chwili by
zbliżyć się do malinowych ust blondyna i musnąć delikatnie Jego ciepłe wargi.
-Przepraszam- odrzekła gdy zorientowała się co właśnie zrobiła i tak po prostu uciekła.
***
Cześć!
W końcu dodaję rozdział, przepraszam za opóźnienie. Przez dobre dwa tygodnie miałam pustkę w głowie jednak na szczęście mnie oświeciło.
Rozdział na Amy dodam jakoś bliżej świąt gdyż jest w trakcie kończenia.----->KLIK
See you ;*
chociażby w normalną relację.
Niepewnym ruchem ręki pchnęła drzwi zapalając na korytarzu światło. Otwierając szeroko oczy
wydała z siebie głośny przeraźliwy krzyk.....
Jej mieszkanie przypominało istne pobojowisko. Rozglądając się dookoła pomieszczenia bała się
wykonać jakikolwiek ruch, chociażby najmniejsze poruszenie wydawało się niebezpieczne. Lokum
było w opłakanym stanie, nie było choćby jednej szafki z której nie zostałyby porozrzucane rzeczy.
Nawet głupia szuflada ze skarpetkami była opróżniona do zera i leżała pośrodku pokoju. Jej
mieszkanko na które ciężko pracowała przypominało w tej chwili pole bitwy. Na białej ścianie na
której kiedyś wisiał telewizor czerwonym sprayem ktoś napisał słowo "DZIWKA". Sparaliżowana
strachem i poczuciem bezradności nie zastanawiając się długo obróciła się na pięcie i nie zważając na
to, iż zostawiła otwarte mieszkanie z płaczem ruszyła przed siebie.
Podążała ciemną nocą wgłąb śpiącego Dortmundu mijając co chwila pojedynczych zmęczonych
ludzi, którzy o tej porze wracali z tłocznych klubów. Raz po raz niejeden mieszkaniec obracał się w
ślad za dziewczyną gdy ujrzał Jej podpuchnięte od płaczu oczy. Była przerażona, jak nigdy dotąd.
Kto mógł to zrobić? I w jakim celu?Czy ktoś Ją obserwował? Spoglądając się za siebie nie
zauważyła żadnego podejrzanego obiektu. Ten strach był paniczny, obezwładniał Ją od środka. Nie
wiedziała dokąd pójść, wszyscy normalni ludzie śpią o tej porze.
***
Po kilkugodzinnej wędrówce zdała sobie sprawę, że zna to miejsce. Naprawdę nie miała dokąd
pójść, do domu przecież nie wróci. On tam może być. Zaczęło już powoli świtać, była wykończona,
przerażona i głodna. Pukając delikatnie w drzwi nie zdawała sobie sprawy, że robi to za cicho.
Jednak nie miała więcej siły by zebrać w sobie większą moc. Zrezygnowana już miała odejść i podążyć w
inną stronę gdy drzwi nieco się otworzyły i wychyliła się zza nich blond czupryna, która była w
niesamowitym nieładzie. Jak nie Marco, widocznie jeszcze spał gdy Ona próbowała dostać się do
środka.
-Joe? Co Ty tu robisz?- przecierając swe oczy zapytał nie do końca rozbudzony. Po chwili jednak
dostrzegł w jakim blondynka jest stanie. Otworzył szerzej drzwi i podszedł bliżej:
-Ktoś Ci coś zrobił? Wejdź do środka.
Johanna nie była w stanie wypowiedzieć choć jednego słowa. Tak jakby wielka potężna siła trzymała
Ją kurczowo za gardło nie pozwalając na jakikolwiek dźwięk. Delikatnie pchnięta przez ciepłą dłoń
Reus'a podążała ku domowi, który wydawał się bezpieczny. Szła niczym żołnierz na wojnę, Jej kroki
były automatyczne, prawa- lewa i znów to samo. Bała się, bała że może ujrzeć twarz Mario lecz na
szczęście bruneta tam nie było. W głębi serca wiedziała kto dokonał się rozboju Jej mieszkania lecz
nie chciała dopuszczać do siebie takiej myśli.
-Trzymaj, ciepła herbata- z letargu wyrwał Ją głos Marco, który trzymając parującą ciecz usiadł
koło dziewczyny.
Upijając kolejne łyki ananasowego napoju powoli dochodziła do siebie. Była pewna, że tu Jej nic nie
grozi, spoglądając kątem oka na Marco zauważyła, że ten bacznie Jej się przygląda domagając się
jakichkolwiek wyjaśnień.
-Boże, przepraszam. Nie powinnam tak po prostu wpadać bez zapowiedzi o piątej nad ranem, ale nie
miałam dokąd pójść. W moim mieszkaniu...- zaczęła lecz nie była w stanie wypowiedzieć
kolejnego choćby małego słowa gdyż z Jej oczu zaczęły ronić gorzkie łzy.
-Joe spokojnie- odrzekł głaszcząc czule blondynkę po plecach.- Powiedz mi co się stało, może
mogę Ci jakoś pomóc?- zapytał podając paczkę higienicznych chusteczek rozhisteryzowanej dziewczynie.
-Marco, On, On....-zająknęła się zdając sobie sprawę, że właśnie Jemu nie powinna o tym mówić.
Nie powinna tu wcale przychodzić. Miałaby zacząć rzucać oskarżeniami na Mario? Najlepszego
przyjaciela blondyna. Przecież to bardzo niekomfortowa sytuacja a Ona wcale nie była pewna, kto
napadł na Jej dom.
-Kto Joe? Kogo masz na myśli?- dopytywał się zaniepokojony blondyn.
-Poszłam do domu i tam było kompletnie wszystko nie na swoim miejscu, tak jakby przeszedł
huragan, rozumiesz? Na ścianie powypisywał okropne rzeczy. Nie wiem co by było jakby zastał mnie
w domu. Jeśli jest zdolny do włamania. On mógłby mi coś zrobić!- krzyknęła zrozpaczona
dziewczyna chowając twarz w swoich dłoniach.
-Joe nie pomogę Ci jeśli nie wiem kto to był. Musisz to zgłosić na policję.- stwierdził
przyciągając do siebie dziewczynę. Przesuwając delikatnie opuszkami palców po Jej plecach próbował Ją uspokoić.
-Ale, ale nie mogę Marco- rzucając półsłówkami Joe po raz kolejny żałowała że tu przyszła.
- Przecież to Mario- wyrzucając to z siebie poczuła jak zalewa Ją fala rozpaczy ale również ulgi?
Jej ciało zalała fala gorąca oznajmująca lekkość na sercu. W końcu mogła to z siebie wyrzucić lecz
w spojrzeniu Reusa dostrzegła nutkę niezrozumienia i niedowierzania. Co Ona sobie myślała?
Przecież ten pomysł był od samego początku poraniony. Przyszła się pożalić Jemu? Akurat Jemu? To
niedorzeczne. Zrywając się z kanapy ruszyła do wyjścia, miała zamiar zapaść się pod ziemię i uciec
stąd jak najdalej.
-Joe! Poczekaj! Gdzie Ty teraz pójdziesz?- zapytał Reus chwytając w ostatniej sekundzie
dziewczynę za nadgarstek -Nie wygłupiaj się, zostań.
Przyparta do muru nie miała wystarczająco dość siły by się uwolnić. Trzymający nadal Jej dłoń
Reus stał tuż przed Nią. Dzieliły ich nieznaczne milimetry, dopiero teraz ujrzała czekoladowe
tęczówki Marco, na które wcześniej nie miała okazji patrzeć z aż takiego bliska. W Jej nozdrza wbił
się orzeźwiający zapach żelu pod prysznic, którego blondyn przesiąknął od stóp do głów. Zamarła w
bezruchu starając się opanować nerwy. Cicho wyszeptywane imię "Joe" przez Marco wcale nie
pomagało w zebraniu myśli. Wprost przeciwnie, głos Niemca pobudził Ją w ułamku chwili by
zbliżyć się do malinowych ust blondyna i musnąć delikatnie Jego ciepłe wargi.
-Przepraszam- odrzekła gdy zorientowała się co właśnie zrobiła i tak po prostu uciekła.
***
Cześć!
W końcu dodaję rozdział, przepraszam za opóźnienie. Przez dobre dwa tygodnie miałam pustkę w głowie jednak na szczęście mnie oświeciło.
Rozdział na Amy dodam jakoś bliżej świąt gdyż jest w trakcie kończenia.----->KLIK
See you ;*
sobota, 6 grudnia 2014
SZEŚĆ
Szczęście czasem uśmiecha się do Nas w najmniej oczekiwanych momentach. Gdy przekreślamy
wszystko, gdy myślimy że już nic nas w życiu nie zaskoczy. Przychodzi tak nagle i nieoczekiwanie.
Ważne wtedy by się nie poddawać, wyczekiwać tej chwili a gdy przyjdzie złapać wiatr w żagle i
popłynąć ku lepszemu życiu. Nie można opaść z sił nigdy, bo gdzieś tam za rogiem czai się zło, które
tylko czeka na Twój upadek. Gdy stoczysz się na dno i z dnia na dzień będziesz wylewać hektolitry
łez. Nie pozwól na to!
Johanna wreszcie poczuła się tak wspaniale, tak jak kiedyś. Będąc nastolatką szczęście się do Niej
uśmiechnęło i mogła przespacerować się po wybiegu prezentując na sobie najnowszą kolekcję
znanego niemieckiego projektanta. Te spojrzenia ludzi, ten flesz skierowany tylko na Nią, nigdy tego
nie zapomni. Dzisiaj wie, że to wcale nie było szczęście. Doskonale zdaje sobie sprawę, że trzeba
było po maturze iść dalej się edukować a nie postawić wszystko na jedną kartę. Ale czasu nie zmieni
i nie będzie się użalać nad swoim losem podczas gdy prawdziwe szczęście stanęło dla Niej otworem.
Pomysł Maggie okazał się strzałem w dziesiątkę. Katie, która niedawno co otworzyła agencję
modelek gdy usłyszała, że sama Johanna Levy chce u Niej pracować jako fotograf nie posiadała się
ze szczęścia. Już następnego dnia miała stawić się w nowej pracy a tuż po zakończeniu tygodnia
opijały wspólny sukces mając nadzieję, że wszystko potoczy się jak najbardziej pozytywnie w ich
życiu.
***
Joe nigdy nie lubiła wcześnie wstawać, jako modelka była do tego wprost zmuszana ale teraz jako
uprawiająca wolny zawód mogła ustalać sobie godziny sesji kiedy tylko chciała. Tak było i też
dzisiaj dopiero o godzinie dwunastej była umówiona na sesję z dziewczynami. Zjadła więc spokojnie
śniadanie przed swoim wielkim czterdziestodwu calowym telewizorem wiszącym na ścianie, który
stanowił punkt centralny w Jej salonie. Włączając telewizję śniadaniową słuchała reportażu na temat
niebezpieczeństwa noszenia obuwia na wysokim obcasie w górach. Nie zdawała sobie sprawy, że
kobiety są tak naiwne, iż stawiają swój wygląd wyżej niż własne bezpieczeństwo. Jak można ubrać
szpilki chodząc po górach? Jej wywody przerwała reklama, która ogłaszała wiadomości sportowe.
"Wczoraj o 20.05 Bayern Monachium wyruszył z lotniska na mecz, który odbędzie się w
Dortmundzie na SIP dokładnie za dwa dni tj. 22.08.2014r o godz. 19.30. Wszyscy piłkarze są w
wyśmienitych humorach i jak jeden mąż odpowiadają, że zwycięzca jest tylko i jeden i tym razem
wygrają tą potyczkę."
Odłożyła na chwilę łyżkę do miski z płatkami kukurydzianymi zdając sobie sprawę, że Mario już jest
w Dortmundzie. Kiedyś skakała by z radości na tą wieść a teraz? Czy to cokolwiek Ją obchodziło?
Na pewno nie. Złość jeszcze Jej nie przeszła i prawdopodobnie nigdy nie wybaczy młodemu
Niemcowi tego jak Ją potraktował. Nie zastanawiając się dłużej nad tym faktem wsunęła swe stopy w
puchate papcie i pomaszerowała do swej garderoby w poszukiwaniu odpowiedniej odzieży.
***
Marco Reus zafascynowany z samego rana tym, iż Jego najlepszy przyjaciel przyleciał do
Dortmundu nie posiadał się ze szczęścia. Nie widzieli się prawie pół roku co było niemałym
odstępem czasu więc gdy usłyszał dzwonek do drzwi prawie, że biegiem dorwał się do klamki.
-Cześć Blondi- przywitał się Mario pozwalając sobie na uścisk z klubową jedenastką.
-Mario! W końcu.
Brunet spóźnił się o niemałą godzinę no ale w końcu co z tego.Ważne, że po prostu był i mogli choć
parę chwil poczuć się tak jak kiedyś. Wtedy gdy Gotzeus robił furorę na dortmundzkim stadionie.
Opowiadaniom nie było końca. Ani jednemu ani drugiemu usta się nie zamykały. Popijając zimne
napoje starali się zapomnieć o tym, iż już jutro będą musieli zmierzyć się naprzeciw sobie na boisku.
Nie była to komfortowa sytuacja ale takie było życie. Raz z wozem, raz pod wóz. Nie takie trudności
w życiu omijali by poddać się ot tak. Grając w Fifę zdali sobie sprawę jak późna już godzina. Mario
zmuszony do pobytu hotelowego jak i reszta zawodników Bayernu ten ostatni raz przed meczem
postanowił przespacerować się na Idunę razem ze swym najlepszym przyjacielem.
***
Kończąc pracę Joe spojrzała na zegarek i przetarła oczy by upewnić się, że to na pewno ta godzina.
Nigdy nie pomyślałaby, że można spędzić tyle czasu na jednej sesji. Było to co prawda emocjonujące
starcie. Dziewczyny były przygotowywane do półnagiej sesji więc o żadnym mankamencie nie
mogło być mowy. Były to początkujące modelki więc większość z nich tak po prostu i zwyczajnie
wstydziła się swojego ciała. To przerażające ile populacji nie wierzy w siebie i własne siły. Każdy
przecież jest jaki jest i to jest piękne. Chowając sprzęt do torby pożegnała się z Katy i wyszła na
zewnątrz. Chłodny wiatr uderzył Jej w twarz wywołując ciarki na całym ciele. Obejmując się
ramionami zdała sobie sprawę, że lato niedługo dobiegnie końca gdyż wieczory już są chłodne.
Nieopodal godziny dwudziestej wysiadła na przystanku nieopodal SIP z którego wystarczyło skręcić
w jedną przecznicę by znaleźć się w ciepłym przytulnym domu.
-Proszę, proszę kogo my tu mamy- odezwał się męski głos, którego gdy tylko usłyszała stanęła
wryta jak porażona piorunem. Bała się obrócić, wykonać jakikolwiek ruch. Miała nadzieję, że nie
spotka tego osobnika nigdy na swej drodze a nawet jeśli tak to tak zwyczajnie przez wzgląd na to co
ich kiedyś łączyło da jej spokój. Tak jednak nie było, Goetze niewzruszony obojętnością blondynki
kontynuował dalej swój wywód.
-Nie poznajesz mnie Joe?- zapytał po czym blondynka niechętnie obejrzała się za siebie i ujrzała
rząd równie białych zębów Mario ukrytych w nieszczerym i kpiarskim uśmiechu. Obok Niego
ujrzała
błyszczące blond włosy Jego przyjaciela w których od razu rozpoznała Reusa, przez co jeszcze
bardziej poczuła się zakłopotana.
-Co chcesz?- wycedziła przez zęby mając ochotę jedynie na ucieczkę.
-No nie wiem co Ty mi możesz dać cukiereczku- zbliżając się na niebezpieczną odległość musnął
opuszkami palców Jej dekolt, który pod napływem dotyku zamienił się w gęsią skórkę na całym
ciele.
-Och czyżby Johanna Levy zadrżała? Czujesz coś do mnie kotku?- zapytał zblizając swe usta do
małżowiny usznej dziewczyny.
-Mario odpuść, idziemy?- wtrącił się nagle Reus widząc sparaliżowaną blondynkę w bezruchu.
-Dziś masz szczęście ale uważaj na siebie- warknął na odchodne puszczając Jej oczko.
Stała tak jeszcze przez chwilę spoglądając na sylwetki dwóch mężczyzn oddalających się ku
stadionowi. Oniemiała z wrażenia poszła do pobliskiego baru by zatopić swój żałosny żywot w
kieliszku drinka.
***
Zmęczona po ciężkim dniu pracy postanowiła w końcu opuścić lokal. Zegar już dawno wybił godzinę
dwunastą. Wiedziała doskonale, że nazajutrz będzie żałować tego co dziś zrobiła. Kolejny raz dała się
podpaść jak małe dziecko I tak po prostu uciekła od problemu zamiast stawić czoła Mario. Mogła
zrobić cokolwiek, należało Mu się dać w pysk. I co to w ogóle znaczyło, że ma szczęście I uważać na
siebie? Czyżby to była groźba?. Coraz bardziej Goetze Ją przerażał, jednak tej nocy nie miała
zamiaru zaprzątać sobie tym głowy I skierowała swe kroki do domu. Wyciągając z torby klucz
próbowała chwiejną ręką dopasować Go do zamka. Drzwi drgnęły, wcale nie były zamknięte.
Czyżby zapomniała o Nich wychodząc na sesję? Nie to niemożliwe. Zawsze przed wyjściem
wszystkiego dogląda bojąc się dziwnych typów kręcących się po okolicy. Niepewnym ruchem ręki
pchnęła drzwi zapalając na korytarzu światło. Otwierając szeroko oczy wydała z siebie głośny
przeraźliwy krzyk.....
***************************
Och tylko nie znienawidźcie mnie za takiego Mario- BAD BOY!
Odbiegając od tematu.
WESOŁYCH MIKOŁAJEK!
Mam nadzieję, że prezenty były udane!
<3
wszystko, gdy myślimy że już nic nas w życiu nie zaskoczy. Przychodzi tak nagle i nieoczekiwanie.
Ważne wtedy by się nie poddawać, wyczekiwać tej chwili a gdy przyjdzie złapać wiatr w żagle i
popłynąć ku lepszemu życiu. Nie można opaść z sił nigdy, bo gdzieś tam za rogiem czai się zło, które
tylko czeka na Twój upadek. Gdy stoczysz się na dno i z dnia na dzień będziesz wylewać hektolitry
łez. Nie pozwól na to!
Johanna wreszcie poczuła się tak wspaniale, tak jak kiedyś. Będąc nastolatką szczęście się do Niej
uśmiechnęło i mogła przespacerować się po wybiegu prezentując na sobie najnowszą kolekcję
znanego niemieckiego projektanta. Te spojrzenia ludzi, ten flesz skierowany tylko na Nią, nigdy tego
nie zapomni. Dzisiaj wie, że to wcale nie było szczęście. Doskonale zdaje sobie sprawę, że trzeba
było po maturze iść dalej się edukować a nie postawić wszystko na jedną kartę. Ale czasu nie zmieni
i nie będzie się użalać nad swoim losem podczas gdy prawdziwe szczęście stanęło dla Niej otworem.
Pomysł Maggie okazał się strzałem w dziesiątkę. Katie, która niedawno co otworzyła agencję
modelek gdy usłyszała, że sama Johanna Levy chce u Niej pracować jako fotograf nie posiadała się
ze szczęścia. Już następnego dnia miała stawić się w nowej pracy a tuż po zakończeniu tygodnia
opijały wspólny sukces mając nadzieję, że wszystko potoczy się jak najbardziej pozytywnie w ich
życiu.
***
Joe nigdy nie lubiła wcześnie wstawać, jako modelka była do tego wprost zmuszana ale teraz jako
uprawiająca wolny zawód mogła ustalać sobie godziny sesji kiedy tylko chciała. Tak było i też
dzisiaj dopiero o godzinie dwunastej była umówiona na sesję z dziewczynami. Zjadła więc spokojnie
śniadanie przed swoim wielkim czterdziestodwu calowym telewizorem wiszącym na ścianie, który
stanowił punkt centralny w Jej salonie. Włączając telewizję śniadaniową słuchała reportażu na temat
niebezpieczeństwa noszenia obuwia na wysokim obcasie w górach. Nie zdawała sobie sprawy, że
kobiety są tak naiwne, iż stawiają swój wygląd wyżej niż własne bezpieczeństwo. Jak można ubrać
szpilki chodząc po górach? Jej wywody przerwała reklama, która ogłaszała wiadomości sportowe.
"Wczoraj o 20.05 Bayern Monachium wyruszył z lotniska na mecz, który odbędzie się w
Dortmundzie na SIP dokładnie za dwa dni tj. 22.08.2014r o godz. 19.30. Wszyscy piłkarze są w
wyśmienitych humorach i jak jeden mąż odpowiadają, że zwycięzca jest tylko i jeden i tym razem
wygrają tą potyczkę."
Odłożyła na chwilę łyżkę do miski z płatkami kukurydzianymi zdając sobie sprawę, że Mario już jest
w Dortmundzie. Kiedyś skakała by z radości na tą wieść a teraz? Czy to cokolwiek Ją obchodziło?
Na pewno nie. Złość jeszcze Jej nie przeszła i prawdopodobnie nigdy nie wybaczy młodemu
Niemcowi tego jak Ją potraktował. Nie zastanawiając się dłużej nad tym faktem wsunęła swe stopy w
puchate papcie i pomaszerowała do swej garderoby w poszukiwaniu odpowiedniej odzieży.
***
Marco Reus zafascynowany z samego rana tym, iż Jego najlepszy przyjaciel przyleciał do
Dortmundu nie posiadał się ze szczęścia. Nie widzieli się prawie pół roku co było niemałym
odstępem czasu więc gdy usłyszał dzwonek do drzwi prawie, że biegiem dorwał się do klamki.
-Cześć Blondi- przywitał się Mario pozwalając sobie na uścisk z klubową jedenastką.
-Mario! W końcu.
Brunet spóźnił się o niemałą godzinę no ale w końcu co z tego.Ważne, że po prostu był i mogli choć
parę chwil poczuć się tak jak kiedyś. Wtedy gdy Gotzeus robił furorę na dortmundzkim stadionie.
Opowiadaniom nie było końca. Ani jednemu ani drugiemu usta się nie zamykały. Popijając zimne
napoje starali się zapomnieć o tym, iż już jutro będą musieli zmierzyć się naprzeciw sobie na boisku.
Nie była to komfortowa sytuacja ale takie było życie. Raz z wozem, raz pod wóz. Nie takie trudności
w życiu omijali by poddać się ot tak. Grając w Fifę zdali sobie sprawę jak późna już godzina. Mario
zmuszony do pobytu hotelowego jak i reszta zawodników Bayernu ten ostatni raz przed meczem
postanowił przespacerować się na Idunę razem ze swym najlepszym przyjacielem.
***
Kończąc pracę Joe spojrzała na zegarek i przetarła oczy by upewnić się, że to na pewno ta godzina.
Nigdy nie pomyślałaby, że można spędzić tyle czasu na jednej sesji. Było to co prawda emocjonujące
starcie. Dziewczyny były przygotowywane do półnagiej sesji więc o żadnym mankamencie nie
mogło być mowy. Były to początkujące modelki więc większość z nich tak po prostu i zwyczajnie
wstydziła się swojego ciała. To przerażające ile populacji nie wierzy w siebie i własne siły. Każdy
przecież jest jaki jest i to jest piękne. Chowając sprzęt do torby pożegnała się z Katy i wyszła na
zewnątrz. Chłodny wiatr uderzył Jej w twarz wywołując ciarki na całym ciele. Obejmując się
ramionami zdała sobie sprawę, że lato niedługo dobiegnie końca gdyż wieczory już są chłodne.
Nieopodal godziny dwudziestej wysiadła na przystanku nieopodal SIP z którego wystarczyło skręcić
w jedną przecznicę by znaleźć się w ciepłym przytulnym domu.
-Proszę, proszę kogo my tu mamy- odezwał się męski głos, którego gdy tylko usłyszała stanęła
wryta jak porażona piorunem. Bała się obrócić, wykonać jakikolwiek ruch. Miała nadzieję, że nie
spotka tego osobnika nigdy na swej drodze a nawet jeśli tak to tak zwyczajnie przez wzgląd na to co
ich kiedyś łączyło da jej spokój. Tak jednak nie było, Goetze niewzruszony obojętnością blondynki
kontynuował dalej swój wywód.
-Nie poznajesz mnie Joe?- zapytał po czym blondynka niechętnie obejrzała się za siebie i ujrzała
rząd równie białych zębów Mario ukrytych w nieszczerym i kpiarskim uśmiechu. Obok Niego
ujrzała
błyszczące blond włosy Jego przyjaciela w których od razu rozpoznała Reusa, przez co jeszcze
bardziej poczuła się zakłopotana.
-Co chcesz?- wycedziła przez zęby mając ochotę jedynie na ucieczkę.
-No nie wiem co Ty mi możesz dać cukiereczku- zbliżając się na niebezpieczną odległość musnął
opuszkami palców Jej dekolt, który pod napływem dotyku zamienił się w gęsią skórkę na całym
ciele.
-Och czyżby Johanna Levy zadrżała? Czujesz coś do mnie kotku?- zapytał zblizając swe usta do
małżowiny usznej dziewczyny.
-Mario odpuść, idziemy?- wtrącił się nagle Reus widząc sparaliżowaną blondynkę w bezruchu.
-Dziś masz szczęście ale uważaj na siebie- warknął na odchodne puszczając Jej oczko.
Stała tak jeszcze przez chwilę spoglądając na sylwetki dwóch mężczyzn oddalających się ku
stadionowi. Oniemiała z wrażenia poszła do pobliskiego baru by zatopić swój żałosny żywot w
kieliszku drinka.
***
Zmęczona po ciężkim dniu pracy postanowiła w końcu opuścić lokal. Zegar już dawno wybił godzinę
dwunastą. Wiedziała doskonale, że nazajutrz będzie żałować tego co dziś zrobiła. Kolejny raz dała się
podpaść jak małe dziecko I tak po prostu uciekła od problemu zamiast stawić czoła Mario. Mogła
zrobić cokolwiek, należało Mu się dać w pysk. I co to w ogóle znaczyło, że ma szczęście I uważać na
siebie? Czyżby to była groźba?. Coraz bardziej Goetze Ją przerażał, jednak tej nocy nie miała
zamiaru zaprzątać sobie tym głowy I skierowała swe kroki do domu. Wyciągając z torby klucz
próbowała chwiejną ręką dopasować Go do zamka. Drzwi drgnęły, wcale nie były zamknięte.
Czyżby zapomniała o Nich wychodząc na sesję? Nie to niemożliwe. Zawsze przed wyjściem
wszystkiego dogląda bojąc się dziwnych typów kręcących się po okolicy. Niepewnym ruchem ręki
pchnęła drzwi zapalając na korytarzu światło. Otwierając szeroko oczy wydała z siebie głośny
przeraźliwy krzyk.....
***************************
Och tylko nie znienawidźcie mnie za takiego Mario- BAD BOY!
Odbiegając od tematu.
WESOŁYCH MIKOŁAJEK!
Mam nadzieję, że prezenty były udane!
<3
Subskrybuj:
Posty (Atom)