piątek, 23 stycznia 2015

JEDENAŚCIE

Jest takie stare egipskie  przysłowie, które mówi, że  jeśli kobietę ogarnia złość mężczyzna powinien dotknąć swoimi ustami Jej ust i trzymać tak długo aż złość zamieni się w namiętność.

-Co Ty sobie wyobrażasz?!-krzyknęła ciągnąc za koszulkę tak aby blondyn na chwilę przystanął.

Marco nic nie odpowiadał. Odwracając się w stronę blondynki patrzył na Nią wzrokiem, którym

zawsze zwalał Ją z nóg. Czuła te dreszcze przeważnie wtedy gdy Niemiec znajdował się stosunkowo

  zbyt blisko Niej, gdy wdychała Jego nieziemsko pachnące perfumy i na wyciągnięcie ręki miała

idealnie wysportowane ciało. Otwierając nieznacznie usta dziewczyna stała tak w bezruchu oczekując

na jakąkolwiek odpowiedź, która by padła z ust piłkarza. Oboje już byli w stanie upojenia

alkoholowego, jak zresztą połowa społeczeństwa bytująca w tej chwili na imprezie. Co Marco w tej

chwili myślał? Czy w ogóle myślał? Chwytając w obie dłonie twarz Joe wpił się bezczelnie w Jej

usta nie zważając na nic. Świat w tym momencie nie istniał. Lena zdawała się być tak odległa,

zupełnie jakby żyła w innej galaktyce. Joe z mięknącymi nogami poczuła dreszcze wzdłuż całego

ciała, dawno nie czuła się tak dobrze. Obydwóm zabrakło tchu więc blondyn przystopował.

Oddychali głęboko nadal stykając się swoimi czołami. Johanna ponadto patrzyła z ukosa na Marco

nie mogąc uwierzyć w to co się stało dosłownie przed chwilą.

-Co Ty ro-bisz?- zaczęła sylabować jak na pierwszych lekcjach w szkole.Jej dotychczasowa złość na

 blondyna zamieniła się w zdziwienie. Nie obchodził Jej wirujący świat dookoła, ludzie którzy

tańczyli w rytm latynoskich nut. Reus wydawał się być obojętny na kolejne zapytanie dziewczyny ,

już miał się obrócić na pięcie i dołączyć do reszty znajomych gdy kolejny raz tego wieczoru dał się

ponieść emocjo. Nie mógł tak po prostu odejść, nie wiedział dlaczego ale niewidzialna siła popchnęła

 Go po raz drugi w stronę Joe. Dotknął zachłannie swoimi wargami ust Joe brutalnie Je maltretując.

 Dziewczyna zamykając oczy oddała się tym razem pocałunkowi, na początku opierając się chciała

odepchnąć blondyna od siebie lecz już w następnej sekundzie Jej dłonie spoczywały na klatce

piersiowej z której zgrabnie powędrowały na szyję aby móc następnie zatopić palce w blond

czuprynie. Świat znów wirował, nie wiedziała co robi. To co jest zakazane, najbardziej Nas intryguje

 i tak było z Reusem. Wiedziała doskonale, że robi źle i będzie tego żałować aczkolwiek nie

przeszkadzało Jej to w niczym nawet wtedy gdy Marco złapał Jej dłoń i poprowadził do Jej pokoju

hotelowego.

-Joe jesteś taka słodka- zamruczał blondyn nie przestając całować młodej Niemki. Jego usta były

wszędzie. Wprawiał Ją w tak dawno zapomniany świat rozkoszy. Zachowywał się tak jakby idealnie

znał Jej ciało, Jej najczulsze punkty i pragnienia.

-Chyba za dużo wypiliśmy- wyrzuciła z siebie blondynka nie przestając podziwiać idealnego ciała

piłkarza.

-Och, doprawdy panno Levy? Mam przestać?- zapytał Reus wdziewając na usta swój szyderczy

uśmiech.

Przestać? To słowo przestało istnieć w słowniku Johanny. Nie mogła oderwać wzroku od ust

blondyna, które tylko prowokowały Ją do działania. Zastygła w bezruchu, nie potrafiła przełamać się

i ot tak powiedzieć, że Go pragnie. Marco jednak miał mniej zahamowań, zbliżając się na

wystarczającą odległość nachylił się do ucha Joe szepcząc po cichu:

-Kochaj się z mną, proszę. Obiecuję, że nie zapomnisz tej nocy- wyszeptał odpinając guziki Jej białej bluzki.

-Potrafisz być przekonujący, wiesz?
***
Obudzona ciepłymi promieniami słonecznymi poczuła nagły ból głowy. Silne pulsowanie w

okolicach skroni uniemożliwiało normalne funkcjonowanie. Złapała swymi dłońmi czoło tak jakby

miała ręce, które leczą, podnosząc się nieco zauważyła swoje własne rozrzucone po całym pokoju

ubrania. Spojrzała jeszcze na miejsce obok siebie lecz nikt tam już nie leżał.

-Co ja znowu zrobiłam- westchnęła przypominając sobie efekt wczorajszej nocy.

Wybiła dopiero godzina ósma lecz Ona nie potrafiła już spać. Może z powodu bólu głowy a może Jej

 myśli były udręczone wizją tak lekkomyślnego zachowania. Włączyła telewizję śniadaniową by

zająć się choć na chwilę czym innym, zdążyła w międzyczasie przysnąć na chwilę lecz nie trwało to długo

gdyż tuż po dziewiątej Maggie wpadła Jej do pokoju niczym piorun oznajmując, że za dwadzieścia

minut czeka ich wspólne śniadanie na dole. Zdesperowana dziewczyna pierwsze o czym pomyślała

to symulacja choroby ale to by nie przeszło, zaraz wszyscy jak jeden mąż zjawiliby się w Jej pokoju

a tego przecież nie chciała. Wzięła więc ekspresowy prysznic i ubierając się we wcześniej

przygotowaną odzież zeszła na śniadanie. Ku Jej rozpaczy zauważyła, iż jest ostatnim uczestnikiem

posiłku, wszyscy już przybyli i nasłuchując kroków patrzyli na Jej sylwetkę. Uśmiechając się

promiennie zaprosili blondynkę do stołu, tylko jeden Reus nie spuszczał wzroku z jakże ciekawego

talerza pełnego sałatki. Nie wiedziała jak się zachować, wczorajsza noc to był na pewno błąd ale

Marco jako facet nie powinien się tak zachowywać. Uciekł, po protu uciekł jak jakieś przestraszone

zwierzątko.
***
-Nic mi nie powiesz?- zapytała wtedy gdy została sam na sam z blondynem przy stole.

-Co Ci mam powiedzieć?



-Wiesz co? Jesteś żałosny. Tak samo beznadziejny jak ten Twój święty przyjaciel, którego

nienawidzę całym sercem. Po prostu przespałeś się ze mną i tyle? Myślisz, że to takie normalne?-

zadawając mnóstwo pytań dziewczyna oczekiwała odpowiedzi chociaż na połowę z nich. Blondyn

jednak był niewzruszony.

-No do cholery jasnej Reus! Słuchasz mnie? Spójrz na mnie jak się do Ciebie mówi!

-Joe nic się nie dzieje. Byliśmy pijani, ok?- stwierdził Reus znacznie podnosząc głos.

Uniosła swe ciało z twardego krzesła by zmierzyć w kierunku pokoju, poczuła się jak ostatnia

puszczalska panienka. To, że była pijana wcale nie usprawiedliwiło Jej czynów.To był Reus, do

cholery!
***
Rozświergotana Lena trzymała kurczowo rękę blondyna spacerując wzdłuż pomostu. Na twarzy

blondynki wdarł się grymas, tak najzwyczajniej w świecie zazdrościła dziewczynie. Ot takiego

 głupiego schowania swej dłoni w delikatnym uścisku z Marco.

-Może też założymy swoją własną kłódkę miłości?- zapytała spoglądając na Niemca.

Wszystkie pary dookoła wypisywały swe imiona na tychże kłódkach i powieszały Je na moście.

Wyrzucając klucz do falującej wody dawali sobie nadzieję, że miłość będzie wieczna. Reus tak po

prostu przytaknął głową, tak najzwyczajniej jakby to nie było nic sprzecznego. Jeszcze parę godzin

temu błagał Joe aby móc się z Nią kochać a teraz pokazuje Lenie jak to Ją bardzo kocha. Cholerny

dupek- pomyślała w tej chwili Johanna.

Jedyne na co miała ochotę to uciec z tej wyspy. Na szczęście już jutro to nastąpi i będzie mogła znów

zanurzyć się w wir swojej pracy. Co Jej lepszego do zrobienia zostało? Użalać się nad swoim losem?

O nie, tego na pewno nie przewidywała, za dużo czasu na to poświęciła po nieudanym związku z

Mario.
Zamykając kłódkę Marco spojrzał kątem oka na Joe. Co chciał przez to osiągnąć? Miała być

 zazdrosna czy może zacząć płakać? Podchwytując wzrok blondyna zmrużyła posępnie oczy by zaraz

po tym razem z pozostałymi na tej wyspie zaczęła klaskać w swe słonie na znak aprobaty nowego

związku w dotychczasowym wszechświecie.

*************************
Dodaję przed weekendem, cieszycie się?
Coś się w końcu dzieje między tą dwójką.
Jak myślicie to już koniec romansu?
Buziaki:*

poniedziałek, 12 stycznia 2015

DZIESIĘĆ

Między mężczyzną a kobietą przyjaźń nie jest możliwa.  Namiętność, wrogość, uwielbienie, miłość- 
tak, lecz nie przyjaźń.

Była wykończona. Przyjechała tu po to by wypocząć, odseparować się od reszty świata a męczyła się

 coraz bardziej. Czym? Co Jej tak przeszkadzało, że nie potrafiła normalnie funkcjonować?

Świadomość tego, iż pocałowany przez Nią mężczyzna jest w pokoju obok? Czy może to, że nie jest

z Nią w tym pokoju tylko zabrał ze sobą inną dziewczynę? Nie potrafiła zrozumieć toku swego

myślenia. Nie nadążała za sobą, przecież nie powinna tak tyle czasu poświęcać Jego osobie! Mimo

 wszystko czuła nutkę zazdrości gdy widziała dziewczynę. Lena je z NIM śniadanie. Lena idzie z

NIM spać. Lena idzie pozwiedzać plażę z NIM. Te myśli przytłaczały Jej głowę jak zbyt ciężki głaz.

Postanowiła wziąć orzeźwiającą kąpiel by pozwolić swym zagmatwanym myślom choć na chwilę

dać odsapnąć. Zmoczyła swe ciało ciepłą wodą po czym wmasowała w Nie brzoskwiniowy żel pod

prysznic. Spłukując nadmiar piany stała tak jeszcze przez chwilę  czując jak krople wody ściekają po

 Jej bladej skórze. Gdy wycierała już swe ciało w miękki puchaty ręcznik usłyszała pukanie do drzwi.

 Myślała, że to obsługa, dosłownie pięć minut temu zamówiła kolacje do pokoju ponieważ konała z

głodu. Owinęła się ręcznikiem tuż nad piersiami i pomaszerowała szybkim krokiem do drzwi.

Otworzyła je z wielkim rozmachem i i uśmiechem na ustach lecz gdy zobaczyła osobę przed Nią

mina Jej zrzedła. Do Jej uszu dobiegł dźwięk głośnego pogwizdywania.

-Możesz się tak nie gapić?- zapytała widząc palący Ją wzrok blondyna na swoim ciele. Już na pewno

 przyjaciele tak na siebie nie patrzą.

-Z trudem- odparł wchodząc do środka. -Lena martwi się o Ciebie. Zapewne jesteś samotna w tym 

pokoju, może przyjdziesz do ....
LENA To imię znów przewinęło się przez głowę Joe. Miałaby do Nich pójść i co niby robić? Grać w

 karty? A może porozmawiać sobie o ich szczęśliwej miłości? Dziewczyna nie wyobrażała sobie

takiego scenariusza.

-Nie, Marco. Nie czuję się samotna. Zaraz idę spać, podziękuj Lenie za troskę- odparła.

-Ale nie dasz mi nawet dokończyć. Zaraz na plaży jest impreza. Z tego co wiem Ona nie znosi słowa
  sprzeciwu.

Serce Joe zakuło milionami małych szpileczek. Skąd On tyle o Niej wie? Nie miała ochoty na

jakiekolwiek imprezy ale ciekawość wzięła górę. Miała okazję poznać bliżej Lenę i zamierzała z tego

 planu skorzystać.
***
Wprawdzie była już gotowa do wyjścia lecz nie wiedziała czy to był na pewno dobry pomysł z tą

imprezą. Ubrana w krótkie koronkowe spodenki i top który opinał Jej szczupłą sylwetkę postanowiła

wziąć jeszcze ze sobą cienki sweterek w razie gdyby naprawdę wieczór okazał się chłodny. Biła się

non stop z myślami, wcale nie miała ochoty tam iść i to najmniejszej. Wybierając numer w telefonie

do Lisy chodziła nerwowo po pokoju czekając na odzew ze strony przyjaciółki.

-Lisa? No w końcu, musimy porozmawiać.

-No ja myślę! Nie dzwonisz przecież do mnie o tej porze, żeby powiedzieć mi dobranoc, prawda?- 


zapytała Lisa, która znała Joe już na wylot.

-Bo ja...bo ja....Nie wiem co robić- stwierdziła na jednym tchu nie przestawając chodzić w kółko po

 pokoju.- Chodzi o Reusa. Niby mieliśmy zostać przyjaciółmi. A On się tak zachowuje...

-Tak to znaczy jak?-
wtrąciła się blondynka, która musiała znać każdy nawet najmniejszy szczegół z

życia towarzyskiego Johanny.

-No flirtuje ze mną, chociaż nie powinien. Rany boskie Lisa On przyjechał tu z dziewczyną. 

Cholernie ładną dziewczyną- dodała po chwili namysłu.

-Może widzi jak się peszysz przy Nim i traktuje to jako dobrą zabawę? Flirt to nie grzech, pocałunek

 zresztą też nie.

-Jak zawsze można na Ciebie liczyć wiesz? Co mam robić? Olewać Go? Czy może też zacząć 


flirtować aż da sobie spokój?

-Ja myślę, że Ty najlepiej wiesz co masz robić. Po prostu nie daj się. Mario Cię za bardzo 


 skrzywdził, żebyś tak po prostu dała znów się omamić. Nie zapominaj o tym.
***
Oddychaj i idź przed siebie. Z takim nastrojem bojowym Joe zmierzała w kierunku plaży. Dostrzegła

z oddali grupkę przyjaciół imprezujących przy ognisku więc właśnie tam skierowała swe kroki.

 Usiadła tuż koło Maggie na złocistym piasku i otrzymawszy butelkę z piwem pociągnęła łyk

zimnego napoju.

-Jestem taka szczęśliwa, że mnie tu zabrałeś Marco- na cały głos oznajmiła Lena klejąc się do

 blondyna jak pijawka do ludzkiej skóry.

Joe nie mogła patrzeć na dziewczynę wprost leżącą na Reusie toteż postanowiła iść na parkiet

zatańczyć z przypadkowym mężczyzną. Poruszając biodrami w obie strony poczuła przed sobą

obecność mężczyzny. Młody brunet okazał się idealnym partnerem do towarzyskiego tańca. Nie

nadeptywał specjalnie na nogi i potrafił nienagannie kierować kobietą w tańcu. Przetańczyli tak trzy

kawałki po czym brunetka postanowiła podejść do baru by zamówić jakiś mocniejszy trunek.

-Margarita proszę- rzekła do barmana siadając na wysokim krześle.

-Dla mnie również- usłyszała za sobą znajomy głos który rozpoznała od razu.


-Nie bierzesz dwóch? Lena na pewno z chęcią też by się napiła.- stwierdziła z przekąsem

przymrużając oczy.

-Bluzeczka Ci się podwinęła- szepnął Jej na ucho Reus co sprawiło, że dziewczyna wzdłuż

kręgosłupa poczuła dreszcze. Blondyn przechwytując swojego drinka uśmiechnął się szyderczo po

czym skierował swe kroki w stronę plaży. Dziewczyna wypiła jednym haustem swój kieliszek

wykrzywiając przy tym twarz i pobiegła za Marco.

-Co Ty sobie wyobrażasz?!- krzyknęła ciągnąc za koszulkę tak aby blondyn na chwilę przystanął.
***********************
PRZERWA NA REKLAMY!!!!
Ach nawet nie wiecie jak KOCHAM kończyć w takim momencie! :)
Tylko proszę mnie nie hejtować za to hah :)
Zostawiam Was z nowiutkim, jeszcze cieplutkim rozdziałem a ja idę się zgłębiać w jakże ciekawy podręcznik od biologii :(
RATUNKU!!!!
Hahahahh nie ma sprawy już idę :)

Dobranoc perełki i dziękuuuję bardzo za każdy komentarz!!! Jesteście WIELKIE!

<3
p.s.  Zapraszam na mego drugiego bloga----->KLIK

środa, 7 stycznia 2015

DZIEWIĘĆ

Prawda o strachu:
Nie boimy się ciemności, boimy się tego co w Niej jest.
Nie boimy się wysokości, boimy się spaść.
Nie boimy się ludzi dookoła siebie, boimy się, że mogą Nas nie zaakceptować.
Nie boimy się kochać, boimy się  że druga osoba nie odwzajemni tego.
Nie boimy się pozwolić komuś odejść, boimy się zaakceptować rzeczywistość w której Go nie ma.
Nie boimy się spróbować jeszcze raz, boimy się  cierpieć z tego samego powodu.
Strach to złudzenie, boimy się Jego następstw.

Johanna Levy kilka dni po tym jak osoba Mario Goetze znów po raz kolejny namieszała solidnie w


 Jej życiu była już inną osobą. Potrzebowała kilku dni by dojść do siebie i przeanalizować to co się 

stało ale użalanie się nad sobą nie było w Jej stylu. Zleciła ekipie remontowej całkowitą zmianę Jej 

mieszkalnego wnętrza. Nie mogła patrzeć na białe ściany, na których raził Ją w oczy napis 

"DZIWKA". Ściany w kolorze delikatnego fioletu nadały inne brzmienia w Jej ciepłym, przytulnym

 mieszkaniu. Obiecała, że się nie podda i słowa dotrzyma. Najgorsze to poddać się strachowi, tylko 

On Nas paraliżuje. Co do Reusa...

Tego tematu dziewczyna wolała unikać i gdy tylko Lisa próbowała Ją wypytać o jakiekolwiek 


szczegóły z Jej życia towarzyskiego Joe zasłaniała się, że nie ma czasu na pogaduszki gdy praca 

czeka. Była dla Niej odskocznią, czymś co pozwalało Jej odetchnąć i nie myśleć. Nie widziała Go już

 tydzień, okrągłe siedem dni. Jednak dziś miał nastać dzień decydującego starcia. Dlaczego tak się

 denerwowała? Przecież wszystko sobie wyjaśnili, mimo tego było Jej głupio i wstyd. Pocałowała 

Marco Reusa, Ona Johanna Levy dopuściła się tego czynu którego nikt nie podejrzewał.
***
Robiła co mogła, chciała się wymigać z tego spotkania stawiając opór przed Kathy. Dziewczyna 


jednak była nieugięta, ktoś musiał przekazać sesję Hugo Bossa a obecnie współpracownica Joe była

 zajęta. Żywiła cichą nadzieję, że to może Mats a nie Marco przyjdzie do salonu, w końcu obydwoje 

brali w tym udział. Tak się jednak nie stało, punktualnie gdy wybiło południe blondyn pukając 

delikatnie we framugę białych drewnianych drzwi zjawił się tuż przed Nią.

-Cześć Joe. Wpadłem zobaczyć zdjęcia-zaczął niepewnie nie zdając sobie sprawy czy dziewczyna 


pamięta o celu Jego wizyty. Bądź co bądź ostatnio postawiła sprawę jasno, nie chciała się więcej 

widywać. Przynajmniej na gruncie prywatnym.

-Cześć Marco. Usiądź proszę,pokażę Ci zdjęcia- odparła otwierając swojego białego laptopa.


Zdjęcia były idealne, wprost stworzone do reklamy nowego perfumu. Zarówno Kathy jaki i Joe znały


 się dobrze na tym fachu, mimo tego iż ani jedna ani druga nie miała ukończonych studiów 

fotograficznych.

-Co u Ciebie?- na odwagę zdobył się Marco spoglądając kątem oka na blondynkę. -Zmizerniałaś 


ostatnio.- dodał lustrując uważnie ciało dwudziestoczterolatki.

Spojrzała na Niego tym swoim beznamiętnym wzrokiem, którym chciała prześwietlić myśli młodego 


Niemca. Bezskutecznie, nie wiedziała o co Mu chodzi.

-Schudłaś- wyjaśnił.-I ogólnie blada jesteś. Dobrze się czujesz?


-Tak. Wszystko w porządku, po prostu nie wyspałam się. Dziś mam dużo pracy więc troszeczkę się 


stresowałam dniem.

-Stresowałaś się dniem czy tym, że musimy się spotkać?-
zapytał bez jakichkolwiek oporów.


Dlaczego On musi być aż tak irytujący?- pomyślała dziewczyna. Wchodzi sobie tutaj jak gdyby 


nigdy nic, odgaduje Jej myśli i jeszcze patrzy się tymi cholernie błyszczącymi oczami wyczekując 

odpowiedzi. Wzrok blondyna przeszywał Ją na wskroś, wiedziała że musi coś powiedzieć choć głos 

ugrzązł Jej w gardle.

-Nie wiem o co Ci chodzi Marco. Wyjaśniliśmy sobie wszystko, tak? To co się stało a raczej to co ja 


zrobiłam nie miało żadnego znaczenia. Po co do tego wracasz?- zapytała

-Skoro nie miało znaczenia to dlaczego tak się zachowujesz? Takie rzeczy się zdarzają. Nie 


pocałowałaś nikogo tak po prostu, spontanicznie. Bez żadnego zastanowienia się co będzie dalej?

-Wyobraź sobie, że nie. Oprócz tego jedynego razu nic takiego mi się nie zdarzyło. A wiesz 


dlaczego? Bo odkąd pamiętam byłam z Mario, myślałam że jest chodzącym ideałem. Dosłownie.

***
Żałowała, że wdała się w rozmowę z Marco, powinna przemilczeć sprawę i nie dawać Mu satysfakcji


 z tego, że ma racje. Bo miał. To prawda, to niby nic nie znaczyło, dlaczego tak się czuła? Czemu nie 

potrafiła spojrzeć blondynowi w oczy? Dlaczego On Ją torturował tymi pytaniami, czyżby

rozmawiał z Mario i podzielał Jego zdanie, jaką to jest pustą dziewczyną? Nie mogła opędzić się od natrętnych 

myśli, które kłębiły się w Jej głowie. Zaraz po wyjściu Reusa postanowiła zamknąć studio gdyż  i tak

 nie mogła się skupić choćby na najmniejszej czynności. Zakupując drożdżówki poszła do Lisy. 

Musiała z kimś koniecznie porozmawiać. Udałaby się do Maggie ale to przecież siostra Marco, jak 

ma z Nią o tym rozmawiać?.

-Mogę?- zapytała gdy ujrzała sylwetkę przyjaciółki w drzwiach.


Mocno zdziwiona dziewczyna wpuściła blondynkę do środka. Joe nigdy nie zaniedbywała swych 


obowiązków a dziś tak po prostu zamknęła studio, bo nie mogła się skupić. To było dziwne.

-Mała, co jest?- zapytała Lisa widząc jak nerwowo Jej przyjaciółka krąży po pokoju.


-On mnie rozprasza, rozumiesz?- zapytała gryząc kęs drożdżówki- Cholera, moją dietę szlag trafił.-


 Spoglądając na nadgryziony smakołyk zaczęła kontynuować- Wchodzi sobie z butami w moje życie, 

które już pomału zaczęła się układać, rozumiesz? I jeszcze ten tekst, "mizernie dziś wyglądasz". Co

 to za tani podryw? Po co On tam przyszedł, co?- zapytała Lisa sadowiąc się na kanapie.

-Joe choćbym nie wiem jak wytężyła moje komórki mózgowe to i tak za cholerę nie wiem o kim 


mówisz.

-Jak to o kim? Kto ma czelność przyjść do mojego salonu i prawić mi morały na temat mojego jakże


 nędznego życia? Oczywiście, że Reus!- odparła wykrzywiając usta w krzywym uśmiechu.

-Podoba Ci się!- Krzyknęła rozentuzjazmowana dziewczyna spoglądając z podziwem na 


przyjaciółkę.

-Oszalałaś, zapomniałaś, że.....


-Tak, tak pamiętam. To najlepszy kumpel Twojego byłego. Powtarzasz to od samego początku kiedy


 spotkałaś Go w Dortmundzie i co z tego Joe? Mario to palant a ognisty, płomienny romans akurat

 Tobie by się przydał.

-Zamknij się Lisa, zamilcz po prostu na wieki
- odparła dziewczyna ugryzając kolejny kęs 

drożdżówki.
***

Potrzeba jednej minuty by kogoś zauważyć, jednej godziny żeby Go ocenić , jednego dnia żeby 

polubić i całego życia by Go później zapomnieć.

Johanna Levy pochłonięta codziennymi sesjami nie zdawała sobie sprawy jak przez palce ucieka Jej


 czas. Dzień za dniem monotonnie robiła to samo, praca, dom, sen i tak w kółko. Nie miała czasu na 

zakupy, lodówka świeciła pustkami. Nie pamiętała kiedy ostatnio była na jakiejkolwiek imprezie, 

kiedy spotkała się w celach towarzyskich. Maggie martwiła się o przyjaciółkę, gdyż od ponad 

tygodnia nie dawała o sobie znaku życia. Postanowiła Ją odwiedzić oczywiście w studiu 

fotograficznym, gdyż nigdzie indziej nie można było złapać z Nią kontaktu. Przekraczając próg drzwi 
spostrzegła mizernie wyglądajacą blondynkę.

-Joe?Przyniosłam drożdżówki i ciepłą kawę- oznajmiła kładąc produkty na biurku dziewczyny.


-Meg, co Ty tu robisz?- zapytała zdziwiona nagłą, niezapowiedzianą wizytą siostry Reusa.


-Nie odbierasz telefonów, nie odpisujesz na sms-y, w domu Cie nie można zastać. Co się dzieje?



-Nic. Po prostu ostatnio spadło na mnie wiele obowiązków i nie mam na nic czasu. Jeśli jestem w 


domu to tylko i wyłącznie po to, aby się przespać.

-Tak, gdybyś mogła to tu byś nocowała, prawda? Już Cię znam. Musisz odpocząć, jak Ty wyglądasz. 


Jadłaś coś w ogóle ostatnio?- Maggie była osobą na tyle otwartą iż nie bawiła się w grę słów. Nie 

zważała na to, czy kogoś obrazi czy nie. Mówiła prosto z mostu to o czym myśli. Jednak nie dało się 

Jej nie lubić.

-Piłam kawę- odparła Joe wznosząc kubek do góry.


-Kawa o siódmej rano, brawo. A zresztą tego syfu z automatu chyba nie chcesz nazywać kawą. 


Trzymaj póki ciepłe- odparła podając blondynce termos.-Wiesz właściwie to przyszłam do Ciebie z 

pewną propozycją. Skoczyłabyś z Nami na wycieczkę?- zapytała Meg patrząc wyczekująco na dziewczynę.

-Na wycieczkę? Maggie ja naprawdę mam dużo pracy- odparła lecz momentalnie zgromiona przez 


dziewczynę zapytała- No dobrze. Gdzie ta wycieczka i kiedy?

-Extra, ja zarezerwuję bilety na jutro a Ty się przyszykuj.- rozentuzjazmowana brunetka zaczęła 


zbierać się do wyjścia.

-Ale nie powiedziałam, że się zgadzam. Meg! Dokąd jedziemy!?


-Na Seszele! Nie przejmuj się będzie fajnie, weźmiemy Marco!-
odkrzyknęła a blondynce z twarzy 


od razu zniknął uśmiech.

Dosyć, że będzie musiała użerać się z blondynem to jeszcze Seszele. Pod pojęciem słowa wycieczka 


miała nadzieję wybrać się gdzieś za miasto a nie w inny kraj. Maggie była nieobliczalna.
***
Czy miała jakiekolwiek wyjście z tej ponurej sytuacji? Nie. Maggie choćby siłą zaciągnęłaby Ją na


 lotnisko. Odwrotu nie było toteż następnego poranka już zmierzała taksówką w stronę lotniska. Z 

oddali widziała już sylwetkę męża Meg toteż wiedziała gdzie się kierować, rozmawiał z jakąś 

dziewczyną. Widocznie zaprosili troszkę więcej osób na ten wyjazd co uszczęśliwiło Joe. Gdy 

będzie  większe towarzystwo może zajść taka sytuacja, iż wcale nie będzie musiała rozmawiać z 

blondynem.
-Joe! Tutaj!- krzyczała Meg wymachując rękoma by ta jak najszybciej podeszła do Nich.


W tym momencie dziewczyna rozmawiająca z mężem przyjaciółki odwróciła się ale nie była sama.


 Pierwsze co rzuciło się w oczy Młodej Niemce był Reus kurczowo trzymając kobietę za rękę. Szła 

przed siebie wpatrując się w ten obrazek, poczuła lekki zawód.
 Czyżby zazdrość? Nie potrafiła 

zrozumieć swych dziwnych odczuć, przecież jest dobrze. Skoro to Jego dziewczyna, nie będzie już 

więcej żadnych dwuznacznych sytuacji, prawda? Podeszła bliżej kładąc walizki w odpowiednie dla 

Nich miejsce.

-To chyba jesteśmy w komplecie- stwierdziła Maggie.-Wy się jeszcze nie znacie. Joe pozwól, że Ci 


przedstawię to jest Lena.

-Miło mi-
odparła młoda dziewczyna ćwierkając jak wróbelek. Buzia Jej się nie miała zamiaru 


zamknąć. Była tak cholernie ładna i miła, że Joe miała ochotę Ją zabić. Zdziwiona swoim bojowym 

nastrojem względem rudowłosej postanowiła zmierzyć w kierunku samolotu. Usiadła na swoim

 wygodnym miejscu rozglądając się dookoła gdzie podziali się pozostali. Ani Maggie ani Davida nie

 mogła zauważyć za to Marco wraz z Leną znaleźli się stosunkowo za blisko Niej.

-Znowu się widzimy- rzucił Marco siadając na miejscu obok. Blondynka już wolałaby "słodką 


idiotkę Lenę" koło siebie ale przecież nie będzie robić scen. Wiedziała, że będzie żałować tego 

wylotu, miała skrytą nadzieję iż dopadnie Ją zatrucie pokarmowe i cały wyjazd przeleży w pokoju 

hotelowym. Założyła swe słuchawki na uszy wywracając teatralnie oczami by nie słuchać 

gaworzenia znienawidzonej przez Nią dwójki.
***
Miły głos pogodnej stewardessy obwieścił, iż lada moment będą lądować. Przestraszona Lena 


trzymała kurczowo Marco za rękę gdyż strasznie bała się latać. Mimo iż Joe miała przez cały lot na 

uszach słuchawki dziewczyna tak głośno rozmawiała iż znała chyba cały Jej życiorys.

-Może też się boisz? Złapać Cię za rękę?- zapytał Marco unosząc znacznie jedną brew. Jego ręka 


dziwnie spoczęła na kolanie Johanny wprawiając Ją w niemałe zamieszanie. Lena była tak przejęta 

lotem, że nawet nie zauważyła tego dwuznacznego gestu. Blondynka strącając rękę blondyna 

zgromiła Go wzrokiem zapinając szczelnie pasy. Nie dało się ukryć, iż sama się bała ale nie miała

 zamiaru dawać Reusowi tej satysfakcji.Za kogo On się w ogóle uważa? Myślała, że jest inny.

Można Mu zaufać ale teraz zdała sobie sprawę, iż jest bezczelny. Podrywacz jakich mało i nie obchodzi Go

 w ogóle, że dziewczyna się krępuje, w końcu jest przyjacielem Mario. Do cholery co On wyrabia?!

***
Rozpakowywała swoje walizki modląc się by nikogo Jej nie przydzielili do pokoju, o dziwo cały


 apartament był Jej. Maggie zajęła miejsce z Davidem, natomiast Lena zamieszkała naprzeciwko z 

Marco. Na samą myśl tego Joe wzdrygnęła się, zaczęła sobie wyobrażać co Oni tam mogą 

wyprawiać. Zganiła siebie w myśli za tak wygórowane myśli i postanowiła zejść na dół po coś do 

jedzenia. Od samego rana nic nie jadła, zdając sobie sprawę, że będzie lecieć w samolocie.
 ***


Heii.
Tak mnie wena poniosła,że i na tym blogu postanowiłam dodać :)
Mam nadzieje, że się spodobał. Wytężałam swój mózg aby coś konkretnego napisać i mam nadzieje taką malutką, że nie zawiodłam :)
BUZIAKI:***