Prawda o strachu:
Nie boimy się ciemności, boimy się tego co w Niej jest.
Nie boimy się wysokości, boimy się spaść.
Nie boimy się ludzi dookoła siebie, boimy się, że mogą Nas nie zaakceptować.
Nie boimy się kochać, boimy się że druga osoba nie odwzajemni tego.
Nie boimy się pozwolić komuś odejść, boimy się zaakceptować rzeczywistość w której Go nie ma.
Nie boimy się spróbować jeszcze raz, boimy się cierpieć z tego samego powodu.
Strach to złudzenie, boimy się Jego następstw.
Johanna Levy kilka dni po tym jak osoba Mario Goetze znów po raz kolejny namieszała solidnie w
Jej życiu była już inną osobą. Potrzebowała kilku dni by dojść do siebie i przeanalizować to co się
stało ale użalanie się nad sobą nie było w Jej stylu. Zleciła ekipie remontowej całkowitą zmianę Jej
mieszkalnego wnętrza. Nie mogła patrzeć na białe ściany, na których raził Ją w oczy napis
"DZIWKA". Ściany w kolorze delikatnego fioletu nadały inne brzmienia w Jej ciepłym, przytulnym
mieszkaniu. Obiecała, że się nie podda i słowa dotrzyma. Najgorsze to poddać się strachowi, tylko
On Nas paraliżuje. Co do Reusa...
Tego tematu dziewczyna wolała unikać i gdy tylko Lisa próbowała Ją wypytać o jakiekolwiek
szczegóły z Jej życia towarzyskiego Joe zasłaniała się, że nie ma czasu na pogaduszki gdy praca
czeka. Była dla Niej odskocznią, czymś co pozwalało Jej odetchnąć i nie myśleć. Nie widziała Go już
tydzień, okrągłe siedem dni. Jednak dziś miał nastać dzień decydującego starcia. Dlaczego tak się
denerwowała? Przecież wszystko sobie wyjaśnili, mimo tego było Jej głupio i wstyd. Pocałowała
Marco Reusa, Ona Johanna Levy dopuściła się tego czynu którego nikt nie podejrzewał.
***
Robiła co mogła, chciała się wymigać z tego spotkania stawiając opór przed Kathy. Dziewczyna
jednak była nieugięta, ktoś musiał przekazać sesję Hugo Bossa a obecnie współpracownica Joe była
zajęta. Żywiła cichą nadzieję, że to może Mats a nie Marco przyjdzie do salonu, w końcu obydwoje
brali w tym udział. Tak się jednak nie stało, punktualnie gdy wybiło południe blondyn pukając
delikatnie we framugę białych drewnianych drzwi zjawił się tuż przed Nią.
-Cześć Joe. Wpadłem zobaczyć zdjęcia-zaczął niepewnie nie zdając sobie sprawy czy dziewczyna
pamięta o celu Jego wizyty. Bądź co bądź ostatnio postawiła sprawę jasno, nie chciała się więcej
widywać. Przynajmniej na gruncie prywatnym.
-Cześć Marco. Usiądź proszę,pokażę Ci zdjęcia- odparła otwierając swojego białego laptopa.
Zdjęcia były idealne, wprost stworzone do reklamy nowego perfumu. Zarówno Kathy jaki i Joe znały
się dobrze na tym fachu, mimo tego iż ani jedna ani druga nie miała ukończonych studiów
fotograficznych.
-Co u Ciebie?- na odwagę zdobył się Marco spoglądając kątem oka na blondynkę. -Zmizerniałaś
ostatnio.- dodał lustrując uważnie ciało dwudziestoczterolatki.
Spojrzała na Niego tym swoim beznamiętnym wzrokiem, którym chciała prześwietlić myśli młodego
Niemca. Bezskutecznie, nie wiedziała o co Mu chodzi.
-Schudłaś- wyjaśnił.-I ogólnie blada jesteś. Dobrze się czujesz?
-Tak. Wszystko w porządku, po prostu nie wyspałam się. Dziś mam dużo pracy więc troszeczkę się
stresowałam dniem.
-Stresowałaś się dniem czy tym, że musimy się spotkać?- zapytał bez jakichkolwiek oporów.
Dlaczego On musi być aż tak irytujący?- pomyślała dziewczyna. Wchodzi sobie tutaj jak gdyby
nigdy nic, odgaduje Jej myśli i jeszcze patrzy się tymi cholernie błyszczącymi oczami wyczekując
odpowiedzi. Wzrok blondyna przeszywał Ją na wskroś, wiedziała że musi coś powiedzieć choć głos
ugrzązł Jej w gardle.
-Nie wiem o co Ci chodzi Marco. Wyjaśniliśmy sobie wszystko, tak? To co się stało a raczej to co ja
zrobiłam nie miało żadnego znaczenia. Po co do tego wracasz?- zapytała
-Skoro nie miało znaczenia to dlaczego tak się zachowujesz? Takie rzeczy się zdarzają. Nie
pocałowałaś nikogo tak po prostu, spontanicznie. Bez żadnego zastanowienia się co będzie dalej?
-Wyobraź sobie, że nie. Oprócz tego jedynego razu nic takiego mi się nie zdarzyło. A wiesz
dlaczego? Bo odkąd pamiętam byłam z Mario, myślałam że jest chodzącym ideałem. Dosłownie.
***
Żałowała, że wdała się w rozmowę z Marco, powinna przemilczeć sprawę i nie dawać Mu satysfakcji
z tego, że ma racje. Bo miał. To prawda, to niby nic nie znaczyło, dlaczego tak się czuła? Czemu nie
potrafiła spojrzeć blondynowi w oczy? Dlaczego On Ją torturował tymi pytaniami, czyżby
rozmawiał z Mario i podzielał Jego zdanie, jaką to jest pustą dziewczyną? Nie mogła opędzić się od natrętnych
myśli, które kłębiły się w Jej głowie. Zaraz po wyjściu Reusa postanowiła zamknąć studio gdyż i tak
nie mogła się skupić choćby na najmniejszej czynności. Zakupując drożdżówki poszła do Lisy.
Musiała z kimś koniecznie porozmawiać. Udałaby się do Maggie ale to przecież siostra Marco, jak
ma z Nią o tym rozmawiać?.
-Mogę?- zapytała gdy ujrzała sylwetkę przyjaciółki w drzwiach.
Mocno zdziwiona dziewczyna wpuściła blondynkę do środka. Joe nigdy nie zaniedbywała swych
obowiązków a dziś tak po prostu zamknęła studio, bo nie mogła się skupić. To było dziwne.
-Mała, co jest?- zapytała Lisa widząc jak nerwowo Jej przyjaciółka krąży po pokoju.
-On mnie rozprasza, rozumiesz?- zapytała gryząc kęs drożdżówki- Cholera, moją dietę szlag trafił.-
Spoglądając na nadgryziony smakołyk zaczęła kontynuować- Wchodzi sobie z butami w moje życie,
które już pomału zaczęła się układać, rozumiesz? I jeszcze ten tekst, "mizernie dziś wyglądasz". Co
to za tani podryw? Po co On tam przyszedł, co?- zapytała Lisa sadowiąc się na kanapie.
-Joe choćbym nie wiem jak wytężyła moje komórki mózgowe to i tak za cholerę nie wiem o kim
mówisz.
-Jak to o kim? Kto ma czelność przyjść do mojego salonu i prawić mi morały na temat mojego jakże
nędznego życia? Oczywiście, że Reus!- odparła wykrzywiając usta w krzywym uśmiechu.
-Podoba Ci się!- Krzyknęła rozentuzjazmowana dziewczyna spoglądając z podziwem na
przyjaciółkę.
-Oszalałaś, zapomniałaś, że.....
-Tak, tak pamiętam. To najlepszy kumpel Twojego byłego. Powtarzasz to od samego początku kiedy
spotkałaś Go w Dortmundzie i co z tego Joe? Mario to palant a ognisty, płomienny romans akurat
Tobie by się przydał.
-Zamknij się Lisa, zamilcz po prostu na wieki- odparła dziewczyna ugryzając kolejny kęs
drożdżówki.
***
Potrzeba jednej minuty by kogoś zauważyć, jednej godziny żeby Go ocenić , jednego dnia żeby
polubić i całego życia by Go później zapomnieć.
Johanna Levy pochłonięta codziennymi sesjami nie zdawała sobie sprawy jak przez palce ucieka Jej
czas. Dzień za dniem monotonnie robiła to samo, praca, dom, sen i tak w kółko. Nie miała czasu na
zakupy, lodówka świeciła pustkami. Nie pamiętała kiedy ostatnio była na jakiejkolwiek imprezie,
kiedy spotkała się w celach towarzyskich. Maggie martwiła się o przyjaciółkę, gdyż od ponad
tygodnia nie dawała o sobie znaku życia. Postanowiła Ją odwiedzić oczywiście w studiu
fotograficznym, gdyż nigdzie indziej nie można było złapać z Nią kontaktu. Przekraczając próg drzwi
spostrzegła mizernie wyglądajacą blondynkę.
-Joe?Przyniosłam drożdżówki i ciepłą kawę- oznajmiła kładąc produkty na biurku dziewczyny.
-Meg, co Ty tu robisz?- zapytała zdziwiona nagłą, niezapowiedzianą wizytą siostry Reusa.
-Nie odbierasz telefonów, nie odpisujesz na sms-y, w domu Cie nie można zastać. Co się dzieje?
-Nic. Po prostu ostatnio spadło na mnie wiele obowiązków i nie mam na nic czasu. Jeśli jestem w
domu to tylko i wyłącznie po to, aby się przespać.
-Tak, gdybyś mogła to tu byś nocowała, prawda? Już Cię znam. Musisz odpocząć, jak Ty wyglądasz.
Jadłaś coś w ogóle ostatnio?- Maggie była osobą na tyle otwartą iż nie bawiła się w grę słów. Nie
zważała na to, czy kogoś obrazi czy nie. Mówiła prosto z mostu to o czym myśli. Jednak nie dało się
Jej nie lubić.
-Piłam kawę- odparła Joe wznosząc kubek do góry.
-Kawa o siódmej rano, brawo. A zresztą tego syfu z automatu chyba nie chcesz nazywać kawą.
Trzymaj póki ciepłe- odparła podając blondynce termos.-Wiesz właściwie to przyszłam do Ciebie z
pewną propozycją. Skoczyłabyś z Nami na wycieczkę?- zapytała Meg patrząc wyczekująco na dziewczynę.
-Na wycieczkę? Maggie ja naprawdę mam dużo pracy- odparła lecz momentalnie zgromiona przez
dziewczynę zapytała- No dobrze. Gdzie ta wycieczka i kiedy?
-Extra, ja zarezerwuję bilety na jutro a Ty się przyszykuj.- rozentuzjazmowana brunetka zaczęła
zbierać się do wyjścia.
-Ale nie powiedziałam, że się zgadzam. Meg! Dokąd jedziemy!?
-Na Seszele! Nie przejmuj się będzie fajnie, weźmiemy Marco!- odkrzyknęła a blondynce z twarzy
od razu zniknął uśmiech.
Dosyć, że będzie musiała użerać się z blondynem to jeszcze Seszele. Pod pojęciem słowa wycieczka
miała nadzieję wybrać się gdzieś za miasto a nie w inny kraj. Maggie była nieobliczalna.
***
Czy miała jakiekolwiek wyjście z tej ponurej sytuacji? Nie. Maggie choćby siłą zaciągnęłaby Ją na
lotnisko. Odwrotu nie było toteż następnego poranka już zmierzała taksówką w stronę lotniska. Z
oddali widziała już sylwetkę męża Meg toteż wiedziała gdzie się kierować, rozmawiał z jakąś
dziewczyną. Widocznie zaprosili troszkę więcej osób na ten wyjazd co uszczęśliwiło Joe. Gdy
będzie większe towarzystwo może zajść taka sytuacja, iż wcale nie będzie musiała rozmawiać z
blondynem.
-Joe! Tutaj!- krzyczała Meg wymachując rękoma by ta jak najszybciej podeszła do Nich.
W tym momencie dziewczyna rozmawiająca z mężem przyjaciółki odwróciła się ale nie była sama.
Pierwsze co rzuciło się w oczy Młodej Niemce był Reus kurczowo trzymając kobietę za rękę. Szła
przed siebie wpatrując się w ten obrazek, poczuła lekki zawód.
Czyżby zazdrość? Nie potrafiła
zrozumieć swych dziwnych odczuć, przecież jest dobrze. Skoro to Jego dziewczyna, nie będzie już
więcej żadnych dwuznacznych sytuacji, prawda? Podeszła bliżej kładąc walizki w odpowiednie dla
Nich miejsce.
-To chyba jesteśmy w komplecie- stwierdziła Maggie.-Wy się jeszcze nie znacie. Joe pozwól, że Ci
przedstawię to jest Lena.
-Miło mi- odparła młoda dziewczyna ćwierkając jak wróbelek. Buzia Jej się nie miała zamiaru
zamknąć. Była tak cholernie ładna i miła, że Joe miała ochotę Ją zabić. Zdziwiona swoim bojowym
nastrojem względem rudowłosej postanowiła zmierzyć w kierunku samolotu. Usiadła na swoim
wygodnym miejscu rozglądając się dookoła gdzie podziali się pozostali. Ani Maggie ani Davida nie
mogła zauważyć za to Marco wraz z Leną znaleźli się stosunkowo za blisko Niej.
-Znowu się widzimy- rzucił Marco siadając na miejscu obok. Blondynka już wolałaby "słodką
idiotkę Lenę" koło siebie ale przecież nie będzie robić scen. Wiedziała, że będzie żałować tego
wylotu, miała skrytą nadzieję iż dopadnie Ją zatrucie pokarmowe i cały wyjazd przeleży w pokoju
hotelowym. Założyła swe słuchawki na uszy wywracając teatralnie oczami by nie słuchać
gaworzenia znienawidzonej przez Nią dwójki.
***
Miły głos pogodnej stewardessy obwieścił, iż lada moment będą lądować. Przestraszona Lena
trzymała kurczowo Marco za rękę gdyż strasznie bała się latać. Mimo iż Joe miała przez cały lot na
uszach słuchawki dziewczyna tak głośno rozmawiała iż znała chyba cały Jej życiorys.
-Może też się boisz? Złapać Cię za rękę?- zapytał Marco unosząc znacznie jedną brew. Jego ręka
dziwnie spoczęła na kolanie Johanny wprawiając Ją w niemałe zamieszanie. Lena była tak przejęta
lotem, że nawet nie zauważyła tego dwuznacznego gestu. Blondynka strącając rękę blondyna
zgromiła Go wzrokiem zapinając szczelnie pasy. Nie dało się ukryć, iż sama się bała ale nie miała
zamiaru dawać Reusowi tej satysfakcji.Za kogo On się w ogóle uważa? Myślała, że jest inny.
Można Mu zaufać ale teraz zdała sobie sprawę, iż jest bezczelny. Podrywacz jakich mało i nie obchodzi Go
w ogóle, że dziewczyna się krępuje, w końcu jest przyjacielem Mario. Do cholery co On wyrabia?!
***
Rozpakowywała swoje walizki modląc się by nikogo Jej nie przydzielili do pokoju, o dziwo cały
apartament był Jej. Maggie zajęła miejsce z Davidem, natomiast Lena zamieszkała naprzeciwko z
Marco. Na samą myśl tego Joe wzdrygnęła się, zaczęła sobie wyobrażać co Oni tam mogą
wyprawiać. Zganiła siebie w myśli za tak wygórowane myśli i postanowiła zejść na dół po coś do
jedzenia. Od samego rana nic nie jadła, zdając sobie sprawę, że będzie lecieć w samolocie.
***
Heii.
Tak mnie wena poniosła,że i na tym blogu postanowiłam dodać :)
Mam nadzieje, że się spodobał. Wytężałam swój mózg aby coś konkretnego napisać i mam nadzieje taką malutką, że nie zawiodłam :)
BUZIAKI:***
Strasznie spodobał mi się rozdział! *--* Zastanawiam się co wymyślił Marco ale mam nadzieje, że Joe nie będzie aż tak źle nastawiona do niego i tej wycieczki:)
OdpowiedzUsuńŻyczę weny :))
Aaaaaaa <3 Nie chciałam przestać czytać, naprawdę rozdział jest cudowny :) Marco mnie zaintrygował, a Joe to wgl *.*
OdpowiedzUsuńCzekam na nowy rozdział:) i życzę duużo weny!
zapraszam:
http://our-love-is-unconditionalx.blogspot.com/
http://before-i-leave-from-here.blogspot.com/
O jaki długi! Podoba mi się ^^
OdpowiedzUsuńJestem ciekawa tej Leny i kim tak na prawdę jest dla Marco. Sam Reus mnie ciekawi i w co gra... Niby jest ta dziewczyna, a ciągle ma jakieś podchody do Joe... Jak tu go zrozumieć :O
jestem ciekawa jak to rozegrasz i co się stanie na Seszelach. Wiem, że nas nie zawiedziesz :)
Dużo weny i do następnego :*
Prawda o strachu - świetna! I taka logiczna!
OdpowiedzUsuńTa cała Lena denerwuje mnie już teraz, ale dzięki niej zyskałam tylko pewność, że Joe ma coś do Reusa. Jednocześnie nie spodziewałam się, że Marco ma dziewczynę... Może być ciekawie, bo jego zachowanie budzi kontrowersje!
Po prostu nie mogę oprzeć się wrażeniu, że na tych Seszelach stanie się coś intrygującego... Swoją drogą, piękne miejsce na wakacje ❤
Pozdrawiam i wracaj szybko z następnym! 💛
Na początku pomyślałam hallelujah Maggie za te wakacje! W końcu Joe pozna lepiej Marco i zaczną coś do siebie czuć. Ale dalej się wkurzyłam jak przeczytałam, że Reus zabrał ze sobą jakąś panienkę... No co on nie wiedział, że Joe leci z nimi? I że niby on nic do niej nie czuje tylko do tej laski... Tsa jasne :D
OdpowiedzUsuńMam wrażenie, że te wakacje i tak będą dla nich przełomowe i ta bariera, która się zbiera między nimi pęknie :)
Rozdział super! :)
Czekam na kolejny :)
Buziaki ;**
Marco ma dziewczynę :o dlaczego?! xd
OdpowiedzUsuńMam nadzieję, że między Reusem a Joe będzie coś więcej :p
Pozdrawiam :)
Cudowny <3
OdpowiedzUsuńNo nie wierze ! Marco ma dziewczynę i jeszcze te jego zachowanie .
No po prostu nie wierze , jak on się zachowuje i jak odnosi się do Joe .
No i jeszcze te dwuznaczne sytuacje kiedy to ma dziewczynę, no kurcze...
Czekam nn :*
Pozdrawiam <3
Jakie Cuudo <33
OdpowiedzUsuńMarco zachował się trochę bezczelnie.
No ale cóż, nadal mam nadzieję, że będą razem XD
Czekam na kolejny
Buziaki ;***
Ty nigdy słoneczko nie zawiodłaś!!!!
OdpowiedzUsuńA rozdział cudowny!
Marco upadł na głowę czy przypadkiem może piłka Go za mocno uderzyła? Co On wyrabia ja się pytam!? Najpierw mówi, że ten pocałunek nic nie znaczył, potem przyprowadza jakąś dziewczynę i O mamo! łapie Joe za kolano????!!!!!!( właśnie w tym momencie zrobiło mi się gorąco!).
Nie no nie wierzę, że Lena i Marco to jakaś wielka miłość, może chciał wzbudzić zazdrość w Johannie? Tylko nie wiem po co skoro stwierdził, że ich pocałunek nic nie znaczył :/
Wyczuwam, że coś się wydarzy na tych Seszelach....
Buziaki:*
Cholera, pół roku zajęło mi znalezienie tak dobrego bloga jak ten! Nic nie jest w stanie opisać mojego entuzjazmu. Wspaniale jest znów zagłębić się w tak ciekawą i dobrze napisaną historię. Zostaję, to aż nadmiar oczywiste. Mam nadzieję, że planujesz dodać rozdział w najbliższym czasie, bo gwarantuje, że nie przeżyję długo. DZIEWCZYNO, JESTEŚ GENIALNA!
OdpowiedzUsuńZostawiam jeszcze tylko link do mojego nowego bloga: http://envoy-bvb.blogspot.com/
W wolnej chwili zapraszam na jedyneczkę i pozdrawiam! :*