sobota, 22 listopada 2014

PIĘĆ

Czasem w najmniej oczekiwanych momentach spotykamy ludzi, których ta na prawdę wcale nie chcemy
widzieć. Czy to normalne? Nikt tego nie wie. Może tak, może nie. Ale świat póki co tak na prawdę jest mały. I
nigdy nie powinniśmy robić czegoś przeciwko sobie. Życie zgodnie ze swoimi przekonaniami. Jakie to wydaje
się być proste prawda? Jednak nie wszystko jest takie kolorowe. Nie ma z góry i pod górę. Są wzniesienia, doły
i kałuże i tak do końca naszych dni.
***
-Znacie się?- zapytał Peter nalewając wszystkim wina do kieliszków.
-Joe była dziewczyną Mario- odparł z pretensją w głosie.
-Tego Mario?!- z szoku aż krzyknął Peter.
-Misiu chodź pójdziemy położyć spać Mike'a- oznajmiła Maggie kierując te słowa do męża.
Z wielką niechęcią mężczyzna przystał na tę propozycję a Joe nadal nie wierzyła co się dzieje. Miała wrażenie
jakby była w jakiejś ukrytej kamerze. Dlaczego nie zorientowała się, że Maggie to siostra Reus'a? No tak jak
miała się zorientować skoro dziewczyna nosiła nazwisko po mężu. Przechylając jednym ruchem ręki kieliszek
wypiła do dna czerwony napój. Wiedziała, że na trzeźwo nie da dziś rady funkcjonować.
-Musiałeś to mówić? Naprawdę musiałeś? Teraz niech wszyscy się dowiedzą, że byłam dziewczyną Mario.
Napiszmy najlepiej do jakiejś gazety, że Mario Goetze ma mnie za dziwkę. No przecież to takie normalne
przecież.- stwierdziła Joe napastując przy tym Reusa.
-O co Ci chodzi? Chyba nie powinnaś tyle pić- oznajmił zabierając Jej przy tym kieliszek w którym przed chwilą
znajdowało się dość mocne wino. Najwidoczniej dziewczyna miała tak słabą głowę, że zdążyło Jej już nieźle
zaszumieć.
-O co mi chodzi? Przez tego Twojego przyjaciela nie mam żadnych przyjaciół tutaj. No prawie żadnych. Gdy
spotkałam Meg to miałam nadzieję, że chociaż Ona może Nią zostać. Ale nie musiałeś to Jej oznajmić. Nie
chcę, żeby ktokolwiek patrzył na mnie przez ten pryzmat, że byłam z Nim kiedyś rozumiesz?
-Znam moją siostrę na wylot i doskonale wiem, że Ona nie jest taka.......Joe to śmieszne nie uważasz?
Będziemy się nadal unikać? Przyjaźniąc się z Maggie musisz liczyć się z tym, że biorę czynny udział w Jej życiu
i zresztą mieszkam nieopodal Niej.
-Nadal nic nie rozumiesz. Goetze to Twój przyjaciel do cholery! Nie chcę, żebyś cokolwiek Mu o mnie mówił!
Jak przez przypadek zobaczyłby, że tak sobie spokojnie konwersujemy to będzie chciał wiedzieć co u mnie,
rozumiesz? Bo mnie nienawidzi i zrobi wszystko żeby mnie pogrążyć!
-Przesadzasz Joe. Nic nie zamierzam Mu mówić. Przecież nic się nie dzieje.... Poza tym Mario nie jest taki, nie
byłby zdolny do złych czynów tylko dlatego, żeby się na kimś zemścić.
Dziewczyna mrużąc oczy spojrzała na osobę blondyna jeszcze raz tego wieczoru.
-Nie do wiary. Rozmawiałeś z Nim! O mnie! No tak, widzisz tego właśnie się spodziewałam. Wyobraź sobie,
że Twój przyjaciel nie jest taki czysty jak Ci się może wydawać. Potrafi manipulować ludźmi jak nikt inny i nim
się obejrzysz tańczysz tak jak On zagra.
-Rozumiem, że nie ułożyło się Wam ale.....
-Słucham?! Nie ułożyło? Co On Ci jeszcze nagadał?! Pewnie jaka to jestem okropna i zła...I zakończył tym, że
nie byłam godna na Jego wielką hojną miłość- zakończyła swój wywód.
-Przesadzasz, nie rozmawiam z Nim o Jego kwestiach miłosnych. Za dużo wypiłaś- skwitował.
Zrezygnowana dziewczyna opadła na fotel zapatrując się w wino, które nadal leżało na stole. Sama nie
wiedziała co robić, co myśleć. Osoba Mario już dawno przestała Ją interesować. Tylko problemem było to, ze
On nadal gdzieś tkwił w Jej życiu i ciągle Ją blokował.
-No już Joe.......Powiedz lepiej co u Ciebie.
Spoglądając beznamiętnym wzrokiem w twarz blondyna odparła:
-Bez zmian, zapisałam się na kurs fotograficzny ale co z tego? Nadal nie mam pracy. Czasem idąc do sklepu
zastanawiam się ile razy jeszcze będę mogła zrobić zakupy. Ciągle sprawdzam kartę kredytową czy czasem nie
ma już na Niej debetu. Ciągle myślę o tym, czy nie skrzywdziłam jakiegoś człowieka, teraz mogę potrzebować
każdej pomocy.
-Mówiłaś coś o fotografii. W naszym klubie....
-O nie- weszła Mu w słowo blondynka.- Nie mam zamiaru mieć cokolwiek wspólnego z piłka nożną. A
zwłaszcza w tym klubie w którym Mario był kiedyś zawodnikiem. Dziękuję Ci Marco za wszystko wiele dla
mnie zrobiłeś ale tej oferty na pewno nie przyjmę choćby nie wiadomo jak było źle.
-Ty byłaś modelką prawda?- nagle znikąd pojawiła się Maggie.- Skoro jesteś już od dawna w tym fachu
powinnaś nadal w nim tkwić.
-Meg po to przyszłam na kurs żeby zapomnieć o świecie mody. Nie mam zamiaru tam wracać i patrzeć jak
robią tym dziewczynom sieczkę z mózgu.

-Ale nie o tym mówię. Jako fotograf modelek mogłabyś pracować. Przecież znasz się na tym jak nikt inny.
Mogłabyś im udzielać rad jak się poruszać po wybiegu, jak pozować do zdjęć. A w międzyczasie zarabiać
pieniądze fotografując Je. Czy to nie dobry pomysł? Właśnie mi się przypomniało, że mam znajomą, która
właśnie otwiera taki salon modelek. Jest początkująca wiec na pewno kokosów tam byś nie zarabiała ale
później kto wie? Zdobyłabyś sławę już dzięki temu, że Ty byłabyś fotografem a i Ty nie straciłabyś twarzy
wspomagając te młode modelki.
-Meg tu nie chodzi o pieniądze ale rzeczywiście to dobry pomysł. Mogłabym je przygotować na prawdziwe
przetrwanie w tym zawodzie.
-Czyli zgadzasz się?- wtrącił się Reus.
-Nie wiem czy Twoja przyjaciółka się zgodzi- te słowa blondynka skierowała do Meg.
-Żartujesz? Już zaraz do Niej dzwonię.
-Dziękuję Wam obojgu za wszystko- kwitowała Joe przytulając każde z rodzeństwa osobno.
***
Powracam z nowym rozdziałem:)

Trochę mdły ale mam nadzieję, że następne będą lepsze:)
Już za tydzień dowiecie się co u Amy i Marco, toteż zapraszam serdecznie tutaj---->http://milosc-bez-konca.blogspot.com/
Miłego tygodnia:***
<3

wtorek, 4 listopada 2014

CZTERY

Pełnia szczęścia?

Nie ma takiego pojęcia. Nie można być wiecznie uradowanym przez całe życie. W życiu każdego człowieka

znajdują się takie wydarzenie które komplikują nasze życie w maksymalnym stopniu. Małżeństwo które

dowiaduje się, że nie może mieć dzieci, energiczna atrakcyjna kobieta w ułamku sekundy dowiaduje się, że

ma raka, dziecko, które zostaje śmiertelnie potrącone na pasach w miejscu które teoretycznie powinno być

bezpieczne. Czy te wydarzenia choć trochę są przyjemne? Nie i otóż to. W życiu zawsze jest równowaga i

to pod każdym względem.

Johanna razem z Lisą beztrosko spędzały czas na Ibizie nie przejmując się nadchodzącym jutrem. Życie było

w tej chwili piękne. Woda w morzu przez okrągłe 24 godziny była idealna by móc zgłębiać Jej fale, słońce

prażyło niemiłosiernie zostawiając po sobie oznaki na ciałach urlopowiczów a delikatny przyjemny wiatr był

rozkoszą w wieczory spędzane na zewnątrz hotelu. Lecz to co dobre szybko się kończy. Ta Idylla musiała

kiedyś zamknąć swój żywot i ten czas nadszedł właśnie dziś w gorące piątkowe popołudnie. Niemki właśnie

szykowały się do odlotu by dotrzeć do domu gdy Joe zdała sobie sprawę z być może najważniejszej kwestii

w Jej życiu. Przeglądając swój aparat ze zdjęciami, które zrobiła na Ibizie uświadomiła sobie, że zawsze

towarzyszył Jej w życiu. Już od małego dziecka pamięta jak biegała po domu i robiła każdemu zdjęcie i

prosiła o uśmiech do kamery. To może być to, przecież kochała fotografię, odkąd pamiętała miała z Nią

styczność. Dlaczego wcześniej na to nie wpadła? Przecież zakończenie modelingu nie oznacza końca

kariery. Może fotografować i nawet ma do tego odpowiedni sprzęt. Postanowiła, że zaraz po przylocie do

Dortmundu uda się na profesjonalny kurs fotografii. Choćby miała wydać fortunę obiecała sobie, że w końcu

spełni swoje marzenia.

***
Dzień za dniem mijał spokojnie, bez rewelacji. Blondynka jak postanowiła tak zrobiła, poszła na kurs

fotograficzny i miała to szczęście, że uchowało się dla Niej jedno ostatnie miejsce. Już na pierwszych

zajęciach zaskarbiła sobie sympatię niejakiej Maggie. Dziewczyna nic a nic nie potrafiła robić zdjęć ale za to

miała fantastyczny charakter.

-Meg, dlaczego właściwie chodzisz na profesjonalny kurs fotografii?- w przerwie na śniadanie Joe zapytała

dziewczyny co Ją tu przywiodło.

-Jestem totalnym beztalenciem w tej dziedzinie wiesz? Zazdroszczę wszystkim moim koleżankom, że ot tak

zrobią pstryk i wychodzą im takie piękne zdjęcia. Zdaję sobie sprawę, że ludzie tutaj na tym kursie są

uzdolnieni pod tym względem ale ja jestem inna i zawsze idę pod prąd. Żebyś Ty zobaczyła moje wypociny

w albumie- zamyślając się chwilę brunetka z radością stwierdziła - Joe to świetny pomysł! Musisz koniecznie

odwiedzić mnie w domu. Zobaczysz jak mieszkam i poznam Cię z moim synkiem i mężem. Zaproszę też

mojego brata, ostatnio złamał kostkę i jak zwykle narzeka na swój marny los. Niech przyjdzie i w końcu

przestanie marudzić, zgadzasz się?

Jako, że Johanna nie miała serca odmawiać nowo poznanej koleżance, która wydawała się być po prostu

miła i uprzejma zgodziła się bez mrugnięcia okiem. Nie zważając na to czy Joe ma czas czy nie jutro wieczór

były umówione.

***
Od momentu feralnego wieczoru w Hiszpanii Joe nie miała żadnego kontaktu z Marco. Widziała Go raz czy

dwa na plaży ale przecież wyraziła się jasno. Zero wspólnych kontaktów. Nie wiedząc czemu ta sprawa

przypomniała Jej się właściwie dziś zaczęła szykować się na domniemane spotkanie z Maggie. Jak zwykle

nie wiedziała co na siebie włożyć, niby to tylko koleżanka ale w końcu ma poznać Jej brata, męża i synka.

Wypadałoby kupić jakiś prezent dla małego. Przypomniała sobie, że Meg mówiła co o tym, że chłopczyk

ma 2 latka. Postanowiła więc, że wyjdzie z domu wcześniej i kupi coś pierworodnemu dziewczyny w

dowolnym sklepie dziecięcym. Ubrała się dość na luzie lecz z delikatną nutką elegancji by nie wypaść na

jakąś ofermę. Wdziewając na swoje ramie czerwoną torebkę wzięła z komody klucz by zamknąć swoje

mieszkanie. Wsiadając do samochodu w swych balerinach zapięła pasy i ruszyła pod domniemany sklep dla

dzieci. Wybór był ogromny. Sama nie wiedziała na co najpierw patrzeć. Były i ubranka i zabawki. Pieluchy i

przeróżne kolorowe nocniki. W tym momencie zdała sobie sprawę, ze takie malutkie dzieckiem to nie lada

wyczyn finansowy dla młodego rodzica. Na początku wpadł w Jej oko zielony rowerek na trzech kółkach,

który na kierownicy miał zabawną żółtą trąbkę lecz po chwili zrezygnowała nie wiedząc czy chłopiec nie ma

takiego pojazdu w swym domu. Nie miała absolutnie pomysłu na prezent dla 2-latka. Chodziła między

regałami niczym kura szukająca swoich małych kurczaków. Małe kolorowe książeczki o zwierzakach? A

może klocki? Dzieci na pewno lubią się bawić. Spoglądając na zegarek zdała sobie sprawę, że jeśli się nie

pospieszy to spóźnienie będzie miała murowane. Zaczepiła więc pracownika sklepu mając nadzieję, że

okaże się większym doświadczeniem od Niej samej w tych sprawach.

-Przepraszam bardzo. Mam kłopot, wybieram się w odwiedziny i poszukuje prezentu dla 2letniego

dziecka...Chłopczyk- dodała po chwili.

-Chłopczyk to może coś z zabawek interaktywnych? Kierownica z migaczami? Piesek który rozmawia,

 samochód?- zaproponował mężczyzna.

-Błagam o pomoc. Nie mam pojęcia. Tyle tego jest, że nie wiem gdzie oczy podziać.

-To może proponuję laptopa. Takiego dla małego dziecka z literkami i zwierzątkami na klawiaturze. Oprócz

tego, że to świetna zabawa dla malucha to jeszcze bardzo edukacyjna.

-Nie wpadłabym na to. Dziękuje. Może Pan jakoś ładnie zapakować?

***
Wpadła niczym piorun na posesję pod numerem dwanaście. Była dokładnie o czasie, cóż za szczęście że

zdecydowała się w końcu na ten prezent gdyby nie ten sprzedawca to tkwiła by tam do jutra. Już tylko

poprawienie niesfornego kucyka i huczne ding dong rozdzwoniło się w domu Maggie.

-Joe! Jesteś już. Wejdź proszę- uradowana brunetka otworzyła szerzej drzwi by Niemka mogła spokojnie

wedrzeć się do środka. Już od progu ujrzała małego słodkiego blondyna, który chodził jeszcze niepewnie

trzymając się płytek po brązowych panelach.

-Ty jesteś Mike- oznajmiła Johanna kucając przy chłopcu. O dziwo dwulatek nie zawstydził się jak to miał

w zwyczaju. Oprócz tego z uśmiechem na ustach skierował we duże brązowe oczy na pakunek, który

przyniosła dziewczyna.-Ja jestem Joe i mam coś dla Ciebie- stwierdziła pomagając małemu odpakować

prezent.

Mike był wniebowzięty przyciskał swoimi małymi paluszkami na wszystkie guziki po kolei zdając sobie

sprawę, że po wciśnięciu na jakikolwiek obrazek z laptopa będzie wydobywał się charakterystyczny

zwierzęcy dźwięk. Klaskając w rączki śmiał się do rozpuku nie puszczając niebieskiego urządzenia.

-Nie musiałaś Joe, miałaś przyjść w odwiedziny a nie kupować małemu prezenty. Wejdź do salonu proszę.


To jest mój mąż Peter, poczekamy jeszcze na mojego brata, który jak zwykle się spóźnia i otworzymy wino.


Johanna siedziała już w salonie państwa Mehr wyczekujac brata Maggie. Spóźniał się już piętnaście minut ale
jak to stwierdziła Meg to podobno normalne u Jej młodszego rodzeństwa. Joe nie lubiła gdy ktoś sie spóźnia a
już na pewno gdy Ona musiała czekać. Przecież po to ktoś skonstruował zegarek by być na czas, prawda?
Postanowiła jednak trzymać nerwy na wodzy. W końcu wcale nie znala człowieka i co najważniejsze nie będzie
obrażać rodziny swojej koleżanki, która była nieliczną w Jej kontaktach towarzyskich od tego czasu gdy
zerwali z Mario. Z zamyślenia wyrwał Ją dzwonek u drzwi po czym gość nie czekając na otworzenie sam
postanowił przybyć do salonu. Poprawiajac swoją pozycję na fotelu wlepiła na usta swój promienny uśmiech i z
niecierliwością czekała na gościa. Gdy towarzysz ukazał się w pełnej krasie tuż w wejściu to blondynka o mało
co nie upuściła swojej szklanki z wodą, którą trzymała w chwili obecnej.
-Joe to jest właśnie mój brat...
-Marco- dokończyła blondynka patrząc złowrogo na mężczyznę.

*****************************************
Rozdział niesprawdzany, mogą być błędy. Za co przepraszam :)
Zapraszam na mój drugi blog, który niedawno wystartował: http://milosc-bez-konca.blogspot.com/
Ciao :*

piątek, 24 października 2014

TRZY

Co Was odpręża? Książka czytana w zaciszu domowym z kubkiem herbaty nieopodal? A może nastrojowa
muzyka wydobywająca się ze starej wieży? Być może sen działa na Was kojąco lub wręcz przeciwnie musicie
potańczyć i się wyszaleć by poczuć się w pełni szczęśliwym. Każdy ma swój własny azyl i każdemu jest
potrzebne coś innego. Człowiek- niby podobna istota ale różnimy się od siebie praktycznie wszytkim. Jeden lubi
zimę, drugi lato. Niektórzy wolą koty, inni zaś psy. To normalne gdyby każdy był taki sam życie byłoby nudne.
Przewidzielibyśmy zachowanie innych bo przecież myśleliby tak samo jak my.
Johanna Levy była zupełnie inna od swej przyjaciółki Lisy. Nie miała w zwyczaju narzucać się chłopakom a już
tym bardziej kokietować ich swoim wyglądem. Blondynka zaś podekscytowana tym, że nie kto inny ale Marco
Reus jest z nimi na tej pięknej wyspie szła do hotelu w podskokach niczym sarenka. Dla Lisy liczyła sie chwila,
ważne żeby się dobrze zabawić i niczego nie żałować. To była Jej główna teza. Joe natomiast miała inne
poglądy na ten temat. Nie umiała ot tak być z kimś choć przez chwile nie zakochując się w Nim. Byc może to
był błąd bo zawsze przez to cierpiała niewyobrażalną ilość czasu ale tak została skonstruowana, tego nie dało
się wyłączyć przyciskiem off niczym pilotem. Podążała w tej chwili tuż za swoją przyjaciółką nie zdziwiona
wcale Jej zachowaniem. 
-Lisa musiałaś Mu się tak narzucać?- zapytała wracając do zachowania dziewczyny, które było dość
kłopotliwe i dla Marco i dla Niej rzecz jasna rozumując, że przyjaźni się z blondynką.
-Ale o co Ci chodzi?- Niemka nic nie rozumiała. Przecież zawsze tak robiła, to było dla Niej normalne.
Wychodziła z założenia, że jest XXI wiek i czasy gdy mężczyźni musieli starać sie o względy dziewczyn już
dawno minęły. Mamy równouprawnienie i nie ma co się bawić w podchody bo szkoda na to czasu.
-Chodzi mi o to, że prawie co Go nie pożarłaś wzrokiem- Joe była nieco zniesmaczona zachowaniem
dziewczyny. Z nieznajomymi mogła sobie robić co chciała, to przecież Jej życie. Lecz Reus'a znała i nie chciała
wstydzić sie przy każdej napotkanej sytuacji mijając Go.
-Czy Ty aby nie jesteś zazdrosna?- zapytała blondynka za co została momentalnie spiorunowana wzrokiem
przez przyjaciółkę.
-Proszę państwa żart roku- oznajmiła - Tak, lecę na najlepszego przyjaciela mojego byłego wiesz? Chcę się na
Nim na pewno odegrać. Bardzo pociągajace nie?- zapytała po czym mrugając do swej towarzyszki wyprzedziła
Ją by dotrzeć do hotelowej recepcji.
-No dobra już dobra. Zaczekaj na mnie!
***
Joe wykończona po podróży nie miała najmniejszej ochoty już na nic tego dnia więc marzyła tylko o kąpieli i
błogim śnie w wielkim wygodnym łóżku. Chciała otulić się ciepłą kołdrą i usnąć jak małe dziecko po
ekscytyującym dniu po wycieczce w zoo. Lecz czyż to nie było by zbyt piękne by mogło stać się realne?
Zdążyła wziąć prysznic i Jej wzrok przykuła buszująca w walizce Lisa, która zdążyła przez ten czas pół
odzieży porozrzucać po ich wspólnym pokoju. Pomieszczenie było niczym porażone tornadem i to nie
jednym. Dziewczyna opierajac się o framugę drzwi od łazienki patrzyła z rozbawieniem na rozszalałą
przyjaciółkę.
-Szukasz czegoś?- zapytała nie wytrzymując już patrzenia na to jak mozolnie Lisa rozrzuca wszystkie swoje
ubrania po pokoju.
-No wreszcie wyszłaś. Ale co Ty ubrałaś? Johanno! Wyciągaj jakąś sukienkę z torby i idziemy- rzekła
blondynka znajdując w końcu swoja zdobycz. Sukienka w kolorze mięty sięgajaca do połowy ud.
-Jakie idziemy? Gdzie niby? W tym chcesz iść spać?- spojrzała na dziewczynę i jednak zrozumiała od razu.
Lisa była pomalowana jakby co najmniej na wesele miała iść. I doskonale wiedziała, że Ją też to czeka. Jej
własna przyjaciółka nie miała zamiaru iść spać a Ona choćby nie chciała iść i tak Jej nie puści, zeby się nie
zgubiła.
Wiec gdy Lisa brała już orzeźwiający prysznic by rozbudzić swój organizm Joe przebrała się w rurki i t-shirt.
Nie miała zamiaru uwodzić nikogo wdziękiem ani marznąć wieczorem na dworze. Malować zbytnio też nie
miała ochoty. Nigdy nie była dziewczyną wytapetowaną i nie chciała tego zmieniać.
-Mówię Ci będzie fajnie, pianki z ogniska i mnóstwo napalonych facetów!- krzyknęła radośnie dziewczyna
odziana w swą skąpą sukienkę.
-Pozostanę jednak przy piankach- odrzekła Joe podążając za Lisą.
***
Ku nieszczęściu Joe na pomysł aby wpaść na imprezę wpadło chyba pół tuzina ludzi. Usiadła więc na
schodach rozświetlonych przez latarnię i czekała za Lisą, która miała przynieść przysmak wieczoru. Obok
Niej przewijało się mnóstwo ludzi, paru mężczyzn próbowało nawet zagadać do brunetki lecz Ona wcale nie
miała ochoty na rozmowę tym bardziej jak widziała gdy płeć przeciwna wpatruje się namiętnie w Jej biust.
Wystarczyło pietnaście minut czekania aż przyszedł do Niej sms od Lisy.
Kochanie, wyrwij jakiegoś przystojniaka bo ja dziś nie wracam na noc do domu.
Twoja Lisa <3
No tak pięknie, wystarczyło Ją wypuścić po głupie pianki a ta już wyhaczyła jakiegoś typa. Co za
dziewczyna. Czy Ona kiedykolwiek zmądrzeje? Nie znała człowieka i już wyladuje z Nim w łóżku. Oby
kiedyś się nie przejechała na tym. Wykorzystując jednak to, że ubrała się i jako tako wygląda postanowiła
iść kupić piwo i przejść się wzdłuż morza, które tak pieknie szumiało zupełnie jak w tych muszlach które
przywozi się z wakacji.
-Jedno piwo poproszę- uśmiechając się promiennie do barmana złożyła zamówienie.
Chłopak dość długo nie mógł oderwać wzroku od dziewczyny. Może i nie nadużywała makijażu ale i bez
tego była piękna. Taka naturalna, może właśnie to pociągało w Niej facetów? Włosy zafalowały na wietrze i
przysłoniły Jej oczy więc zgrabnym ruchem ręki wsunęła kosmyki za ucho odwracając się nieco. Po raz
kolejny tego wieczoru czekała Ją niespodzianka. W samej rzeczy Marco Reus stał jak posąg przed Jej
skromną osobą.  
-Marco? Co Ty tu?....No tak jesteś na urlopie.- uśmiechnęła się zadawając sobie pytanie ile jeszcze razy w
ciągu tego tygodnia spotka Go na plaży.

-Przejdziemy się?- zapytał blondynki na co Ona sie zgodziła ku niezadowoleniu barmana który najwyraźniej
miał inne plany. Otzrymała więc piwo i ruszyli wzdłuz morza.
Tego wieczora było inaczej niż za pierwszym razem, nie było tej krępującej ciszy pośród nich. Marco
postanowił pierwszy się odezwać.
-Gdzie masz Lisę? Wydaje mi się, że jest dość rozrywkową dziewczyną. Nie przyszła z Tobą?
-Właśnie rozrywkową. Wyciągnęła mnie a potem zwiała z jakimś. Właściwie nie wiem z kim. Myślisz że
powinnam się martwić?- zapytała zdajac sobie sprawę, że nawet nie wie w razie czego gdzie szukać
przyjaciółki.
-Jest dorosła, daj spokój. Pewnie świetnie się bawi.
-A więc co Cię tu sprowadza? Zdaje się, że też przyjechałeś z przyjaciółmi. Gdzie Oni są?- zapytała
dziewczyna zmieniając temat.
-Padli po podróży. Ja jakoś nie mogłem spać więc wyszedłem na chwilę się przejść.
Dziewczyna doskonale rozumiała przyjaciół Reus'a sama najchętniej padła by na łóżko. Jak znajdzie Lisę to
Ją udusi gołymi rękoma. I każdy sąd Ją uniewinni. Tego była pewna.
-Jak tam Twoje sprawy? Wracasz do modelingu?- zapytał znienacka zmuszając dziewczynę do odpowiedzi.
-Nie, na pewno nie. Nie chcę już być upokorzona i nie chę już tak żyć. Nie wiem co będę robić. Myślałam
o fotografii ale nie mam pojęcia, pożyjemy, zobaczymy.
W ostatniej chwili miała zapytać co u Mario ale się powstrzymała, obiecała sobie że nigdy więcej nie chce
Go widzieć ani nawet o Nim słyszeć. Dlaczego On Jej to zrobił. Czym takim zasłużyła sobie na to?
-Marco, muszę już iść. Przepraszam ale jestem zmęczona. Tak naprawdę to Lisa mnie tu wyciągnęła a ja
wcale nie miałam ochoty tu być. Mam po prostu chęć na spanie. To jedyne czego mi potrzeba.
-Jasne, rozumiem. Powtórzymy to kiedyś?- zapytał spoglądajac niepewnie na blondynkę.
-Reus myślę jeszcze o Nim. Może już Go nie kocham ale myślę. Zdaję sobie sprawę, że jesteście
przyjaciółmi i jest mi niewygodnie ot tak utrzymywać z Tobą znajomość. Dziękuję Ci za wszystko ale nie.
Myślę, że już się nie spotkamy.
******************************************
Cześć!
Połowa z Was uważała, że na Ibizie będzie również i Mario ale mam względem Niego inne zacne plany! 
Dziękuję za tyle wyświetleń i komentarzy! Kochane MOJE! ♥
Mam nadzieję, że rozdział się podoba:)
<3

czwartek, 16 października 2014

DWA

Mieliście kiedykolwiek w swym życiu złe dni? No jasne, że tak. Każdy Je miał. Niektóre z nich są wielkie
jak choroba, śmierć naszej ukochanej osoby. Są też te mniej bolesne jak pierwsze rozczarowanie miłosne,
odrzucenie. Mimo tego wszystkiego smutek jest nieodłącznym elementem naszego życia. Każda osoba na tej
kuli ziemskiej posiada Go choćby w stopniu minimalnym a jeśli uważa, że nie oznacza to, że przeżył
niewystarczająco dużo w swym życiu lub po prostu ukrywa swoje prawdziwe ja w szklanej skorupie bólu.

Johanna Levy przez cały ostatni tydzień rozmyślała o swoim życiu. Jakie Ono jest, jakie było, jakie będzie.
Analizowała każdy najmniejszy ruch przez swoje 24 lata życia tak jakby chciała wychwycić każdy
najdrobniejszy błąd jaki popełniła. Czy ta dziewczyna była nieskazitelna? Oczywiście, że nie. Popełniała 
błędy jak każdy. Ale przecież najważniejsze w tym wszystkim, żeby wyciągnąć wnioski, by uczyć się na nich
żyć. Co to szczęście? Życie według własnego ja. Ten moment kiedy spojrzysz w lustro i jesteś z siebie
zadowolony. Joe żyła zgodnie ze swoimi wewnętrzymi przekonaniami jakie wpoili Jej rodzice przez tyle lat.
Nigdy nikogo nie starała się oceniać, poniżyć. Wierzyła, że trzeba być miłym dla każdego człowieka, bo nie
wiadomo kiedy można ich jeszcze spotkać na swojej drodze. Była osobą nieufną lecz gdy obdarzyła kogoś
zaufaniem oznaczało to, ze zrobi dla tej osoby wszystko. Taką osobą była Lisa. Jej najdroższa przyjaciółka.
Dziewczyna od ostatniej rozmowy z Reusem wiele myślała, przyznała blondynowi rację. Jej teraźniejsza
sytuacja to nie koniec świata. Jak wiele jest ludzi którzy stracili pracę, chłopaka, sposób na życie? Znała te
odpowiedź. Bardzo wiele. Ale mimo tego wszystkiego dawają sobie świetnie radę i możliwe, że mają
jeszcze gorzej od Niej. Musiała odpocząć, wzięła wiec urlop. Zabierając ze sobą swoją najserdeczniejszą
przyjaciółkę już tego wieczora miały zajmować miejsce pasażera w podróży na Ibizę.
***
Przemierzała powolnym krokiem lotnisko w Dortmundzie wypatrując Lisy.
-Gdzie Ona jest? Spóźnimy się przecież- mówiąc sama do siebie okręcała się wokół własnej osi jak pszczoła
gotowa do zebrania nektaru.
-Zgadnij kto to?- zakrywając oczy brunetce Lisa znalazła się nagle przy Niej. Była rozradowana i
podniecona jak nigdy dotąd. Wyraźnie było widać, że cieszy Ją myśl o słonecznej pogodzie, gorącym piasku
i co najważniejsza opalonych, przystojnych latynosach.
-Wiesz, która jest godzina? Za cztery minuty odlatujemy!- delikatnie popychając blondynkę do przodu
Johanna szybkim krokiem zmierzała do miejsca odlotu. 
Lisa była okropnie roztargnioną osobą. Wiecznie się spóźniała, zawsze mając przy tym coraz to nowsze
wymówki. Polowała na każdego faceta, który nie miał na palcu obrączki i krzywych zębów. Uwielbiała
szminki, czerwone szpilki i krótkie spódniczki opinające Jej idealnie wyrzeźbione na siłowni ciało.
***
Joe nie lubiła wcale latać. Podróż samolotem uważała za zło konieczne. Kiedy tylko można było jeździła
samochodem. Gdy była młodsza razem ze swym rodzeństwem oglądała milion filmów katastroficznych czego
teraz w dorosłym życiu solidnie żałowała. Już gdy tylko przekraczała próg środka transportu powietrznego
zbierało Jej się na nudności. Zawsze więc korzystała z oferty stewardessy, która proponowała lampkę
szampana. To Ją odprężało, pozwoliło choć na chwilę zmrużyć powieki by oddać się w objęcia Morfeusza.
Tak też było tym razem już po kilku łykach procentowego napoju poczuła jak ogarnia Ją błogie uczucie. Jej
drżące powieki zwiastowały znużenie organizmu. Ciałem była już w innej odległej krainie lecz Lisa o mało co
nie wprawiła Ją w migotanie przedsionków. 
-Matko do Ciebie!- podskoczyła na miejscu pasażera zupełnie tak jakby przypomniała sobie o
niewyłączonym mleku na gazie. Obawiając się najgorszego wyrwana z półsnu Niemka spojrzała na
przyjaciółkę.
-Nie wzięłam z domu czerwonego lakieru do paznokci. Joe przecież to mój talizman seksapilu. Jak ja teraz
wyrwę jakiegokolwiek faceta?
W tej właśnie chwili dziewczyna zadała sobie pytanie co Ją skłoniło by wziąć ze sobą Lisę. Była roztrzepana
jak mało kto. Mimo to były przecież nierozłączne. Nie wytrzymały nawet dwudziestu czterech godzin by nie
wysłać do siebie minimum jednego sms-a. Kochały się jak siostry więc Joe nie wyobrażała brać w podróż
nikogo innego. 
-Zaraz lądujemy, proszę zapiąć pasy- usłyszały z głośnika.
Przekonując Lisę do tego, iż kolor miętowy jest równie ekscytujący co czerwony na paznokciach i w niczym
nie przeszkadza w podboju mężczyzn dziewczyna nieco uspokoiła się. Złapały się za poręcz siedzenia by
przetrwać jakoś te chwile grozy. Odliczając spokojnie do dziesięciu blondynka pierwsza otworzyła oczy by
upewnić się, że Ibiza stoi dla nich otworem.
***
-Ja pójdę po nasze walizki a Ty pilnuj mojej torebki- zaproponowała Lisa po czym w mgnienia oku oddaliła
się od brunetki.
-Ale może- zaczęła Joe lecz przyjaciółki już nie było- Pomogę Ci- dopowiedziała sama sobie.
-Joe?- usłyszała za sobą męski głos. O dziwo dźwięk wydobyty z ust mężczyzny był w języku niemieckim.
Obróciła więc się na pięcie by zlustrować twarz swego towarzysza.
-To znowu Ty?- wypaliła.-To znaczy Marco?- zapytała zdając sobie sprawę, że pierwszy zwrot mógł
wydać się niegrzeczny z Jej strony.

-Spokojnie, też się zdziwiłem widząc tu Ciebie i dlatego podeszłem by się upewnić czy to naprawdę Ty.
-No czeeeść- jak ćma w jasności z otchłani wyłoniła się Lisa. -Lisa......- wyciągając rękę w kierunku Reus'a
zatrzepotała swymi długimi rzęsami by oczarować blondyna.
-Marco to jest Lisa moja przyjaciółka a to jest Marco...- właśnie jak przedstawić Reus'a? Mój dawny
znajomy? Najlepszy przyjaciel mojego byłego? To żenujące rozmawiam z najlepszym kumplem Mario
Goetze czy to nie bezsensowna sytuacja?
-Więc co tu robicie?- ten zwrot blondyn skierował do Johanny gdyż osoba Lisy mocno dekoncentrowała
Go. Przypominała Mu o tych wszystkich natrętnych fankach, które na Jego widok piszczały i o niemal co
mdlały. A On strasznie tego nie lubił. Przecież był zwyczajnym człowiekiem i nigdy nie chciał by ktokolwiek
odbierał Jego osoby jako gwiazdy. 
-Przyjechałyśmy na urlop- odparła.
-To tak jak my- stwierdził Marco któremu bezceremonialnie wypowiedź przerwała Lisa.
-My? To znaczy, że takich przystojniaków jest tu więcej?
-Lisa!- zganiła Ją przyjaciółka.- Chyba już powinniśmy iść.-lustrując blondynkę złapała Ją za przegub dłoni
by pociągnąć w swoją stronę.
-Pa Marco- na odchodne rzuciła Lisa.
My? Co oznaczało słowo my? Czy Mario też tam jest? Nie, to niemożliwe sezon w Bayernie jeszcze się nie
skończył. Jednego czego była pewna to to, że nie chciała już na swej drodze nigdy spotkać Mario Goetze.
Ten człowiek zmarnował Jej życie. Nadal gdy o Nim myślała bolałoserce ale już nie przez to jak bardzo
tęskniła ale przez to jak Ją potraktował. Kochała Go a On nazwałzwykłą sprzedajna dziwką. Mario idź
do diabła.
***
Nawet nie wyobrażacie sobie ekstremalnego poziomu mojego zdenerwowania. Miałam cały rozdział, ale słuchajcie caluteñki. Pisałam Go jak zawsze w wordzie I wiecie co? Nacisnęłam krzyżyk I wyświetlił się komunikat czy zapisać zmiany a ja co zrobiłam??? Nacisnęłam NIE!
Tak, tak brawo ja!
Szybko więc pisałam od nowa mając jako taki zarys rozdziału. Myślę, że przekazałam wszystko co w tamtym. Może tylko w niektórych wątkach zmieniły się słowa. Ale jestem padnięta!
Rozdział na Izie prawdopodobnie dopiero w następny weekend.
Miłego dnia:)

Pa, pa:)

P.S Dziękuję mojej kochanej De(nie wiem czemu nawykłam tak do Ciebie mówić) za każde słowo wsparcia!! Jesteś najlepsza <3

środa, 1 października 2014

JEDEN

Tłok. Szum. Gwara ulic. Zastanawialiście się kiedyś ile dziennie ludzi mijacie? Czy są szczęśliwi? Dokąd
zmierzają? Kobiety, mężczyźni, dzieci. Każdy gdzieś się spieszy, idzie przed siebie w przyspieszonym
tempie. Dokąd Oni tak gnają? Zachowują się tak jakby chcieli wygrać walkę z czasem. Niby żyją ale wcale
nie cieszą się chwilą. Nie zauważaja tak prostych i banalnych rzeczy jak to, że piękna dziś pogoda, na
liściach zaczynają kwitnąć pierwsze pąki kwiatów, pies cieszy się na nasz widok energicznie poruszajac
ogonem jakby w rytm latynoskiej muzyki. To wszystko wydaje sie tak odległe. Johanna....... również żyła
tak do tej pory. Miała gdzieś to czy dziś wyjdzie słońce czy spadnie śnieg. Była tak bardzo zaabsorbowana
swoją pracą, smutkiem który wypełniała każdą chwilą w salonie mody że nie miała pojęcia jaki czas potrafi
być okrutny. Od wielu miesięcy na Jej ustach nie było oznak uśmiechu, łzy natomiast pojawiały się każdego
wieczoru. To już pięć miesięcy kiedy wróciła z Monachium do swego rodzinnego miasta. Dzień w którym
Mario powiedział Jej, że nie ma już ochoty na związek był najgorszym w Jej życiu. Miała ochotę zrobić coś
głupiego, tak nagle zaczynała rozumieć postępowanie samobójców na tyle, że wyciągła z szafki żyletkę.
Wystarczyłby ułamek sekundy by wbić ostrze w delikatną skóre. Nienawidziła tak bardzo siebie za to, że
potrafiła pomyśleć o czymś tak okropnym. Szlochając żałośnie wyrzuciła żyletkę do sedesu uruchamiając
energicznie spłuczkę by jak najszybciej stracić z oczu narzędzie swej rozpaczy. Mineła tyle czau a Ona nadal
myśli o Goetze mimo iż okazał się totalnym dupkiem. Kochała i nienawidziła zarazem. Była żywą istotą
mieszczącą w sobie te dwa skrajne uczucia w jednym sercu. Wędrowała ulicami zatłoczonego Dortmundu
patrząc się w swoje kwieciste trampki, które małymi kroczkami posuwały się do przodu. Były takie
kolorowe, radosne i przepełnione życiem jak nie Ona. Idąc z głową zwieszoną w dół wpadła niechcąco na
kogoś.
-Przepraszam- stwierdziła nie patrząc nawet na osobnika. Nie miała ochoty nawet podnieść wzroku. Dawna
Johanna spojrzała by zalotnie w oczy przechodnia by zlutrować czy mężczyzna jest przystojny i nadaje się na
kandydata przyszłego męża. Ale nie teraz, nie dziś.
-Joe?- zapytał mężczyzna stojący wciąż za plecami dziewczyny.
Obracając się na pięcie podniosła zaciekawiona wzrok, któż to może być.
-Marco?- zapytała równie zdziwiona obecnością blondyna. Reus- najlepszy przyjaciel Jej byłego. Nie
widziała Go od czasu transferu Mario do Bayernu. Był to szmat czasu i czuła się niezręcznie musieć
rozmawiać z mężczyzną. Mimo tego podeszła bliżej by nie wyjść na niegrzeczną. Witając się z blondynem
przystała na Jego propozycje by porozmawiać w pobliskiej kawiarni.
-Więc co u Ciebie?- straszną ciszę przełamała dziewczyna spoglądając w czekoladowe tęczówki Niemca.
-W porządku. Puchar Niemiec jest znów nasz- na samą myśl o minionym zeszłej soboty meczu uśmiechnął
się. Nic nie przynosiło Mu tyle radości co piłka. Chwalił dzień w której rodzice odkryli Jego talent i zapisali
Go do szkółki piłkarskiej.-A co u Ciebie?-zagaił.
Obserwując każdy kąt kawiarni blondynka po raz pierwszy nie wiedziała co powiedzieć. Uchodziła za
osobę której buzia się nie zamyka, zawsze znajdowała odpowiedź na każde zadane Jej pytanie. A teraz? Co
miała powiedzieć, że jest dobrze jeśli wcale tak nie jest?
-Nie tak dobrze jak u Ciebie- odparła spoglądając smutno w dal za oknem.
-Wszystko w porządku?
-Nie,nie jest w porządku Marco. Straciłam dziś pracę. Rozumiesz co to oznacza dla modelki? Od
szesnastego roku życia wiedziałam kim chcę zostać przyszłości. Gdy skończyłam osiemnaście lat
zaangażowali mnie do modelingu. Cieszyłam się, że mogę spelnić swe marzenia. Chciałam pokazać światu,
że modelka wcale nie musi być głupia. Wybrałam ten zawód właściwie dlatego, że miałam mnóstwo
kompleksów. Byłam za gruba, brzydka i okropna. Wierzyłam, że jako modelka odzyskam wiarę w siebie i
udało się. Pięć lat pracowałam na najwyżzych obrotach- przemawiając do Marco dziewczyna ani razu nie
spojrzała na swego rozmówcę, było Jej tak wstyd. Głównie dlatego, że nie potrafi być silna. Znów tego dnia
po Jej bladym policzku pociekły pojedyncze łzy. Widząc to Marco poglaskał Ją po chudej dłoni by Jej
dodać otuchy. Po chwili potanowiła kontynuować odsuwajac nieznacznie rękę.

-Wiesz dlaczego mnie zwolnili? Jestem za gruba. Na moje miejsce znaleźli młodszą i jak się okazało jest
córką prezesa. Przez całych głupich pięć lat katowałam sie przeróżnymi dietami. Byłam na każdej jakiej byś
nie wymienił. Pójście na imprezę było dla mnie jak męczarnia. Joe nie możesz pić wina, Joe nie jedz tych
słodkich ciastek bo są tuczące. Nie mogłam nawet iść z moim siostrzeńcem na lody, bo zawierają w sobie
prosty cukier który trudno się rozkłada i idzie w boczki. Każdego dnia musiałam walczyć z samą sobą.
Nigdy nienawidziłam wf i tym bardziej siłowni. Ale robiłam to, musiałam. W zeszłym tygodniu zemdlałam,
trafiłam do szpitala i doktor stwierdził, że jestem niedożywiona. A ten idiota powiedzial mi dziś, że jestem za
gruba rozumiesz? Robią tym dziewczynom wodę z mózgu. Ten zawód jest okropny, ludzie maja Cię za
głupią, durną lalę nie majacą nic a nic oleju w głowie. Wiesz ile razy słyszałam że debilka ze mnie lecąca na
kasę? Ile razy ludzie mówią, że uroda nie idzie w parze z intelektem? Ile razy wytykano mi, że jestem
sztuczna bo zrobiłam sobie milion operacji plastycznych które tak na prawde nigdy nie miały miejsca? Ile
okropnych e-maili dostałam od napalonych panów w podstarzałym wieku. To jest okropne. Ale nie to jest
najgorsze. Ja nie wiem co chcę robić dalej w życiu rozumiesz? W sumie cieszę się, że mnie wylali.
Nienawidzę modelingu.
Nastała cisza którą przerywało tylko rzęsiste podciąganie nosa przez Niemkę, która w końcu dała upust
swoim emocjom. Chciała być silna, niezależna ale los Jej nie rozpieszczał wręcz przeciwnie dokuczał w
maksymalnym stopniu. Marco wyciągając chusteczke podał Ją dziewczynie.
- przykro mi. Jestem w stanie sobie wyobrazić co czujesz. Pamiętasz mundial? Kiedy przydarzyła mi się ta
kontuzja myślałem że to koniec. Moje marzenia legły w gruzach. Ale wiedzialem, że nie mogę się poddać.
To nie w moim stylu i doskonale wiem, że w Twoim też nie. Musisz od tego wzystkiego odpocząć i wtedy
zbadać sprawę na poważnie. Dopiero wtedy zdecyduj czy opuszczasz na zawsze modeling. Póki co jest
mnóstwo róznych innych rzeczy które możesz robić. Miałaś na pewno inne marzenia prawda? Może to czas,
by sobie o nich przypomnieć co?- zapytał spoglądajac na dziewczynę.
-Dziękuję Marco, zawsze można było na Ciebie liczyć.
-A teraz zamówimy największe ciastko i najbardziej kaloryczne cappucino jakie tu sprzedają. Z mnóstwem
bitej śmietany i lodów. Skoro Cię wywalili nie musisz już nigdy martwić się o kalorie. 
***
O Boże DNO! TOTALNE DNO! Przepraszam ale pierwsze rozdziały zawsze wychodzą mi tragicznie.
Dodaję już tu gdyż nie wiem kiedy na moim drugim blogu dodam rozdział. Pierwszy tydzień studiów a więc muszę to jako tako ogarnąć.:)

Ponad 1000 wyświetkeń i tyle komentarzy pod prologiem.
Pewnie będę nudna po raz kolejne ale JESTEŚCIE WSPANIAŁE ♥