sobota, 13 czerwca 2015

DZIEWIĘTNAŚCIE

"Miłość jest jak oddychanie. Musisz kochać, bo inaczej umrzesz. A kiedy miłość przemija, dusza zaczyna krwawić. Nie da się z tym porównać żadnego bólu na świecie"
Susan Wiggs




Sama nie wiedziała co się z Nią dzieje, z jednej strony była zła na blondyna o to, że bił się właśnie o Nią ze swoim najlepszym przyjacielem tak jakby była jakimś cholernym trofeum z drugiej zaś chciała by tak zwyczajnie i bez jakiegokolwiek podtekstu przytulił Ją bo była zagubiona i zmęczona tym wszystkim. Istniała też trzecia strona tej całej układanki, otóż Johanna Levy bała się jak nigdy co teraz będzie. Niepewna reakcji Mario obawiała się o swój dalszy los, brunet był nieobliczalny i zdążyła się już o tym przekonać nie jeden raz. Choć miotało Nią tyle negatywnych emocji i tak bardzo pragnęła bliskości ukochanej osoby obok odsunęła się od blondyna tłumacząc Mu, że chce zostać sama. Zabrzmiało to tak obcesowo jakby miała o coś żal do Marco. A czy mogła mieć? Przecież sama doprowadziła do rozkwitnięcia tego romansu. Mogła w każdej chwili przystopować ale tego nie zrobiła, po prostu myślała tylko o sobie.
-Nie chcę, żebyś akurat teraz została sama Joe- z zamyślenia wyrwał Ją aksamitny głos Reusa, który działał na Nią kojąco. Poczuła jak miękkie łóżko ugina się pod Jego ciężarem, wyczuwalna była ta chora, krępująca cisza której obydwie osoby w tym pomieszczeniu tak bardzo nienawidziły.
-Nic mi nie będzie- zdołała odpowiedzieć gdy poczuła jak po jej policzku spływają gorzkie łzy. Jak to dobrze, że siedzę plecami do Niego- pomyślała dziewczyna zdawając sobie sprawę jak bolesny otrzymała cios od Goetzego. Słonogorzkie łzy zaczęły szczypać Jej mocno zaczerwieniony policzek przy którym niedawno trzymała kostki zimnego lodu.

-Na pewno?- zapytał z rezygnacją w głosie wiedząc, że nie wygra tej walki. Johanna była zbyt honorowa i miała w sobie zbyt wiele godności by pokazać swą słabość. Nigdy za nic w świecie nie ujawniłaby swej wrażliwej natury. On o tym wiedział ale nijak nie miał pojęcia jak wydobyć to uczucie z blondynki. Dziewczyna skinęła tylko głową nie obracając się choćby na milimetr. Marco podniósł się więc z łóżka i całując dziewczynę z tyłu głowy wprost w Jej lśniące włosy skierował się w kierunku drzwi. Myśląc, że blondyn jest już daleko za drzwiami skuliła się w sobie i dała upust emocjom. Trzęsąc się jak mały przestraszony szczeniak poczuła jak wydobywa się z Niej fala rozpaczy. Krople łez kapały z Niej niczym ulewa z srebrzystego nieba. Nie potrafiła ich zatamować, szlochając w białe prześcieradło tłumiła swój szloch. Nie przewidziała jednak tego, że Marco wcale nie opuścił Jej pokoju, stał tam jak posąg czując jak żal ściska Mu serce i za chwile podrze Je na strzępy.
-Och, Joe- zdołał tylko tyle wydusić z siebie po czym podbiegł do dziewczyny mocno tuląc Ją w ramionach. -Nie zostawię Cię, rozumiesz? Czy Ci się to podoba czy nie.
Kołysali się tak w takt szlochu Joe gdy nagle dziewczyna oprzytomniała i spoglądając w czekoladowe tęczówki Marco usiadła prosto tuż przed piłkarzem.
-To wszystko moja wina...Zniszczyłam Twoją przyjaźń- podciągając co chwila nosem zdała sobie sprawę, że blondyn stał się dla Niej cholernie ważny. Nie chciała Go ranić, pragnęła aby był szczęśliwy. I bardzo zabolało Ją to, że przez Nią może tak nie być. - Przecież kochasz Go jak własnego brata. Co ja zrobiłam, Przepraszam Cię Marco, naprawdę nie chciałam- wyszeptała chowając twarz w dłoniach.
-Popatrz na mnie Joe- ujmując Jej podbródek zmusił blondynkę by spojrzała na Niego. Była zrozpaczona, tego uczucia najbardziej Reus nienawidził. Czuł wtedy, że nie ma kontroli nad całą sytuacją, nie ma kontroli nad płaczącą kobietą, która martwi się o Niego. Otarłszy mokre policzki Johanny robił to z wielka delikatnością aby dziewczyna nawet w minimalnym stopniu nie odczuła bólu doskwerajacego od spotkania z Mario.- To nie Twoja wina, rozumiesz? Czuję się taki szczęśliwy gdy jesteś obok, powinnaś to wiedzieć.
-Marco ja... Boje się- wyszeptała. - Tak strasznie się boję tego co będzie, gdy zobaczyłam tu Mario pomyślałam, że to koniec. I ogarnęła mnie taka pustka, że nie da się tego opisać. Nie chcę Cię stracić- przyciskając się mocno do ciała blondyna poczuła się lżej, że mogła to wszystko wyjawić. Poczuła się tak lekko jak nigdy dotąd.
- Jestem tu- odrzekł Reus gładząc Ją po włosach, to Jej wystarczyło. On Jej wystarczał.
***
Leżeli tak beztrosko na łóżku blondynki podczas gdy dziewczyna spoczywała na klatce piersiowej Marco a ten bawił się Jej palcami u rąk.
-Nie chcę nigdzie wyjeżdżać- oznajmiła nagle spoglądając na spakowaną walizkę stojącą w rogu pokoju.
-Powinniśmy odpocząć, Ty powinnaś- dodał po chwili z namysłem.
Dziewczyna podparła się na łokciu dotykając nienaruszonego policzka by wesprzeć swą twarz. Spojrzała na Marco z nadzieją, ze wyperswaduje mu ten pomysł z głowy.
-Mogę to robić tutaj. Co za różnica?- zapytała wznosząc oczy do nieba.
-Taka, że tutaj nie mam nad Tobą całkowitej kontroli a tam...- zakończył nagle swą wypowiedź spotykając się ze zdumionym spojrzeniem dziewczyny.
-A tam?- zapytała zmuszając Niemca do kontynuacji wypowiedzi. Nie opuszczając swych brwi, które były wygięte w geście zdziwienia, jej źrenice nadal były utkwione w twarzy towarzysza.
-Chodzi mi o to, że tam nikt Nas nie złapie....Posłuchaj mnie Joe, gdy Mario wtargnął tu i Cię uderzył nie wiedziałem co robić. Gdyby to był jakikolwiek inny facet dostałby dawno po mordzie i to dość boleśnie ale cholera....To był Mario! Zamurowało mnie. Dopiero jak zobaczyłem jak osuwasz się na ziemię wróciła do mnie zimna krew, kazałem się Mu wynosić ale nadal niczego nie zrobiłem, żeby Cię obronić. Nienawidzę tego w sobie, czuję że muszę się wiele nauczyć ale to nie jest wcale proste.
-Potrzebujesz dystansu- szepnęła dziewczyna nie spuszczając wzroku z blondyna.
-Tak i dlatego....
-I dlatego powinieneś wyjechać sam. Ty potrzebujesz odpoczynku Reus, nie ja. Moja osoba potrzebuje wyciszenia a to mogę zapewnić sobie sama.
-Ale Joe, chyba nie myślisz, że zostawię Cię tu samą.....z Nim- oznajmił drżącym głosem piłkarz.

-Drugi raz mnie nie uderzy, nie pozwolę na to- odrzekła i tłumiąc groźne spojrzenie blondyna oznajmujące, że wcale Mu się ten pomysł nie podoba dodała:- Powinieneś już iść, spakuj się i przemyśl to wszystko.
************************
NEXT=7 KOMENTARZY

piątek, 22 maja 2015

OSIEMNAŚCIE

Mieć go przy sobie... dotykać go... patrzeć, jak się uśmiecha... słyszeć te słowa. Mogłam przejść przez każde piekło pod warunkiem, że po męczącym dniu znajdę się tuż przy nim.
Sylvia June Day


Możliwe, że czasem podejmujemy złe decyzje, kierujemy się sercem a nie rozumem i to niekiedy wprowadza Nas w błąd. Ale jaki byłby świat gdyby wszystko szło jak z płatka? Nie wiedzielibyśmy co to cierpienie, ból. Uczucie współczucia nie drzemało by w Nas, dlatego uczymy się na błędach po to by poznawać siebie codziennie na nowo.
Johanna Levy z wielką dokładnością pakowała swą podróżną torbę próbując nie pominąć żadnego drobiazgu. Gdy Marco rozkazał tym swoim władczym tonem aby to uczyniła nie zawahała się ani na krok. Na język cisnęło Jej się wiele słów, nie miała przecież najmniejszej ochoty wyjeżdżać w takiej chwili ale czasem bywało tak, że lepiej przemilczeć sprawę niż wywoływać wilka z lasu. Doskonale wiedziała kiedy przystopować, tak było w tej chwili gdy na twarzy Reusa malowały się różne odcienie wściekłości. Próbując dopiąć swą walizkę, która była aż nadto zapakowana mnóstwem ubrań usłyszała jakieś krzyki dobiegające z salonu. W pierwszym momencie pomyślała, że Marco coś się stało toteż najszybciej jak tylko potrafiła opuściła teren garderoby by znaleźć się nieopodal blondyna. Pokonując jednak stopnie schodów zdała sobie sprawę, że Jej ukochany wcale nie jest sam.
-Więc to prawda. Pieprzysz moją Joe!- krzyknął męski głos na co Johanna o mało co nie spadła ze schodów. Ten głos rozpoznała by z zamkniętymi oczami.
-Jaką Twoją! Mario uspokój się i uważaj na słowa!- odgroził się Marco kierując swój palec wskazujący na przyjaciela.
Brunet zaśmiewając się szyderczo popatrzył w kierunku schodów na których przerażona blondynka nie potrafiła zrobić ani kroku naprzód. Stała jak wryta patrząc to na Reusa, to na Goetzego. Umysł podpowiadał Jej aby rozdzieliła przyjaciół i wytłumaczyła wszystko Mario natomiast ciało nie miało zamiaru współpracować. Każda cząstka Joe zastygła w bezruchu.
-O proszę. Kogo ja tu widzę. Johanna Levy we własnej osobie. Musiałaś Go mieć co? Jest tylu facetów w Dortmundzie, Ty musiałaś zabrać się za mojego przyjaciela. Naprawdę nie masz wstydu, prawda Joe? Jesteś zwykłą......
-Dosyć Mario! Chyba powiedziałeś to co chciałeś. Myślę,że powinieneś stad iść.- oznajmił Marco tym samym władczym tonem, którym jeszcze przed kilkoma chwilami rozkazał dziewczynie spakować walizkę.
-Chyba śnisz Reus. Nie będziesz mnie stąd wyrzucał. Naprawdę myślisz, że Ona jest dla Ciebie? Pomarzyć sobie możesz. To zwykła mała sprzedajna dziwka- prychnął brunet na co blondyn nie pozostał dłużny. W mgnieniu oka dopadł do Mario pociągając za Jego idealnie wyprasowany t-shirt, który w tej sekundzie zgnieciony został w pięściach Marco.
Ku przerażeniu Niemki brunet zaczął okładać swojego najlepszego przyjaciela, który jeszcze wczoraj nim był. Jej ukochany wcale nie miał zamiaru oddawać walkowerem wygranej. W oczach obydwu panów istniało tyle nienawiści zupełnie tak jakby byli największymi wrogami. To było nie do przyjęcia, sparaliżowana dziewczyna nie mogła znieść tego widoku.
-To ja byłem Jej pierwszym rozumiesz? Tak miało być do końca życia!- krzyczał rozwścieczony Mario.
-Rzuciłeś Ją gnoju! Teraz jest moja rozumiesz?! Nie masz prawa się do Niej zbliżać bo rozerwę Cię na strzępy!
Nasłuchując tej okropnej kłótni Johanna zdała sobie sprawę, że pierwszy raz w Jej życiu ktoś się o Nią bije. O Nią. Johannę Levy! Ta myśl wcale Jej się nie spodobała. Nie chciała być jakąś marionetką, czyjąś cholerną własnością. Miała swoją godność i nie powinna na to pozwolić. Ta myśl natchnęła w Nią tyle energii, iż zdołała wyrwać się z drewnianych schodów na których stała ładnych parę minut wpatrując się w obydwu piłkarzy.
-Dosyć tego, rozumiecie?! Mam Was dosyć! Obydwu!- poinformowała towarzyszy na co o dziwo mężczyźni zaprzestali walki.
-I co teraz? Mała księżniczka rozpłacze się na naszych oczach? No dalej Joe, przecież tylko tyle potrafisz. Wzbudzać we wszystkich litość, to opanowałaś do perfekcji prawda?- zapytał brunet zbliżając się na niebezpieczna odległość od dziewczyny.
Joe mrużąc oczy nie wiedziała skąd w Niej tyle nienawiści do drugiej osoby. Myślała, że te wszystkie negatywne emocje względem Mario już dawno z Niej uleciały. Jednak dopiero teraz poczuła się cholernie dobrze. Gdy mogła powiedzieć Mu co tak na prawdę o Nim myśli.
-Wiesz jaki jest Twój problem piłkarzyku? Jesteś obsesyjnym egoistą. Myślisz tylko o zaspokajaniu swoich własnych potrzeb. Żal mi na Ciebie patrzeć żałosny człowieku- patrząc z pogardą na towarzysza już miała okręcić się na pięcie i odejść gdy poczuła jak mężczyzna łapiąc Ją swą silną dłonią za podbródek zmusza Jej twarz by na Niego spojrzała.
-Nigdy tak więcej nie rób, zrozumiano?- wyszeptał tuż przy Jej uchu następnie w ataku szału otwartą dłonią uderzył blondynkę w prawy policzek tak intensywnie, że odchyliła się do tyłu uderzając głową o blat kuchenny.
-Wynoś się stąd, ale już!- usłyszała tylko znajomy głos Marco po czym dotykając swego rozpalonego policzka poczuła jak leci Jej krew z nosa.
-Mocno boli?- wyszeptał po cichu Reus tak spokojnym i drżącym głosem jakby bał się każdego wypowiedzianego słowa względem blondynki.
Joe przymykając swe zmęczona powieki trzymała tuż przy oku woreczek z zimnym lodem i co chwila syczała z bólu. Nie spodziewała się takiej reakcji ze strony Mario toteż nie była przygotowana na tak ostry cios względem Jej osoby. Zresztą brunet był zbyt silny by Mu podołała. Nigdy w życiu nie pomyślałaby, że oberwie od samego Mario Goetzego. Wpatrując się w dal nadal przeżywała tą chwilę znosząc w bólu swą własną porażkę.

-Chcę zostać sama- odrzekła blondynka siadając na podłodze nieopodal rozpalonego kominka.

piątek, 8 maja 2015

SIEDEMNAŚCIE







Kocham Cię za to, że jesteś odpowiedzią na każde pytanie, które może zadać moje serce.
Lisa Kleypas


Poranki. Potrafią być tak dołujące, nie ma nic gorszego niż wczesna pobudka o świcie i myśl, że trzeba wstać do pracy mimo, że z całych sił wolelibyśmy przykuć się do łóżka. Co innego gdy leżymy spokojnie otuleni białą puchową kołdrą budzeni przez delikatne mokre pocałunki niczym dotyk niebiańskiego piórka. Te ostatnie pobudki nawet najgorszego śpiocha wprawią w dobry nastrój.
-Dzień dobry księżniczko- zamruczał rozbudzony blondyn tuż przy uchu Joe.
Dziewczyna mimo swej własnej woli złapała się na tym, że Jej usta rozwarły się w szerokim uśmiechu. Nie wiedziała jak to się dzieje ale przy Marco ta część ciała posługiwała się swoimi prawami. Jej kąciki ust podnosiły się ku górze nawet wtedy gdy próbowała udawać obrażoną, tak działał na Nią tylko jeden mężczyzna. Był to nikt inny jak Marco Reus we własnej osobie.
-Dzień Dobry- odpowiedziała miękkim głosem przeciągając się jak co rano. -Jakie dzisiaj plany panie Reus?
-Przywiązać Cię do łóżka i spędzić w Nim resztę dnia- oznajmił wciąż wpatrując się w dziewczynę. Gdy tylko Niemka podniosła obydwie brwi ku górze zdał sobie sprawę co właśnie stwierdził.-Powiedziałem to na głos?
Johanna Levy potaknęła entuzjastycznie głową kładąc swój podbródek na klatce blondyna.-Co Ci chodzi po tej Twojej blond główce, co?-zapytała patrząc kątem oka na twarz chłopaka. Minę miał jak najbardziej oznajmującą dość niegrzeczne rzeczy. Po takim czasie jaki spędziła z Reusem, potrafiła już rozpoznać myśli blondyna.-Dobra, nie kończ. Za karę robisz śniadanie.
-Dlaczego ja? To chyba Ty powinnaś się wykazać w zamian za cudowną pobudkę, hmm?
-Och, zamilcz już. Biegiem do kuchni!- zatykając swą dłonią usta blondyna nie cofnęła się przed tym, by zepchnąć Go z łóżka.
***
Gdy tylko Marco poszedł do sklepu po Jej ulubione mleczne bułki postanowiła się odświeżyć. Nadal nie mogła uwierzyć w to co się dzieje w Jej życiu. Czy kiedykolwiek myślała, że tak to się wszystko potoczy? Nie nigdy, ale jakoś wcale nie było Jej źle z ta myślą. Przeciwnie uważała to za najlepszy okres w dziejach ludzkości.
-Jestem już!- Gdy od progu Reus wtargnął do pomieszczenia dziewczyna w tym samym momencie opuściła łazienkę.
-Co tam chowasz za sobą?- zapytała zwracając uwagę na dość dziwne zachowanie młodego Niemca.
-Ja? A to nic takiego, gazeta. Nic ciekawego, same nudy.- odrzekł uciekając gdzieś swymi źrenicami aby nie spotkać się z podejrzliwym wzrokiem Joe. -Chodźmy robić śniadanie.
-Bardzo dziwnie się zachowujesz- skwitowała blondynka lecz nic nie mówiąc pomaszerowała za Marco.
Piłkarz zaczął wyciągać produkty z reklamówki gdy nastała krępująca cisza.
-Może wyjedziemy gdzieś? Ty masz wolne, ja też mogę sobie pozwolić na parę dni wolnego- oznajmił nie spuszczając wzroku z zakupów. Uciekał od spojrzenia Joe, jakby bał się, że może wyczytać z Niego jak z otwartej książki.
-Wiesz co? W sumie dobry pomysł. To może sprawdzę w internecie jakieś ciekawe oferty?-zapytała blondynka.
-Nie!- krzyknął jak oparzony tarasując drogę dziewczynie. -Później coś znajdziemy, teraz musisz mi koniecznie pomóc. Sam nie dam rady.
-Marco albo zaraz mi dobrowolnie powiesz co się dzieje albo wymuszę to na Tobie. Nie bredź, że sam bułek masłem nie potrafisz posmarować!- równie podniesionym tonem dziewczyna spojrzała na chłopaka, który właśnie w tej chwili czuł jak z Jego płuc uchodzi więcej powietrza niż powinno.
-No dobrze, masz tą gazetę- odrzekł blondyn podając kolorowe czasopismo dziewczynie.
Siadając wygodnie na kuchennym krześle Joe spoglądała na okładkę, na której znajdowała się ONA SAMA? w towarzystwie Marco trzymali się za rękę a nad nimi widniał czerwony napis wielkimi, drukowanymi literami.

MARCO REUS I JEGO NOWA ZDOBYCZ.

Nie odrywając wzroku z gazety przeszła na konkretna stronę, na której widniał artykuł. Przeczytała Go na jednym tchu rozszerzając coraz bardziej swe źrenice. Gdy skończyła nadal nie mogła uwierzyć kto mógł powypisywać o Niej takie brednie. Jak to kto? LENA- podpowiadał Jej głos w głowie. Zmrużyła oczy i podniosła się z krzesła oddając się obsesyjnemu krążeniu w kółko po kuchni.
-Joe?- wyszeptał Marco nie wiedząc jakiej reakcji się spodziewać po blondynce.
-Widzisz? Wiedziałam, że się tak to skończy. Lena dopięła swego.- odrzekła opierając się czołem o zimną lodówkę.
-Spokojnie, przecież mówiłem, że to załatwię. Zaraz po śniadaniu podjadę do gazety i rozmówię się z nimi żądając sprostowania.
-Jakiego sprostowania! Marco do cholery jasnej. To wszystko co tam jest napisane jest prawdą! Nic nie możesz zrobić, jestem Twoja nową zdobyczą? No jestem! Co Ty chcesz prostować!- nie zważając na swe poranne krzyki usiadła na kuchennym blacie chowając głowę w dłoniach.
-Joe, uspokój się.- zbliżając się do dziewczyny przytulił Ją mocno chowając Jej głowę w swej szyi.
-A wiesz co jest najgorsze? Cały świat będzie o tym wiedział. To katastrofa- wyszeptała.
-Może nie będzie tak źle. Przynajmniej już wszyscy będą wiedzieć, że jesteśmy razem. Nie trzeba będzie się każdemu tłumaczyć.
-Ale...To nie miało być tak. Jeszcze nie teraz.

-Panno Levy wstydzisz się mnie? Mam dość tego ciągłego biadolenia o tym, że nie powinniśmy i tak dalej. Więc z łaski swojej rusz ten tyłek, zjedz śniadanie a później ubierze się i spakuj bo dziś wylatujemy. Koniec i kropka!- Joe jeszcze nigdy nie widziała Marco w takim apodyktycznym stanie. Nie bała się Jego nagłego ataku lecz zawstydzona posłuchała uważnie Jego wypowiedzi siadając cicho do stołu.

***
I jest! Mam nadzieję, że się podoba choć trochę?
NEXT=7 komentarzy
Buziole:**

piątek, 17 kwietnia 2015

SZESNAŚCIE

"Kochasz mnie- szepczę. Jego oczy stają się jeszcze większe. Bierze głęboki oddech. Wygląda na udręczonego i bezbronnego. - Tak odpowiada szeptem. - Kocham. "
E.L. James


Nie mogąc uspokoić swych rozkołatanych nerwów Johanna Levy przemierzała każdy najmniejszy kąt swego mieszkania wyczekując na Reusa. Mimo, iż była późna pora, pomimo, iż nie dostała żadnego odzewu ze strony blondyna wiedziała, że przyjedzie. Po prostu wiedziała. Gdy rozległo się więc pukanie do drzwi nie miała najmniejszych wątpliwości kto za nimi stoi, nie musiała wcale patrzeć przez wizjer uchyliła Je nieznacznie by wpuścić Marco do środka i prowadząc Go za sobą do salonu rozmyślała co Mu powiedzieć.
-Joe, stało się coś prawda? No tak, przecież nie wzywałabyś mnie tu o pierwszej w nocy.
-Usiądź proszę. Była u mnie Lena.- odparła zerkając znad swych długich rzęs na blondyna. Wyglądał na totalnie zaskoczonego, tak jakby Joe przed chwilą ogłosiła przyjazd Królowej Angielskiej.- Zerwałeś z Nią?- zapytała.
-Tak, oczywiście, że tak. Sądzisz, że mógłbym grać na dwa fronty?- Marco zadał pytanie obdarzając blondynkę ciekawskim spojrzeniem od którego zrobiło Jej się głupio i oblała się purpurą na twarzy.
-Wierzę Ci, przepraszam że o to zapytałam. Po prostu była tu Lena i powiedziała, że zniszczyłam Wasz związek. -wyszeptała po cichu dziewczyna wpatrując się w swe czerwone paznokcie.
Nastała długa krępująca cisza, której nikt nie miał zamiaru przerwać. To było gorsze od najgorszych tortur świata. Czuć każdy oddech, każde najmniejsze tykanie zegara i brzdęk muchy. Marco jednak wypuszczając ze świstem powietrze z płuc postanowił dać upust swym myślom, które kłębiły Mu się w głowie.
-To moja wina- oznajmił spoglądając na blondynkę. -Mogłem Jej od razu powiedzieć. To wszystko stało się tak szybko, Ona wyjechała na tydzień a my... no wiesz. Nie chciałem rozmawiać na ten temat przez telefon ale wczoraj gdy przyjechała i zaczęła mnie całować musiałem zareagować.- na dźwięk wypowiadanych słów Joe poczuła jak każdy mięsień Jej ciała spina się w maksymalnym skurczu. Czy była zazdrosna? Tak i to chorobliwie a zwłaszcza o Lenę. Osobę, której nienawidziła całym sercem od samego początku ich znajomości.
-Marco jest jeszcze coś- wyszeptała dziewczyna- Ona ma zamiar wszystkim powiedzieć.
Młody Niemiec podniósł wzrok na dziewczynę krzyżując palce dłoni na swych kolanach. Johanna nie odrywała od Niego wzroku przerażona wyczekując co zaraz ma nastąpić.
-Wstydzisz się mnie?- zapytał również nie tracąc kontaktu wzrokowego.
-Co? Nie, oczywiście, że nie. Ale....to nie będzie dobre. Wszyscy dowiedzą się o tym, że zdradziłeś Ją, że ja zachowuje się jak ostatnia ladacznica.
-Przestań! Przecież wcale tak nie było.- zaoponował blondyn.
-Ale to jest Lena. Ona nie cofnie się przed niczym rozumiesz? Kobieta z zazdrości jest w stanie zrobić naprawdę mnóstwo głupich rzeczy.

Wstał z miejsca przemierzając nerwowo salon. Rozgłos w mediach wcale nie był Mu potrzebny, bronił swego życia prywatnego najbardziej jak się dało a informacja o Jego rzekomej zdradzie nie przysporzyłaby Mu sojuszników.
-Marco? Powiesz coś?- zapytała dziewczyna ledwo słyszalnie spoglądając na sylwetkę obróconego do Niej plecami piłkarza.
-Panno Levy- zaczął kucając tuż przed dziewczyną, wziął roztrzęsioną dłoń Joe by oddać jak najbardziej swe szczere intencje. - To ja jestem Marco Reus i mogę naprawdę dużo. Moja cierpliwość też ma granice i jeżeli Lena postara się skutecznie aby Je przekroczyć to mimo tego co Nas łączyło nie zawaham się o wymierzenie kary dla Niej. To będą oszczerstwa i zapłaci Nam za to, obiecuję.
****
-Powinnaś więcej jeść- oznajmił blondyn spoglądając co chwila na talerz dziewczyny, z którego nic a nic nie ubywało.
-Jak jesteś bardzo głodny, możesz zjeść moją porcję- odrzekła Joe przysuwając talerz bliżej Marco. Uśmiechnęła się nieznacznie i podpierając się łokciami o stół złapała się dłońmi o podbródek.
Mrużąc posępnie oczy wpatrywał się w oblicze Niemki nieco skonsternowany. W najmniej oczekiwanym momencie potrafiła Go zirytować tak, że nie miał nic na swoją obronę. Dlaczego więc Go zainteresowała? Sam tego nie wiedział, po prostu z Joe było inaczej niż z lawiną innych dziewczyn. Ona nie obsypywała Go mnóstwem komplementów i nie wzdychała jaki to Marco Reus jest cudowny. To Ona była cudowna. Urocza Joe z którą można było porozmawiać na wszystkie tematy, gdy trzeba było potrafiła pocieszyć , z kolei gdy rozśmieszał Ją nie wstydziła się śmiać do rozpuku nie patrząc na to co ludzie powiedzą.
- Powinniśmy iść spać, już naprawdę późno- odrzekła badając spojrzenie blondyna, które dość długo spoczywało na Jej twarzy.- Chcesz się pierwszy wykąpać? Ja i tak muszę jeszcze iść naładować telefon więc nie krępuj się.- uśmiechnęła się wstając od stołu.
-Zaraz, zaraz- zatarasował Jej drogę zatrzymując tym samym na środku kuchni.- Woda jest taka droga w dzisiejszych czasach- uniósł teatralnie oczy do góry by oddać powagę sytuacji. -Trzeba Ją oszczędzać- poruszając zabawnie brwiami Jego twarz wykrzywiła się w cwaniackim uśmieszku.
-Chcesz mi powiedzieć, że nie będziesz się kąpał? Nie ma sprawy- blondynka dobrze wiedząc co się święci nachyliła się pod ramieniem Marco by oddalić się w stronę łazienki.
-Joe!- dopadł Ją równie szybko co zdąży;a się wymknąć. Łapiąc ją w talii przerzucił przez ramię jak worek ziemniaków.-Miałem na myśli co innego.
-Reus puszczaj mnie ty mięśniaku jeden! Ja muszę jutro wcześnie wstać a Tobie się zebrało na amory! Puszczaj słyszysz?!- krzyczała udawając tylko rozwścieczenie.
-Amory? Głodnemu chleb na myśli perełko. Miałem zamiar tylko zrobić to!- stawiając ubraną dziewczynę pod prysznicem ochlapał Ją wodą, którą odkręcił z prysznicowego urządzenia.
-Marco! Zabiję Cię! Chodź tutaj!- wydostając się z trudem z potoku ciepłej wody pociągnęła blondyna do siebie.- Nie ma tak dobrze. Twoje gacie również będą mokre!- krzyczała lokując piłkarza pod ścianą.
Blondyn na chwilę spoważniał ujmując dziewczynę mocno w talii.
-Masz mokre majtki?- zapytał po raz kolejny tego wieczora poruszając brwiami. Jego dłonie z talii dziewczyny powędrowały tuż po biodrach na pupę Joe mocno napierając na Nią. Zbliżył swe mokre usta do malinowych warg blondynki wpijając się w Nie z całym uczuciem.
***
-Dobranoc JOE.

-Dobranoc Marco.
*********************************
Heii;*
Ozdrowiałam troszkę wiesz postanowiłam co dodać. Mam nadzieję, że jako tako wyszło.
Przeczuwacie co może wydarzyć się w ciągu dalszym? Czekam na Wasze przemyślenia w komentarzach ;)
Zapraszam też na mojego drugiego bloga;)
Buziaki! <3

sobota, 21 marca 2015

PIĘTNAŚCIE

TYDZIEŃ PÓŹNIEJ

Leżała nieruchomo wpatrując się bezwiednie w sufit. Nie mogąc wykonać jakiegokolwiek ruchu próbowała uporządkować swe myśli. Dłonie blondyna ciasno przywarły do Jej talii toteż nie chcąc Go obudzić postanowiła się nie ruszać. To już ich trzecia randka w tym tygodniu i choć Joe powinna cieszyć się z takiego obrotu sprawy to wcale tak nie było. Ich spotkania miały tylko i wyłącznie charakter seksualny, przynajmniej z punktu widzenia dziewczyny. Przecież nie tak to sobie wyobrażała, z natury marzycielka i romantyczka pragnęła wielkiej miłości aż po grób a nie tylko i wyłącznie zbliżeń cielesnych. Zawsze myślała, że seks jest dodatkiem a nie głównym źródłem uczucia. Zawsze kiedy postanowi sobie, że ograniczy bliskie relacje jakie łączą Ją z Reusem plan znika gdzieś gdy tylko spojrzy w cholernie hipnotyzujące oczy Niemca. Jej serce błagało o litość a nogi odmawiają posłuszeństwa uginając się pod ciężarem ciała. Rozmyślając o uczuciach jakimi obdarzyła Marco spostrzegła, że główny bohater powoli otwiera swe zaspane powieki.
-Joe. Wyspałaś się?- zapytał z charakterystyczną w swym głosie ranną chrypką.
Blondynka mruknęła potwierdzająco kłamiąc jak z nut. Prawda była taka, iż prawie wcale nie spała tej nocy. Podczas gdy po namiętnych chwilach Reus usnął jak dziecko Ona nie dawała spokoju swoim myślom.
-Nie wyglądasz najlepiej- odrzekł Niemiec zwracając te słowa do Johanny.
-Nic mi nie jest. Po prostu jestem...obolała- wymyśliła na poczekaniu, z kolei piłkarz wykrzywił twarz w szerokim uśmiechu pokazując szereg swoich białych zębów.
-Możemy jakoś temu zaradzić- stwierdził Marco skubiąc płatek ucha dziewczyny. Przytwierdzona i przygnieciona do łóżka Joe nie miała szans na ucieczkę.
-Lubię Twoją skórę w tym miejscu- szepnął wprost w zagłębienie Jej szyi.
-Marco, nie- próbowała protestować lecz piłkarz najzwyczajniej w świecie albo nie zamierzał Jej słuchać albo była zbyt mało przekonywająca. Wystarczyło tylko parę sekund by gołe ramię blondynki zostało obcałowane przez blondyna.
-Co się stało?Myślałem, że też tego chcesz- odparł zdziwiony patrząc z dezorientacją na Niemkę, która okrywając się kołdrą szukała na podłodze swoich ubrań.
-Nie chcę....To znaczy nie w ten sposób. Każdy chce mnie wypróbować, żeby później móc porzucić i zmienić na nowszy model. Zrozum mnie, po przeżyciach z Mario oczekuję czegoś innego w związku niż przygodny seks.
-Przygodny?....Ok, Joe. Kochałaś się ze mną dlatego, żebym nie odszedł?Naprawdę myślałaś, że jeśli mnie nie zadowolisz to będzie koniec?- wlepiając swe źrenice w postać dziewczyny spostrzegł jak Joe podchodzi do okna spoglądając gdzieś w dal. Nie wiedziała co powiedzieć, czy blondyn miał rację? W zasadzie nie, sama pragnęła zbliżyć się do Reusa. Nie z obawy przed utratą lecz tak po prostu. Marco był przystojnym mężczyzną, którego osoba pociągała Ją fizycznie.
-To nie tak. Sama też tego chciałam ale nie wiem w jakim miejscu jestem. Doskonale zdaję sobie sprawę z tego, że powinniśmy skończyć ten romans ale nie jestem w stanie.
Niemiec podchodząc bliżej blondynki zmusił Ją przez podniesienie podbródka by na Niego spojrzała.
-Hej Joe. Musisz mi mówić o takich rzeczach.
***
Sprzątała swe mieszkanie z nadzieją, że w ciągu godziny doprowadzi Je do porządku. Wszędzie walały się sterty ubrań do wyprasowania a naczynia błagały o włożenie do zmywarki. Ledwo Joe zaczęła sprzątać gdy usłyszała dzwonek do drzwi, przystanęła na chwilę wyłączając uruchomiony odkurzacz czy aby na pewno się nie przesłyszała. Jednak za kilka sekund sygnał znów się uruchomił. Zbiegając ze schodów podeszła do drzwi i ujrzała tam najbardziej niespodziewanego gościa pod słońcem.
-Lena?
-Johanna- odparła dziewczyna mrużąc przy tym posępnie oczy.- Wpuścisz mnie?-
Młoda Niemka otwierając szeroko drzwi pozwoliła nieproszonemu gościowi zgłębić tajniki Jej własnego mieszkania.
-Napijesz się czegoś?- Joe zachowując dobre maniery wprowadziła dziewczynę do salonu by ta rozsiadła się na wygodnej sofie.
-Nie przyszłam tutaj na pogaduszki- odparła złowrogo Niemka spoglądając na blondynkę z ukosa.
Wypuszczając zbyt głośno powietrze Johanna obawiała się najgorszego-Co więc Cię tu sprowadza?
-Spotykasz się z moim Marco?- zapytała kładąc nacisk na przedostatnie słowo.
Blondynka mrugając szybko powiekami zdała sobie sprawę do czego dziewczyna zmierza. Nie odpowiadając na pytanie, które przecież było oczywiste wlepiła swój wzrok w dłonie.
-Więc to prawda. Romansujesz z Nim.- rzekła Lena opierając się coraz swobodniej na sofie.

-Ro-Romansujesz?- powtórzyła Joe jakby nie zrozumiała sensu wypowiadanych słów.
-Tak mała zdziro! To ja byłam z Reusem. Wystarczyło, że tylko wyjechałam na tydzień do rodziców a Ty już owinęłaś sobie Go wokół palca.
-To nie tak. Nie wiedziałam, że nadal jesteście razem. Lena przecież.....
-A co Ty sobie wyobrażałaś, że rzuci mnie dla Ciebie? No proszę Cię, spójrz na siebie. Chciał się tylko Tobą zabawić a po wszystkim i tak wróciłby do mnie. Ale nie będę tego tolerować. Wszyscy dowiedzą się o Waszym płomiennym romansie i to z jak najgorszej strony, już ja tego dopilnuję- Lena podrywając swoje ciało z sofy ruszyła do drzwi zatrzaskując Je z wyraźnym hukiem.
Johanna natomiast długo jeszcze po wizycie dziewczyny nie mogła dojść do siebie. Chodząc nerwowo w kółko po salonie próbowała poskładać swe niesforne myśli. Złapała w końcu telefon wybierając numer do Marco. Jednak blondyn nie odbierał, włączyła się automatyczna sekretarka prosząca o zostawienie wiadomości na poczcie głosowej.



"Cześć Marco. Jak tylko odsłuchasz wiadomość, proszę przyjedź do mnie. Wiem, że jest już późno ale to nie jest rozmowa na telefon. Czekam, Joe"
**************************************
Heii ;)
Ma nadzieję, że nie przeszkadza Wam to przeniesienie się w czasie o tydzień:) Po prostu nie chciałam, żeby się ciągło to godzenie jak flaki z olejem toteż postanowiłam od razu przystąpić do akcji:)
Czekam na Waszą opinię ;)
Bye <3

sobota, 7 marca 2015

CZTERNAŚCIE

Ile razy w Twym życiu byłaś na rozstaju dróg? Ile razy czułaś się tak bezradna, że z tej niemocy płakałaś po kątach? Móc być tak blisko własnego szczęścia a nie móc nawet Go dotknąć choć na milimetr- taka sytuacja prześladowała Joe każdego ranka po przebudzeniu.
Po namiętnej nocy z blondynem, który zapewnił Ją o jakże ważnych planach wobec Niej kontakt urwał się 
niemiłosiernie szybko. Dawna Johanna cieszyłaby się z tego powodu, przecież problem zniknął Marco się 
nie odzywa więc sprawa jest jasna, dał sobie spokój. Dlaczego więc blondynka każdą wolną minutę spędza
na myśleniu tylko o tej jednej osobie? Czy jest ktoś w stanie to wytłumaczyć dlaczego nie śpi po nocach 
wpatrując się smętnie w miejsce obok, na którym niedawno obserwowała miarowo unoszącą się klatkę blondyna?.
-Joe, tu ziemia!- odezwała się Kathy, która od dobrych dwóch minut przemawiała bez skutku do dziewczyny. 
Gdy Niemka się ocknęła zdała sobie sprawę, że po raz kolejny zatonęła w swoim własnym świecie.
-Przepraszam, zamyśliłam się- odparła spoglądając na stertę dokumentów, które przyszło Jej porządkować 
tego dnia. Na samą myśl siedzenia tu do wieczora odechciewało Jej się wszystkiego.
-Co się z Tobą dzieje ostatnio? Pakuj się i idź do domu, nic tu po Tobie, ja dokończę- Joe chciała odmówić 
lecz zdała sobie sprawę, że naprawdę jest przemęczona i nic nie wskóra. Pakując więc swój telefon do 
torby, pożegnała się z Kathy i wyszła w zimne zakamarki Dortmundu. Swe kroki miała zamiar skierować do 
domu, lecz ostatnimi czasy Jej własne lokum służyło tylko i wyłącznie do rozmyśleń oraz użalania się nad sobą 
toteż rezygnując z tego pomysłu przypomniała sobie, iż Jej lodówka świeci pustkami. Najbliższy cel- zakupy.
***
Wjeżdżając ruchomymi schodami  w stronę centrum handlowego tuż przy ladzie jednego ze sklepów 
odzieżowych ujrzała znajomą postać. Momentalnie poczuła przyspieszony puls co nie zwiastowało nic 
dobrego. Zakrywając swój prawy profil blond włosami ruszyła do przodu w nadzieji, że nikt ani nic Jej tego
dnia nie zatrzyma. Jednak dziwne zachowanie Joe dostrzegło kilku ludzi dookoła. Najgorszy jednak był 
osobnik, który w tym momencie odchodził od kasy w sklepie.
-Joe?!- zapytał blondyn przyglądając się sylwetce Niemki, która stanęła jak wryta na dźwięk 
wypowiadanego imienia. Wypuszczając ze świstem powietrze z płuc odwróciła się na pięcie uśmiechając 
się zdradliwie do Marco. Nie wiedziała nawet za bardzo co mówić, gdyż sytuacja ich znajomości była co
najmniej skomplikowana. Blondyn natomiast wiedział doskonale co robić, gdy upewnił się, że stoi przed 
Nim ta sama osoba o której myślał. Pocałował Johannę przelotnie w usta, zupełnie tak jak całują się te wszystkie 
pary, które obiecują sobie miłość aż po grób. Zdezorientowana dziewczyna wpatrywała się w Reusa jak w 
nieodgadnioną zagadkę. Jeszcze kilka godzin temu obiecywała sobie dystans do tych wszystkich spraw a On 
teraz tak po prostu podchodzi po kilku dniach bez kontaktu i całuje Ją na oczach tych wszystkich ludzi?
-Spieszę się, cześć- stwierdziła zmieniając kierunek swego celu. Momentalnie odechciało Jej się zakupów, 
już wolała smętnie wpatrywać się w kolejny żałośnie nudny serial.
-Zaczekaj- droga zatarasowana przez Reusa poskutkowała kolejnym zatrzymaniem się przed blondynem.
-Co chcesz?- odburknęła nie zdając sobie sprawy, iż jest zdolna do tak oschłego tonu.
-Może na początek kawa a potem...kto wie?- zapytał retorycznie poruszając zabawnie brwiami na co 
dziewczyna tylko wzniosła oczy ku niebu.
-Nie do wiary, jesteś taki sam jak wszyscy. Myślałam, naprawdę uważałam Cię za mądrego faceta Marco a 
tu taka niespodzianka. Najpierw śpisz ze mną, mówiąc że wszystko będzie dobrze. Tłumaczysz, że nie mam 
przejmować się Mario i nie odzywasz się ładnych kilka dni. A teraz co? Nadarza się znów okazja więc 
chcesz powtórzyć sztuczkę? Na pewno nie ze mną! Żegnam.
Odkręcając się dookoła własnej osi zjechała w dół ruchomymi schodami użalając się znów nad sobą jaka to mogła być naiwna wierząc kolejnemu piłkarzowi.
Nie zdawała sobie nawet sprawy z tego, że ciągnie za sobą towarzystwo. Stojąc jednak na czerwonych 
światłach wyczuła obecność blondyna, który był stanowczo za blisko.
-Przyszłaś chyba zrobić zakupy, prawda?- zapytał wywołując na twarzy dziewczyny wyraźną konsternację.
-Naprawdę Marco? Na tyle Cię stać?- zapatrzyła się na blondyna przegapiając zielone światło na przejściu 
dla pieszych. Zapomniała o całym świecie, jedynym Jej celem było nawrzeszczeć na Reusa tak aby 
wreszcie zmądrzał.
-Uspokój się- odparł prowadząc Joe za łokieć- Jak zwykle wiesz wszystko najlepiej i niczego nie dasz sobie 
przetłumaczyć.
-Co mam sobie tłumaczyć? Zabawiłeś się mną i tyle. Na przyszły raz nie wmawiaj dziewczynom tych 
wszystkich farmazonów, po prostu jak chcesz się z kimś przespać to zrób to. Bez zobowiązań, niektórym
 Paniom to pasuje.
-A Tobie?- zapytał lecz po chwili zgromiony przez blondynkę zdał sobie sprawę, że nie było to najlepszym 
posunięciem. -Przestań, żartowałem. Joe!- krzyknął za dziewczyną, która już dawno oddalała się od Niego.
-Posłuchaj mnie uważnie, nie jestem taki. Nie odzywałem się, bo miałem problemy.
Dla Johanny najwyraźniej ta odpowiedź nie była satysfakcjonująca. Zamiast współczuć blondynowi naparła
 na Niego z jeszcze większą siłą.
-I byłeś tak zaabsorbowany, że głupiego sms-a nie mogłeś wysłać? Wiesz co? Przyjaciele są od tego aby im
 ufać. Jeżeli myślałeś, że nie zrozumiem tego to przykro mi Marco. To nie ma sensu.
-Joe, proszę Cię. Znów wracamy do punktu wyjścia?
-Do niczego nie wracamy, bo niczego nie było, rozumiesz? To wszystko jest bezsensowne I bez przyszłości. 
Nie chcę każdego dnia się zastanawiać czy się odezwiesz czy nie.
-Myślałaś o mnie?- podchodząc bliżej dziewczyna wyczuła aromatyczny zapach perfum tuż przy swoich nozdrzach.
-Może tak, może nie- odparła cwaniacko gdy Jej kąciki ust uniosły się ku górze w wielki uśmiech.

Uwielbiał Jej malinowe usta toteż nie miał żadnych oporów aby Ją tam pocałować. Tym razem pocałunek 
był bardziej subtelny, wyrafinowany I zdecydowanie dłuższy.
-Chodźmy na kawę- stwierdził nadal trzymając dziewczynę w głębokim uścisku.

************************
Przepraszam jeśli ktokolwiek myślał, że po ostatnim rozdziale będzie od razu malinowo:)
Jakieś sugestie co do ciągu dalszego? Dojdą do porozumienia czy nie? Oto jest pytanie:)
Pozdrawiam, Kalina <3

piątek, 20 lutego 2015

TRZYNAŚCIE

ROZDZIAŁ DLA LUDZI O MOCNYCH NERWACH.!!!
SCENY +18.

-Nadal w siebie nie wierzysz?- zapytał Reus trafiając w sedno problemu. Jak zwykle zresztą ta blond 
czupryna jakby miała rentgena w oczach. Blondynka wypuściła tylko z siebie powietrze wdychając po chwili
 woń Dortmundzkiego miasta. Już miała coś powiedzieć gdy poczuła zbliżającą się sylwetkę Reusa. Zaczęła
 szybciej oddychać gdyż wiedziała do czego blondyn zmierza.
***
-Marco nie- za wczasu blondynka postanowiła odwrócić głowę by nie doszło do zbliżenia fizycznego. Znała 
doskonale swój organizm i wiedziała jak Niemiec działa na Jej ciało. Momentalnie się nastroszyła dostając
ciarek na swoim ciele.
-Ale co nie?- blondyn złapał Jej podbródek tak by mieć wgląd w Jej zielone oczy. Robił to specjalnie, widział 
zachowanie Joe zawsze gdy był blisko. Kokietował Ją? Być może, nie miał zamiaru przestać gdyż strasznie Mu 
się to podobało.
Musisz to robić?Jesteś strasznie pewny siebie i nie liczysz się z moim zdaniem- szeptała dziewczyna prosto 
 w usta Reusa by tylko nie spojrzeć w magnetyczne oczy blond chłopaka.
Marco w odpowiedzi mruknął tylko wkładając swą chłodną dłoń pod koszulkę Johanny. Drgnęła nieco 
sparaliżowana nagłym zwrotem akcji. Była za blisko, stanowczo za blisko, gdy Reus postanowił musnąć Jej 
wargi miała wrażenie, że odpływa gdzieś daleko.
-Jesteś okropny i tak bardzo Cię nienawidzę- stwierdziła rzucając się na Niemca  jakby brała udział w
polowaniu na dziką zwierzynę. Ujęła twarz Marco w obie dłonie następnie dając upust emocjom zamknęła 
oczy całując namiętnie towarzysza. Czuła lodowate ręce na całym swoim ciele, to uczucie było tak
niesamowicie ekscytujące, że nie wiedziała co się dzieje.
-Chyba powinniśmy iść do domu- powiedziała klubowa jedenastka w przerwie na kolejne namiętne pocałunki.
Do umysłu blondynki powoli dochodziły sygnały co właściwie się stało. Po raz kolejny nie potrafiła się
opanować miłosnym wzlotom. Tak nie zachowuje się żadna normalna dziewczyna, to niemoralne aż po kres
możliwości. Wstała z miejsca lecz jak na złość Marco podążał tuż przy Niej. Szedł z Nią krok w krok jakby to 
było dla niego czymś oczywistym, że i On ma wstęp do Jej domu. Szli w ciszy, Ona uspokajała siebie w myśli 
głęboko oddychając  a On ukradkiem spoglądał na Jej zawstydzoną twarz spoglądającą na czubki swych 
butów. Gdy doszli na miejsce dziewczyna zatrzymała się tuż przed drzwiami. Odkluczyła Je zgrabnym ruchem 
ręki wchodząc tuż na hol.
-Wejdziesz?- zapytała odważając się by zwrócić swój wzrok na twarz Marco. Dla Niego oczywiste było to, że 
ma to zrobić. Nie dawając jakiejkolwiek odpowiedzi wtargnął do mieszkania jak do siebie.  Zdjął kurtkę 
wieszając Ją na wieszak w korytarzu, dziewczyna natomiast zbliżyła się do elektrycznego czajnika  by wstawić
 wodę . Najlepiej byłoby zaparzyć melisę na uspokojenie- pomyślała sięgając do szafki po kartonik z wybraną 
herbatą. Ledwo zdążyła włożyć saszetkę do kubka gdy poczuła kolejny raz tego wieczoru dłonie blondyna na
swoim ciele. Reus był bardzo skoncentrowany na Jej osobie i nie zamierzał pić jakiejś  herbatki podczas gdy
 miał taką dziewczynę obok siebie. Odwrócił Ją gwałtownym ruchem , tak by ich twarze znów doznały 
namiętnego pocałunku po czym dotykając Jej pośladków uniósł Ją do góry sadzając na kuchenny blat.
-Nie lubię tej koszulki- stwierdził by już po chwili rzucając odzież gdzieś w kąt mógł całować ramiona blondynki.
-Marcooo nie tutaj- odparła dziewczyna, która zdała sobie sprawę, że choćby walczyła nie wiadomo jak to i 
tak ulegnie czarowi chłopaka. Oplotła swymi nogami Jego biodra by po chwili znaleźć się w swej własnej 
sypialni. Wystarczyło parę chwil by pozbyć się ubrań i rozkoszować  chwilą intymności. Zachowywali się jak
kochankowie którzy zobaczyli się po bardzo długiej rozłące, Reus nie mógł przestać całować każdego skrawka 
ciała dziewczyny a Jej najprawdopodobniej bardzo się to podobało.
***
Otworzyła swe ociężałe powieki rozpoznając swą sypialnię, po której porozrzucane były dowody ostatniej 
nocy. Potarła swe zaspany oczy w nadzieji, że jak za pociągnieciem magicznej różdżki wymaże wszystko z pamięci.
-Wyspałaś się? Chyba nie dałem Ci za bardzo spać, co?- usłyszała głos z charakterystyczną chrypką, która 
charakteryzowała obecność tylko jednej osoby.
Reus. Gdy Joe obróciła swą głowę w kierunku Marco od razu tego pożałowała. Podpierając się na łokciu 
patrzył na Nią tak jakby nic się nie stało. Poruszając zabawnie brwiami wlepił wzrok w Jej dekolt, który ledwie 
był zakryty białą kołdrą. On nie martwił się swą nagością toteż z odsłoniętą klatką piersiową  działał na 
Johannę pobudzająco. Okryła się szczelniej kołdrą podciągając kolana aż po samą brodę. Nie mogła znieść 
tego, że po raz enty dała się wmanewrować w stosunek z najlepszym przyjacielem Jej byłego chłopaka.
-No przestań już, chodź tu- objął Ją ramieniem po czym przyciągnął do siebie tak by Jej platynowe włosy 
spoczywały na Jego wcześniej wspomnianej klatce piersiowej. Zaczął bawić się Jej poskręcanymi kosmykami 
 co wywołało u Niej uczucie bezpieczeństwa.
-Co teraz będzie?- zapytała po cichu bardziej do siebie lecz miała tego pecha, iż Niemiec usłyszał pytanie.

-A co ma być? Zjemy razem śniadanie a potem mam trening.- odpowiedział tak jakby pytanie było tak naiwnie
 proste niczym "Jaką mamy dzisiaj pogodę?".
-Może Ty żyjesz tylko chwilą ale ja patrzę trochę dalej w przyszłość. Dałam się znów omotać jak jakaś naiwna 
 kretynka. W myślach pewnie masz niezły ubaw z mojego głupiego postępowania a ja umieram z niepokoju co 
jest ze mną nie tak- wstała z łóżka ciągnąc za sobą kołdrę. Postanowiła wziąć poranny prysznic w celu zmycia 
z siebie poczucia winy. Nie zdawała sobie sprawy, że już dawno Jej  łzy mieszały się z wodą lejącą się 
strumieniem z prysznica. Kończąc swą kąpiel owinęła swe ciało różowym, puszystym szlafrokiem i wyszła z
 łazienki. Na tarasie swą obecność ukazał blondyn zapraszając dziewczynę do stołu, na którym widniało już śniadanie.
-Usiądź i posłuchaj mnie uważnie- zaczął przybierając poważny wyraz twarzy. -Może rzeczywiście ostatnio 
zachowywałem się jak zbyt pewny siebie macho ale to nie znaczy, że mam zamiar wyrywać panienki na jedną noc.
-Więc co masz zamiar robić?- zapytała nie wytrzymując ciągłego niepokoju.-Co my właściwie wyczyniamy 
Marco? Pocałowałam Cię, tłumaczyłam sobie, że to była presja chwili. Potem przespaliśmy się ze sobą. Ok, to 
była impreza, byliśmy pijani. Ale co teraz? Zarówno ja i Ty byliśmy trzeźwi, nie ma żadnego wytłumaczenia.
-Naprawdę tego nie widzisz Joe? Oszukujesz sama siebie, tłumaczysz sobie ten pocałunek i całą resztę jakby 
to naprawdę była zbrodnia. Prawda jest taka, że ciągnie Nas do siebie.
-Przestań, chyba zapominasz kim jestem. To ja, Johanna Levy  była dziewczyna Twego przyjaciela, którą tak 
bardzo nienawidzi.
-Była, właśnie była! Zdaję sobie sprawę, że nie podrywa się dziewczyn kumplom ale stało się. Cholera! 
Przecież nic Was nie łączy... Mario może być w szoku ale zrozumie.
-Nic nie rozumiesz, nie znasz Go od tej strony, On mnie nie cierpi...

****************
Heii:*
No cóż komentarzy coraz mniej ale wierzę, że to wina ferii, nauki i takich tam. :)
No mam taką cicha nadzieję:)
Jak podoba się rozdział?
Kiss:*
Kalina <3