poniedziałek, 12 października 2015
DWADZIEŚCIA TRZY
Czas w pracy mijał nieubłaganie wolno, Johanny myśli były wciąż przy Marco. Zastanawiała się czy może już jest w domu, dlaczego do Niej nie oddzwonił i co to wczorajsze Jego zachowanie właściwie miało znaczyć. Gdy wybiła godzina czternasta postanowiła zebrać się do domu. Zamknęła szczelnie wszystkie zamki w drzwiach i nie minęło piętnaście minut a już parkowała swój samochód na podjeździe. Wkraczając na dobrze znany Jej teren zdała sobie sprawę, że drzwi są otwarte. Marco wiec był w domu, nic Mu nie było. Teraz ogarnęła Ją nagła złość, że wcale nie uległ żadnemu wypadkowi po drodze i nawet nie pokwapił się do Niej oddzwonić. Zastała Go w kuchni robiącego coś do picia. Spotkali się wzrokiem lecz Joe tym razem była zdeterminowana i postanowiła się nie odzywać. Po co Jej była kolejna kłótnia?
-Robię kawę, chcesz?- zapytał niskim głosem zdając sobie sprawę w jakim dziewczyna jest nastroju bojowym.
-Nie!- zdjęła baleriny ciskając nimi w kąt i weszła do łazienki. Wiedziała, że to nie będzie łatwa konfrontacja. Wcale nie miała zamiaru ułatwiać Reusowi zadania, zachował się jak ostatni dupek i tak będzie traktowany.
Minęła z premedytacją blondyna i rozłożyła się na fotelu w salonie włączając telewizor.
-Nie sądzisz, że musimy porozmawiać?- zapytał stawając tuż przed Nią.
-Mógłbyś się odsunąć? Chciałam to obejrzeć- stwierdziła nie podnosząc wzroku.
Wyrwał Jej pilota z ręki nie zważając na żadne protesty. Nie miał zamiaru dłużej tkwić w tym zawieszeniu, chciał porozmawiać i miał zamiar to spełnić.
-Dosyć tego, wysłuchasz mnie i nie zachowuj się jak dziecko.
-No teraz to przesadziłeś Marco. Od kiedy tak bardzo chcesz ze mną rozmawiać, co? Wczoraj jakoś nie miałeś do tego skłonności.
-Wczoraj....
-No co wczoraj. Zachowałeś się jak ostatni kretyn i nie zamierzam tego tolerować. Nikt nie będzie mi trzaskał drzwiami przed nosem, rozumiesz?! NIKT!-czując coraz większą falę gniewu wyszła z pokoju kierując się do sypialni.
-Tak! Świetnie! Teraz ucieknij bo przecież tak najlepiej prawda?- pognał za Nią nie siląc się na przyjazny ton.
-Nie mów mi co mam robić! To Ty wczoraj uciekłeś. Chciałeś świętego spokoju to będziesz Go miał. -uruchamiając laptopa miała nadzieję, że blondyn spostrzeże się, że lepiej nie igrać z ogniem i po prostu dać spokój.
-Mario miał wypadek i twierdzi, że to Twoja wina- odparł nazbyt spokojnym głosem.
-Słucham?! - brunetka poderwała się z miejsca nie wierząc własnym uszom. -Ty, Ty w to uwierzyłeś?- spojrzała na blondyna i o mało co nie potknęła się o własne nogi bo zdała sobie sprawę, że tak właśnie się stało.-Uwierzyłeś- wyszeptała wybiegając z domu bez żadnego dodatkowego odzienia. Płacz cisnął Jej się do oczu ale nie chciała pokazać Marco jak zraniły Ją te słowa. Wszystko było przecież jasne. Słyszała gdzieś z oddali swe imię ale nie zważała na to. Biegła przed siebie.
***
Wieczory w parkach o tej porze roku nie są przyjemne i bezpieczne też nie. Kręciło się tu wiele nieciekawych osobistości co wprawiało Reusa w jeszcze gorszy nastrój. Po chwili jednak rozpoznał kruchą sylwetkę dziewczyny, która siedziała na ławce spoglądając w dal.
-Przeziębisz się- odparł ściągając kurtkę nakrył Nią dziewczynę.
-Nie dotykaj mnie- odparła nie tamując już nawet łez, które leciały ciurkiem po Jej policzkach. Oddała Mu odzież nie chcąc ani na chwilę mieć Jej na sobie.
-Joe chodźmy do domu, porozmawiamy spokojnie.
-Nie mam ochoty na rozmowy z Tobą. Doprowadzasz tylko do tego, żebym czuła się podle. Potem wracasz sobie i mam Cię słuchać bo tak Ci się podoba. Nie jestem zabawką Marco, nikt nie będzie mnie tak traktował.Nawet Ty...
Nie wiedział co powiedzieć, naprawdę nie miał pojęcia. Był zły na siebie, że dał się ponieść emocjom. Dziewczyna płakała i to przez Niego, połykała co chwila gorzkie łzy mając nadzieję, że być może w ciemnościach blondyn nic nie zauważy.
-Proszę chodźmy stąd. Tylko o to proszę- wyszeptał spoglądając na dziewczynę. Westchnęła po czym uniosła się by zmierzać w kierunku domu. Nie miała ochoty marznąć na ławce ale też nie specjalnie podobało Jej się to, iż będzie musiała przebywać z Marco. Milczała więc aż do samego domu.
-Zjesz coś? Musisz coś jeść- stwierdził spoglądając na dziewczynę. Wzruszyła ramionami dając Mu do zrozumienia, że wszystko jej jedno.
-Co Mu jest? Co takiego zrobiłam?- wyszeptała do pleców blondyna gdy zaczął przygotowywać jedzenie. Z brzękiem odstawił nóż odwracając się do Johanny.
-Nikt nie twierdzi, że coś zrobiłaś.- odparł wpatrując się w oblicze dziewczyny.
Wywróciła oczami zdając sobie sprawę, że Ją oszukuje. Przecież uwierzył w tą całą bajeczkę, to było wypisane przed chwilą na Jego twarzy.-Po prostu mi powiedz...
-Ma wstrząs mózgu i złamane żebra- oznajmił Marco na jednym wydechu. Widać, że ta informacja mocno Go poruszyła, dlatego wczoraj był taki wściekły. Ale dlaczego na Nią? Czy naprawdę myślał, że to Jej wina?
Przetrawiając powoli informacje postanowiła jednak wymigać się od jedzenia bólem głowy. Poszła do sypialni kładąc się na łóżku. Jej celem było udawanie, że śpi. Marnie Jej to wychodziło, już po chwili blondyn znajdował się w tym samym pomieszczeniu.
-Dlaczego płaczesz?- zapytał miękko siadając w rogu łóżka.
Zanosząc się szlochem dziewczyna nie potrafiła opanować własnych nerwów. Poczuła nagłe oczyszczenie, jakby cały ciężar serca opuszcza Ją ze zdwojoną siłą.
-Nic nie zrobiłam- powiedziała między napadem płaczu.-To nie ja jak to twierdzisz wywołałam u Niego wstrząs mózgu i nie zmiażdżyłam Mu żeber.
-Wiem Joe- odparł kładąc swą dłoń na plecach brunetki.-Popatrz na mnie...
****************************
Jak zwykle kulminacja w takim momencie i zakończyłam rozdział, przepraszam ;)
Bądźcie cierpliwe
NEXT=10 KOMENTARZY
piątek, 18 września 2015
DWADZIEŚCIA DWA
Nie dane Jej było spać długo, do późnej nocy była zajęta Reusem a nad ranem niczym poranny budzik Marco zarzucił przez sen na Nią swą nogę obezwładniając Jej ciało całkowicie. W efekcie przebudziła się przestraszona, że coś się stało. Blondyn jednak oddychał miarowo tuż obok Jej szyi, zdała sobie sprawę, że już świta i za kilka godzin będzie musiała obudzić się całkowicie by udać się do pracy. Ta myśl bardzo Jej się nie spodobała. Na tyle, że westchnęła głośno dając upust emocjom. Poleżała jeszcze kilka chwil przyglądając się śpiącemu blondynowi, był taki spokojny i beztroski jakby nigdy nie doświadczył problemów. Wiedziała, że w głębi duszy jest inaczej. Zdawała sobie doskonale sprawę jak Niemiec cierpi z powodu straty przyjaciela, jednak nie wiedział jeszcze wszystkiego. Nie miał pojęcia, że niedawno Mario Ją pocałował, wiedziała, że musi Mu powiedzieć ale strasznie się bała Jego reakcji. Czy na pewno zrozumie?
-Jak nad czymś intensywnie myślisz to nieświadomie zaciskasz wargi.- Nagle ze snu wybudził się Reus przyglądając się chwilę blondynce. Instynktownie obróciła głowę w kierunku głosu, który wydobywał się z męskich ust. Po chwili zmieniła pozycję kładąc się na prawym boku w kierunku blondyna, wyciągając swą dłoń pogłaskała Go po policzku.
-Dzień dobry- szepnęła unosząc swe rzęsy w górę. -Jak się spało?
-Znakomicie- oznajmił całując dziewczynę w czoło. -Jednak wydaje mi się, że jesteś niespokojna. Coś się stało?
Otulając swe nagie ciało szczelnie kołdrą usiadła na łóżku krzyżując nogi po turecku. Zagryzła na chwilę swą wargę łapiąc się na tym, że blondyn miał racje co do oznak Jej zdenerwowania. Nadszedł ten moment, musiała Mu wyznać prawdę.
-Może Ci się to nie spodobać, bo mi bardzo się nie podobało...- zaczęła robiąc na chwilę pauzę spojrzała na Marco.-Gdy Cię nie było miał miejsce pewien incydent, byłam u Mario- poinformowała piłkarza najspokojniej jak tylko potrafiła.
-U Mario?- powtórzył Jej ukochany -Po co?- zapytał jakby zbrodnią było to co zrobiła. Może jeszcze niedawno byli z brunetem przyjaciółmi ale teraz wiedział, iż Joe plus Mario równają się kłopoty. A raczej Niemiec Je ciągle stwarza.
-Tak- przytaknęła Joe.- Upił się i dostałam telefon aby Go odebrać. Pojechałam tam i zawiozłam Go do domu. Pocałował mnie- wydusiła na jednym tchu przypatrując się intensywnie swoim palcom u rąk.
Marco gdy tylko usłyszał ostatnie słowa usiadł na łóżku z wrażenia. Nie mógł uwierzyć, że jeszcze kilka godzin temu zachodził w głowę czy dobrze robi wystawiając swą przyjaźń z Mario na próbę a Goetze wyciął Mu taki numer bez mrugnięcia okiem.
-Jak to pocałował? Po co właściwie to Ty pojechałaś Go odebrać?!- unosząc głos spojrzał na Johannę.
-Nie doszukuj się w tym żadnych podtekstów. To przeze mnie się upił i pewnie dlatego chciał abyśmy porozmawiali.
-No to rzeczywiście porozmawialiście...dość dogłębnie- prychnął blondyn krzyżując swe ręce na klatce piersiowej.
-Przecież do niczego nie doszło.. Uciekłam. Dobrze, pocałował mnie ale był pijany, pewnie nie pamięta już nic.....Nie obrażaj się, proszę. Nie pozwólmy by Mario niszczył za każdym razem to co zbudowaliśmy. Wiedziałam, że dość impulsywnie zareagujesz ale wolałam Ci powiedzieć, żeby nie było niedomówień- odparła kładąc swój podbródek na ramieniu Reusa.
-Dobrze, przepraszam. Wiem, że jesteś w porządku ale prawdę mówiąc nigdy nie potrafiłem poradzić sobie z zazdrością. Jesteś zbyt ważna....po prostu sprałbym każdego faceta, który się za Tobą obejrzy.- oznajmił powracając wzrokiem na twarz dziewczyny.
-Dobrze, że już jesteś- oznajmiła.
***
TYMCZASEM W INNYM ZAKĄTKU MIASTA
Jechał w zawrotnym tempie nie zważając na znaki drogowe. Miał gdzieś przepisy, był wzburzony jedyne co Go kierowało to złość i gniew. Nie był w stanie myśleć o niczym innym jak o jednej rzeczy. ZEMSTA. Nie zdawał sobie jednak sprawy jakie niebezpieczeństwo nosi za sobą swawolna jazda po spożyciu alkoholu......
****5 dni później***
Weszła do domu czując jak jest słaba, nie jadła od śniadania zupełnie nic a teraz już nastawała powoli pora kolacyjna. Otwierając lodówkę usłyszała podniesiony głos Reusa, który najwyraźniej rozmawiał ze swoim trenerem, nie była to przyjemna rozmowa. Blondyn wyglądał na nieźle wkurzonego. Wciskając czerwoną słuchawkę cisnął telefonem w kąt co spowodowało rozpadniecie obudowy.
-Marco? Wszytko w porządku?- zapytała dziewczyna wchodząc po cichu do sypialni.
-Tak wszystko jest po prostu świetnie!- syknął nadal zdenerwowany Niemiec próbując złożyć telefon w całość.
-Robię kolację, masz ochotę na coś szczególnego?- Johanna nie chciała wchodzić Reusowi w drogę toteż postanowiła zmienić temat.
-Na święty spokój!- krzyknął i mijając Joe wyszedł z domu trzaskając drzwiami.
Poszła z powrotem do kuchni nie wierząc co właśnie przed chwilą się wydarzyło. Po prostu potraktował Ją jak jakiegoś intruza. Nigdy nie czuła się tak źle, głód natychmiast Jej przeszedł, zamiast tego weszła pod prysznic czując jak Jej łzy mieszają się z ciepłą wodą.
Czekała i czekała. Wybiła już godzina 2.00 w nocy a blondyna nadal nie było. Porzucając swoje poczucie honoru wytrwale wydzwaniała do Marco ale On wciąż nie odbierał a po chwili odzywała się automatyczna sekretarka co zwiastowało na wyłączenie telefonu przez mężczyznę. Nigdy nie była bardziej przerażona i wściekła.
Nie pamiętała jak długo tam siedzi ale powieki zaczęły Jej strasznie ciążyć więc popadła w objęcia Morfeusza.
Budząc się wyczuwała na karku napięcie mięśni, rozglądajac się dookoła zdała sobie sprawę, że Marco nadal nie ma w domu. Nie miała pojęcia gdzie On się podziewa, z kim i co porabia ale wiedziała, że Mu tego nie daruje. Przecież nic złego nie zrobiła, pojawiają się pierwsze problemy a On po prostu wyżywa się na Niej i ucieka jak ostatni tchórz.
****************
Nie było mnie prawie miesiąc!
Przepraszam:c
Za to obiecuję, że teraz już nie będzie wiało nudą!
NEXT=10 KOMENTARZY
czwartek, 20 sierpnia 2015
DWADZIEŚCIA JEDEN
Kocham ją. Jestem takim szczęściarzem, że ją kocham, van Houten. Nie masz wpływu na to, że ktoś cię zrani na tym świecie, staruszku, ale masz coś do powiedzenia na temat tego, kim ta osoba będzie. Podoba mi się mój wybór. Mam nadzieję, że ona jest zadowolona ze swojego.
Jestem, Augustusie.
Jestem.
John Green
Odkąd pamiętała nie lubiła niedziel, były takie powolne i nudne. Nienawidziła nic nie robić i siedzieć z założonymi rękoma a niedziela właśnie tego wymagała.Odpoczynku. Może i znalazłoby się coś co by Ją dziś zafascynowało lecz nijak nie chciała ruszyć się z domu. BA! Nawet z własnego łóżka, które nadal pachniało waniliowym płynem do płukania. Gdy wiec zadzwonił dzwonek u drzwi postanowiła udawać, że nikogo nie ma. Gość jednak by natrętny, kto to może być?- zachodziła w głowę dziewczyna. Wciskając na swe nagie stopy puchate kapcie poczłapała się by otworzyć drzwi.
-Marco? Co Ty tu robisz? Miałeś być dopiero za dwa dni.- odparła taksując uważnie blondyna spojrzeniem. Niemiec zamknął za sobą szczelnie drzwi po czym wtargnął do środka. Jego mina przerażała Joe. Tak samo jak ich związek, czuła się jak na karuzeli z której lada moment może spaść. Bała się tego, że może się nie pozbierać, Jej cząstki duszy pokruszą się w drobny mak. Siadając wygodnie na kanapie w salonie wciąż nadal czuła napięte mięśnie pod skórą, wpatrywała się w sylwetkę blondyna, która usiadła obok Niej ozdabiając białe obicie kanapy.
-Pojechałem tam, żeby przemyśleć pewne sprawy- zaczął Marco a blondynka poczuła jak serce podchodzi Jej do gardła. Czuła, że Reus chce powiedzieć Jej coś ważnego a to do końca może Jej się nie podobać. Takie rozmowy nie są przyjemne, nie chciała z całego serca by Marco z Nią zerwał, bała się, ze może tego nie przeżyć.
-Mario jest dla Ciebie bardzo ważny, prawda?- zapytała dziewczyna po czym siadając po turecku wlepiła swe źrenice w Niemca.
-Tak- po kilku chwilach milczenia przyznał się do tego. -Jest dla mnie jak młodszy brat, którego nigdy nie miałem. Zawsze mogliśmy o wszystkim porozmawiać nawet o trzeciej nad ranem.
Johanna poczuła wzbierające się pod powiekami łzy i to te najgorsze. Przepełnione bólem i smutkiem z dławiącą siłą trzymającą Jej gardło. Zrozumiała co blondyn chce powiedzieć, ale nie wiedziała czy jest dość silna by tego słuchać.
-Przyjaźń jest niezniszczalna- wyszeptała czując już jak ciurkiem Jej policzki pokrywają słone krople.-Niezniszczalna- powtórzyła.-Przepraszam na chwilę-by nie pokazywać jakiejkolwiek słabości uniosła się by udać się do swej tajemnej komnaty płaczu- łazienki.
Upadając na zimną posadzkę oparła się o ścianę podkulając kolana aż po samą brodę. Ból był straszny, tak rozdzierający wewnętrzne partie ciała jak nigdy. Łzy leciały strumieniem po Jej twarzy mocząc granatowy T-shirt w którym chodziła po domu. Próbowała zatamować płacz i się uspokoić lecz na domiar złego efekt był odwrotny. Szloch był bardziej efektowny i nie zapowiadało się, że woda, która wylewała się z Jej oczu miałaby przestać. Wydawało Jej się, że siedzi tu całą wieczność i może też tak było ale nie dbała o to.
-Joe?- prawie niesłyszalnie do łazienki wtargnął Marco niepokojąc się długą nieobecnością blondynki.-Mój Boże co się stało? Dlaczego płaczesz?- zapytał kucając przy dziewczynie. Znajdując się blisko Niej objął Ją ramionami trzymając w głębokim uścisku.
-Nie chcę żebyś odchodził- wyrzuciła z siebie w zagłębienie szyi blondyna.
-Ale Joe.....poczekaj. Pomyślałaś, że chcę Cię zostawić?- zapytał odklejając się od Johanny a ta nic nie rozumiejącym wzrokiem nadal wpatrywała się w piłkarza.- No tak, przepraszam, to nie miało tak wyglądać- gdy zdał sobie sprawę jak dziewczyna mogła odebrać Jego przemowę jeszcze bardziej Ją przytulił kołysząc się w obie strony.
-Ale Marco... co to ma znaczyć?- zapytała rozemocjonowana dziewczyna nie kryjąc swego zdziwienia.
-Joe....Cholera, tak za Tobą tęskniłem- ujmując swymi dłońmi twarz Niemki wpił się w Jej usta pozbawiając towarzyszki oddechu. -Wariuję bez Ciebie malutka, nie wiem jak to i kiedy się stało ale zakochałem się. Nie jestem w stanie zrezygnować z osoby na której tak bardzo mi zależy.
-A Mario? Przecież też Ci na Nim zależy, to Twój przyjaciel.- odparła dziewczyna wpatrując się w blondyna.
-Przyjaciel powinien rozumieć. Mimo wszystko- odrzekł chowając niesforny blond kosmyk włosów Joe za ucho.
Blondynka gdy dotarł do Niej sens słów nigdy nie czuła się szczęśliwsza. Miała ochotę skakać pod sufit z powodu zapewnionych Jej endorfin. Czuła się tak nieziemsko dobrze, że nie omieszkała pchnąć Reusa na ścianę całując Go prosto w usta.
-Tak bardzo Cię potrzebuję- odparła między pocałunkami czując rozpierające uczucie gorąca gdzieś w okolicy serca. Ich języki tańczyły w romantycznym, zmysłowym tańcu kochanków złaknionych swego dotyku a ciało Joe w błyskawicznym tempie znalazło się na kolanach blondyna siadając na nich okrakiem.
-Pragnę Cię Johanno Levy i obiecuję, że już nigdy na tak długo nie wyjadę- powiedział Reus podnosząc się ze spoczywającą na Jego biodrach dziewczyną. Oplatając ciaśniej nogi wokół blondyna poczuła jak zmierzają w znanym Jej kierunku.
-Przecież to był tylko tydzień- wyszeptała.
-Cholernie długi tydzień.
*****************************
I mamy kolejny!, mam nadzieję iż nie przynudziłam :*
NEXT= 7 KOMENTARZY
piątek, 17 lipca 2015
DWADZIEŚCIA
Tęsknota.
Tęsknota jest czymś okropnym. Myślisz o kimś tak intensywnie, że
nie jesteś w stanie wykonywać jakiejkolwiek czynności. Najgorsza
jednak jest świadomość, że nie możesz ot tak wymazać tej osoby
z pamięci, czy to znaczy, że Ją bardzo kochasz?
Johanna
Levy mogła zatrzymać przy sobie Reusa, wiedziała o tym, że gdyby
tylko rzekła słowo osoba blondyna bez jakichkolwiek pytań została
by z Nim. Lecz nie była w stanie manipulować ludźmi a już na
pewno nie Marco. Chociaż potrzebowała Go w tej chwili jak nikogo
innego pozwoliła Mu odpocząć. Młody Niemiec zaś pakując swą
torbę podróżną czuł jak Jego umysł zalewa fala niebezpiecznych
myśli.
Czy
przez jakąś dziewczynę warto narażać przyjaźń z najlepszym
kumplem?
Zerwać
z Joe czy zapomnieć o Mario?
Co
będzie jeśli rozstaną się z Johanną? Czy Ona na pewno Go kocha?
Pragnął
odpocząć, wyłączyć na chwilę myślenie. Tak jednak się nie
dało...
***
Stawiła
się pół godziny wcześniej w pracy, gdyż nie miała pojęcia co
robić w domu. Postanowiła wypełnić wszystkie zaległe dokumenty,
które od kilku tygodni piętrzyły się na biurku blondynki.
Porządkowała kolejną z rzędu umowę gdy usłyszała gdzieś w
pobliżu dzwonek telefonu. Dźwięk wydobywał się stosunkowo blisko
lecz nigdzie nie mogła znaleźć swojego białego smartfona. Jednak
wystarczyło unieść kilka dokumentów by odnaleźć upragnioną
rzecz.
-Słucham?-
zapytała w pośpiechu odbierając połączenie.
-Witaj
Joe- odrzekł blondyn miłym, ciepłym głosem. Dziewczyna była
pewna, że w tej chwili na twarzy Reusa pojawił się uśmiech.
Zawsze wiedziała w jakim nastroju piłkarz rzeczywiście jest. Nie
musiała Go widzieć, żeby stwierdzić, że ten telefon naprawdę Go
ucieszył. Zresztą Ona czuła to samo.
-Właśnie
jestem w drodze do Dubaju. Nie wiem ile tam zostanę i...
-Ty
chyba oszalałeś! Nie chcesz mi chyba powiedzieć, że siedzisz w
samolocie i rozmawiasz przez telefon!- obruszyła się blondynka
przerywając słowotok Niemcowi.
-Poczekaj!
Nie rozłączaj się...Joe- zaoponował zdając sobie sprawę, że
dziewczyna nie pochwala tak lekkomyślnego zachowania.
-Marco,
nie powinieneś dzwonić. Wiesz czym to grozi, prawda? A zresztą
miałeś odpocząć.
-Joe?-
blondyn wszedł w słowo blondynce po raz kolejny wypowiadając Jej
imię.-Chciałem tylko usłyszeć Twój głos i upewnić się, że
wszystko jest w porządku.
Te
słowa momentalnie rozmiękczyły dziewczynę. W ułamku jednej
sekundy cała złość na Reusa wyparowała. Tylko On wiedział jak
uczynić aby na twarz Niemki wpełzły urocze rumieńce.
-Marco?
Uważaj na siebie, proszę- odrzekła w geście pożegnania.
-Tęsknię
za Tobą aniołku- oznajmił wciskając czerwoną słuchawkę.
***
Jeden
niewinny telefon potrafił wzbudzić w Niej taki zapał pracy, że
miała wrażenie iż mogłaby góry przenosić. Kończyła
selekcjonować wszystkie dokumenty gdy po raz kolejny tego dnia
rozdźwięczał w Jej uszach sygnał telefonu. Tym razem z uśmiechem
spojrzała na wyświetlacz lecz nie był to upragniony widok nazwiska
Reus lecz numer nieznany.
-Dzień
Dobry. Pani Johanna Levy?- zapytał męski baryton oczekując
odpowiedzi.
-Tak
to ja. W czym mogę pomóc?- dziewczyna nie mając pojęcia co się
święci przystanęła w miejscu nasłuchując toku dalszej rozmowy.
-Pod
klubem Alcatras zdaje się jest Pani znajomy. Nie jest w stanie się
ruszyć, podał do Pani namiary. Proszę przyjechać.
Joe
nic z tego nie rozumiała, kto to mógł być? I dlaczego wezwał
akurat Ją? Chciała zadać jeszcze kilka pytań głosowi z słuchawki
lecz jak na złość bateria padła. Nie zastanawiając się długo
sprawdziła w internecie gdzie znajduje się ów klub i z głową
pełną myśli pojechała pod adres.
***
-To
Ty- stwierdziła spoglądając na Mario. W głębi duszy wiedziała,
że przygoda z brunetem wcale się nie skończyła. Domyślała się
nawet tego, że to Goetze wezwał właśnie akurat Ją lecz tą
natrętną myśl chciała zagłuszyć gdzieś w sobie daleko. Nigdy
nie pomyślałaby,że będzie prowadzić pijanego Mario do swojego
samochodu wioząc do domu. Drogę przebyli w całkowitej ciszy,
dziewczyna tylko raz po raz spoglądała na bruneta, któremu głowa
kiwała się we wszystkie strony. Gdy dojechali do domu Niemca była
zmuszona zaprowadzić Go do środka, gdyż piłkarz ledwo trzymał
się na nogach. Oczywiście, że mogła zostawić Mario tu na bruku
pijanego wystawiając Go na sępów w postaci dziennikarzy ale nie
była całkowicie bez serca. Wydobywając z Jego kieszeni klucz
włożyła go do zamka w drzwiach i dostali się do środka. Gdy
usadziła mężczyznę na kanapie zdało się, że 23 latek zaczął odzyskiwać
świadomość. Postanowiła zrobić Mu coś orzeźwiającego do
picia, żeby lepiej się poczuł. Brunet jednym haustem wypił
eliksir po czym wciąż wpatrywał się w dal.
-Mario?
Chyba masz mi coś do powiedzenia, prawda?- zapytała prosto z mostu
korzystając z chwili gdy Niemiec nadal był w stanie upojenia
alkoholowego. Miała nadzieje, że wyśpiewa Jej całą prawdę.
-Joe,
musisz do mnie wrócić. Ja wtedy popełniłem błąd i teraz gdy
jesteś z Marco....
-Poczekaj,
poczekaj. Ty sam siebie słyszysz? Tak! Jestem z Marco- wydusiła to
z siebie na jednym tchu.Dopiero teraz natchnęła Ją ogromna siła by
wyrzucić brunetowi wszystko co ma Mu do powiedzenia. - Zapomniałam
już o Tobie rozumiesz? Znienawidziłam Cię całym sercem ale
uporałam się z tym. Przez kilka ostatnich miesięcy zatruwasz mi
życie! Najpierw zrywasz ze mną, wyzywając od najgorszych, potem
demolujesz moje mieszkanie, co jest przestępstwem o tym nie wspomnę!
Napastujesz mnie i Marco na mojej posesji i teraz mówisz mi, że
chcesz wrócić?! Masz jakieś cholernie wybujałe pojęcie o
miłości!
-Przestań
pieprzyć głupoty Joe. Miłości nie ma, rozumiesz?- stwierdził
kierując swój wzrok na posturę blondynki.
-Dlaczego
więc chcesz wrócić? Potrzebujesz kolejnej zabawki?- prychnęła
spoglądając z lekceważeniem na bruneta.
-Zostaw
Go- wycedził przez zęby. -Nie mogę stracić mojego najlepszego
przyjaciela.
Dziewczyna
stanęła jak wryta, wiedziała do czego Niemiec zmierza. Teraz
będzie Nią manipulował, postanowił wytoczyć najgorsze działo
jakim jest litość. Mimo wszystko zmiękła, szanowała przyjaźń a
zwłaszcza wtedy gdy wiedziała ile Ona znaczy dla obu mężczyzn.
-Mario,
nie planowałam tego. To się po prostu stało. To nie było tak, że
chciałam zrobić Ci na złość.
-Sypiasz
z Nim?- zapytał prosto z mostu nie zważając na rozdzierający ból
z tyłu głowy.
Wlepiając
swe źrenice w swego towarzysza blondynka po chwili opuściła wzrok.
Wiedziała, że jest już na straconej pozycji.
-Odpowiedz
do cholery!- Mario zbliżył się do Johanny przybierając swoją
drugą twarz. Nie było to miłe, przerażona dziewczyna bała się,
że brunet po raz kolejny podniesie na Nią rękę. Ten jednak zmusił
Ją do odpowiedzi trzymając Ją kurczowo za podbródek. Poczuła jak
po Jej policzkach zaczęły płynąć gorzkie łzy. I wtedy nastała
cisza, Goetze puścił Ją mimowolnie nadal wpatrując się w Jej
twarz jak w obrazek. Myślała, że to koniec, chciała się oddalić
jak najdalej ale wtedy stanęło się coś nieoczekiwanego. Niemiec
doskoczył do Niej obejmując dłońmi Jej twarz zaczął Ją całować.
-Przestań
Mario- odrzekła dziewczyna odsuwając się od osobnika, ten jednak
nie miał zamiaru słuchać.-Przestań słyszysz?!- odpychając
chłopaka uciekła w pośpiechu nie zamykając za sobą drzwi.
*****************
I jest kolejny ;)
Mam nadzieję że się podoba,
NEXT=7 KOMENTARZY
sobota, 13 czerwca 2015
DZIEWIĘTNAŚCIE
"Miłość
jest jak oddychanie. Musisz kochać, bo inaczej umrzesz. A kiedy
miłość przemija, dusza zaczyna krwawić. Nie da się z tym
porównać żadnego bólu na świecie"
Susan
Wiggs
Sama
nie wiedziała co się z Nią dzieje, z jednej strony była zła na
blondyna o to, że bił się właśnie o Nią ze swoim najlepszym
przyjacielem tak jakby była jakimś cholernym trofeum z drugiej zaś
chciała by tak zwyczajnie i bez jakiegokolwiek podtekstu przytulił
Ją bo była zagubiona i zmęczona tym wszystkim. Istniała też
trzecia strona tej całej układanki, otóż Johanna Levy bała się
jak nigdy co teraz będzie. Niepewna reakcji Mario obawiała się o
swój dalszy los, brunet był nieobliczalny i zdążyła się już o
tym przekonać nie jeden raz. Choć miotało Nią tyle negatywnych
emocji i tak bardzo pragnęła bliskości ukochanej osoby obok
odsunęła się od blondyna tłumacząc Mu, że chce zostać sama.
Zabrzmiało to tak obcesowo jakby miała o coś żal do Marco. A czy
mogła mieć? Przecież sama doprowadziła do rozkwitnięcia tego
romansu. Mogła w każdej chwili przystopować ale tego nie zrobiła,
po prostu myślała tylko o sobie.
-Nie
chcę, żebyś akurat teraz została sama Joe- z zamyślenia wyrwał
Ją aksamitny głos Reusa, który działał na Nią kojąco. Poczuła
jak miękkie łóżko ugina się pod Jego ciężarem, wyczuwalna była
ta chora, krępująca cisza której obydwie osoby w tym pomieszczeniu
tak bardzo nienawidziły.
-Nic
mi nie będzie- zdołała odpowiedzieć gdy poczuła jak po jej
policzku spływają gorzkie łzy. Jak to dobrze, że siedzę plecami
do Niego- pomyślała dziewczyna zdawając sobie sprawę jak bolesny
otrzymała cios od Goetzego. Słonogorzkie łzy zaczęły szczypać
Jej mocno zaczerwieniony policzek przy którym niedawno trzymała
kostki zimnego lodu.
-Na
pewno?- zapytał z rezygnacją w głosie wiedząc, że nie wygra tej
walki. Johanna była zbyt honorowa i miała w sobie zbyt wiele
godności by pokazać swą słabość. Nigdy za nic w świecie nie
ujawniłaby swej wrażliwej natury. On o tym wiedział ale nijak nie
miał pojęcia jak wydobyć to uczucie z blondynki. Dziewczyna
skinęła tylko głową nie obracając się choćby na milimetr.
Marco podniósł się więc z łóżka i całując dziewczynę z tyłu
głowy wprost w Jej lśniące włosy skierował się w kierunku
drzwi. Myśląc, że blondyn jest już daleko za drzwiami skuliła
się w sobie i dała upust emocjom. Trzęsąc się jak mały
przestraszony szczeniak poczuła jak wydobywa się z Niej fala
rozpaczy. Krople łez kapały z Niej niczym ulewa z srebrzystego
nieba. Nie potrafiła ich zatamować, szlochając w białe
prześcieradło tłumiła swój szloch. Nie przewidziała jednak
tego, że Marco wcale nie opuścił Jej pokoju, stał tam jak posąg
czując jak żal ściska Mu serce i za chwile podrze Je na strzępy.
-Och,
Joe- zdołał tylko tyle wydusić z siebie po czym podbiegł do
dziewczyny mocno tuląc Ją w ramionach. -Nie zostawię Cię,
rozumiesz? Czy Ci się to podoba czy nie.
Kołysali
się tak w takt szlochu Joe gdy nagle dziewczyna oprzytomniała i
spoglądając w czekoladowe tęczówki Marco usiadła prosto tuż
przed piłkarzem.
-To
wszystko moja wina...Zniszczyłam Twoją przyjaźń- podciągając co
chwila nosem zdała sobie sprawę, że blondyn stał się dla Niej
cholernie ważny. Nie chciała Go ranić, pragnęła aby był
szczęśliwy. I bardzo zabolało Ją to, że przez Nią może tak nie
być. - Przecież kochasz Go jak własnego brata. Co ja zrobiłam,
Przepraszam Cię Marco, naprawdę nie chciałam- wyszeptała chowając
twarz w dłoniach.
-Popatrz
na mnie Joe- ujmując Jej podbródek zmusił blondynkę by spojrzała
na Niego. Była zrozpaczona, tego uczucia najbardziej Reus
nienawidził. Czuł wtedy, że nie ma kontroli nad całą sytuacją,
nie ma kontroli nad płaczącą kobietą, która martwi się o Niego.
Otarłszy mokre policzki Johanny robił to z wielka delikatnością
aby dziewczyna nawet w minimalnym stopniu nie odczuła bólu
doskwerajacego od spotkania z Mario.- To nie Twoja wina, rozumiesz?
Czuję się taki szczęśliwy gdy jesteś obok, powinnaś to
wiedzieć.
-Marco
ja... Boje się- wyszeptała. - Tak strasznie się boję tego co
będzie, gdy zobaczyłam tu Mario pomyślałam, że to koniec. I
ogarnęła mnie taka pustka, że nie da się tego opisać. Nie chcę
Cię stracić- przyciskając się mocno do ciała blondyna poczuła
się lżej, że mogła to wszystko wyjawić. Poczuła się tak lekko
jak nigdy dotąd.
-
Jestem tu- odrzekł Reus gładząc Ją po włosach, to Jej
wystarczyło. On Jej wystarczał.
***
Leżeli
tak beztrosko na łóżku blondynki podczas gdy dziewczyna
spoczywała na klatce piersiowej Marco a ten bawił się Jej palcami
u rąk.
-Nie
chcę nigdzie wyjeżdżać- oznajmiła nagle spoglądając na
spakowaną walizkę stojącą w rogu pokoju.
-Powinniśmy
odpocząć, Ty powinnaś- dodał po chwili z namysłem.
Dziewczyna
podparła się na łokciu dotykając nienaruszonego policzka by
wesprzeć swą twarz. Spojrzała na Marco z nadzieją, ze wyperswaduje
mu ten pomysł z głowy.
-Mogę
to robić tutaj. Co za różnica?- zapytała wznosząc oczy do nieba.
-Taka,
że tutaj nie mam nad Tobą całkowitej kontroli a tam...- zakończył
nagle swą wypowiedź spotykając się ze zdumionym spojrzeniem
dziewczyny.
-A
tam?- zapytała zmuszając Niemca do kontynuacji wypowiedzi. Nie
opuszczając swych brwi, które były wygięte w geście zdziwienia,
jej źrenice nadal były utkwione w twarzy towarzysza.
-Chodzi
mi o to, że tam nikt Nas nie złapie....Posłuchaj mnie Joe, gdy
Mario wtargnął tu i Cię uderzył nie wiedziałem co robić. Gdyby
to był jakikolwiek inny facet dostałby dawno po mordzie i to dość
boleśnie ale cholera....To był Mario! Zamurowało mnie. Dopiero jak
zobaczyłem jak osuwasz się na ziemię wróciła do mnie zimna krew,
kazałem się Mu wynosić ale nadal niczego nie zrobiłem, żeby Cię
obronić. Nienawidzę tego w sobie, czuję że muszę się wiele
nauczyć ale to nie jest wcale proste.
-Potrzebujesz
dystansu- szepnęła dziewczyna nie spuszczając wzroku z blondyna.
-Tak
i dlatego....
-I
dlatego powinieneś wyjechać sam. Ty potrzebujesz odpoczynku Reus,
nie ja. Moja osoba potrzebuje wyciszenia a to mogę zapewnić sobie
sama.
-Ale
Joe, chyba nie myślisz, że zostawię Cię tu samą.....z Nim-
oznajmił drżącym głosem piłkarz.
-Drugi
raz mnie nie uderzy, nie pozwolę na to- odrzekła i tłumiąc groźne
spojrzenie blondyna oznajmujące, że wcale Mu się ten pomysł nie
podoba dodała:- Powinieneś już iść, spakuj się i przemyśl to
wszystko.
************************
NEXT=7 KOMENTARZY
piątek, 22 maja 2015
OSIEMNAŚCIE
Mieć
go przy sobie... dotykać go... patrzeć, jak się uśmiecha...
słyszeć te słowa. Mogłam przejść przez każde piekło pod
warunkiem, że po męczącym dniu znajdę się tuż przy nim.
Sylvia
June Day
Możliwe,
że czasem podejmujemy złe decyzje, kierujemy się sercem a nie
rozumem i to niekiedy wprowadza Nas w błąd. Ale jaki byłby świat
gdyby wszystko szło jak z płatka? Nie wiedzielibyśmy co to
cierpienie, ból. Uczucie współczucia nie drzemało by w Nas,
dlatego uczymy się na błędach po to by poznawać siebie codziennie
na nowo.
Johanna
Levy z wielką dokładnością pakowała swą podróżną torbę
próbując nie pominąć żadnego drobiazgu. Gdy Marco rozkazał tym
swoim władczym tonem aby to uczyniła nie zawahała się ani na
krok. Na język cisnęło Jej się wiele słów, nie miała przecież
najmniejszej ochoty wyjeżdżać w takiej chwili ale czasem bywało
tak, że lepiej przemilczeć sprawę niż wywoływać wilka z lasu.
Doskonale wiedziała kiedy przystopować, tak było w tej chwili gdy
na twarzy Reusa malowały się różne odcienie wściekłości.
Próbując dopiąć swą walizkę, która była aż nadto zapakowana
mnóstwem ubrań usłyszała jakieś krzyki dobiegające z salonu. W
pierwszym momencie pomyślała, że Marco coś się stało toteż
najszybciej jak tylko potrafiła opuściła teren garderoby by
znaleźć się nieopodal blondyna. Pokonując jednak stopnie schodów
zdała sobie sprawę, że Jej ukochany wcale nie jest sam.
-Więc
to prawda. Pieprzysz moją Joe!- krzyknął męski głos na co
Johanna o mało co nie spadła ze schodów. Ten głos rozpoznała by
z zamkniętymi oczami.
-Jaką
Twoją! Mario uspokój się i uważaj na słowa!- odgroził się
Marco kierując swój palec wskazujący na przyjaciela.
Brunet
zaśmiewając się szyderczo popatrzył w kierunku schodów na których
przerażona blondynka nie potrafiła zrobić ani kroku naprzód.
Stała jak wryta patrząc to na Reusa, to na Goetzego. Umysł
podpowiadał Jej aby rozdzieliła przyjaciół i wytłumaczyła
wszystko Mario natomiast ciało nie miało zamiaru współpracować.
Każda cząstka Joe zastygła w bezruchu.
-O
proszę. Kogo ja tu widzę. Johanna Levy we własnej osobie.
Musiałaś Go mieć co? Jest tylu facetów w Dortmundzie, Ty musiałaś
zabrać się za mojego przyjaciela. Naprawdę nie masz wstydu, prawda
Joe? Jesteś zwykłą......
-Dosyć
Mario! Chyba powiedziałeś to co chciałeś. Myślę,że powinieneś
stad iść.- oznajmił Marco tym samym władczym tonem, którym
jeszcze przed kilkoma chwilami rozkazał dziewczynie spakować
walizkę.
-Chyba
śnisz Reus. Nie będziesz mnie stąd wyrzucał. Naprawdę myślisz,
że Ona jest dla Ciebie? Pomarzyć sobie możesz. To zwykła mała
sprzedajna dziwka- prychnął brunet na co blondyn nie pozostał
dłużny. W mgnieniu oka dopadł do Mario pociągając za Jego
idealnie wyprasowany t-shirt, który w tej sekundzie zgnieciony
został w pięściach Marco.
Ku
przerażeniu Niemki brunet zaczął okładać swojego najlepszego
przyjaciela, który jeszcze wczoraj nim był. Jej ukochany wcale nie
miał zamiaru oddawać walkowerem wygranej. W oczach obydwu panów
istniało tyle nienawiści zupełnie tak jakby byli największymi
wrogami. To było nie do przyjęcia, sparaliżowana dziewczyna nie
mogła znieść tego widoku.
-To
ja byłem Jej pierwszym rozumiesz? Tak miało być do końca życia!-
krzyczał rozwścieczony Mario.
-Rzuciłeś
Ją gnoju! Teraz jest moja rozumiesz?! Nie masz prawa się do Niej
zbliżać bo rozerwę Cię na strzępy!
Nasłuchując
tej okropnej kłótni Johanna zdała sobie sprawę, że pierwszy raz
w Jej życiu ktoś się o Nią bije. O Nią. Johannę Levy! Ta myśl
wcale Jej się nie spodobała. Nie chciała być jakąś marionetką,
czyjąś cholerną własnością. Miała swoją godność i nie
powinna na to pozwolić. Ta myśl natchnęła w Nią tyle energii, iż
zdołała wyrwać się z drewnianych schodów na których stała
ładnych parę minut wpatrując się w obydwu piłkarzy.
-Dosyć
tego, rozumiecie?! Mam Was dosyć! Obydwu!- poinformowała towarzyszy
na co o dziwo mężczyźni zaprzestali walki.
-I
co teraz? Mała księżniczka rozpłacze się na naszych oczach? No
dalej Joe, przecież tylko tyle potrafisz. Wzbudzać we wszystkich
litość, to opanowałaś do perfekcji prawda?- zapytał brunet
zbliżając się na niebezpieczna odległość od dziewczyny.
Joe
mrużąc oczy nie wiedziała skąd w Niej tyle nienawiści do drugiej
osoby. Myślała, że te wszystkie negatywne emocje względem Mario
już dawno z Niej uleciały. Jednak dopiero teraz poczuła się
cholernie dobrze. Gdy mogła powiedzieć Mu co tak na prawdę o Nim
myśli.
-Wiesz
jaki jest Twój problem piłkarzyku? Jesteś obsesyjnym egoistą.
Myślisz tylko o zaspokajaniu swoich własnych potrzeb. Żal mi na
Ciebie patrzeć żałosny człowieku- patrząc z pogardą na
towarzysza już miała okręcić się na pięcie i odejść gdy
poczuła jak mężczyzna łapiąc Ją swą silną dłonią za
podbródek zmusza Jej twarz by na Niego spojrzała.
-Nigdy
tak więcej nie rób, zrozumiano?- wyszeptał tuż przy Jej uchu
następnie w ataku szału otwartą dłonią uderzył blondynkę w
prawy policzek tak intensywnie, że odchyliła się do tyłu
uderzając głową o blat kuchenny.
-Wynoś
się stąd, ale już!- usłyszała tylko znajomy głos Marco po czym
dotykając swego rozpalonego policzka poczuła jak leci Jej krew z
nosa.
-Mocno
boli?- wyszeptał po cichu Reus tak spokojnym i drżącym głosem
jakby bał się każdego wypowiedzianego słowa względem blondynki.
Joe
przymykając swe zmęczona powieki trzymała tuż przy oku woreczek z
zimnym lodem i co chwila syczała z bólu. Nie spodziewała się
takiej reakcji ze strony Mario toteż nie była przygotowana na tak
ostry cios względem Jej osoby. Zresztą brunet był zbyt silny by Mu
podołała. Nigdy w życiu nie pomyślałaby, że oberwie od samego
Mario Goetzego. Wpatrując się w dal nadal przeżywała tą chwilę
znosząc w bólu swą własną porażkę.
-Chcę
zostać sama- odrzekła blondynka siadając na podłodze nieopodal
rozpalonego kominka.
piątek, 8 maja 2015
SIEDEMNAŚCIE
Kocham
Cię za to, że
jesteś odpowiedzią na każde pytanie, które
może
zadać moje serce.
Lisa
Kleypas
Poranki.
Potrafią być tak dołujące, nie ma nic gorszego niż wczesna
pobudka o świcie i myśl, że trzeba wstać do pracy mimo, że z
całych sił wolelibyśmy przykuć się do łóżka. Co innego gdy
leżymy spokojnie otuleni białą puchową kołdrą budzeni przez
delikatne mokre pocałunki niczym dotyk niebiańskiego piórka. Te
ostatnie pobudki nawet najgorszego śpiocha wprawią w dobry nastrój.
-Dzień
dobry księżniczko- zamruczał rozbudzony blondyn tuż przy uchu Joe.
Dziewczyna
mimo swej własnej woli złapała się na tym, że Jej usta rozwarły
się w szerokim uśmiechu. Nie wiedziała jak to się dzieje ale przy
Marco ta część ciała posługiwała się swoimi prawami. Jej
kąciki ust podnosiły się ku górze nawet wtedy gdy próbowała
udawać obrażoną, tak działał na Nią tylko jeden mężczyzna.
Był to nikt inny jak Marco Reus we własnej osobie.
-Dzień
Dobry- odpowiedziała miękkim głosem przeciągając się jak co
rano. -Jakie dzisiaj plany panie Reus?
-Przywiązać
Cię do łóżka i spędzić w Nim resztę dnia- oznajmił wciąż
wpatrując się w dziewczynę. Gdy tylko Niemka podniosła obydwie
brwi ku górze zdał sobie sprawę co właśnie
stwierdził.-Powiedziałem to na głos?
Johanna
Levy potaknęła entuzjastycznie głową kładąc swój podbródek na
klatce blondyna.-Co Ci chodzi po tej Twojej blond główce,
co?-zapytała patrząc kątem oka na twarz chłopaka. Minę miał jak
najbardziej oznajmującą dość niegrzeczne rzeczy. Po takim czasie
jaki spędziła z Reusem, potrafiła już rozpoznać myśli
blondyna.-Dobra, nie kończ. Za karę robisz śniadanie.
-Dlaczego
ja? To chyba Ty powinnaś się wykazać w zamian za cudowną pobudkę,
hmm?
-Och,
zamilcz już. Biegiem do kuchni!- zatykając swą dłonią usta
blondyna nie cofnęła się przed tym, by zepchnąć Go z łóżka.
***
Gdy
tylko Marco poszedł do sklepu po Jej ulubione mleczne bułki
postanowiła się odświeżyć. Nadal nie mogła uwierzyć w to co się
dzieje w Jej życiu. Czy kiedykolwiek myślała, że tak to się
wszystko potoczy? Nie nigdy, ale jakoś wcale nie było Jej źle z ta
myślą. Przeciwnie uważała to za najlepszy okres w dziejach
ludzkości.
-Jestem
już!- Gdy od progu Reus wtargnął do pomieszczenia dziewczyna w tym
samym momencie opuściła łazienkę.
-Co
tam chowasz za sobą?- zapytała zwracając uwagę na dość dziwne
zachowanie młodego Niemca.
-Ja?
A to nic takiego, gazeta. Nic ciekawego, same nudy.- odrzekł
uciekając gdzieś swymi źrenicami aby nie spotkać się z
podejrzliwym wzrokiem Joe. -Chodźmy robić śniadanie.
-Bardzo
dziwnie się zachowujesz- skwitowała blondynka lecz nic nie mówiąc
pomaszerowała za Marco.
Piłkarz
zaczął wyciągać produkty z reklamówki gdy nastała krępująca
cisza.
-Może
wyjedziemy gdzieś? Ty masz wolne, ja też mogę sobie pozwolić na
parę dni wolnego- oznajmił nie spuszczając wzroku z zakupów.
Uciekał od spojrzenia Joe, jakby bał się, że może wyczytać z
Niego jak z otwartej książki.
-Wiesz
co? W sumie dobry pomysł. To może sprawdzę w internecie jakieś
ciekawe oferty?-zapytała blondynka.
-Nie!-
krzyknął jak oparzony tarasując drogę dziewczynie. -Później coś
znajdziemy, teraz musisz mi koniecznie pomóc. Sam nie dam rady.
-Marco
albo zaraz mi dobrowolnie powiesz co się dzieje albo wymuszę to na
Tobie. Nie bredź, że sam bułek masłem nie potrafisz posmarować!-
równie podniesionym tonem dziewczyna spojrzała na chłopaka, który
właśnie w tej chwili czuł jak z Jego płuc uchodzi więcej
powietrza niż powinno.
-No
dobrze, masz tą gazetę- odrzekł blondyn podając kolorowe
czasopismo dziewczynie.
Siadając
wygodnie na kuchennym krześle Joe spoglądała na okładkę, na
której znajdowała się ONA SAMA? w towarzystwie Marco trzymali się
za rękę a nad nimi widniał czerwony napis wielkimi, drukowanymi
literami.
MARCO REUS I JEGO NOWA ZDOBYCZ.
Nie
odrywając wzroku z gazety przeszła na konkretna stronę, na której
widniał artykuł. Przeczytała Go na jednym tchu rozszerzając coraz
bardziej swe źrenice. Gdy skończyła nadal nie mogła uwierzyć
kto mógł powypisywać o Niej takie brednie. Jak to kto? LENA-
podpowiadał Jej głos w głowie. Zmrużyła oczy i podniosła się z
krzesła oddając się obsesyjnemu krążeniu w kółko po kuchni.
-Joe?-
wyszeptał Marco nie wiedząc jakiej reakcji się spodziewać po
blondynce.
-Widzisz?
Wiedziałam, że się tak to skończy. Lena dopięła swego.-
odrzekła opierając się czołem o zimną lodówkę.
-Spokojnie,
przecież mówiłem, że to załatwię. Zaraz po śniadaniu podjadę
do gazety i rozmówię się z nimi żądając sprostowania.
-Jakiego
sprostowania! Marco do cholery jasnej. To wszystko co tam jest
napisane jest prawdą! Nic nie możesz zrobić, jestem Twoja nową
zdobyczą? No jestem! Co Ty chcesz prostować!- nie zważając na
swe poranne krzyki usiadła na kuchennym blacie chowając głowę w
dłoniach.
-Joe,
uspokój się.- zbliżając się do dziewczyny przytulił Ją mocno
chowając Jej głowę w swej szyi.
-A
wiesz co jest najgorsze? Cały świat będzie o tym wiedział. To
katastrofa- wyszeptała.
-Może
nie będzie tak źle. Przynajmniej już wszyscy będą wiedzieć, że
jesteśmy razem. Nie trzeba będzie się każdemu tłumaczyć.
-Ale...To
nie miało być tak. Jeszcze nie teraz.
-Panno
Levy wstydzisz się mnie? Mam dość tego ciągłego biadolenia o
tym, że nie powinniśmy i tak dalej. Więc z łaski swojej rusz ten
tyłek, zjedz śniadanie a później ubierze się i spakuj bo dziś
wylatujemy. Koniec i kropka!- Joe jeszcze nigdy nie widziała Marco w
takim apodyktycznym stanie. Nie bała się Jego nagłego ataku lecz
zawstydzona posłuchała uważnie Jego wypowiedzi siadając cicho do
stołu.
***
I jest! Mam nadzieję, że się podoba choć trochę?
NEXT=7 komentarzy
Buziole:**
piątek, 17 kwietnia 2015
SZESNAŚCIE
"Kochasz
mnie- szepczę.
Jego oczy stają się jeszcze większe. Bierze głęboki oddech.
Wygląda na udręczonego i bezbronnego. - Tak odpowiada szeptem. -
Kocham. "
E.L.
James
Nie
mogąc uspokoić swych rozkołatanych nerwów Johanna Levy
przemierzała każdy najmniejszy kąt swego mieszkania wyczekując na
Reusa. Mimo, iż była późna pora, pomimo, iż nie dostała żadnego
odzewu ze strony blondyna wiedziała, że przyjedzie. Po prostu
wiedziała. Gdy rozległo się więc pukanie do drzwi nie miała
najmniejszych wątpliwości kto za nimi stoi, nie musiała wcale
patrzeć przez wizjer uchyliła Je nieznacznie by wpuścić Marco do
środka i prowadząc Go za sobą do salonu rozmyślała co Mu
powiedzieć.
-Joe,
stało się coś prawda? No tak, przecież nie wzywałabyś mnie tu o
pierwszej w nocy.
-Usiądź
proszę. Była u mnie Lena.- odparła zerkając znad swych długich
rzęs na blondyna. Wyglądał na totalnie zaskoczonego, tak jakby Joe
przed chwilą ogłosiła przyjazd Królowej Angielskiej.- Zerwałeś z
Nią?- zapytała.
-Tak,
oczywiście, że tak. Sądzisz, że mógłbym grać na dwa fronty?-
Marco zadał pytanie obdarzając blondynkę ciekawskim spojrzeniem od
którego zrobiło Jej się głupio i oblała się purpurą na twarzy.
-Wierzę
Ci, przepraszam że o to zapytałam. Po prostu była tu Lena i
powiedziała, że zniszczyłam Wasz związek. -wyszeptała po cichu
dziewczyna wpatrując się w swe czerwone paznokcie.
Nastała
długa krępująca cisza, której nikt nie miał zamiaru przerwać.
To było gorsze od najgorszych tortur świata. Czuć każdy oddech,
każde najmniejsze tykanie zegara i brzdęk muchy. Marco jednak
wypuszczając ze świstem powietrze z płuc postanowił dać upust
swym myślom, które kłębiły Mu się w głowie.
-To
moja wina- oznajmił spoglądając na blondynkę. -Mogłem Jej od
razu powiedzieć. To wszystko stało się tak szybko, Ona wyjechała
na tydzień a my... no wiesz. Nie chciałem rozmawiać na ten temat
przez telefon ale wczoraj gdy przyjechała i zaczęła mnie całować
musiałem zareagować.- na dźwięk wypowiadanych słów Joe poczuła
jak każdy mięsień Jej ciała spina się w maksymalnym skurczu. Czy
była zazdrosna? Tak i to chorobliwie a zwłaszcza o Lenę. Osobę,
której nienawidziła całym sercem od samego początku ich
znajomości.
-Marco
jest jeszcze coś- wyszeptała dziewczyna- Ona ma zamiar wszystkim
powiedzieć.
Młody
Niemiec podniósł wzrok na dziewczynę krzyżując palce dłoni na
swych kolanach. Johanna nie odrywała od Niego wzroku przerażona
wyczekując co zaraz ma nastąpić.
-Wstydzisz
się mnie?- zapytał również nie tracąc kontaktu wzrokowego.
-Co?
Nie, oczywiście, że nie. Ale....to nie będzie dobre. Wszyscy
dowiedzą się o tym, że zdradziłeś Ją, że ja zachowuje się jak
ostatnia ladacznica.
-Przestań!
Przecież wcale tak nie było.- zaoponował blondyn.
-Ale
to jest Lena. Ona nie cofnie się przed niczym rozumiesz? Kobieta z
zazdrości jest w stanie zrobić naprawdę mnóstwo głupich rzeczy.
Wstał
z miejsca przemierzając nerwowo salon. Rozgłos w mediach wcale nie
był Mu potrzebny, bronił swego życia prywatnego najbardziej jak
się dało a informacja o Jego rzekomej zdradzie nie przysporzyłaby
Mu sojuszników.
-Marco?
Powiesz coś?- zapytała dziewczyna ledwo słyszalnie spoglądając
na sylwetkę obróconego do Niej plecami piłkarza.
-Panno
Levy- zaczął kucając tuż przed dziewczyną, wziął roztrzęsioną
dłoń Joe by oddać jak najbardziej swe szczere intencje. - To ja
jestem Marco Reus i mogę naprawdę dużo. Moja cierpliwość też ma
granice i jeżeli Lena postara się skutecznie aby Je przekroczyć to
mimo tego co Nas łączyło nie zawaham się o wymierzenie kary dla
Niej. To będą oszczerstwa i zapłaci Nam za to, obiecuję.
****
-Powinnaś
więcej jeść- oznajmił blondyn spoglądając co chwila na talerz
dziewczyny, z którego nic a nic nie ubywało.
-Jak
jesteś bardzo głodny, możesz zjeść moją porcję- odrzekła Joe
przysuwając talerz bliżej Marco. Uśmiechnęła się nieznacznie i
podpierając się łokciami o stół złapała się dłońmi o
podbródek.
Mrużąc
posępnie oczy wpatrywał się w oblicze Niemki nieco skonsternowany.
W najmniej oczekiwanym momencie potrafiła Go zirytować tak, że nie
miał nic na swoją obronę. Dlaczego więc Go zainteresowała? Sam
tego nie wiedział, po prostu z Joe było inaczej niż z lawiną innych
dziewczyn. Ona nie obsypywała Go mnóstwem komplementów i nie
wzdychała jaki to Marco Reus jest cudowny. To Ona była cudowna.
Urocza Joe z którą można było porozmawiać na wszystkie tematy,
gdy trzeba było potrafiła pocieszyć , z kolei gdy rozśmieszał Ją
nie wstydziła się śmiać do rozpuku nie patrząc na to co ludzie
powiedzą.
-
Powinniśmy iść spać, już naprawdę późno- odrzekła badając
spojrzenie blondyna, które dość długo spoczywało na Jej twarzy.-
Chcesz się pierwszy wykąpać? Ja i tak muszę jeszcze iść
naładować telefon więc nie krępuj się.- uśmiechnęła się
wstając od stołu.
-Zaraz,
zaraz- zatarasował Jej drogę zatrzymując tym samym na środku
kuchni.- Woda jest taka droga w dzisiejszych czasach- uniósł
teatralnie oczy do góry by oddać powagę sytuacji. -Trzeba Ją
oszczędzać- poruszając zabawnie brwiami Jego twarz wykrzywiła się
w cwaniackim uśmieszku.
-Chcesz
mi powiedzieć, że nie będziesz się kąpał? Nie ma sprawy-
blondynka dobrze wiedząc co się święci nachyliła się pod
ramieniem Marco by oddalić się w stronę łazienki.
-Joe!-
dopadł Ją równie szybko co zdąży;a się wymknąć. Łapiąc ją
w talii przerzucił przez ramię jak worek ziemniaków.-Miałem na
myśli co innego.
-Reus
puszczaj mnie ty mięśniaku jeden! Ja muszę jutro wcześnie wstać
a Tobie się zebrało na amory! Puszczaj słyszysz?!- krzyczała
udawając tylko rozwścieczenie.
-Amory?
Głodnemu chleb na myśli perełko. Miałem zamiar tylko zrobić to!-
stawiając ubraną dziewczynę pod prysznicem ochlapał Ją wodą,
którą odkręcił z prysznicowego urządzenia.
-Marco!
Zabiję Cię! Chodź tutaj!- wydostając się z trudem z potoku
ciepłej wody pociągnęła blondyna do siebie.- Nie ma tak dobrze.
Twoje gacie również będą mokre!- krzyczała lokując piłkarza
pod ścianą.
Blondyn
na chwilę spoważniał ujmując dziewczynę mocno w talii.
-Masz
mokre majtki?- zapytał po raz kolejny tego wieczora poruszając
brwiami. Jego dłonie z talii dziewczyny powędrowały tuż po
biodrach na pupę Joe mocno napierając na Nią. Zbliżył swe mokre
usta do malinowych warg blondynki wpijając się w Nie z całym
uczuciem.
***
-Dobranoc
JOE.
-Dobranoc
Marco.
*********************************
Heii;*
Ozdrowiałam troszkę wiesz postanowiłam co dodać. Mam nadzieję, że jako tako wyszło.
Przeczuwacie co może wydarzyć się w ciągu dalszym? Czekam na Wasze przemyślenia w komentarzach ;)
Zapraszam też na mojego drugiego bloga;)
Buziaki! <3
sobota, 21 marca 2015
PIĘTNAŚCIE
TYDZIEŃ PÓŹNIEJ
Leżała
nieruchomo wpatrując się bezwiednie w sufit. Nie mogąc wykonać
jakiegokolwiek ruchu próbowała uporządkować swe myśli. Dłonie
blondyna ciasno przywarły do Jej talii toteż nie chcąc Go obudzić
postanowiła się nie ruszać. To już ich trzecia randka w tym
tygodniu i choć Joe powinna cieszyć się z takiego obrotu sprawy to
wcale tak nie było. Ich spotkania miały tylko i wyłącznie
charakter seksualny, przynajmniej z punktu widzenia dziewczyny.
Przecież nie tak to sobie wyobrażała, z natury marzycielka i
romantyczka pragnęła wielkiej miłości aż po grób a nie tylko i
wyłącznie zbliżeń cielesnych. Zawsze myślała, że seks jest
dodatkiem a nie głównym źródłem uczucia. Zawsze kiedy postanowi
sobie, że ograniczy bliskie relacje jakie łączą Ją z Reusem plan
znika gdzieś gdy tylko spojrzy w cholernie hipnotyzujące oczy
Niemca. Jej serce błagało o litość a nogi odmawiają
posłuszeństwa uginając się pod ciężarem ciała. Rozmyślając o
uczuciach jakimi obdarzyła Marco spostrzegła, że główny bohater
powoli otwiera swe zaspane powieki.
-Joe.
Wyspałaś się?- zapytał z charakterystyczną w swym głosie ranną
chrypką.
Blondynka
mruknęła potwierdzająco kłamiąc jak z nut. Prawda była taka, iż
prawie wcale nie spała tej nocy. Podczas gdy po namiętnych chwilach
Reus usnął jak dziecko Ona nie dawała spokoju swoim myślom.
-Nie
wyglądasz najlepiej- odrzekł Niemiec zwracając te słowa do
Johanny.
-Nic
mi nie jest. Po prostu jestem...obolała- wymyśliła na poczekaniu,
z kolei piłkarz wykrzywił twarz w szerokim uśmiechu pokazując
szereg swoich białych zębów.
-Możemy
jakoś temu zaradzić- stwierdził Marco skubiąc płatek ucha
dziewczyny. Przytwierdzona i przygnieciona do łóżka Joe nie miała
szans na ucieczkę.
-Lubię
Twoją skórę w tym miejscu- szepnął wprost w zagłębienie Jej
szyi.
-Marco,
nie- próbowała protestować lecz piłkarz najzwyczajniej w świecie
albo nie zamierzał Jej słuchać albo była zbyt mało
przekonywająca. Wystarczyło tylko parę sekund by gołe ramię
blondynki zostało obcałowane przez blondyna.
-Co
się stało?Myślałem, że też tego chcesz- odparł zdziwiony
patrząc z dezorientacją na Niemkę, która okrywając się kołdrą
szukała na podłodze swoich ubrań.
-Nie
chcę....To znaczy nie w ten sposób. Każdy chce mnie wypróbować,
żeby później móc porzucić i zmienić na nowszy model. Zrozum
mnie, po przeżyciach z Mario oczekuję czegoś innego w związku niż
przygodny seks.
-Przygodny?....Ok,
Joe. Kochałaś się ze mną dlatego, żebym nie odszedł?Naprawdę
myślałaś, że jeśli mnie nie zadowolisz to będzie koniec?-
wlepiając swe źrenice w postać dziewczyny spostrzegł jak Joe
podchodzi do okna spoglądając gdzieś w dal. Nie wiedziała co
powiedzieć, czy blondyn miał rację? W zasadzie nie, sama pragnęła
zbliżyć się do Reusa. Nie z obawy przed utratą lecz tak po
prostu. Marco był przystojnym mężczyzną, którego osoba pociągała
Ją fizycznie.
-To
nie tak. Sama też tego chciałam ale nie wiem w jakim miejscu
jestem. Doskonale zdaję sobie sprawę z tego, że powinniśmy
skończyć ten romans ale nie jestem w stanie.
Niemiec
podchodząc bliżej blondynki zmusił Ją przez podniesienie
podbródka by na Niego spojrzała.
-Hej
Joe. Musisz mi mówić o takich rzeczach.
***
Sprzątała
swe mieszkanie z nadzieją, że w ciągu godziny doprowadzi Je do
porządku. Wszędzie walały się sterty ubrań do wyprasowania a
naczynia błagały o włożenie do zmywarki. Ledwo Joe zaczęła
sprzątać gdy usłyszała dzwonek do drzwi, przystanęła na chwilę
wyłączając uruchomiony odkurzacz czy aby na pewno się nie
przesłyszała. Jednak za kilka sekund sygnał znów się uruchomił.
Zbiegając ze schodów podeszła do drzwi i ujrzała tam najbardziej
niespodziewanego gościa pod słońcem.
-Lena?
-Johanna-
odparła dziewczyna mrużąc przy tym posępnie oczy.- Wpuścisz
mnie?-
Młoda
Niemka otwierając szeroko drzwi pozwoliła nieproszonemu gościowi
zgłębić tajniki Jej własnego mieszkania.
-Napijesz
się czegoś?- Joe zachowując dobre maniery wprowadziła dziewczynę
do salonu by ta rozsiadła się na wygodnej sofie.
-Nie
przyszłam tutaj na pogaduszki- odparła złowrogo Niemka spoglądając
na blondynkę z ukosa.
Wypuszczając
zbyt głośno powietrze Johanna obawiała się najgorszego-Co więc
Cię tu sprowadza?
-Spotykasz
się z moim Marco?- zapytała kładąc nacisk na przedostatnie słowo.
Blondynka
mrugając szybko powiekami zdała sobie sprawę do czego dziewczyna
zmierza. Nie odpowiadając na pytanie, które przecież było
oczywiste wlepiła swój wzrok w dłonie.
-Więc
to prawda. Romansujesz z Nim.- rzekła Lena opierając się coraz
swobodniej na sofie.
-Ro-Romansujesz?-
powtórzyła Joe jakby nie zrozumiała sensu wypowiadanych słów.
-Tak
mała zdziro! To ja byłam z Reusem. Wystarczyło, że tylko
wyjechałam na tydzień do rodziców a Ty już owinęłaś sobie Go
wokół palca.
-To
nie tak. Nie wiedziałam, że nadal jesteście razem. Lena
przecież.....
-A
co Ty sobie wyobrażałaś, że rzuci mnie dla Ciebie? No proszę
Cię, spójrz na siebie. Chciał się tylko Tobą zabawić a po
wszystkim i tak wróciłby do mnie. Ale nie będę tego tolerować.
Wszyscy dowiedzą się o Waszym płomiennym romansie i to z jak
najgorszej strony, już ja tego dopilnuję- Lena podrywając swoje
ciało z sofy ruszyła do drzwi zatrzaskując Je z wyraźnym hukiem.
Johanna
natomiast długo jeszcze po wizycie dziewczyny nie mogła dojść do
siebie. Chodząc nerwowo w kółko po salonie próbowała poskładać
swe niesforne myśli. Złapała w końcu telefon wybierając numer do
Marco. Jednak blondyn nie odbierał, włączyła się automatyczna
sekretarka prosząca o zostawienie wiadomości na poczcie głosowej.
"Cześć
Marco. Jak tylko odsłuchasz wiadomość, proszę przyjedź do mnie.
Wiem, że jest już późno ale to nie jest rozmowa na telefon.
Czekam, Joe"
**************************************
Heii ;)
Ma nadzieję, że nie przeszkadza Wam to przeniesienie się w czasie o tydzień:) Po prostu nie chciałam, żeby się ciągło to godzenie jak flaki z olejem toteż postanowiłam od razu przystąpić do akcji:)
Czekam na Waszą opinię ;)
Bye <3
sobota, 7 marca 2015
CZTERNAŚCIE
Ile
razy w Twym życiu byłaś na rozstaju dróg? Ile razy czułaś się
tak bezradna, że z tej niemocy płakałaś po kątach? Móc być tak
blisko własnego szczęścia a nie móc nawet Go dotknąć choć na
milimetr- taka sytuacja prześladowała Joe każdego ranka po
przebudzeniu.
Po
namiętnej nocy z blondynem, który zapewnił Ją o jakże ważnych
planach wobec Niej kontakt urwał się
niemiłosiernie szybko. Dawna
Johanna cieszyłaby się z tego powodu, przecież problem zniknął
Marco się
nie odzywa więc sprawa jest jasna, dał sobie spokój.
Dlaczego więc blondynka każdą wolną minutę spędza
na myśleniu
tylko o tej jednej osobie? Czy jest ktoś w stanie to wytłumaczyć
dlaczego nie śpi po nocach
wpatrując się smętnie w miejsce obok,
na którym niedawno obserwowała miarowo unoszącą się klatkę
blondyna?.
-Joe,
tu ziemia!- odezwała się Kathy, która od dobrych dwóch minut
przemawiała bez skutku do dziewczyny.
Gdy Niemka się ocknęła
zdała sobie sprawę, że po raz kolejny zatonęła w swoim własnym
świecie.
-Przepraszam,
zamyśliłam się- odparła spoglądając na stertę dokumentów,
które przyszło Jej porządkować
tego dnia. Na samą myśl
siedzenia tu do wieczora odechciewało Jej się wszystkiego.
-Co
się z Tobą dzieje ostatnio? Pakuj się i idź do domu, nic tu po
Tobie, ja dokończę- Joe chciała odmówić
lecz zdała sobie
sprawę, że naprawdę jest przemęczona i nic nie wskóra. Pakując
więc swój telefon do
torby, pożegnała się z Kathy i wyszła w
zimne zakamarki Dortmundu. Swe kroki miała zamiar skierować do
domu, lecz ostatnimi czasy Jej własne lokum służyło tylko i
wyłącznie do rozmyśleń oraz użalania się nad sobą
toteż
rezygnując z tego pomysłu przypomniała sobie, iż Jej lodówka
świeci pustkami. Najbliższy cel- zakupy.
***
Wjeżdżając
ruchomymi schodami w stronę centrum handlowego tuż przy
ladzie jednego ze sklepów
odzieżowych ujrzała znajomą postać.
Momentalnie poczuła przyspieszony puls co nie zwiastowało nic
dobrego. Zakrywając swój prawy profil blond włosami ruszyła do
przodu w nadzieji, że nikt ani nic Jej tego
dnia nie zatrzyma.
Jednak dziwne zachowanie Joe dostrzegło kilku ludzi dookoła.
Najgorszy jednak był
osobnik, który w tym momencie odchodził od
kasy w sklepie.
-Joe?!-
zapytał blondyn przyglądając się sylwetce Niemki, która stanęła
jak wryta na dźwięk
wypowiadanego imienia. Wypuszczając ze świstem
powietrze z płuc odwróciła się na pięcie uśmiechając
się
zdradliwie do Marco. Nie wiedziała nawet za bardzo co mówić, gdyż
sytuacja ich znajomości była co
najmniej skomplikowana. Blondyn
natomiast wiedział doskonale co robić, gdy upewnił się, że stoi
przed
Nim ta sama osoba o której myślał. Pocałował Johannę
przelotnie w usta, zupełnie tak jak całują się te wszystkie
pary,
które obiecują sobie miłość aż po grób. Zdezorientowana
dziewczyna wpatrywała się w Reusa jak w
nieodgadnioną zagadkę.
Jeszcze kilka godzin temu obiecywała sobie dystans do tych
wszystkich spraw a On
teraz tak po prostu podchodzi po kilku dniach
bez kontaktu i całuje Ją na oczach tych wszystkich ludzi?
-Spieszę
się, cześć- stwierdziła zmieniając kierunek swego celu.
Momentalnie odechciało Jej się zakupów,
już wolała smętnie
wpatrywać się w kolejny żałośnie nudny serial.
-Zaczekaj-
droga zatarasowana przez Reusa poskutkowała kolejnym zatrzymaniem
się przed blondynem.
-Co
chcesz?- odburknęła nie zdając sobie sprawy, iż jest zdolna do tak
oschłego tonu.
-Może
na początek kawa a potem...kto wie?- zapytał retorycznie poruszając
zabawnie brwiami na co
dziewczyna tylko wzniosła oczy ku niebu.
-Nie
do wiary, jesteś taki sam jak wszyscy. Myślałam, naprawdę
uważałam Cię za mądrego faceta Marco a
tu taka niespodzianka.
Najpierw śpisz ze mną, mówiąc że wszystko będzie dobrze.
Tłumaczysz, że nie mam
przejmować się Mario i nie odzywasz się
ładnych kilka dni. A teraz co? Nadarza się znów okazja więc
chcesz powtórzyć sztuczkę? Na pewno nie ze mną! Żegnam.
Odkręcając
się dookoła własnej osi zjechała w dół ruchomymi schodami
użalając się znów nad sobą jaka to mogła być naiwna wierząc
kolejnemu piłkarzowi.
Nie
zdawała sobie nawet sprawy z tego, że ciągnie za sobą
towarzystwo. Stojąc jednak na czerwonych
światłach wyczuła
obecność blondyna, który był stanowczo za blisko.
-Przyszłaś
chyba zrobić zakupy, prawda?- zapytał wywołując na twarzy
dziewczyny wyraźną konsternację.
-Naprawdę
Marco? Na tyle Cię stać?- zapatrzyła się na blondyna
przegapiając zielone światło na przejściu
dla pieszych.
Zapomniała o całym świecie, jedynym Jej celem było nawrzeszczeć
na Reusa tak aby
wreszcie zmądrzał.
-Uspokój
się- odparł prowadząc Joe za łokieć- Jak zwykle wiesz wszystko
najlepiej i niczego nie dasz sobie
przetłumaczyć.
-Co
mam sobie tłumaczyć? Zabawiłeś się mną i tyle. Na przyszły raz
nie wmawiaj dziewczynom tych
wszystkich farmazonów, po prostu jak
chcesz się z kimś przespać to zrób to. Bez zobowiązań, niektórym
Paniom to pasuje.
-A
Tobie?- zapytał lecz po chwili zgromiony przez blondynkę zdał
sobie sprawę, że nie było to najlepszym
posunięciem. -Przestań,
żartowałem. Joe!- krzyknął za dziewczyną, która już dawno
oddalała się od Niego.
-Posłuchaj
mnie uważnie, nie jestem taki. Nie odzywałem się, bo miałem
problemy.
Dla
Johanny najwyraźniej ta odpowiedź nie była satysfakcjonująca.
Zamiast współczuć blondynowi naparła
na Niego z jeszcze większą
siłą.
-I
byłeś tak zaabsorbowany, że głupiego sms-a nie mogłeś wysłać?
Wiesz co? Przyjaciele są od tego aby im
ufać. Jeżeli myślałeś,
że nie zrozumiem tego to przykro mi Marco. To nie ma sensu.
-Joe,
proszę
Cię. Znów wracamy do punktu wyjścia?
-Do
niczego nie wracamy, bo niczego nie było,
rozumiesz? To wszystko jest bezsensowne I bez przyszłości.
Nie chcę
każdego dnia się zastanawiać czy się odezwiesz czy nie.
-Myślałaś
o mnie?- podchodząc bliżej dziewczyna wyczuła aromatyczny zapach
perfum tuż przy swoich nozdrzach.
-Może
tak, może nie- odparła cwaniacko gdy Jej kąciki ust uniosły się
ku górze w wielki uśmiech.
Uwielbiał
Jej malinowe usta toteż nie miał żadnych oporów aby Ją tam
pocałować. Tym razem pocałunek
był bardziej subtelny,
wyrafinowany I zdecydowanie dłuższy.
-Chodźmy
na kawę- stwierdził nadal trzymając dziewczynę w głębokim
uścisku.
************************
Przepraszam jeśli ktokolwiek myślał, że po ostatnim rozdziale będzie od razu malinowo:)
Jakieś sugestie co do ciągu dalszego? Dojdą do porozumienia czy nie? Oto jest pytanie:)
Pozdrawiam, Kalina <3
Subskrybuj:
Posty (Atom)