Są takie błędy, których nie da się naprawić. Są takie słowa, których nie sposób cofnąć. Są takie łzy,
których nie potrafimy powstrzymać. Są takie gesty, którym nie potrafimy się oprzeć. Są takie
pragnienia, które nie chcą umrzeć. Jest takie uczucie, które nie chce zgasnąć.
-Joe! Poczekaj! Gdzie Ty teraz pójdziesz?- zapytał Reus chwytając w ostatniej sekundzie dziewczynę
za nadgarstek. -Nie wygłupiaj się, zostań.
Przyparta do muru nie miała wystarczająco dość siły by się uwolnić. Trzymający nadal Jej nadgarstek
Reus stał tuż przed Nią. Dzieliły ich nieznaczne milimetry, dopiero teraz ujrzała czekoladowe
tęczówki Marco, na które wcześniej nie miała okazji patrzeć z aż takiego bliska. W Jej nozdrza
wbił się orzeźwiający zapach żelu pod prysznic, którego blondyn przesiąknął od stóp do głów.
Zamarła w bezruchu starając się opanować nerwy. Cicho wyszeptywane imię "Joe" przez Marco
wcale nie pomagało w zebraniu myśli. Wprost przeciwnie, głos Niemca pobudził Ją w ułamku
chwili by zbliżyć się do malinowych ust blondyna i musnąć delikatnie Jego ciepłe wargi.
-Przepraszam- odrzekła gdy zorientowała się co właśnie zrobiła i tak po prostu uciekła.
***
Czy pech zawsze musiał Ją prześladować? Nawet w najgorszych dla Jej życia momentach nie mogła
zaznać spokoju. Szła przed siebie ciągnąc buty po mokrym od deszczu chodniku rozmyślając o tym
co się właśnie wydarzyło. To był absurd, nie mogła sobie wyobrazić dlaczego to zrobiła. Mieli być
przyjaciółmi tylko i wyłącznie. Nawet w najśmielszych snach nie przyszło Jej do głowy by zdobyć
się na pocałunek z Reusem. Ale ta cała sytuacja, była roztrzęsiona, przygnębiona i nie wiedziała co
robić. A Marco stał stanowczo za blisko, to był ułamek sekundy i Bach! Jak grom z jasnego nieba
dotknęła malinowych ust chłopaka po czym zniknęła. To potrafiła robić najlepiej, narobić sobie
wstydu i zniknąć. Nogi prowadziły Ją teraz do domu Lisy, dlaczego od razu tu nie przyszła? Musiała
iść do blondyna? Od samego początku wiedziała, że ta znajomość nie przyniesie nic dobrego i nie
myliła się. Jej szósty zmysł po raz kolejny Jej nie zawiódł, tylko dlaczego musiało do tego dojść?
Reus pewnie myśli, że Mario miał rację i jestem puszczalska- pomyślała dziewczyna zbliżając się do
domu przyjaciółki.
***
-Ale jak Go pocałowaś? Tak po prostu?!- Lisa przeszywała wzrokiem przyjaciółkę wytrzeszczając
przy tym źrenice.
Ukrywając twarz w dłoniach Joe kołysała się do przodu i tyłu. Nie miała pojęcia co się z Nią dzieje i
jak ma teraz postąpić. Z otępienia wyrwał Ją odgłos telefonu z torebki, który sygnalizował
nadchodzące połączenie. Wyciągając iphona z kieszonki spojrzała na wyświetlacz. Reus. Osiem
nieodebranych połączeń. Powinna powiedzieć Mu, że jest bezpieczna i nic Jej nie grozi ale nie miała
na to siły. Nie posiadała ochoty na jakiekolwiek wyjaśnienia i bała się, że gdy powie blondynowi
gdzie się znajduje ten wsiądzie w samochód i przyjedzie do Niej a na to kompletnie nie była gotowa.
-Co ja mam Mu powiedzieć Lisa? Przepraszam ale to był błąd? Czy Ty to słyszysz? Co On sobie o
mnie myśli? Jaką ja jestem idiotką!
Lisa wracając z kuchni z dwoma parującymi kubkami sama nie wiedziała co myśleć o tej sytuacji.
Johanna zawsze miała problemy z wyborem niewłaściwych facetów. Nie rozumiała jednak
przyjaciółki, przecież Reus nie jest złym człowiekiem.
-Joe ale....Wy nic ten tego?- zapytała patrząc z ukosa na blondynkę.
-Oszalałaś chyba! Jeszcze tego by mi brakowało! Weź mnie zastrzel, bo spalę się ze wstydu.-
oznajmiła dziewczyna.
-Kochanie nie rozumiem Twych obaw. Ty jesteś sama, On jest sam. Brzydka nie jesteś, On za to jest
boski. Jeśli nie weźmiesz się za Niego to ja chętnie skorzystam.- rozmarzyła się Lisa.
-Na miłość Boską dziewczyno! To jest najlepszy przyjaciel mojego byłego, rozumiesz? Przeliteruję
Ci. Oni się P-R-Z-Y-J-A-Ź-N-I-Ą.- wstając z sofy zdała sobie sprawę, że nadchodzi siódma. Nie
spała wcale dzisiejszej nocy i w najbliższych godzinach też się na to nie zapowiadało. Musiała
zbierać się do pracy, gdyż z samego rana ktoś zarezerwował sobie sesję.
***
Rozkładając sprzęt czekała na Kathy, która spóźniała się już dwadzieścia minut. Nie lubiła gdy ktoś
się spóźnia ale była tak zaabsorbowana swoimi problemami, że nie zdążyła się obejrzeć i ujrzała
dziewczynę w drzwiach.
-Przepraszam za spóźnienie, straszne korki o tej porze. Musiałabym o szóstej wyjechać, żeby tu być
na czas. Widzę, że już się rozłożyłaś. Bardzo dobrze. Zaraz przyjdą.
-Kto przyjdzie? -zapytała z ciekawością lecz nie musiała długo czekać na odpowiedź gdyż
zauważyła przed sobą sylwetki dwóch mężczyzn.
-Maggie była o tyle dobra i namówiła swego brata na sesję. Joe przedstawiam Ci Marco Reusa i
Matsa Hummelsa z tutejszej drużyny piłkarskiej. Zrobimy sesję dla Hugo Bossa.
Kathy wcale nie musiała przedstawiać stojących przed Nią mężczyzn. Znała ich z ekranu wielkiego
telewizora a nawet jednego z nich miała okazję poznać jeszcze bliżej. Aż zbyt bardzo. Johanna stała
wpatrzona jak w obraz niczym zahipnotyzowana magicznym zaklęciem. Z rozszerzonymi wargami
wpatrywała się w piłkarzy nie mrużąc nawet przy tym powiek. Ocuciła się jednak po chwili zdając
sobie sprawę, jak głupio musi wyglądać. Postanowiła wziąć się do pracy nie dając po sobie nic
poznać. Przecież nic się nie dzieje- powtarzała sobie w myślach pstrykając co chwila zdjęcie.
Gdy nastała chwila przerwy na łyk kawy myślała, że oszaleje. Nie wiedziała co robić, jak się
zachowywać. Zaczęła czyścic więc swój obiektyw nie spuszczając z Niego oka. Po chwili poczuła
jednak czyjąś obecność obok.
-Mogę przeszkodzić?- zapytał blondyn bezceremonialnie siadając obok. Był tak wyluzowany jakby
nic osobistego w przeszłości między nimi nie miało wcale zdarzenia. Joe jednak nie potrafiła tak,
postanowiła jednak udawać,że wszystko w porządku.
-Jakieś propozycje co do sesji? Jeśli coś Ci się nie podoba to powiedz, zawsze możemy zmienić
koncepcję.
-Joe...?- zapytał przeciągle Marco- Chcesz mi coś powiedzieć?- spojrzał na Nią tymi cholernie
brązowymi oczami, które nagle pociemniały od wpatrywania się w blondynkę.
-No dobrze przepraszam, nie wiem co się ze mną stało. Nie zapanowałam nad sobą czego żałuję.
Naprawdę nie mam pojęcia co mi do głowy strzeliło- oznajmiła zdając sobie sprawę jak interesujące
w tej chwili są Jej własne dłonie. Przebierając nerwowo palcami miała wrażenie, że zaraz zapadnie
się pod ziemię.
-OK, dlaczego nie odbierasz telefonów?- zapytał upijając łyk świeżo zaparzonej kawy.
Nie miała pojęcia co odpowiedzieć. Wstydziła się, bała, nie miała ochoty? Wzruszając ramionami
spojrzała na punkt przed siebie.
-Nie możemy się unikać, przyjaźnisz się z Maggie a to moja siostra.
-Marco nie chcę Cię unikać ale nie sądzisz, że to niekomfortowa sytuacja? Mam się zachowywać
jakby nigdy nic? Jeszcze niedawno temu mieszkałam z Twoim najlepszym przyjacielem!
-Joe to był impuls. Ja o tym zapominam Ty też, ok?- zapytał patrząc z ukosa na dziewczynę.
-Postaram się- odrzekła wstając z krzesła. -Ale lepiej jeśli na jakiś czas przestaniemy się widywać.
***
Cześć robaczki ♥
Wiem, że rozdział nie powala ale z racji tego, że jutro wyjeżdżam na 10 dni w góry!!!!! <3
To chciałam coś dodać przed mym wyjazdem.:)
Mam nadzieję, że choć trochę się spodobał ;)
A wiec pragnę jeszcze życzyć Wam:
WYSTRZAŁOWEGO SYLWESTRA I JESZCZE LEPSZEGO NOWEGO ROKU:)
See you:*
poniedziałek, 29 grudnia 2014
sobota, 20 grudnia 2014
SIEDEM
Nie sztuką jest po rozstaniu miłość zamienić w nienawiść...prawdziwą sztuką jest zamienić miłość
chociażby w normalną relację.
Niepewnym ruchem ręki pchnęła drzwi zapalając na korytarzu światło. Otwierając szeroko oczy
wydała z siebie głośny przeraźliwy krzyk.....
Jej mieszkanie przypominało istne pobojowisko. Rozglądając się dookoła pomieszczenia bała się
wykonać jakikolwiek ruch, chociażby najmniejsze poruszenie wydawało się niebezpieczne. Lokum
było w opłakanym stanie, nie było choćby jednej szafki z której nie zostałyby porozrzucane rzeczy.
Nawet głupia szuflada ze skarpetkami była opróżniona do zera i leżała pośrodku pokoju. Jej
mieszkanko na które ciężko pracowała przypominało w tej chwili pole bitwy. Na białej ścianie na
której kiedyś wisiał telewizor czerwonym sprayem ktoś napisał słowo "DZIWKA". Sparaliżowana
strachem i poczuciem bezradności nie zastanawiając się długo obróciła się na pięcie i nie zważając na
to, iż zostawiła otwarte mieszkanie z płaczem ruszyła przed siebie.
Podążała ciemną nocą wgłąb śpiącego Dortmundu mijając co chwila pojedynczych zmęczonych
ludzi, którzy o tej porze wracali z tłocznych klubów. Raz po raz niejeden mieszkaniec obracał się w
ślad za dziewczyną gdy ujrzał Jej podpuchnięte od płaczu oczy. Była przerażona, jak nigdy dotąd.
Kto mógł to zrobić? I w jakim celu?Czy ktoś Ją obserwował? Spoglądając się za siebie nie
zauważyła żadnego podejrzanego obiektu. Ten strach był paniczny, obezwładniał Ją od środka. Nie
wiedziała dokąd pójść, wszyscy normalni ludzie śpią o tej porze.
***
Po kilkugodzinnej wędrówce zdała sobie sprawę, że zna to miejsce. Naprawdę nie miała dokąd
pójść, do domu przecież nie wróci. On tam może być. Zaczęło już powoli świtać, była wykończona,
przerażona i głodna. Pukając delikatnie w drzwi nie zdawała sobie sprawy, że robi to za cicho.
Jednak nie miała więcej siły by zebrać w sobie większą moc. Zrezygnowana już miała odejść i podążyć w
inną stronę gdy drzwi nieco się otworzyły i wychyliła się zza nich blond czupryna, która była w
niesamowitym nieładzie. Jak nie Marco, widocznie jeszcze spał gdy Ona próbowała dostać się do
środka.
-Joe? Co Ty tu robisz?- przecierając swe oczy zapytał nie do końca rozbudzony. Po chwili jednak
dostrzegł w jakim blondynka jest stanie. Otworzył szerzej drzwi i podszedł bliżej:
-Ktoś Ci coś zrobił? Wejdź do środka.
Johanna nie była w stanie wypowiedzieć choć jednego słowa. Tak jakby wielka potężna siła trzymała
Ją kurczowo za gardło nie pozwalając na jakikolwiek dźwięk. Delikatnie pchnięta przez ciepłą dłoń
Reus'a podążała ku domowi, który wydawał się bezpieczny. Szła niczym żołnierz na wojnę, Jej kroki
były automatyczne, prawa- lewa i znów to samo. Bała się, bała że może ujrzeć twarz Mario lecz na
szczęście bruneta tam nie było. W głębi serca wiedziała kto dokonał się rozboju Jej mieszkania lecz
nie chciała dopuszczać do siebie takiej myśli.
-Trzymaj, ciepła herbata- z letargu wyrwał Ją głos Marco, który trzymając parującą ciecz usiadł
koło dziewczyny.
Upijając kolejne łyki ananasowego napoju powoli dochodziła do siebie. Była pewna, że tu Jej nic nie
grozi, spoglądając kątem oka na Marco zauważyła, że ten bacznie Jej się przygląda domagając się
jakichkolwiek wyjaśnień.
-Boże, przepraszam. Nie powinnam tak po prostu wpadać bez zapowiedzi o piątej nad ranem, ale nie
miałam dokąd pójść. W moim mieszkaniu...- zaczęła lecz nie była w stanie wypowiedzieć
kolejnego choćby małego słowa gdyż z Jej oczu zaczęły ronić gorzkie łzy.
-Joe spokojnie- odrzekł głaszcząc czule blondynkę po plecach.- Powiedz mi co się stało, może
mogę Ci jakoś pomóc?- zapytał podając paczkę higienicznych chusteczek rozhisteryzowanej dziewczynie.
-Marco, On, On....-zająknęła się zdając sobie sprawę, że właśnie Jemu nie powinna o tym mówić.
Nie powinna tu wcale przychodzić. Miałaby zacząć rzucać oskarżeniami na Mario? Najlepszego
przyjaciela blondyna. Przecież to bardzo niekomfortowa sytuacja a Ona wcale nie była pewna, kto
napadł na Jej dom.
-Kto Joe? Kogo masz na myśli?- dopytywał się zaniepokojony blondyn.
-Poszłam do domu i tam było kompletnie wszystko nie na swoim miejscu, tak jakby przeszedł
huragan, rozumiesz? Na ścianie powypisywał okropne rzeczy. Nie wiem co by było jakby zastał mnie
w domu. Jeśli jest zdolny do włamania. On mógłby mi coś zrobić!- krzyknęła zrozpaczona
dziewczyna chowając twarz w swoich dłoniach.
-Joe nie pomogę Ci jeśli nie wiem kto to był. Musisz to zgłosić na policję.- stwierdził
przyciągając do siebie dziewczynę. Przesuwając delikatnie opuszkami palców po Jej plecach próbował Ją uspokoić.
-Ale, ale nie mogę Marco- rzucając półsłówkami Joe po raz kolejny żałowała że tu przyszła.
- Przecież to Mario- wyrzucając to z siebie poczuła jak zalewa Ją fala rozpaczy ale również ulgi?
Jej ciało zalała fala gorąca oznajmująca lekkość na sercu. W końcu mogła to z siebie wyrzucić lecz
w spojrzeniu Reusa dostrzegła nutkę niezrozumienia i niedowierzania. Co Ona sobie myślała?
Przecież ten pomysł był od samego początku poraniony. Przyszła się pożalić Jemu? Akurat Jemu? To
niedorzeczne. Zrywając się z kanapy ruszyła do wyjścia, miała zamiar zapaść się pod ziemię i uciec
stąd jak najdalej.
-Joe! Poczekaj! Gdzie Ty teraz pójdziesz?- zapytał Reus chwytając w ostatniej sekundzie
dziewczynę za nadgarstek -Nie wygłupiaj się, zostań.
Przyparta do muru nie miała wystarczająco dość siły by się uwolnić. Trzymający nadal Jej dłoń
Reus stał tuż przed Nią. Dzieliły ich nieznaczne milimetry, dopiero teraz ujrzała czekoladowe
tęczówki Marco, na które wcześniej nie miała okazji patrzeć z aż takiego bliska. W Jej nozdrza wbił
się orzeźwiający zapach żelu pod prysznic, którego blondyn przesiąknął od stóp do głów. Zamarła w
bezruchu starając się opanować nerwy. Cicho wyszeptywane imię "Joe" przez Marco wcale nie
pomagało w zebraniu myśli. Wprost przeciwnie, głos Niemca pobudził Ją w ułamku chwili by
zbliżyć się do malinowych ust blondyna i musnąć delikatnie Jego ciepłe wargi.
-Przepraszam- odrzekła gdy zorientowała się co właśnie zrobiła i tak po prostu uciekła.
***
Cześć!
W końcu dodaję rozdział, przepraszam za opóźnienie. Przez dobre dwa tygodnie miałam pustkę w głowie jednak na szczęście mnie oświeciło.
Rozdział na Amy dodam jakoś bliżej świąt gdyż jest w trakcie kończenia.----->KLIK
See you ;*
chociażby w normalną relację.
Niepewnym ruchem ręki pchnęła drzwi zapalając na korytarzu światło. Otwierając szeroko oczy
wydała z siebie głośny przeraźliwy krzyk.....
Jej mieszkanie przypominało istne pobojowisko. Rozglądając się dookoła pomieszczenia bała się
wykonać jakikolwiek ruch, chociażby najmniejsze poruszenie wydawało się niebezpieczne. Lokum
było w opłakanym stanie, nie było choćby jednej szafki z której nie zostałyby porozrzucane rzeczy.
Nawet głupia szuflada ze skarpetkami była opróżniona do zera i leżała pośrodku pokoju. Jej
mieszkanko na które ciężko pracowała przypominało w tej chwili pole bitwy. Na białej ścianie na
której kiedyś wisiał telewizor czerwonym sprayem ktoś napisał słowo "DZIWKA". Sparaliżowana
strachem i poczuciem bezradności nie zastanawiając się długo obróciła się na pięcie i nie zważając na
to, iż zostawiła otwarte mieszkanie z płaczem ruszyła przed siebie.
Podążała ciemną nocą wgłąb śpiącego Dortmundu mijając co chwila pojedynczych zmęczonych
ludzi, którzy o tej porze wracali z tłocznych klubów. Raz po raz niejeden mieszkaniec obracał się w
ślad za dziewczyną gdy ujrzał Jej podpuchnięte od płaczu oczy. Była przerażona, jak nigdy dotąd.
Kto mógł to zrobić? I w jakim celu?Czy ktoś Ją obserwował? Spoglądając się za siebie nie
zauważyła żadnego podejrzanego obiektu. Ten strach był paniczny, obezwładniał Ją od środka. Nie
wiedziała dokąd pójść, wszyscy normalni ludzie śpią o tej porze.
***
Po kilkugodzinnej wędrówce zdała sobie sprawę, że zna to miejsce. Naprawdę nie miała dokąd
pójść, do domu przecież nie wróci. On tam może być. Zaczęło już powoli świtać, była wykończona,
przerażona i głodna. Pukając delikatnie w drzwi nie zdawała sobie sprawy, że robi to za cicho.
Jednak nie miała więcej siły by zebrać w sobie większą moc. Zrezygnowana już miała odejść i podążyć w
inną stronę gdy drzwi nieco się otworzyły i wychyliła się zza nich blond czupryna, która była w
niesamowitym nieładzie. Jak nie Marco, widocznie jeszcze spał gdy Ona próbowała dostać się do
środka.
-Joe? Co Ty tu robisz?- przecierając swe oczy zapytał nie do końca rozbudzony. Po chwili jednak
dostrzegł w jakim blondynka jest stanie. Otworzył szerzej drzwi i podszedł bliżej:
-Ktoś Ci coś zrobił? Wejdź do środka.
Johanna nie była w stanie wypowiedzieć choć jednego słowa. Tak jakby wielka potężna siła trzymała
Ją kurczowo za gardło nie pozwalając na jakikolwiek dźwięk. Delikatnie pchnięta przez ciepłą dłoń
Reus'a podążała ku domowi, który wydawał się bezpieczny. Szła niczym żołnierz na wojnę, Jej kroki
były automatyczne, prawa- lewa i znów to samo. Bała się, bała że może ujrzeć twarz Mario lecz na
szczęście bruneta tam nie było. W głębi serca wiedziała kto dokonał się rozboju Jej mieszkania lecz
nie chciała dopuszczać do siebie takiej myśli.
-Trzymaj, ciepła herbata- z letargu wyrwał Ją głos Marco, który trzymając parującą ciecz usiadł
koło dziewczyny.
Upijając kolejne łyki ananasowego napoju powoli dochodziła do siebie. Była pewna, że tu Jej nic nie
grozi, spoglądając kątem oka na Marco zauważyła, że ten bacznie Jej się przygląda domagając się
jakichkolwiek wyjaśnień.
-Boże, przepraszam. Nie powinnam tak po prostu wpadać bez zapowiedzi o piątej nad ranem, ale nie
miałam dokąd pójść. W moim mieszkaniu...- zaczęła lecz nie była w stanie wypowiedzieć
kolejnego choćby małego słowa gdyż z Jej oczu zaczęły ronić gorzkie łzy.
-Joe spokojnie- odrzekł głaszcząc czule blondynkę po plecach.- Powiedz mi co się stało, może
mogę Ci jakoś pomóc?- zapytał podając paczkę higienicznych chusteczek rozhisteryzowanej dziewczynie.
-Marco, On, On....-zająknęła się zdając sobie sprawę, że właśnie Jemu nie powinna o tym mówić.
Nie powinna tu wcale przychodzić. Miałaby zacząć rzucać oskarżeniami na Mario? Najlepszego
przyjaciela blondyna. Przecież to bardzo niekomfortowa sytuacja a Ona wcale nie była pewna, kto
napadł na Jej dom.
-Kto Joe? Kogo masz na myśli?- dopytywał się zaniepokojony blondyn.
-Poszłam do domu i tam było kompletnie wszystko nie na swoim miejscu, tak jakby przeszedł
huragan, rozumiesz? Na ścianie powypisywał okropne rzeczy. Nie wiem co by było jakby zastał mnie
w domu. Jeśli jest zdolny do włamania. On mógłby mi coś zrobić!- krzyknęła zrozpaczona
dziewczyna chowając twarz w swoich dłoniach.
-Joe nie pomogę Ci jeśli nie wiem kto to był. Musisz to zgłosić na policję.- stwierdził
przyciągając do siebie dziewczynę. Przesuwając delikatnie opuszkami palców po Jej plecach próbował Ją uspokoić.
-Ale, ale nie mogę Marco- rzucając półsłówkami Joe po raz kolejny żałowała że tu przyszła.
- Przecież to Mario- wyrzucając to z siebie poczuła jak zalewa Ją fala rozpaczy ale również ulgi?
Jej ciało zalała fala gorąca oznajmująca lekkość na sercu. W końcu mogła to z siebie wyrzucić lecz
w spojrzeniu Reusa dostrzegła nutkę niezrozumienia i niedowierzania. Co Ona sobie myślała?
Przecież ten pomysł był od samego początku poraniony. Przyszła się pożalić Jemu? Akurat Jemu? To
niedorzeczne. Zrywając się z kanapy ruszyła do wyjścia, miała zamiar zapaść się pod ziemię i uciec
stąd jak najdalej.
-Joe! Poczekaj! Gdzie Ty teraz pójdziesz?- zapytał Reus chwytając w ostatniej sekundzie
dziewczynę za nadgarstek -Nie wygłupiaj się, zostań.
Przyparta do muru nie miała wystarczająco dość siły by się uwolnić. Trzymający nadal Jej dłoń
Reus stał tuż przed Nią. Dzieliły ich nieznaczne milimetry, dopiero teraz ujrzała czekoladowe
tęczówki Marco, na które wcześniej nie miała okazji patrzeć z aż takiego bliska. W Jej nozdrza wbił
się orzeźwiający zapach żelu pod prysznic, którego blondyn przesiąknął od stóp do głów. Zamarła w
bezruchu starając się opanować nerwy. Cicho wyszeptywane imię "Joe" przez Marco wcale nie
pomagało w zebraniu myśli. Wprost przeciwnie, głos Niemca pobudził Ją w ułamku chwili by
zbliżyć się do malinowych ust blondyna i musnąć delikatnie Jego ciepłe wargi.
-Przepraszam- odrzekła gdy zorientowała się co właśnie zrobiła i tak po prostu uciekła.
***
Cześć!
W końcu dodaję rozdział, przepraszam za opóźnienie. Przez dobre dwa tygodnie miałam pustkę w głowie jednak na szczęście mnie oświeciło.
Rozdział na Amy dodam jakoś bliżej świąt gdyż jest w trakcie kończenia.----->KLIK
See you ;*
sobota, 6 grudnia 2014
SZEŚĆ
Szczęście czasem uśmiecha się do Nas w najmniej oczekiwanych momentach. Gdy przekreślamy
wszystko, gdy myślimy że już nic nas w życiu nie zaskoczy. Przychodzi tak nagle i nieoczekiwanie.
Ważne wtedy by się nie poddawać, wyczekiwać tej chwili a gdy przyjdzie złapać wiatr w żagle i
popłynąć ku lepszemu życiu. Nie można opaść z sił nigdy, bo gdzieś tam za rogiem czai się zło, które
tylko czeka na Twój upadek. Gdy stoczysz się na dno i z dnia na dzień będziesz wylewać hektolitry
łez. Nie pozwól na to!
Johanna wreszcie poczuła się tak wspaniale, tak jak kiedyś. Będąc nastolatką szczęście się do Niej
uśmiechnęło i mogła przespacerować się po wybiegu prezentując na sobie najnowszą kolekcję
znanego niemieckiego projektanta. Te spojrzenia ludzi, ten flesz skierowany tylko na Nią, nigdy tego
nie zapomni. Dzisiaj wie, że to wcale nie było szczęście. Doskonale zdaje sobie sprawę, że trzeba
było po maturze iść dalej się edukować a nie postawić wszystko na jedną kartę. Ale czasu nie zmieni
i nie będzie się użalać nad swoim losem podczas gdy prawdziwe szczęście stanęło dla Niej otworem.
Pomysł Maggie okazał się strzałem w dziesiątkę. Katie, która niedawno co otworzyła agencję
modelek gdy usłyszała, że sama Johanna Levy chce u Niej pracować jako fotograf nie posiadała się
ze szczęścia. Już następnego dnia miała stawić się w nowej pracy a tuż po zakończeniu tygodnia
opijały wspólny sukces mając nadzieję, że wszystko potoczy się jak najbardziej pozytywnie w ich
życiu.
***
Joe nigdy nie lubiła wcześnie wstawać, jako modelka była do tego wprost zmuszana ale teraz jako
uprawiająca wolny zawód mogła ustalać sobie godziny sesji kiedy tylko chciała. Tak było i też
dzisiaj dopiero o godzinie dwunastej była umówiona na sesję z dziewczynami. Zjadła więc spokojnie
śniadanie przed swoim wielkim czterdziestodwu calowym telewizorem wiszącym na ścianie, który
stanowił punkt centralny w Jej salonie. Włączając telewizję śniadaniową słuchała reportażu na temat
niebezpieczeństwa noszenia obuwia na wysokim obcasie w górach. Nie zdawała sobie sprawy, że
kobiety są tak naiwne, iż stawiają swój wygląd wyżej niż własne bezpieczeństwo. Jak można ubrać
szpilki chodząc po górach? Jej wywody przerwała reklama, która ogłaszała wiadomości sportowe.
"Wczoraj o 20.05 Bayern Monachium wyruszył z lotniska na mecz, który odbędzie się w
Dortmundzie na SIP dokładnie za dwa dni tj. 22.08.2014r o godz. 19.30. Wszyscy piłkarze są w
wyśmienitych humorach i jak jeden mąż odpowiadają, że zwycięzca jest tylko i jeden i tym razem
wygrają tą potyczkę."
Odłożyła na chwilę łyżkę do miski z płatkami kukurydzianymi zdając sobie sprawę, że Mario już jest
w Dortmundzie. Kiedyś skakała by z radości na tą wieść a teraz? Czy to cokolwiek Ją obchodziło?
Na pewno nie. Złość jeszcze Jej nie przeszła i prawdopodobnie nigdy nie wybaczy młodemu
Niemcowi tego jak Ją potraktował. Nie zastanawiając się dłużej nad tym faktem wsunęła swe stopy w
puchate papcie i pomaszerowała do swej garderoby w poszukiwaniu odpowiedniej odzieży.
***
Marco Reus zafascynowany z samego rana tym, iż Jego najlepszy przyjaciel przyleciał do
Dortmundu nie posiadał się ze szczęścia. Nie widzieli się prawie pół roku co było niemałym
odstępem czasu więc gdy usłyszał dzwonek do drzwi prawie, że biegiem dorwał się do klamki.
-Cześć Blondi- przywitał się Mario pozwalając sobie na uścisk z klubową jedenastką.
-Mario! W końcu.
Brunet spóźnił się o niemałą godzinę no ale w końcu co z tego.Ważne, że po prostu był i mogli choć
parę chwil poczuć się tak jak kiedyś. Wtedy gdy Gotzeus robił furorę na dortmundzkim stadionie.
Opowiadaniom nie było końca. Ani jednemu ani drugiemu usta się nie zamykały. Popijając zimne
napoje starali się zapomnieć o tym, iż już jutro będą musieli zmierzyć się naprzeciw sobie na boisku.
Nie była to komfortowa sytuacja ale takie było życie. Raz z wozem, raz pod wóz. Nie takie trudności
w życiu omijali by poddać się ot tak. Grając w Fifę zdali sobie sprawę jak późna już godzina. Mario
zmuszony do pobytu hotelowego jak i reszta zawodników Bayernu ten ostatni raz przed meczem
postanowił przespacerować się na Idunę razem ze swym najlepszym przyjacielem.
***
Kończąc pracę Joe spojrzała na zegarek i przetarła oczy by upewnić się, że to na pewno ta godzina.
Nigdy nie pomyślałaby, że można spędzić tyle czasu na jednej sesji. Było to co prawda emocjonujące
starcie. Dziewczyny były przygotowywane do półnagiej sesji więc o żadnym mankamencie nie
mogło być mowy. Były to początkujące modelki więc większość z nich tak po prostu i zwyczajnie
wstydziła się swojego ciała. To przerażające ile populacji nie wierzy w siebie i własne siły. Każdy
przecież jest jaki jest i to jest piękne. Chowając sprzęt do torby pożegnała się z Katy i wyszła na
zewnątrz. Chłodny wiatr uderzył Jej w twarz wywołując ciarki na całym ciele. Obejmując się
ramionami zdała sobie sprawę, że lato niedługo dobiegnie końca gdyż wieczory już są chłodne.
Nieopodal godziny dwudziestej wysiadła na przystanku nieopodal SIP z którego wystarczyło skręcić
w jedną przecznicę by znaleźć się w ciepłym przytulnym domu.
-Proszę, proszę kogo my tu mamy- odezwał się męski głos, którego gdy tylko usłyszała stanęła
wryta jak porażona piorunem. Bała się obrócić, wykonać jakikolwiek ruch. Miała nadzieję, że nie
spotka tego osobnika nigdy na swej drodze a nawet jeśli tak to tak zwyczajnie przez wzgląd na to co
ich kiedyś łączyło da jej spokój. Tak jednak nie było, Goetze niewzruszony obojętnością blondynki
kontynuował dalej swój wywód.
-Nie poznajesz mnie Joe?- zapytał po czym blondynka niechętnie obejrzała się za siebie i ujrzała
rząd równie białych zębów Mario ukrytych w nieszczerym i kpiarskim uśmiechu. Obok Niego
ujrzała
błyszczące blond włosy Jego przyjaciela w których od razu rozpoznała Reusa, przez co jeszcze
bardziej poczuła się zakłopotana.
-Co chcesz?- wycedziła przez zęby mając ochotę jedynie na ucieczkę.
-No nie wiem co Ty mi możesz dać cukiereczku- zbliżając się na niebezpieczną odległość musnął
opuszkami palców Jej dekolt, który pod napływem dotyku zamienił się w gęsią skórkę na całym
ciele.
-Och czyżby Johanna Levy zadrżała? Czujesz coś do mnie kotku?- zapytał zblizając swe usta do
małżowiny usznej dziewczyny.
-Mario odpuść, idziemy?- wtrącił się nagle Reus widząc sparaliżowaną blondynkę w bezruchu.
-Dziś masz szczęście ale uważaj na siebie- warknął na odchodne puszczając Jej oczko.
Stała tak jeszcze przez chwilę spoglądając na sylwetki dwóch mężczyzn oddalających się ku
stadionowi. Oniemiała z wrażenia poszła do pobliskiego baru by zatopić swój żałosny żywot w
kieliszku drinka.
***
Zmęczona po ciężkim dniu pracy postanowiła w końcu opuścić lokal. Zegar już dawno wybił godzinę
dwunastą. Wiedziała doskonale, że nazajutrz będzie żałować tego co dziś zrobiła. Kolejny raz dała się
podpaść jak małe dziecko I tak po prostu uciekła od problemu zamiast stawić czoła Mario. Mogła
zrobić cokolwiek, należało Mu się dać w pysk. I co to w ogóle znaczyło, że ma szczęście I uważać na
siebie? Czyżby to była groźba?. Coraz bardziej Goetze Ją przerażał, jednak tej nocy nie miała
zamiaru zaprzątać sobie tym głowy I skierowała swe kroki do domu. Wyciągając z torby klucz
próbowała chwiejną ręką dopasować Go do zamka. Drzwi drgnęły, wcale nie były zamknięte.
Czyżby zapomniała o Nich wychodząc na sesję? Nie to niemożliwe. Zawsze przed wyjściem
wszystkiego dogląda bojąc się dziwnych typów kręcących się po okolicy. Niepewnym ruchem ręki
pchnęła drzwi zapalając na korytarzu światło. Otwierając szeroko oczy wydała z siebie głośny
przeraźliwy krzyk.....
***************************
Och tylko nie znienawidźcie mnie za takiego Mario- BAD BOY!
Odbiegając od tematu.
WESOŁYCH MIKOŁAJEK!
Mam nadzieję, że prezenty były udane!
<3
wszystko, gdy myślimy że już nic nas w życiu nie zaskoczy. Przychodzi tak nagle i nieoczekiwanie.
Ważne wtedy by się nie poddawać, wyczekiwać tej chwili a gdy przyjdzie złapać wiatr w żagle i
popłynąć ku lepszemu życiu. Nie można opaść z sił nigdy, bo gdzieś tam za rogiem czai się zło, które
tylko czeka na Twój upadek. Gdy stoczysz się na dno i z dnia na dzień będziesz wylewać hektolitry
łez. Nie pozwól na to!
Johanna wreszcie poczuła się tak wspaniale, tak jak kiedyś. Będąc nastolatką szczęście się do Niej
uśmiechnęło i mogła przespacerować się po wybiegu prezentując na sobie najnowszą kolekcję
znanego niemieckiego projektanta. Te spojrzenia ludzi, ten flesz skierowany tylko na Nią, nigdy tego
nie zapomni. Dzisiaj wie, że to wcale nie było szczęście. Doskonale zdaje sobie sprawę, że trzeba
było po maturze iść dalej się edukować a nie postawić wszystko na jedną kartę. Ale czasu nie zmieni
i nie będzie się użalać nad swoim losem podczas gdy prawdziwe szczęście stanęło dla Niej otworem.
Pomysł Maggie okazał się strzałem w dziesiątkę. Katie, która niedawno co otworzyła agencję
modelek gdy usłyszała, że sama Johanna Levy chce u Niej pracować jako fotograf nie posiadała się
ze szczęścia. Już następnego dnia miała stawić się w nowej pracy a tuż po zakończeniu tygodnia
opijały wspólny sukces mając nadzieję, że wszystko potoczy się jak najbardziej pozytywnie w ich
życiu.
***
Joe nigdy nie lubiła wcześnie wstawać, jako modelka była do tego wprost zmuszana ale teraz jako
uprawiająca wolny zawód mogła ustalać sobie godziny sesji kiedy tylko chciała. Tak było i też
dzisiaj dopiero o godzinie dwunastej była umówiona na sesję z dziewczynami. Zjadła więc spokojnie
śniadanie przed swoim wielkim czterdziestodwu calowym telewizorem wiszącym na ścianie, który
stanowił punkt centralny w Jej salonie. Włączając telewizję śniadaniową słuchała reportażu na temat
niebezpieczeństwa noszenia obuwia na wysokim obcasie w górach. Nie zdawała sobie sprawy, że
kobiety są tak naiwne, iż stawiają swój wygląd wyżej niż własne bezpieczeństwo. Jak można ubrać
szpilki chodząc po górach? Jej wywody przerwała reklama, która ogłaszała wiadomości sportowe.
"Wczoraj o 20.05 Bayern Monachium wyruszył z lotniska na mecz, który odbędzie się w
Dortmundzie na SIP dokładnie za dwa dni tj. 22.08.2014r o godz. 19.30. Wszyscy piłkarze są w
wyśmienitych humorach i jak jeden mąż odpowiadają, że zwycięzca jest tylko i jeden i tym razem
wygrają tą potyczkę."
Odłożyła na chwilę łyżkę do miski z płatkami kukurydzianymi zdając sobie sprawę, że Mario już jest
w Dortmundzie. Kiedyś skakała by z radości na tą wieść a teraz? Czy to cokolwiek Ją obchodziło?
Na pewno nie. Złość jeszcze Jej nie przeszła i prawdopodobnie nigdy nie wybaczy młodemu
Niemcowi tego jak Ją potraktował. Nie zastanawiając się dłużej nad tym faktem wsunęła swe stopy w
puchate papcie i pomaszerowała do swej garderoby w poszukiwaniu odpowiedniej odzieży.
***
Marco Reus zafascynowany z samego rana tym, iż Jego najlepszy przyjaciel przyleciał do
Dortmundu nie posiadał się ze szczęścia. Nie widzieli się prawie pół roku co było niemałym
odstępem czasu więc gdy usłyszał dzwonek do drzwi prawie, że biegiem dorwał się do klamki.
-Cześć Blondi- przywitał się Mario pozwalając sobie na uścisk z klubową jedenastką.
-Mario! W końcu.
Brunet spóźnił się o niemałą godzinę no ale w końcu co z tego.Ważne, że po prostu był i mogli choć
parę chwil poczuć się tak jak kiedyś. Wtedy gdy Gotzeus robił furorę na dortmundzkim stadionie.
Opowiadaniom nie było końca. Ani jednemu ani drugiemu usta się nie zamykały. Popijając zimne
napoje starali się zapomnieć o tym, iż już jutro będą musieli zmierzyć się naprzeciw sobie na boisku.
Nie była to komfortowa sytuacja ale takie było życie. Raz z wozem, raz pod wóz. Nie takie trudności
w życiu omijali by poddać się ot tak. Grając w Fifę zdali sobie sprawę jak późna już godzina. Mario
zmuszony do pobytu hotelowego jak i reszta zawodników Bayernu ten ostatni raz przed meczem
postanowił przespacerować się na Idunę razem ze swym najlepszym przyjacielem.
***
Kończąc pracę Joe spojrzała na zegarek i przetarła oczy by upewnić się, że to na pewno ta godzina.
Nigdy nie pomyślałaby, że można spędzić tyle czasu na jednej sesji. Było to co prawda emocjonujące
starcie. Dziewczyny były przygotowywane do półnagiej sesji więc o żadnym mankamencie nie
mogło być mowy. Były to początkujące modelki więc większość z nich tak po prostu i zwyczajnie
wstydziła się swojego ciała. To przerażające ile populacji nie wierzy w siebie i własne siły. Każdy
przecież jest jaki jest i to jest piękne. Chowając sprzęt do torby pożegnała się z Katy i wyszła na
zewnątrz. Chłodny wiatr uderzył Jej w twarz wywołując ciarki na całym ciele. Obejmując się
ramionami zdała sobie sprawę, że lato niedługo dobiegnie końca gdyż wieczory już są chłodne.
Nieopodal godziny dwudziestej wysiadła na przystanku nieopodal SIP z którego wystarczyło skręcić
w jedną przecznicę by znaleźć się w ciepłym przytulnym domu.
-Proszę, proszę kogo my tu mamy- odezwał się męski głos, którego gdy tylko usłyszała stanęła
wryta jak porażona piorunem. Bała się obrócić, wykonać jakikolwiek ruch. Miała nadzieję, że nie
spotka tego osobnika nigdy na swej drodze a nawet jeśli tak to tak zwyczajnie przez wzgląd na to co
ich kiedyś łączyło da jej spokój. Tak jednak nie było, Goetze niewzruszony obojętnością blondynki
kontynuował dalej swój wywód.
-Nie poznajesz mnie Joe?- zapytał po czym blondynka niechętnie obejrzała się za siebie i ujrzała
rząd równie białych zębów Mario ukrytych w nieszczerym i kpiarskim uśmiechu. Obok Niego
ujrzała
błyszczące blond włosy Jego przyjaciela w których od razu rozpoznała Reusa, przez co jeszcze
bardziej poczuła się zakłopotana.
-Co chcesz?- wycedziła przez zęby mając ochotę jedynie na ucieczkę.
-No nie wiem co Ty mi możesz dać cukiereczku- zbliżając się na niebezpieczną odległość musnął
opuszkami palców Jej dekolt, który pod napływem dotyku zamienił się w gęsią skórkę na całym
ciele.
-Och czyżby Johanna Levy zadrżała? Czujesz coś do mnie kotku?- zapytał zblizając swe usta do
małżowiny usznej dziewczyny.
-Mario odpuść, idziemy?- wtrącił się nagle Reus widząc sparaliżowaną blondynkę w bezruchu.
-Dziś masz szczęście ale uważaj na siebie- warknął na odchodne puszczając Jej oczko.
Stała tak jeszcze przez chwilę spoglądając na sylwetki dwóch mężczyzn oddalających się ku
stadionowi. Oniemiała z wrażenia poszła do pobliskiego baru by zatopić swój żałosny żywot w
kieliszku drinka.
***
Zmęczona po ciężkim dniu pracy postanowiła w końcu opuścić lokal. Zegar już dawno wybił godzinę
dwunastą. Wiedziała doskonale, że nazajutrz będzie żałować tego co dziś zrobiła. Kolejny raz dała się
podpaść jak małe dziecko I tak po prostu uciekła od problemu zamiast stawić czoła Mario. Mogła
zrobić cokolwiek, należało Mu się dać w pysk. I co to w ogóle znaczyło, że ma szczęście I uważać na
siebie? Czyżby to była groźba?. Coraz bardziej Goetze Ją przerażał, jednak tej nocy nie miała
zamiaru zaprzątać sobie tym głowy I skierowała swe kroki do domu. Wyciągając z torby klucz
próbowała chwiejną ręką dopasować Go do zamka. Drzwi drgnęły, wcale nie były zamknięte.
Czyżby zapomniała o Nich wychodząc na sesję? Nie to niemożliwe. Zawsze przed wyjściem
wszystkiego dogląda bojąc się dziwnych typów kręcących się po okolicy. Niepewnym ruchem ręki
pchnęła drzwi zapalając na korytarzu światło. Otwierając szeroko oczy wydała z siebie głośny
przeraźliwy krzyk.....
***************************
Och tylko nie znienawidźcie mnie za takiego Mario- BAD BOY!
Odbiegając od tematu.
WESOŁYCH MIKOŁAJEK!
Mam nadzieję, że prezenty były udane!
<3
sobota, 22 listopada 2014
PIĘĆ
Czasem
w najmniej oczekiwanych momentach spotykamy ludzi, których ta na
prawdę wcale nie chcemy
widzieć. Czy to normalne? Nikt tego nie
wie. Może tak, może nie. Ale świat póki co tak na prawdę jest
mały. I
nigdy nie powinniśmy robić czegoś przeciwko sobie. Życie
zgodnie ze swoimi przekonaniami. Jakie to wydaje
się być proste
prawda? Jednak nie wszystko jest takie kolorowe. Nie ma z góry i pod
górę. Są wzniesienia, doły
i kałuże i tak do końca naszych
dni.
***
-Znacie
się?- zapytał Peter nalewając wszystkim wina do kieliszków.
-Joe
była dziewczyną Mario- odparł z pretensją w głosie.
-Tego
Mario?!- z szoku aż krzyknął Peter.
-Misiu
chodź pójdziemy położyć spać Mike'a- oznajmiła Maggie kierując
te słowa do męża.
Z
wielką niechęcią mężczyzna przystał na tę propozycję a Joe
nadal nie wierzyła co się dzieje. Miała wrażenie
jakby była w
jakiejś ukrytej kamerze. Dlaczego nie zorientowała się, że Maggie
to siostra Reus'a? No tak jak
miała się zorientować skoro
dziewczyna nosiła nazwisko po mężu. Przechylając jednym ruchem
ręki kieliszek
wypiła do dna czerwony napój. Wiedziała, że na
trzeźwo nie da dziś rady funkcjonować.
-Musiałeś
to mówić? Naprawdę musiałeś? Teraz niech wszyscy się dowiedzą,
że byłam dziewczyną Mario.
Napiszmy najlepiej do jakiejś gazety,
że Mario Goetze ma mnie za dziwkę. No przecież to takie normalne
przecież.- stwierdziła Joe napastując przy tym Reusa.
-O
co Ci chodzi? Chyba nie powinnaś tyle pić- oznajmił zabierając Jej
przy tym kieliszek w którym przed chwilą
znajdowało się dość
mocne wino. Najwidoczniej dziewczyna miała tak słabą głowę, że
zdążyło Jej już nieźle
zaszumieć.
-O
co mi chodzi? Przez tego Twojego przyjaciela nie mam żadnych
przyjaciół tutaj. No prawie żadnych. Gdy
spotkałam Meg to miałam
nadzieję, że chociaż Ona może Nią zostać. Ale nie musiałeś to
Jej oznajmić. Nie
chcę, żeby ktokolwiek patrzył na mnie przez ten
pryzmat, że byłam z Nim kiedyś rozumiesz?
-Znam
moją siostrę na wylot i doskonale wiem, że Ona nie jest
taka.......Joe to śmieszne nie uważasz?
Będziemy się nadal
unikać? Przyjaźniąc się z Maggie musisz liczyć się z tym, że
biorę czynny udział w Jej życiu
i zresztą mieszkam nieopodal
Niej.
-Nadal
nic nie rozumiesz. Goetze to Twój przyjaciel do cholery! Nie chcę,
żebyś cokolwiek Mu o mnie mówił!
Jak przez przypadek zobaczyłby,
że tak sobie spokojnie konwersujemy to będzie chciał wiedzieć co
u mnie,
rozumiesz? Bo mnie nienawidzi i zrobi wszystko żeby mnie
pogrążyć!
-Przesadzasz
Joe. Nic nie zamierzam Mu mówić. Przecież nic się nie dzieje....
Poza tym Mario nie jest taki, nie
byłby zdolny do złych czynów
tylko dlatego, żeby się na kimś zemścić.
Dziewczyna
mrużąc oczy spojrzała na osobę blondyna jeszcze raz tego
wieczoru.
-Nie
do wiary. Rozmawiałeś z Nim! O mnie! No tak, widzisz tego właśnie
się spodziewałam. Wyobraź sobie,
że Twój przyjaciel nie jest
taki czysty jak Ci się może wydawać. Potrafi manipulować ludźmi
jak nikt inny i nim
się obejrzysz tańczysz tak jak On zagra.
-Rozumiem,
że nie ułożyło się Wam ale.....
-Słucham?!
Nie ułożyło? Co On Ci jeszcze nagadał?! Pewnie jaka to jestem
okropna i zła...I zakończył tym, że
nie byłam godna na Jego
wielką hojną miłość- zakończyła swój wywód.
-Przesadzasz,
nie rozmawiam z Nim o Jego kwestiach miłosnych. Za dużo wypiłaś-
skwitował.
Zrezygnowana
dziewczyna opadła na fotel zapatrując się w wino, które nadal
leżało na stole. Sama nie
wiedziała co robić, co myśleć. Osoba
Mario już dawno przestała Ją interesować. Tylko problemem było
to, ze
On nadal gdzieś tkwił w Jej życiu i ciągle Ją blokował.
-No
już Joe.......Powiedz lepiej co u Ciebie.
Spoglądając
beznamiętnym wzrokiem w twarz blondyna odparła:
-Bez
zmian, zapisałam się na kurs fotograficzny ale co z tego? Nadal nie
mam pracy. Czasem idąc do sklepu
zastanawiam się ile razy jeszcze
będę mogła zrobić zakupy. Ciągle sprawdzam kartę kredytową czy
czasem nie
ma już na Niej debetu. Ciągle myślę o tym, czy nie
skrzywdziłam jakiegoś człowieka, teraz mogę potrzebować
każdej
pomocy.
-Mówiłaś
coś o fotografii. W naszym klubie....
-O
nie- weszła Mu w słowo blondynka.- Nie mam zamiaru mieć cokolwiek
wspólnego z piłka nożną. A
zwłaszcza w tym klubie w którym
Mario był kiedyś zawodnikiem. Dziękuję Ci Marco za wszystko
wiele dla
mnie zrobiłeś ale tej oferty na pewno nie przyjmę choćby
nie wiadomo jak było źle.
-Ty
byłaś modelką prawda?- nagle znikąd pojawiła się Maggie.- Skoro
jesteś już od dawna w tym fachu
powinnaś nadal w nim tkwić.
-Meg
po to przyszłam na kurs żeby zapomnieć o świecie mody. Nie mam
zamiaru tam wracać i patrzeć jak
robią tym dziewczynom sieczkę z
mózgu.
-Ale
nie o tym mówię. Jako fotograf modelek mogłabyś pracować.
Przecież znasz się na tym jak nikt inny.
Mogłabyś im udzielać rad
jak się poruszać po wybiegu, jak pozować do zdjęć. A w
międzyczasie zarabiać
pieniądze fotografując Je. Czy to nie dobry
pomysł? Właśnie mi się przypomniało, że mam znajomą, która
właśnie otwiera taki salon modelek. Jest początkująca wiec na
pewno kokosów tam byś nie zarabiała ale
później kto wie?
Zdobyłabyś sławę już dzięki temu, że Ty byłabyś fotografem a
i Ty nie straciłabyś twarzy
wspomagając te młode modelki.
-Meg
tu nie chodzi o pieniądze ale rzeczywiście to dobry pomysł.
Mogłabym je przygotować na prawdziwe
przetrwanie w tym zawodzie.
-Czyli
zgadzasz się?- wtrącił się Reus.
-Nie
wiem czy Twoja przyjaciółka się zgodzi- te słowa blondynka
skierowała do Meg.
-Żartujesz?
Już zaraz do Niej dzwonię.
-Dziękuję
Wam obojgu za wszystko- kwitowała Joe przytulając każde z
rodzeństwa osobno.
***
Powracam z nowym rozdziałem:)Trochę mdły ale mam nadzieję, że następne będą lepsze:)
Już za tydzień dowiecie się co u Amy i Marco, toteż zapraszam serdecznie tutaj---->http://milosc-bez-konca.blogspot.com/
Miłego tygodnia:***
<3
wtorek, 4 listopada 2014
CZTERY
Pełnia szczęścia?
Nie ma takiego pojęcia. Nie można być wiecznie uradowanym przez całe życie. W życiu każdego człowieka
znajdują się takie wydarzenie które komplikują nasze życie w maksymalnym stopniu. Małżeństwo które
dowiaduje się, że nie może mieć dzieci, energiczna atrakcyjna kobieta w ułamku sekundy dowiaduje się, że
ma raka, dziecko, które zostaje śmiertelnie potrącone na pasach w miejscu które teoretycznie powinno być
bezpieczne. Czy te wydarzenia choć trochę są przyjemne? Nie i otóż to. W życiu zawsze jest równowaga i
to pod każdym względem.
Johanna razem z Lisą beztrosko spędzały czas na Ibizie nie przejmując się nadchodzącym jutrem. Życie było
w tej chwili piękne. Woda w morzu przez okrągłe 24 godziny była idealna by móc zgłębiać Jej fale, słońce
prażyło niemiłosiernie zostawiając po sobie oznaki na ciałach urlopowiczów a delikatny przyjemny wiatr był
rozkoszą w wieczory spędzane na zewnątrz hotelu. Lecz to co dobre szybko się kończy. Ta Idylla musiała
kiedyś zamknąć swój żywot i ten czas nadszedł właśnie dziś w gorące piątkowe popołudnie. Niemki właśnie
szykowały się do odlotu by dotrzeć do domu gdy Joe zdała sobie sprawę z być może najważniejszej kwestii
w Jej życiu. Przeglądając swój aparat ze zdjęciami, które zrobiła na Ibizie uświadomiła sobie, że zawsze
towarzyszył Jej w życiu. Już od małego dziecka pamięta jak biegała po domu i robiła każdemu zdjęcie i
prosiła o uśmiech do kamery. To może być to, przecież kochała fotografię, odkąd pamiętała miała z Nią
styczność. Dlaczego wcześniej na to nie wpadła? Przecież zakończenie modelingu nie oznacza końca
kariery. Może fotografować i nawet ma do tego odpowiedni sprzęt. Postanowiła, że zaraz po przylocie do
Dortmundu uda się na profesjonalny kurs fotografii. Choćby miała wydać fortunę obiecała sobie, że w końcu
spełni swoje marzenia.
***
Dzień za dniem mijał spokojnie, bez rewelacji. Blondynka jak postanowiła tak zrobiła, poszła na kurs
fotograficzny i miała to szczęście, że uchowało się dla Niej jedno ostatnie miejsce. Już na pierwszych
zajęciach zaskarbiła sobie sympatię niejakiej Maggie. Dziewczyna nic a nic nie potrafiła robić zdjęć ale za to
miała fantastyczny charakter.
-Meg, dlaczego właściwie chodzisz na profesjonalny kurs fotografii?- w przerwie na śniadanie Joe zapytała
dziewczyny co Ją tu przywiodło.
-Jestem totalnym beztalenciem w tej dziedzinie wiesz? Zazdroszczę wszystkim moim koleżankom, że ot tak
zrobią pstryk i wychodzą im takie piękne zdjęcia. Zdaję sobie sprawę, że ludzie tutaj na tym kursie są
uzdolnieni pod tym względem ale ja jestem inna i zawsze idę pod prąd. Żebyś Ty zobaczyła moje wypociny
w albumie- zamyślając się chwilę brunetka z radością stwierdziła - Joe to świetny pomysł! Musisz koniecznie
odwiedzić mnie w domu. Zobaczysz jak mieszkam i poznam Cię z moim synkiem i mężem. Zaproszę też
mojego brata, ostatnio złamał kostkę i jak zwykle narzeka na swój marny los. Niech przyjdzie i w końcu
przestanie marudzić, zgadzasz się?
Jako, że Johanna nie miała serca odmawiać nowo poznanej koleżance, która wydawała się być po prostu
miła i uprzejma zgodziła się bez mrugnięcia okiem. Nie zważając na to czy Joe ma czas czy nie jutro wieczór
były umówione.
***
Od momentu feralnego wieczoru w Hiszpanii Joe nie miała żadnego kontaktu z Marco. Widziała Go raz czy
dwa na plaży ale przecież wyraziła się jasno. Zero wspólnych kontaktów. Nie wiedząc czemu ta sprawa
przypomniała Jej się właściwie dziś zaczęła szykować się na domniemane spotkanie z Maggie. Jak zwykle
nie wiedziała co na siebie włożyć, niby to tylko koleżanka ale w końcu ma poznać Jej brata, męża i synka.
Wypadałoby kupić jakiś prezent dla małego. Przypomniała sobie, że Meg mówiła co o tym, że chłopczyk
ma 2 latka. Postanowiła więc, że wyjdzie z domu wcześniej i kupi coś pierworodnemu dziewczyny w
dowolnym sklepie dziecięcym. Ubrała się dość na luzie lecz z delikatną nutką elegancji by nie wypaść na
jakąś ofermę. Wdziewając na swoje ramie czerwoną torebkę wzięła z komody klucz by zamknąć swoje
mieszkanie. Wsiadając do samochodu w swych balerinach zapięła pasy i ruszyła pod domniemany sklep dla
dzieci. Wybór był ogromny. Sama nie wiedziała na co najpierw patrzeć. Były i ubranka i zabawki. Pieluchy i
przeróżne kolorowe nocniki. W tym momencie zdała sobie sprawę, ze takie malutkie dzieckiem to nie lada
wyczyn finansowy dla młodego rodzica. Na początku wpadł w Jej oko zielony rowerek na trzech kółkach,
który na kierownicy miał zabawną żółtą trąbkę lecz po chwili zrezygnowała nie wiedząc czy chłopiec nie ma
takiego pojazdu w swym domu. Nie miała absolutnie pomysłu na prezent dla 2-latka. Chodziła między
regałami niczym kura szukająca swoich małych kurczaków. Małe kolorowe książeczki o zwierzakach? A
może klocki? Dzieci na pewno lubią się bawić. Spoglądając na zegarek zdała sobie sprawę, że jeśli się nie
pospieszy to spóźnienie będzie miała murowane. Zaczepiła więc pracownika sklepu mając nadzieję, że
okaże się większym doświadczeniem od Niej samej w tych sprawach.
-Przepraszam bardzo. Mam kłopot, wybieram się w odwiedziny i poszukuje prezentu dla 2letniego
dziecka...Chłopczyk- dodała po chwili.
-Chłopczyk to może coś z zabawek interaktywnych? Kierownica z migaczami? Piesek który rozmawia,
samochód?- zaproponował mężczyzna.
-Błagam o pomoc. Nie mam pojęcia. Tyle tego jest, że nie wiem gdzie oczy podziać.
-To może proponuję laptopa. Takiego dla małego dziecka z literkami i zwierzątkami na klawiaturze. Oprócz
tego, że to świetna zabawa dla malucha to jeszcze bardzo edukacyjna.
-Nie wpadłabym na to. Dziękuje. Może Pan jakoś ładnie zapakować?
***
Wpadła niczym piorun na posesję pod numerem dwanaście. Była dokładnie o czasie, cóż za szczęście że
zdecydowała się w końcu na ten prezent gdyby nie ten sprzedawca to tkwiła by tam do jutra. Już tylko
poprawienie niesfornego kucyka i huczne ding dong rozdzwoniło się w domu Maggie.
-Joe! Jesteś już. Wejdź proszę- uradowana brunetka otworzyła szerzej drzwi by Niemka mogła spokojnie
wedrzeć się do środka. Już od progu ujrzała małego słodkiego blondyna, który chodził jeszcze niepewnie
trzymając się płytek po brązowych panelach.
-Ty jesteś Mike- oznajmiła Johanna kucając przy chłopcu. O dziwo dwulatek nie zawstydził się jak to miał
w zwyczaju. Oprócz tego z uśmiechem na ustach skierował we duże brązowe oczy na pakunek, który
przyniosła dziewczyna.-Ja jestem Joe i mam coś dla Ciebie- stwierdziła pomagając małemu odpakować
prezent.
Mike był wniebowzięty przyciskał swoimi małymi paluszkami na wszystkie guziki po kolei zdając sobie
sprawę, że po wciśnięciu na jakikolwiek obrazek z laptopa będzie wydobywał się charakterystyczny
zwierzęcy dźwięk. Klaskając w rączki śmiał się do rozpuku nie puszczając niebieskiego urządzenia.
-Nie musiałaś Joe, miałaś przyjść w odwiedziny a nie kupować małemu prezenty. Wejdź do salonu proszę.
To jest mój mąż Peter, poczekamy jeszcze na mojego brata, który jak zwykle się spóźnia i otworzymy wino.
Nie ma takiego pojęcia. Nie można być wiecznie uradowanym przez całe życie. W życiu każdego człowieka
znajdują się takie wydarzenie które komplikują nasze życie w maksymalnym stopniu. Małżeństwo które
dowiaduje się, że nie może mieć dzieci, energiczna atrakcyjna kobieta w ułamku sekundy dowiaduje się, że
ma raka, dziecko, które zostaje śmiertelnie potrącone na pasach w miejscu które teoretycznie powinno być
bezpieczne. Czy te wydarzenia choć trochę są przyjemne? Nie i otóż to. W życiu zawsze jest równowaga i
to pod każdym względem.
Johanna razem z Lisą beztrosko spędzały czas na Ibizie nie przejmując się nadchodzącym jutrem. Życie było
w tej chwili piękne. Woda w morzu przez okrągłe 24 godziny była idealna by móc zgłębiać Jej fale, słońce
prażyło niemiłosiernie zostawiając po sobie oznaki na ciałach urlopowiczów a delikatny przyjemny wiatr był
rozkoszą w wieczory spędzane na zewnątrz hotelu. Lecz to co dobre szybko się kończy. Ta Idylla musiała
kiedyś zamknąć swój żywot i ten czas nadszedł właśnie dziś w gorące piątkowe popołudnie. Niemki właśnie
szykowały się do odlotu by dotrzeć do domu gdy Joe zdała sobie sprawę z być może najważniejszej kwestii
w Jej życiu. Przeglądając swój aparat ze zdjęciami, które zrobiła na Ibizie uświadomiła sobie, że zawsze
towarzyszył Jej w życiu. Już od małego dziecka pamięta jak biegała po domu i robiła każdemu zdjęcie i
prosiła o uśmiech do kamery. To może być to, przecież kochała fotografię, odkąd pamiętała miała z Nią
styczność. Dlaczego wcześniej na to nie wpadła? Przecież zakończenie modelingu nie oznacza końca
kariery. Może fotografować i nawet ma do tego odpowiedni sprzęt. Postanowiła, że zaraz po przylocie do
Dortmundu uda się na profesjonalny kurs fotografii. Choćby miała wydać fortunę obiecała sobie, że w końcu
spełni swoje marzenia.
***
Dzień za dniem mijał spokojnie, bez rewelacji. Blondynka jak postanowiła tak zrobiła, poszła na kurs
fotograficzny i miała to szczęście, że uchowało się dla Niej jedno ostatnie miejsce. Już na pierwszych
zajęciach zaskarbiła sobie sympatię niejakiej Maggie. Dziewczyna nic a nic nie potrafiła robić zdjęć ale za to
miała fantastyczny charakter.
-Meg, dlaczego właściwie chodzisz na profesjonalny kurs fotografii?- w przerwie na śniadanie Joe zapytała
dziewczyny co Ją tu przywiodło.
-Jestem totalnym beztalenciem w tej dziedzinie wiesz? Zazdroszczę wszystkim moim koleżankom, że ot tak
zrobią pstryk i wychodzą im takie piękne zdjęcia. Zdaję sobie sprawę, że ludzie tutaj na tym kursie są
uzdolnieni pod tym względem ale ja jestem inna i zawsze idę pod prąd. Żebyś Ty zobaczyła moje wypociny
w albumie- zamyślając się chwilę brunetka z radością stwierdziła - Joe to świetny pomysł! Musisz koniecznie
odwiedzić mnie w domu. Zobaczysz jak mieszkam i poznam Cię z moim synkiem i mężem. Zaproszę też
mojego brata, ostatnio złamał kostkę i jak zwykle narzeka na swój marny los. Niech przyjdzie i w końcu
przestanie marudzić, zgadzasz się?
Jako, że Johanna nie miała serca odmawiać nowo poznanej koleżance, która wydawała się być po prostu
miła i uprzejma zgodziła się bez mrugnięcia okiem. Nie zważając na to czy Joe ma czas czy nie jutro wieczór
były umówione.
***
Od momentu feralnego wieczoru w Hiszpanii Joe nie miała żadnego kontaktu z Marco. Widziała Go raz czy
dwa na plaży ale przecież wyraziła się jasno. Zero wspólnych kontaktów. Nie wiedząc czemu ta sprawa
przypomniała Jej się właściwie dziś zaczęła szykować się na domniemane spotkanie z Maggie. Jak zwykle
nie wiedziała co na siebie włożyć, niby to tylko koleżanka ale w końcu ma poznać Jej brata, męża i synka.
Wypadałoby kupić jakiś prezent dla małego. Przypomniała sobie, że Meg mówiła co o tym, że chłopczyk
ma 2 latka. Postanowiła więc, że wyjdzie z domu wcześniej i kupi coś pierworodnemu dziewczyny w
dowolnym sklepie dziecięcym. Ubrała się dość na luzie lecz z delikatną nutką elegancji by nie wypaść na
jakąś ofermę. Wdziewając na swoje ramie czerwoną torebkę wzięła z komody klucz by zamknąć swoje
mieszkanie. Wsiadając do samochodu w swych balerinach zapięła pasy i ruszyła pod domniemany sklep dla
dzieci. Wybór był ogromny. Sama nie wiedziała na co najpierw patrzeć. Były i ubranka i zabawki. Pieluchy i
przeróżne kolorowe nocniki. W tym momencie zdała sobie sprawę, ze takie malutkie dzieckiem to nie lada
wyczyn finansowy dla młodego rodzica. Na początku wpadł w Jej oko zielony rowerek na trzech kółkach,
który na kierownicy miał zabawną żółtą trąbkę lecz po chwili zrezygnowała nie wiedząc czy chłopiec nie ma
takiego pojazdu w swym domu. Nie miała absolutnie pomysłu na prezent dla 2-latka. Chodziła między
regałami niczym kura szukająca swoich małych kurczaków. Małe kolorowe książeczki o zwierzakach? A
może klocki? Dzieci na pewno lubią się bawić. Spoglądając na zegarek zdała sobie sprawę, że jeśli się nie
pospieszy to spóźnienie będzie miała murowane. Zaczepiła więc pracownika sklepu mając nadzieję, że
okaże się większym doświadczeniem od Niej samej w tych sprawach.
-Przepraszam bardzo. Mam kłopot, wybieram się w odwiedziny i poszukuje prezentu dla 2letniego
dziecka...Chłopczyk- dodała po chwili.
-Chłopczyk to może coś z zabawek interaktywnych? Kierownica z migaczami? Piesek który rozmawia,
samochód?- zaproponował mężczyzna.
-Błagam o pomoc. Nie mam pojęcia. Tyle tego jest, że nie wiem gdzie oczy podziać.
-To może proponuję laptopa. Takiego dla małego dziecka z literkami i zwierzątkami na klawiaturze. Oprócz
tego, że to świetna zabawa dla malucha to jeszcze bardzo edukacyjna.
-Nie wpadłabym na to. Dziękuje. Może Pan jakoś ładnie zapakować?
***
Wpadła niczym piorun na posesję pod numerem dwanaście. Była dokładnie o czasie, cóż za szczęście że
zdecydowała się w końcu na ten prezent gdyby nie ten sprzedawca to tkwiła by tam do jutra. Już tylko
poprawienie niesfornego kucyka i huczne ding dong rozdzwoniło się w domu Maggie.
-Joe! Jesteś już. Wejdź proszę- uradowana brunetka otworzyła szerzej drzwi by Niemka mogła spokojnie
wedrzeć się do środka. Już od progu ujrzała małego słodkiego blondyna, który chodził jeszcze niepewnie
trzymając się płytek po brązowych panelach.
-Ty jesteś Mike- oznajmiła Johanna kucając przy chłopcu. O dziwo dwulatek nie zawstydził się jak to miał
w zwyczaju. Oprócz tego z uśmiechem na ustach skierował we duże brązowe oczy na pakunek, który
przyniosła dziewczyna.-Ja jestem Joe i mam coś dla Ciebie- stwierdziła pomagając małemu odpakować
prezent.
Mike był wniebowzięty przyciskał swoimi małymi paluszkami na wszystkie guziki po kolei zdając sobie
sprawę, że po wciśnięciu na jakikolwiek obrazek z laptopa będzie wydobywał się charakterystyczny
zwierzęcy dźwięk. Klaskając w rączki śmiał się do rozpuku nie puszczając niebieskiego urządzenia.
-Nie musiałaś Joe, miałaś przyjść w odwiedziny a nie kupować małemu prezenty. Wejdź do salonu proszę.
To jest mój mąż Peter, poczekamy jeszcze na mojego brata, który jak zwykle się spóźnia i otworzymy wino.
Johanna
siedziała już w salonie państwa Mehr wyczekujac brata Maggie.
Spóźniał się już piętnaście minut ale
jak to stwierdziła Meg
to podobno normalne u Jej młodszego rodzeństwa. Joe nie lubiła gdy
ktoś sie spóźnia a
już na pewno gdy Ona musiała czekać.
Przecież po to ktoś skonstruował zegarek by być na czas, prawda?
Postanowiła jednak trzymać nerwy na wodzy. W końcu wcale nie znala
człowieka i co najważniejsze nie będzie
obrażać rodziny swojej
koleżanki, która była nieliczną w Jej kontaktach towarzyskich od
tego czasu gdy
zerwali z Mario. Z zamyślenia wyrwał Ją dzwonek u
drzwi po czym gość nie czekając na otworzenie sam
postanowił
przybyć do salonu. Poprawiajac swoją pozycję na fotelu wlepiła na
usta swój promienny uśmiech i z
niecierliwością czekała na
gościa. Gdy towarzysz ukazał się w pełnej krasie tuż w wejściu
to blondynka o mało
co nie upuściła swojej szklanki z wodą, którą
trzymała w chwili obecnej.
-Joe
to jest właśnie mój brat...
-Marco-
dokończyła blondynka patrząc złowrogo na mężczyznę.
*****************************************
Rozdział niesprawdzany, mogą być błędy. Za co przepraszam :)
Ciao :*
piątek, 24 października 2014
TRZY
Co
Was odpręża? Książka czytana w zaciszu domowym z kubkiem herbaty
nieopodal? A może nastrojowa
muzyka wydobywająca się ze starej
wieży? Być może sen działa na Was kojąco lub wręcz przeciwnie
musicie
potańczyć i się wyszaleć by poczuć się w pełni
szczęśliwym. Każdy ma swój własny azyl i każdemu jest
potrzebne
coś innego. Człowiek- niby podobna istota ale różnimy się od
siebie praktycznie wszytkim. Jeden lubi
zimę, drugi lato. Niektórzy
wolą koty, inni zaś psy. To normalne gdyby każdy był taki sam
życie byłoby nudne.
Przewidzielibyśmy zachowanie innych bo
przecież myśleliby tak samo jak my.
Johanna
Levy była zupełnie inna od swej przyjaciółki Lisy. Nie miała w
zwyczaju narzucać się chłopakom a już
tym bardziej kokietować
ich swoim wyglądem. Blondynka zaś podekscytowana tym, że nie kto
inny ale Marco
Reus jest z nimi na tej pięknej wyspie szła do
hotelu w podskokach niczym sarenka. Dla Lisy liczyła sie chwila,
ważne żeby się dobrze zabawić i niczego nie żałować. To była
Jej główna teza. Joe natomiast miała inne
poglądy na ten temat.
Nie umiała ot tak być z kimś choć przez chwile nie zakochując
się w Nim. Byc może to
był błąd bo zawsze przez to cierpiała
niewyobrażalną ilość czasu ale tak została skonstruowana, tego
nie dało
się wyłączyć przyciskiem off niczym pilotem. Podążała w
tej chwili tuż za swoją przyjaciółką nie zdziwiona
wcale Jej
zachowaniem.
-Lisa
musiałaś Mu się tak narzucać?- zapytała wracając do zachowania
dziewczyny, które było dość
kłopotliwe i dla Marco i dla Niej
rzecz jasna rozumując, że przyjaźni się z blondynką.
-Ale
o co Ci chodzi?- Niemka nic nie rozumiała. Przecież zawsze tak
robiła, to było dla Niej normalne.
Wychodziła z założenia, że
jest XXI wiek i czasy gdy mężczyźni musieli starać sie o względy
dziewczyn już
dawno minęły. Mamy równouprawnienie i nie ma co się
bawić w podchody bo szkoda na to czasu.
-Chodzi
mi o to, że prawie co Go nie pożarłaś wzrokiem- Joe była nieco
zniesmaczona zachowaniem
dziewczyny. Z nieznajomymi mogła sobie
robić co chciała, to przecież Jej życie. Lecz Reus'a znała i nie
chciała
wstydzić sie przy każdej napotkanej sytuacji mijając Go.
-Czy
Ty aby nie jesteś zazdrosna?- zapytała blondynka za co została
momentalnie spiorunowana wzrokiem
przez przyjaciółkę.
-Proszę
państwa żart roku- oznajmiła - Tak, lecę na najlepszego
przyjaciela mojego byłego wiesz? Chcę się na
Nim na pewno odegrać.
Bardzo pociągajace nie?- zapytała po czym mrugając do swej
towarzyszki wyprzedziła
Ją by dotrzeć do hotelowej recepcji.
-No
dobra już dobra. Zaczekaj na mnie!
***
Joe wykończona
po podróży nie miała najmniejszej ochoty już na nic tego dnia
więc marzyła tylko o kąpieli i
błogim śnie w wielkim wygodnym
łóżku. Chciała otulić się ciepłą kołdrą i usnąć jak małe
dziecko po
ekscytyującym dniu po wycieczce w zoo. Lecz czyż to nie
było by zbyt piękne by mogło stać się realne?
Zdążyła wziąć
prysznic i Jej wzrok przykuła buszująca w walizce Lisa, która
zdążyła przez ten czas pół
odzieży porozrzucać po ich wspólnym
pokoju. Pomieszczenie było niczym porażone tornadem i to nie
jednym. Dziewczyna opierajac się o framugę drzwi od łazienki
patrzyła z rozbawieniem na rozszalałą
przyjaciółkę.
-Szukasz czegoś?-
zapytała nie wytrzymując już patrzenia na to jak mozolnie Lisa
rozrzuca wszystkie swoje
ubrania po pokoju.
-No wreszcie
wyszłaś. Ale co Ty ubrałaś? Johanno! Wyciągaj jakąś sukienkę
z torby i idziemy- rzekła
blondynka znajdując w końcu swoja
zdobycz. Sukienka w kolorze mięty sięgajaca do połowy ud.
-Jakie idziemy?
Gdzie niby? W tym chcesz iść spać?- spojrzała na dziewczynę i
jednak zrozumiała od razu.
Lisa była pomalowana jakby co najmniej
na wesele miała iść. I doskonale wiedziała, że Ją też to
czeka. Jej
własna przyjaciółka nie miała zamiaru iść spać a
Ona choćby nie chciała iść i tak Jej nie puści, zeby się nie
zgubiła.
Wiec gdy Lisa
brała już orzeźwiający prysznic by rozbudzić swój organizm Joe
przebrała się w rurki i t-shirt.
Nie miała zamiaru uwodzić nikogo
wdziękiem ani marznąć wieczorem na dworze. Malować zbytnio też
nie
miała ochoty. Nigdy nie była dziewczyną wytapetowaną i nie
chciała tego zmieniać.
-Mówię Ci
będzie fajnie, pianki z ogniska i mnóstwo napalonych facetów!-
krzyknęła radośnie dziewczyna
odziana w swą skąpą sukienkę.
-Pozostanę
jednak przy piankach- odrzekła Joe podążając za Lisą.
***
Ku nieszczęściu
Joe na pomysł aby wpaść na imprezę wpadło chyba pół tuzina
ludzi. Usiadła więc na
schodach rozświetlonych przez latarnię i
czekała za Lisą, która miała przynieść przysmak wieczoru. Obok
Niej przewijało się mnóstwo ludzi, paru mężczyzn próbowało
nawet zagadać do brunetki lecz Ona wcale nie
miała ochoty na
rozmowę tym bardziej jak widziała gdy płeć przeciwna wpatruje się
namiętnie w Jej biust.
Wystarczyło pietnaście minut czekania aż
przyszedł do Niej sms od Lisy.
Kochanie, wyrwij
jakiegoś przystojniaka bo ja dziś nie wracam na noc do domu.
Twoja Lisa <3
No tak pięknie,
wystarczyło Ją wypuścić po głupie pianki a ta już wyhaczyła
jakiegoś typa. Co za
dziewczyna. Czy Ona kiedykolwiek zmądrzeje?
Nie znała człowieka i już wyladuje z Nim w łóżku. Oby
kiedyś
się nie przejechała na tym. Wykorzystując jednak to, że ubrała
się i jako tako wygląda postanowiła
iść kupić piwo i przejść
się wzdłuż morza, które tak pieknie szumiało zupełnie jak w
tych muszlach które
przywozi się z wakacji.
-Jedno piwo
poproszę- uśmiechając się promiennie do barmana złożyła
zamówienie.
Chłopak dość
długo nie mógł oderwać wzroku od dziewczyny. Może i nie
nadużywała makijażu ale i bez
tego była piękna. Taka naturalna,
może właśnie to pociągało w Niej facetów? Włosy zafalowały na
wietrze i
przysłoniły Jej oczy więc zgrabnym ruchem ręki wsunęła
kosmyki za ucho odwracając się nieco. Po raz
kolejny tego wieczoru
czekała Ją niespodzianka. W samej rzeczy Marco Reus stał jak posąg
przed Jej
skromną osobą.
-Marco? Co Ty
tu?....No tak jesteś na urlopie.- uśmiechnęła się zadawając
sobie pytanie ile jeszcze razy w
ciągu tego tygodnia spotka Go na
plaży.
-Przejdziemy
się?- zapytał blondynki na co Ona sie zgodziła ku niezadowoleniu
barmana który najwyraźniej
miał inne plany. Otzrymała więc piwo
i ruszyli wzdłuz morza.
Tego wieczora
było inaczej niż za pierwszym razem, nie było tej krępującej
ciszy pośród nich. Marco
postanowił pierwszy się odezwać.
-Gdzie masz Lisę?
Wydaje mi się, że jest dość rozrywkową dziewczyną. Nie przyszła
z Tobą?
-Właśnie
rozrywkową. Wyciągnęła mnie a potem zwiała z jakimś. Właściwie
nie wiem z kim. Myślisz że
powinnam się martwić?- zapytała
zdajac sobie sprawę, że nawet nie wie w razie czego gdzie szukać
przyjaciółki.
-Jest dorosła,
daj spokój. Pewnie świetnie się bawi.
-A więc co Cię
tu sprowadza? Zdaje się, że też przyjechałeś z przyjaciółmi.
Gdzie Oni są?- zapytała
dziewczyna zmieniając temat.
-Padli po
podróży. Ja jakoś nie mogłem spać więc wyszedłem na chwilę
się przejść.
Dziewczyna
doskonale rozumiała przyjaciół Reus'a sama najchętniej padła by
na łóżko. Jak znajdzie Lisę to
Ją udusi gołymi rękoma. I każdy
sąd Ją uniewinni. Tego była pewna.
-Jak tam Twoje
sprawy? Wracasz do modelingu?- zapytał znienacka zmuszając
dziewczynę do odpowiedzi.
-Nie, na pewno
nie. Nie chcę już być upokorzona i nie chę już tak żyć. Nie
wiem co będę robić. Myślałam
o fotografii ale nie mam pojęcia,
pożyjemy, zobaczymy.
W ostatniej
chwili miała zapytać co u Mario ale się powstrzymała, obiecała
sobie że nigdy więcej nie chce
Go widzieć ani nawet o Nim słyszeć.
Dlaczego On Jej to zrobił. Czym takim zasłużyła sobie na to?
-Marco, muszę
już iść. Przepraszam ale jestem zmęczona. Tak naprawdę to Lisa
mnie tu wyciągnęła a ja
wcale nie miałam ochoty tu być. Mam po
prostu chęć na spanie. To jedyne czego mi potrzeba.
-Jasne, rozumiem.
Powtórzymy to kiedyś?- zapytał spoglądajac niepewnie na
blondynkę.
-Reus myślę
jeszcze o Nim. Może już Go nie kocham ale myślę. Zdaję sobie
sprawę, że jesteście
przyjaciółmi i jest mi niewygodnie ot tak
utrzymywać z Tobą znajomość. Dziękuję Ci za wszystko ale nie.
Myślę, że już się nie spotkamy.
******************************************
Cześć!
Połowa z Was uważała, że na Ibizie będzie również i Mario ale mam względem Niego inne zacne plany!
Dziękuję za tyle wyświetleń i komentarzy! Kochane MOJE! ♥
Mam nadzieję, że rozdział się podoba:)
<3
czwartek, 16 października 2014
DWA
Mieliście
kiedykolwiek w swym życiu złe dni? No jasne, że tak. Każdy Je
miał. Niektóre z nich są wielkie
jak choroba, śmierć naszej
ukochanej osoby. Są też te mniej bolesne jak pierwsze rozczarowanie
miłosne,
odrzucenie. Mimo tego wszystkiego smutek jest nieodłącznym
elementem naszego życia. Każda osoba na tej
kuli ziemskiej posiada
Go choćby w stopniu minimalnym a jeśli uważa, że nie oznacza to,
że przeżył
niewystarczająco dużo w swym życiu lub po prostu
ukrywa swoje prawdziwe ja w szklanej skorupie bólu.
Johanna
Levy przez cały ostatni tydzień rozmyślała o swoim życiu. Jakie
Ono jest, jakie było, jakie będzie.
Analizowała każdy najmniejszy
ruch przez swoje 24 lata życia tak jakby chciała wychwycić każdy
najdrobniejszy błąd jaki popełniła. Czy ta dziewczyna była
nieskazitelna? Oczywiście, że nie. Popełniała
błędy jak każdy.
Ale przecież najważniejsze w tym wszystkim, żeby wyciągnąć
wnioski, by uczyć się na nich
żyć. Co to szczęście? Życie
według własnego ja. Ten moment kiedy spojrzysz w lustro i jesteś z
siebie
zadowolony. Joe żyła zgodnie ze swoimi wewnętrzymi
przekonaniami jakie wpoili Jej rodzice przez tyle lat.
Nigdy nikogo
nie starała się oceniać, poniżyć. Wierzyła, że trzeba być
miłym dla każdego człowieka, bo nie
wiadomo kiedy można ich
jeszcze spotkać na swojej drodze. Była osobą nieufną lecz gdy
obdarzyła kogoś
zaufaniem oznaczało to, ze zrobi dla tej osoby wszystko. Taką osobą była Lisa. Jej najdroższa przyjaciółka.
Dziewczyna od ostatniej rozmowy z Reusem wiele myślała, przyznała
blondynowi rację. Jej teraźniejsza
sytuacja to nie koniec świata.
Jak wiele jest ludzi którzy stracili pracę, chłopaka, sposób na
życie? Znała te
odpowiedź. Bardzo wiele. Ale mimo tego wszystkiego dawają sobie świetnie radę i możliwe, że mają
jeszcze gorzej od
Niej. Musiała odpocząć, wzięła wiec urlop. Zabierając ze sobą
swoją najserdeczniejszą
przyjaciółkę już tego wieczora miały
zajmować miejsce pasażera w podróży na Ibizę.
***
Przemierzała
powolnym krokiem lotnisko w Dortmundzie wypatrując Lisy.
-Gdzie
Ona jest? Spóźnimy się przecież- mówiąc sama do siebie okręcała
się wokół własnej osi jak pszczoła
gotowa do zebrania nektaru.
-Zgadnij
kto to?- zakrywając oczy brunetce Lisa znalazła się nagle przy Niej.
Była rozradowana i
podniecona jak nigdy dotąd. Wyraźnie było
widać, że cieszy Ją myśl o słonecznej pogodzie, gorącym piasku
i
co najważniejsza opalonych, przystojnych latynosach.
-Wiesz,
która jest godzina? Za cztery minuty odlatujemy!- delikatnie
popychając blondynkę do przodu
Johanna szybkim krokiem zmierzała do
miejsca odlotu.
Lisa
była okropnie roztargnioną osobą. Wiecznie się spóźniała,
zawsze mając przy tym coraz to nowsze
wymówki. Polowała na każdego
faceta, który nie miał na palcu obrączki i krzywych zębów.
Uwielbiała
szminki, czerwone szpilki i krótkie spódniczki opinające Jej idealnie wyrzeźbione na siłowni ciało.
***
Joe
nie lubiła wcale latać. Podróż samolotem uważała za zło
konieczne. Kiedy tylko można było jeździła
samochodem. Gdy była
młodsza razem ze swym rodzeństwem oglądała milion filmów katastroficznych czego
teraz w dorosłym życiu solidnie żałowała.
Już gdy tylko przekraczała próg środka transportu powietrznego
zbierało Jej się na nudności. Zawsze więc korzystała z oferty
stewardessy, która proponowała lampkę
szampana. To Ją odprężało,
pozwoliło choć na chwilę zmrużyć powieki by oddać się w
objęcia Morfeusza.
Tak też było tym razem już po kilku łykach
procentowego napoju poczuła jak ogarnia Ją błogie uczucie. Jej
drżące powieki zwiastowały znużenie organizmu. Ciałem była już
w innej odległej krainie lecz Lisa o mało co
nie wprawiła Ją w
migotanie przedsionków.
-Matko
do Ciebie!- podskoczyła na miejscu pasażera zupełnie tak jakby
przypomniała sobie o
niewyłączonym mleku na gazie. Obawiając się
najgorszego wyrwana z półsnu Niemka spojrzała na
przyjaciółkę.
-Nie
wzięłam z domu czerwonego lakieru do paznokci. Joe przecież to mój
talizman seksapilu. Jak ja teraz
wyrwę jakiegokolwiek faceta?
W
tej właśnie chwili dziewczyna zadała sobie pytanie co Ją
skłoniło by wziąć ze sobą Lisę. Była roztrzepana
jak mało
kto. Mimo to były przecież nierozłączne. Nie wytrzymały nawet
dwudziestu czterech godzin by nie
wysłać do siebie minimum jednego sms-a. Kochały się jak siostry więc Joe nie wyobrażała brać w
podróż
nikogo innego.
-Zaraz
lądujemy, proszę zapiąć pasy- usłyszały z głośnika.
Przekonując
Lisę do tego, iż kolor miętowy jest równie ekscytujący co
czerwony na paznokciach i w niczym
nie przeszkadza w podboju mężczyzn
dziewczyna nieco uspokoiła się. Złapały się za poręcz siedzenia
by
przetrwać jakoś te chwile grozy. Odliczając spokojnie do
dziesięciu blondynka pierwsza otworzyła oczy by
upewnić się, że
Ibiza stoi dla nich otworem.
***
-Ja
pójdę po nasze walizki a Ty pilnuj mojej torebki- zaproponowała Lisa
po czym w mgnienia oku oddaliła
się od brunetki.
-Ale
może- zaczęła Joe lecz przyjaciółki już nie było- Pomogę Ci-
dopowiedziała sama sobie.
-Joe?-
usłyszała za sobą męski głos. O dziwo dźwięk wydobyty z ust
mężczyzny był w języku niemieckim.
Obróciła więc się na
pięcie by zlustrować twarz swego towarzysza.
-To
znowu Ty?- wypaliła.-To znaczy Marco?- zapytała zdając sobie
sprawę, że pierwszy zwrot mógł
wydać się niegrzeczny z Jej
strony.
-Spokojnie,
też się zdziwiłem widząc tu Ciebie i dlatego podeszłem by się
upewnić czy to naprawdę Ty.
-No
czeeeść- jak ćma w jasności z otchłani wyłoniła się Lisa.
-Lisa......- wyciągając rękę w kierunku Reus'a
zatrzepotała swymi
długimi rzęsami by oczarować blondyna.
-Marco
to jest Lisa moja przyjaciółka a to jest Marco...- właśnie jak
przedstawić Reus'a? Mój dawny
znajomy? Najlepszy przyjaciel mojego
byłego? To żenujące rozmawiam z najlepszym kumplem Mario
Goetze
czy to nie bezsensowna sytuacja?
-Więc
co tu robicie?- ten zwrot blondyn skierował do Johanny gdyż osoba
Lisy mocno dekoncentrowała
Go. Przypominała Mu o tych wszystkich
natrętnych fankach, które na Jego widok piszczały i o niemal co
mdlały. A On strasznie tego nie lubił. Przecież był zwyczajnym
człowiekiem i nigdy nie chciał by ktokolwiek
odbierał Jego osoby
jako gwiazdy.
-Przyjechałyśmy
na urlop- odparła.
-To
tak jak my- stwierdził Marco któremu bezceremonialnie wypowiedź
przerwała Lisa.
-My?
To znaczy, że takich przystojniaków jest tu więcej?
-Lisa!-
zganiła Ją przyjaciółka.- Chyba już powinniśmy iść.-lustrując
blondynkę złapała Ją za przegub dłoni
by pociągnąć w swoją
stronę.
-Pa
Marco- na odchodne rzuciła Lisa.
My?
Co oznaczało słowo my? Czy Mario też tam jest? Nie, to niemożliwe
sezon w Bayernie jeszcze się nie
skończył. Jednego czego była
pewna to to, że nie chciała już na swej drodze nigdy spotkać Mario
Goetze.
Ten człowiek zmarnował Jej życie. Nadal gdy o Nim myślała
bolało Ją serce ale już nie przez to jak bardzo
tęskniła ale
przez to jak Ją potraktował. Kochała Go a On nazwał Ją zwykłą
sprzedajna dziwką. Mario idź
do diabła.
***
Nawet
nie wyobrażacie sobie ekstremalnego poziomu mojego zdenerwowania.
Miałam cały rozdział, ale słuchajcie caluteñki. Pisałam Go jak
zawsze w wordzie I wiecie co? Nacisnęłam krzyżyk I wyświetlił
się komunikat czy zapisać zmiany a ja co zrobiłam??? Nacisnęłam NIE!
Tak,
tak brawo ja!
Szybko
więc pisałam od nowa mając jako taki zarys rozdziału. Myślę, że
przekazałam wszystko co w tamtym. Może tylko w niektórych wątkach
zmieniły się słowa. Ale jestem padnięta!
Rozdział na Izie prawdopodobnie dopiero w następny weekend.
Miłego dnia:)
Pa, pa:)
P.S Dziękuję mojej kochanej De(nie wiem czemu nawykłam tak do Ciebie mówić) za każde słowo wsparcia!! Jesteś najlepsza <3
Subskrybuj:
Posty (Atom)