Między mężczyzną a kobietą przyjaźń nie jest możliwa. Namiętność, wrogość, uwielbienie, miłość-
tak, lecz nie przyjaźń.
Była wykończona. Przyjechała tu po to by wypocząć, odseparować się od reszty świata a męczyła się
coraz bardziej. Czym? Co Jej tak przeszkadzało, że nie potrafiła normalnie funkcjonować?
Świadomość tego, iż pocałowany przez Nią mężczyzna jest w pokoju obok? Czy może to, że nie jest
z Nią w tym pokoju tylko zabrał ze sobą inną dziewczynę? Nie potrafiła zrozumieć toku swego
myślenia. Nie nadążała za sobą, przecież nie powinna tak tyle czasu poświęcać Jego osobie! Mimo
wszystko czuła nutkę zazdrości gdy widziała dziewczynę. Lena je z NIM śniadanie. Lena idzie z
NIM spać. Lena idzie pozwiedzać plażę z NIM. Te myśli przytłaczały Jej głowę jak zbyt ciężki głaz.
Postanowiła wziąć orzeźwiającą kąpiel by pozwolić swym zagmatwanym myślom choć na chwilę
dać odsapnąć. Zmoczyła swe ciało ciepłą wodą po czym wmasowała w Nie brzoskwiniowy żel pod
prysznic. Spłukując nadmiar piany stała tak jeszcze przez chwilę czując jak krople wody ściekają po
Jej bladej skórze. Gdy wycierała już swe ciało w miękki puchaty ręcznik usłyszała pukanie do drzwi.
Myślała, że to obsługa, dosłownie pięć minut temu zamówiła kolacje do pokoju ponieważ konała z
głodu. Owinęła się ręcznikiem tuż nad piersiami i pomaszerowała szybkim krokiem do drzwi.
Otworzyła je z wielkim rozmachem i i uśmiechem na ustach lecz gdy zobaczyła osobę przed Nią
mina Jej zrzedła. Do Jej uszu dobiegł dźwięk głośnego pogwizdywania.
-Możesz się tak nie gapić?- zapytała widząc palący Ją wzrok blondyna na swoim ciele. Już na pewno
przyjaciele tak na siebie nie patrzą.
-Z trudem- odparł wchodząc do środka. -Lena martwi się o Ciebie. Zapewne jesteś samotna w tym
pokoju, może przyjdziesz do ....
LENA To imię znów przewinęło się przez głowę Joe. Miałaby do Nich pójść i co niby robić? Grać w
karty? A może porozmawiać sobie o ich szczęśliwej miłości? Dziewczyna nie wyobrażała sobie
takiego scenariusza.
-Nie, Marco. Nie czuję się samotna. Zaraz idę spać, podziękuj Lenie za troskę- odparła.
-Ale nie dasz mi nawet dokończyć. Zaraz na plaży jest impreza. Z tego co wiem Ona nie znosi słowa
sprzeciwu.
Serce Joe zakuło milionami małych szpileczek. Skąd On tyle o Niej wie? Nie miała ochoty na
jakiekolwiek imprezy ale ciekawość wzięła górę. Miała okazję poznać bliżej Lenę i zamierzała z tego
planu skorzystać.
***
Wprawdzie była już gotowa do wyjścia lecz nie wiedziała czy to był na pewno dobry pomysł z tą
imprezą. Ubrana w krótkie koronkowe spodenki i top który opinał Jej szczupłą sylwetkę postanowiła
wziąć jeszcze ze sobą cienki sweterek w razie gdyby naprawdę wieczór okazał się chłodny. Biła się
non stop z myślami, wcale nie miała ochoty tam iść i to najmniejszej. Wybierając numer w telefonie
do Lisy chodziła nerwowo po pokoju czekając na odzew ze strony przyjaciółki.
-Lisa? No w końcu, musimy porozmawiać.
-No ja myślę! Nie dzwonisz przecież do mnie o tej porze, żeby powiedzieć mi dobranoc, prawda?-
zapytała Lisa, która znała Joe już na wylot.
-Bo ja...bo ja....Nie wiem co robić- stwierdziła na jednym tchu nie przestawając chodzić w kółko po
pokoju.- Chodzi o Reusa. Niby mieliśmy zostać przyjaciółmi. A On się tak zachowuje...
-Tak to znaczy jak?- wtrąciła się blondynka, która musiała znać każdy nawet najmniejszy szczegół z
życia towarzyskiego Johanny.
-No flirtuje ze mną, chociaż nie powinien. Rany boskie Lisa On przyjechał tu z dziewczyną.
Cholernie ładną dziewczyną- dodała po chwili namysłu.
-Może widzi jak się peszysz przy Nim i traktuje to jako dobrą zabawę? Flirt to nie grzech, pocałunek
zresztą też nie.
-Jak zawsze można na Ciebie liczyć wiesz? Co mam robić? Olewać Go? Czy może też zacząć
flirtować aż da sobie spokój?
-Ja myślę, że Ty najlepiej wiesz co masz robić. Po prostu nie daj się. Mario Cię za bardzo
skrzywdził, żebyś tak po prostu dała znów się omamić. Nie zapominaj o tym.
***
Oddychaj i idź przed siebie. Z takim nastrojem bojowym Joe zmierzała w kierunku plaży. Dostrzegła
z oddali grupkę przyjaciół imprezujących przy ognisku więc właśnie tam skierowała swe kroki.
Usiadła tuż koło Maggie na złocistym piasku i otrzymawszy butelkę z piwem pociągnęła łyk
zimnego napoju.
-Jestem taka szczęśliwa, że mnie tu zabrałeś Marco- na cały głos oznajmiła Lena klejąc się do
blondyna jak pijawka do ludzkiej skóry.
Joe nie mogła patrzeć na dziewczynę wprost leżącą na Reusie toteż postanowiła iść na parkiet
zatańczyć z przypadkowym mężczyzną. Poruszając biodrami w obie strony poczuła przed sobą
obecność mężczyzny. Młody brunet okazał się idealnym partnerem do towarzyskiego tańca. Nie
nadeptywał specjalnie na nogi i potrafił nienagannie kierować kobietą w tańcu. Przetańczyli tak trzy
kawałki po czym brunetka postanowiła podejść do baru by zamówić jakiś mocniejszy trunek.
-Margarita proszę- rzekła do barmana siadając na wysokim krześle.
-Dla mnie również- usłyszała za sobą znajomy głos który rozpoznała od razu.
-Nie bierzesz dwóch? Lena na pewno z chęcią też by się napiła.- stwierdziła z przekąsem
przymrużając oczy.
-Bluzeczka Ci się podwinęła- szepnął Jej na ucho Reus co sprawiło, że dziewczyna wzdłuż
kręgosłupa poczuła dreszcze. Blondyn przechwytując swojego drinka uśmiechnął się szyderczo po
czym skierował swe kroki w stronę plaży. Dziewczyna wypiła jednym haustem swój kieliszek
wykrzywiając przy tym twarz i pobiegła za Marco.
-Co Ty sobie wyobrażasz?!- krzyknęła ciągnąc za koszulkę tak aby blondyn na chwilę przystanął.
***********************
PRZERWA NA REKLAMY!!!!
Ach nawet nie wiecie jak KOCHAM kończyć w takim momencie! :)
Tylko proszę mnie nie hejtować za to hah :)
Zostawiam Was z nowiutkim, jeszcze cieplutkim rozdziałem a ja idę się zgłębiać w jakże ciekawy podręcznik od biologii :(
RATUNKU!!!!
Hahahahh nie ma sprawy już idę :)
Dobranoc perełki i dziękuuuję bardzo za każdy komentarz!!! Jesteście WIELKIE!
<3
p.s. Zapraszam na mego drugiego bloga----->KLIK
poniedziałek, 12 stycznia 2015
środa, 7 stycznia 2015
DZIEWIĘĆ
Prawda o strachu:
Nie boimy się ciemności, boimy się tego co w Niej jest.
Nie boimy się wysokości, boimy się spaść.
Nie boimy się ludzi dookoła siebie, boimy się, że mogą Nas nie zaakceptować.
Nie boimy się kochać, boimy się że druga osoba nie odwzajemni tego.
Nie boimy się pozwolić komuś odejść, boimy się zaakceptować rzeczywistość w której Go nie ma.
Nie boimy się spróbować jeszcze raz, boimy się cierpieć z tego samego powodu.
Strach to złudzenie, boimy się Jego następstw.
Johanna Levy kilka dni po tym jak osoba Mario Goetze znów po raz kolejny namieszała solidnie w
Jej życiu była już inną osobą. Potrzebowała kilku dni by dojść do siebie i przeanalizować to co się
stało ale użalanie się nad sobą nie było w Jej stylu. Zleciła ekipie remontowej całkowitą zmianę Jej
mieszkalnego wnętrza. Nie mogła patrzeć na białe ściany, na których raził Ją w oczy napis
"DZIWKA". Ściany w kolorze delikatnego fioletu nadały inne brzmienia w Jej ciepłym, przytulnym
mieszkaniu. Obiecała, że się nie podda i słowa dotrzyma. Najgorsze to poddać się strachowi, tylko
On Nas paraliżuje. Co do Reusa...
Tego tematu dziewczyna wolała unikać i gdy tylko Lisa próbowała Ją wypytać o jakiekolwiek
szczegóły z Jej życia towarzyskiego Joe zasłaniała się, że nie ma czasu na pogaduszki gdy praca
czeka. Była dla Niej odskocznią, czymś co pozwalało Jej odetchnąć i nie myśleć. Nie widziała Go już
tydzień, okrągłe siedem dni. Jednak dziś miał nastać dzień decydującego starcia. Dlaczego tak się
denerwowała? Przecież wszystko sobie wyjaśnili, mimo tego było Jej głupio i wstyd. Pocałowała
Marco Reusa, Ona Johanna Levy dopuściła się tego czynu którego nikt nie podejrzewał.
***
Robiła co mogła, chciała się wymigać z tego spotkania stawiając opór przed Kathy. Dziewczyna
jednak była nieugięta, ktoś musiał przekazać sesję Hugo Bossa a obecnie współpracownica Joe była
zajęta. Żywiła cichą nadzieję, że to może Mats a nie Marco przyjdzie do salonu, w końcu obydwoje
brali w tym udział. Tak się jednak nie stało, punktualnie gdy wybiło południe blondyn pukając
delikatnie we framugę białych drewnianych drzwi zjawił się tuż przed Nią.
-Cześć Joe. Wpadłem zobaczyć zdjęcia-zaczął niepewnie nie zdając sobie sprawy czy dziewczyna
pamięta o celu Jego wizyty. Bądź co bądź ostatnio postawiła sprawę jasno, nie chciała się więcej
widywać. Przynajmniej na gruncie prywatnym.
-Cześć Marco. Usiądź proszę,pokażę Ci zdjęcia- odparła otwierając swojego białego laptopa.
Zdjęcia były idealne, wprost stworzone do reklamy nowego perfumu. Zarówno Kathy jaki i Joe znały
się dobrze na tym fachu, mimo tego iż ani jedna ani druga nie miała ukończonych studiów
fotograficznych.
-Co u Ciebie?- na odwagę zdobył się Marco spoglądając kątem oka na blondynkę. -Zmizerniałaś
ostatnio.- dodał lustrując uważnie ciało dwudziestoczterolatki.
Spojrzała na Niego tym swoim beznamiętnym wzrokiem, którym chciała prześwietlić myśli młodego
Niemca. Bezskutecznie, nie wiedziała o co Mu chodzi.
-Schudłaś- wyjaśnił.-I ogólnie blada jesteś. Dobrze się czujesz?
-Tak. Wszystko w porządku, po prostu nie wyspałam się. Dziś mam dużo pracy więc troszeczkę się
stresowałam dniem.
-Stresowałaś się dniem czy tym, że musimy się spotkać?- zapytał bez jakichkolwiek oporów.
Dlaczego On musi być aż tak irytujący?- pomyślała dziewczyna. Wchodzi sobie tutaj jak gdyby
nigdy nic, odgaduje Jej myśli i jeszcze patrzy się tymi cholernie błyszczącymi oczami wyczekując
odpowiedzi. Wzrok blondyna przeszywał Ją na wskroś, wiedziała że musi coś powiedzieć choć głos
ugrzązł Jej w gardle.
-Nie wiem o co Ci chodzi Marco. Wyjaśniliśmy sobie wszystko, tak? To co się stało a raczej to co ja
zrobiłam nie miało żadnego znaczenia. Po co do tego wracasz?- zapytała
-Skoro nie miało znaczenia to dlaczego tak się zachowujesz? Takie rzeczy się zdarzają. Nie
pocałowałaś nikogo tak po prostu, spontanicznie. Bez żadnego zastanowienia się co będzie dalej?
-Wyobraź sobie, że nie. Oprócz tego jedynego razu nic takiego mi się nie zdarzyło. A wiesz
dlaczego? Bo odkąd pamiętam byłam z Mario, myślałam że jest chodzącym ideałem. Dosłownie.
***
Żałowała, że wdała się w rozmowę z Marco, powinna przemilczeć sprawę i nie dawać Mu satysfakcji
z tego, że ma racje. Bo miał. To prawda, to niby nic nie znaczyło, dlaczego tak się czuła? Czemu nie
potrafiła spojrzeć blondynowi w oczy? Dlaczego On Ją torturował tymi pytaniami, czyżby
rozmawiał z Mario i podzielał Jego zdanie, jaką to jest pustą dziewczyną? Nie mogła opędzić się od natrętnych
myśli, które kłębiły się w Jej głowie. Zaraz po wyjściu Reusa postanowiła zamknąć studio gdyż i tak
nie mogła się skupić choćby na najmniejszej czynności. Zakupując drożdżówki poszła do Lisy.
Musiała z kimś koniecznie porozmawiać. Udałaby się do Maggie ale to przecież siostra Marco, jak
ma z Nią o tym rozmawiać?.
-Mogę?- zapytała gdy ujrzała sylwetkę przyjaciółki w drzwiach.
Mocno zdziwiona dziewczyna wpuściła blondynkę do środka. Joe nigdy nie zaniedbywała swych
obowiązków a dziś tak po prostu zamknęła studio, bo nie mogła się skupić. To było dziwne.
-Mała, co jest?- zapytała Lisa widząc jak nerwowo Jej przyjaciółka krąży po pokoju.
-On mnie rozprasza, rozumiesz?- zapytała gryząc kęs drożdżówki- Cholera, moją dietę szlag trafił.-
Spoglądając na nadgryziony smakołyk zaczęła kontynuować- Wchodzi sobie z butami w moje życie,
które już pomału zaczęła się układać, rozumiesz? I jeszcze ten tekst, "mizernie dziś wyglądasz". Co
to za tani podryw? Po co On tam przyszedł, co?- zapytała Lisa sadowiąc się na kanapie.
-Joe choćbym nie wiem jak wytężyła moje komórki mózgowe to i tak za cholerę nie wiem o kim
mówisz.
-Jak to o kim? Kto ma czelność przyjść do mojego salonu i prawić mi morały na temat mojego jakże
nędznego życia? Oczywiście, że Reus!- odparła wykrzywiając usta w krzywym uśmiechu.
-Podoba Ci się!- Krzyknęła rozentuzjazmowana dziewczyna spoglądając z podziwem na
przyjaciółkę.
-Oszalałaś, zapomniałaś, że.....
-Tak, tak pamiętam. To najlepszy kumpel Twojego byłego. Powtarzasz to od samego początku kiedy
spotkałaś Go w Dortmundzie i co z tego Joe? Mario to palant a ognisty, płomienny romans akurat
Tobie by się przydał.
-Zamknij się Lisa, zamilcz po prostu na wieki- odparła dziewczyna ugryzając kolejny kęs
drożdżówki.
***
Potrzeba jednej minuty by kogoś zauważyć, jednej godziny żeby Go ocenić , jednego dnia żeby
polubić i całego życia by Go później zapomnieć.
Johanna Levy pochłonięta codziennymi sesjami nie zdawała sobie sprawy jak przez palce ucieka Jej
czas. Dzień za dniem monotonnie robiła to samo, praca, dom, sen i tak w kółko. Nie miała czasu na
zakupy, lodówka świeciła pustkami. Nie pamiętała kiedy ostatnio była na jakiejkolwiek imprezie,
kiedy spotkała się w celach towarzyskich. Maggie martwiła się o przyjaciółkę, gdyż od ponad
tygodnia nie dawała o sobie znaku życia. Postanowiła Ją odwiedzić oczywiście w studiu
fotograficznym, gdyż nigdzie indziej nie można było złapać z Nią kontaktu. Przekraczając próg drzwi
spostrzegła mizernie wyglądajacą blondynkę.
-Joe?Przyniosłam drożdżówki i ciepłą kawę- oznajmiła kładąc produkty na biurku dziewczyny.
-Meg, co Ty tu robisz?- zapytała zdziwiona nagłą, niezapowiedzianą wizytą siostry Reusa.
-Nie odbierasz telefonów, nie odpisujesz na sms-y, w domu Cie nie można zastać. Co się dzieje?
-Nic. Po prostu ostatnio spadło na mnie wiele obowiązków i nie mam na nic czasu. Jeśli jestem w
domu to tylko i wyłącznie po to, aby się przespać.
-Tak, gdybyś mogła to tu byś nocowała, prawda? Już Cię znam. Musisz odpocząć, jak Ty wyglądasz.
Jadłaś coś w ogóle ostatnio?- Maggie była osobą na tyle otwartą iż nie bawiła się w grę słów. Nie
zważała na to, czy kogoś obrazi czy nie. Mówiła prosto z mostu to o czym myśli. Jednak nie dało się
Jej nie lubić.
-Piłam kawę- odparła Joe wznosząc kubek do góry.
-Kawa o siódmej rano, brawo. A zresztą tego syfu z automatu chyba nie chcesz nazywać kawą.
Trzymaj póki ciepłe- odparła podając blondynce termos.-Wiesz właściwie to przyszłam do Ciebie z
pewną propozycją. Skoczyłabyś z Nami na wycieczkę?- zapytała Meg patrząc wyczekująco na dziewczynę.
-Na wycieczkę? Maggie ja naprawdę mam dużo pracy- odparła lecz momentalnie zgromiona przez
dziewczynę zapytała- No dobrze. Gdzie ta wycieczka i kiedy?
-Extra, ja zarezerwuję bilety na jutro a Ty się przyszykuj.- rozentuzjazmowana brunetka zaczęła
zbierać się do wyjścia.
-Ale nie powiedziałam, że się zgadzam. Meg! Dokąd jedziemy!?
-Na Seszele! Nie przejmuj się będzie fajnie, weźmiemy Marco!- odkrzyknęła a blondynce z twarzy
od razu zniknął uśmiech.
Dosyć, że będzie musiała użerać się z blondynem to jeszcze Seszele. Pod pojęciem słowa wycieczka
miała nadzieję wybrać się gdzieś za miasto a nie w inny kraj. Maggie była nieobliczalna.
***
Czy miała jakiekolwiek wyjście z tej ponurej sytuacji? Nie. Maggie choćby siłą zaciągnęłaby Ją na
lotnisko. Odwrotu nie było toteż następnego poranka już zmierzała taksówką w stronę lotniska. Z
oddali widziała już sylwetkę męża Meg toteż wiedziała gdzie się kierować, rozmawiał z jakąś
dziewczyną. Widocznie zaprosili troszkę więcej osób na ten wyjazd co uszczęśliwiło Joe. Gdy
będzie większe towarzystwo może zajść taka sytuacja, iż wcale nie będzie musiała rozmawiać z
blondynem.
-Joe! Tutaj!- krzyczała Meg wymachując rękoma by ta jak najszybciej podeszła do Nich.
W tym momencie dziewczyna rozmawiająca z mężem przyjaciółki odwróciła się ale nie była sama.
Pierwsze co rzuciło się w oczy Młodej Niemce był Reus kurczowo trzymając kobietę za rękę. Szła
przed siebie wpatrując się w ten obrazek, poczuła lekki zawód.
Czyżby zazdrość? Nie potrafiła
zrozumieć swych dziwnych odczuć, przecież jest dobrze. Skoro to Jego dziewczyna, nie będzie już
więcej żadnych dwuznacznych sytuacji, prawda? Podeszła bliżej kładąc walizki w odpowiednie dla
Nich miejsce.
-To chyba jesteśmy w komplecie- stwierdziła Maggie.-Wy się jeszcze nie znacie. Joe pozwól, że Ci
przedstawię to jest Lena.
-Miło mi- odparła młoda dziewczyna ćwierkając jak wróbelek. Buzia Jej się nie miała zamiaru
zamknąć. Była tak cholernie ładna i miła, że Joe miała ochotę Ją zabić. Zdziwiona swoim bojowym
nastrojem względem rudowłosej postanowiła zmierzyć w kierunku samolotu. Usiadła na swoim
wygodnym miejscu rozglądając się dookoła gdzie podziali się pozostali. Ani Maggie ani Davida nie
mogła zauważyć za to Marco wraz z Leną znaleźli się stosunkowo za blisko Niej.
-Znowu się widzimy- rzucił Marco siadając na miejscu obok. Blondynka już wolałaby "słodką
idiotkę Lenę" koło siebie ale przecież nie będzie robić scen. Wiedziała, że będzie żałować tego
wylotu, miała skrytą nadzieję iż dopadnie Ją zatrucie pokarmowe i cały wyjazd przeleży w pokoju
hotelowym. Założyła swe słuchawki na uszy wywracając teatralnie oczami by nie słuchać
gaworzenia znienawidzonej przez Nią dwójki.
***
Miły głos pogodnej stewardessy obwieścił, iż lada moment będą lądować. Przestraszona Lena
trzymała kurczowo Marco za rękę gdyż strasznie bała się latać. Mimo iż Joe miała przez cały lot na
uszach słuchawki dziewczyna tak głośno rozmawiała iż znała chyba cały Jej życiorys.
-Może też się boisz? Złapać Cię za rękę?- zapytał Marco unosząc znacznie jedną brew. Jego ręka
dziwnie spoczęła na kolanie Johanny wprawiając Ją w niemałe zamieszanie. Lena była tak przejęta
lotem, że nawet nie zauważyła tego dwuznacznego gestu. Blondynka strącając rękę blondyna
zgromiła Go wzrokiem zapinając szczelnie pasy. Nie dało się ukryć, iż sama się bała ale nie miała
zamiaru dawać Reusowi tej satysfakcji.Za kogo On się w ogóle uważa? Myślała, że jest inny.
Można Mu zaufać ale teraz zdała sobie sprawę, iż jest bezczelny. Podrywacz jakich mało i nie obchodzi Go
w ogóle, że dziewczyna się krępuje, w końcu jest przyjacielem Mario. Do cholery co On wyrabia?!
***
Rozpakowywała swoje walizki modląc się by nikogo Jej nie przydzielili do pokoju, o dziwo cały
apartament był Jej. Maggie zajęła miejsce z Davidem, natomiast Lena zamieszkała naprzeciwko z
Marco. Na samą myśl tego Joe wzdrygnęła się, zaczęła sobie wyobrażać co Oni tam mogą
wyprawiać. Zganiła siebie w myśli za tak wygórowane myśli i postanowiła zejść na dół po coś do
jedzenia. Od samego rana nic nie jadła, zdając sobie sprawę, że będzie lecieć w samolocie.
***
Heii.
Tak mnie wena poniosła,że i na tym blogu postanowiłam dodać :)
Mam nadzieje, że się spodobał. Wytężałam swój mózg aby coś konkretnego napisać i mam nadzieje taką malutką, że nie zawiodłam :)
BUZIAKI:***
Nie boimy się ciemności, boimy się tego co w Niej jest.
Nie boimy się wysokości, boimy się spaść.
Nie boimy się ludzi dookoła siebie, boimy się, że mogą Nas nie zaakceptować.
Nie boimy się kochać, boimy się że druga osoba nie odwzajemni tego.
Nie boimy się pozwolić komuś odejść, boimy się zaakceptować rzeczywistość w której Go nie ma.
Nie boimy się spróbować jeszcze raz, boimy się cierpieć z tego samego powodu.
Strach to złudzenie, boimy się Jego następstw.
Johanna Levy kilka dni po tym jak osoba Mario Goetze znów po raz kolejny namieszała solidnie w
Jej życiu była już inną osobą. Potrzebowała kilku dni by dojść do siebie i przeanalizować to co się
stało ale użalanie się nad sobą nie było w Jej stylu. Zleciła ekipie remontowej całkowitą zmianę Jej
mieszkalnego wnętrza. Nie mogła patrzeć na białe ściany, na których raził Ją w oczy napis
"DZIWKA". Ściany w kolorze delikatnego fioletu nadały inne brzmienia w Jej ciepłym, przytulnym
mieszkaniu. Obiecała, że się nie podda i słowa dotrzyma. Najgorsze to poddać się strachowi, tylko
On Nas paraliżuje. Co do Reusa...
Tego tematu dziewczyna wolała unikać i gdy tylko Lisa próbowała Ją wypytać o jakiekolwiek
szczegóły z Jej życia towarzyskiego Joe zasłaniała się, że nie ma czasu na pogaduszki gdy praca
czeka. Była dla Niej odskocznią, czymś co pozwalało Jej odetchnąć i nie myśleć. Nie widziała Go już
tydzień, okrągłe siedem dni. Jednak dziś miał nastać dzień decydującego starcia. Dlaczego tak się
denerwowała? Przecież wszystko sobie wyjaśnili, mimo tego było Jej głupio i wstyd. Pocałowała
Marco Reusa, Ona Johanna Levy dopuściła się tego czynu którego nikt nie podejrzewał.
***
Robiła co mogła, chciała się wymigać z tego spotkania stawiając opór przed Kathy. Dziewczyna
jednak była nieugięta, ktoś musiał przekazać sesję Hugo Bossa a obecnie współpracownica Joe była
zajęta. Żywiła cichą nadzieję, że to może Mats a nie Marco przyjdzie do salonu, w końcu obydwoje
brali w tym udział. Tak się jednak nie stało, punktualnie gdy wybiło południe blondyn pukając
delikatnie we framugę białych drewnianych drzwi zjawił się tuż przed Nią.
-Cześć Joe. Wpadłem zobaczyć zdjęcia-zaczął niepewnie nie zdając sobie sprawy czy dziewczyna
pamięta o celu Jego wizyty. Bądź co bądź ostatnio postawiła sprawę jasno, nie chciała się więcej
widywać. Przynajmniej na gruncie prywatnym.
-Cześć Marco. Usiądź proszę,pokażę Ci zdjęcia- odparła otwierając swojego białego laptopa.
Zdjęcia były idealne, wprost stworzone do reklamy nowego perfumu. Zarówno Kathy jaki i Joe znały
się dobrze na tym fachu, mimo tego iż ani jedna ani druga nie miała ukończonych studiów
fotograficznych.
-Co u Ciebie?- na odwagę zdobył się Marco spoglądając kątem oka na blondynkę. -Zmizerniałaś
ostatnio.- dodał lustrując uważnie ciało dwudziestoczterolatki.
Spojrzała na Niego tym swoim beznamiętnym wzrokiem, którym chciała prześwietlić myśli młodego
Niemca. Bezskutecznie, nie wiedziała o co Mu chodzi.
-Schudłaś- wyjaśnił.-I ogólnie blada jesteś. Dobrze się czujesz?
-Tak. Wszystko w porządku, po prostu nie wyspałam się. Dziś mam dużo pracy więc troszeczkę się
stresowałam dniem.
-Stresowałaś się dniem czy tym, że musimy się spotkać?- zapytał bez jakichkolwiek oporów.
Dlaczego On musi być aż tak irytujący?- pomyślała dziewczyna. Wchodzi sobie tutaj jak gdyby
nigdy nic, odgaduje Jej myśli i jeszcze patrzy się tymi cholernie błyszczącymi oczami wyczekując
odpowiedzi. Wzrok blondyna przeszywał Ją na wskroś, wiedziała że musi coś powiedzieć choć głos
ugrzązł Jej w gardle.
-Nie wiem o co Ci chodzi Marco. Wyjaśniliśmy sobie wszystko, tak? To co się stało a raczej to co ja
zrobiłam nie miało żadnego znaczenia. Po co do tego wracasz?- zapytała
-Skoro nie miało znaczenia to dlaczego tak się zachowujesz? Takie rzeczy się zdarzają. Nie
pocałowałaś nikogo tak po prostu, spontanicznie. Bez żadnego zastanowienia się co będzie dalej?
-Wyobraź sobie, że nie. Oprócz tego jedynego razu nic takiego mi się nie zdarzyło. A wiesz
dlaczego? Bo odkąd pamiętam byłam z Mario, myślałam że jest chodzącym ideałem. Dosłownie.
***
Żałowała, że wdała się w rozmowę z Marco, powinna przemilczeć sprawę i nie dawać Mu satysfakcji
z tego, że ma racje. Bo miał. To prawda, to niby nic nie znaczyło, dlaczego tak się czuła? Czemu nie
potrafiła spojrzeć blondynowi w oczy? Dlaczego On Ją torturował tymi pytaniami, czyżby
rozmawiał z Mario i podzielał Jego zdanie, jaką to jest pustą dziewczyną? Nie mogła opędzić się od natrętnych
myśli, które kłębiły się w Jej głowie. Zaraz po wyjściu Reusa postanowiła zamknąć studio gdyż i tak
nie mogła się skupić choćby na najmniejszej czynności. Zakupując drożdżówki poszła do Lisy.
Musiała z kimś koniecznie porozmawiać. Udałaby się do Maggie ale to przecież siostra Marco, jak
ma z Nią o tym rozmawiać?.
-Mogę?- zapytała gdy ujrzała sylwetkę przyjaciółki w drzwiach.
Mocno zdziwiona dziewczyna wpuściła blondynkę do środka. Joe nigdy nie zaniedbywała swych
obowiązków a dziś tak po prostu zamknęła studio, bo nie mogła się skupić. To było dziwne.
-Mała, co jest?- zapytała Lisa widząc jak nerwowo Jej przyjaciółka krąży po pokoju.
-On mnie rozprasza, rozumiesz?- zapytała gryząc kęs drożdżówki- Cholera, moją dietę szlag trafił.-
Spoglądając na nadgryziony smakołyk zaczęła kontynuować- Wchodzi sobie z butami w moje życie,
które już pomału zaczęła się układać, rozumiesz? I jeszcze ten tekst, "mizernie dziś wyglądasz". Co
to za tani podryw? Po co On tam przyszedł, co?- zapytała Lisa sadowiąc się na kanapie.
-Joe choćbym nie wiem jak wytężyła moje komórki mózgowe to i tak za cholerę nie wiem o kim
mówisz.
-Jak to o kim? Kto ma czelność przyjść do mojego salonu i prawić mi morały na temat mojego jakże
nędznego życia? Oczywiście, że Reus!- odparła wykrzywiając usta w krzywym uśmiechu.
-Podoba Ci się!- Krzyknęła rozentuzjazmowana dziewczyna spoglądając z podziwem na
przyjaciółkę.
-Oszalałaś, zapomniałaś, że.....
-Tak, tak pamiętam. To najlepszy kumpel Twojego byłego. Powtarzasz to od samego początku kiedy
spotkałaś Go w Dortmundzie i co z tego Joe? Mario to palant a ognisty, płomienny romans akurat
Tobie by się przydał.
-Zamknij się Lisa, zamilcz po prostu na wieki- odparła dziewczyna ugryzając kolejny kęs
drożdżówki.
***
Potrzeba jednej minuty by kogoś zauważyć, jednej godziny żeby Go ocenić , jednego dnia żeby
polubić i całego życia by Go później zapomnieć.
Johanna Levy pochłonięta codziennymi sesjami nie zdawała sobie sprawy jak przez palce ucieka Jej
czas. Dzień za dniem monotonnie robiła to samo, praca, dom, sen i tak w kółko. Nie miała czasu na
zakupy, lodówka świeciła pustkami. Nie pamiętała kiedy ostatnio była na jakiejkolwiek imprezie,
kiedy spotkała się w celach towarzyskich. Maggie martwiła się o przyjaciółkę, gdyż od ponad
tygodnia nie dawała o sobie znaku życia. Postanowiła Ją odwiedzić oczywiście w studiu
fotograficznym, gdyż nigdzie indziej nie można było złapać z Nią kontaktu. Przekraczając próg drzwi
spostrzegła mizernie wyglądajacą blondynkę.
-Joe?Przyniosłam drożdżówki i ciepłą kawę- oznajmiła kładąc produkty na biurku dziewczyny.
-Meg, co Ty tu robisz?- zapytała zdziwiona nagłą, niezapowiedzianą wizytą siostry Reusa.
-Nie odbierasz telefonów, nie odpisujesz na sms-y, w domu Cie nie można zastać. Co się dzieje?
-Nic. Po prostu ostatnio spadło na mnie wiele obowiązków i nie mam na nic czasu. Jeśli jestem w
domu to tylko i wyłącznie po to, aby się przespać.
-Tak, gdybyś mogła to tu byś nocowała, prawda? Już Cię znam. Musisz odpocząć, jak Ty wyglądasz.
Jadłaś coś w ogóle ostatnio?- Maggie była osobą na tyle otwartą iż nie bawiła się w grę słów. Nie
zważała na to, czy kogoś obrazi czy nie. Mówiła prosto z mostu to o czym myśli. Jednak nie dało się
Jej nie lubić.
-Piłam kawę- odparła Joe wznosząc kubek do góry.
-Kawa o siódmej rano, brawo. A zresztą tego syfu z automatu chyba nie chcesz nazywać kawą.
Trzymaj póki ciepłe- odparła podając blondynce termos.-Wiesz właściwie to przyszłam do Ciebie z
pewną propozycją. Skoczyłabyś z Nami na wycieczkę?- zapytała Meg patrząc wyczekująco na dziewczynę.
-Na wycieczkę? Maggie ja naprawdę mam dużo pracy- odparła lecz momentalnie zgromiona przez
dziewczynę zapytała- No dobrze. Gdzie ta wycieczka i kiedy?
-Extra, ja zarezerwuję bilety na jutro a Ty się przyszykuj.- rozentuzjazmowana brunetka zaczęła
zbierać się do wyjścia.
-Ale nie powiedziałam, że się zgadzam. Meg! Dokąd jedziemy!?
-Na Seszele! Nie przejmuj się będzie fajnie, weźmiemy Marco!- odkrzyknęła a blondynce z twarzy
od razu zniknął uśmiech.
Dosyć, że będzie musiała użerać się z blondynem to jeszcze Seszele. Pod pojęciem słowa wycieczka
miała nadzieję wybrać się gdzieś za miasto a nie w inny kraj. Maggie była nieobliczalna.
***
Czy miała jakiekolwiek wyjście z tej ponurej sytuacji? Nie. Maggie choćby siłą zaciągnęłaby Ją na
lotnisko. Odwrotu nie było toteż następnego poranka już zmierzała taksówką w stronę lotniska. Z
oddali widziała już sylwetkę męża Meg toteż wiedziała gdzie się kierować, rozmawiał z jakąś
dziewczyną. Widocznie zaprosili troszkę więcej osób na ten wyjazd co uszczęśliwiło Joe. Gdy
będzie większe towarzystwo może zajść taka sytuacja, iż wcale nie będzie musiała rozmawiać z
blondynem.
-Joe! Tutaj!- krzyczała Meg wymachując rękoma by ta jak najszybciej podeszła do Nich.
W tym momencie dziewczyna rozmawiająca z mężem przyjaciółki odwróciła się ale nie była sama.
Pierwsze co rzuciło się w oczy Młodej Niemce był Reus kurczowo trzymając kobietę za rękę. Szła
przed siebie wpatrując się w ten obrazek, poczuła lekki zawód.
Czyżby zazdrość? Nie potrafiła
zrozumieć swych dziwnych odczuć, przecież jest dobrze. Skoro to Jego dziewczyna, nie będzie już
więcej żadnych dwuznacznych sytuacji, prawda? Podeszła bliżej kładąc walizki w odpowiednie dla
Nich miejsce.
-To chyba jesteśmy w komplecie- stwierdziła Maggie.-Wy się jeszcze nie znacie. Joe pozwól, że Ci
przedstawię to jest Lena.
-Miło mi- odparła młoda dziewczyna ćwierkając jak wróbelek. Buzia Jej się nie miała zamiaru
zamknąć. Była tak cholernie ładna i miła, że Joe miała ochotę Ją zabić. Zdziwiona swoim bojowym
nastrojem względem rudowłosej postanowiła zmierzyć w kierunku samolotu. Usiadła na swoim
wygodnym miejscu rozglądając się dookoła gdzie podziali się pozostali. Ani Maggie ani Davida nie
mogła zauważyć za to Marco wraz z Leną znaleźli się stosunkowo za blisko Niej.
-Znowu się widzimy- rzucił Marco siadając na miejscu obok. Blondynka już wolałaby "słodką
idiotkę Lenę" koło siebie ale przecież nie będzie robić scen. Wiedziała, że będzie żałować tego
wylotu, miała skrytą nadzieję iż dopadnie Ją zatrucie pokarmowe i cały wyjazd przeleży w pokoju
hotelowym. Założyła swe słuchawki na uszy wywracając teatralnie oczami by nie słuchać
gaworzenia znienawidzonej przez Nią dwójki.
***
Miły głos pogodnej stewardessy obwieścił, iż lada moment będą lądować. Przestraszona Lena
trzymała kurczowo Marco za rękę gdyż strasznie bała się latać. Mimo iż Joe miała przez cały lot na
uszach słuchawki dziewczyna tak głośno rozmawiała iż znała chyba cały Jej życiorys.
-Może też się boisz? Złapać Cię za rękę?- zapytał Marco unosząc znacznie jedną brew. Jego ręka
dziwnie spoczęła na kolanie Johanny wprawiając Ją w niemałe zamieszanie. Lena była tak przejęta
lotem, że nawet nie zauważyła tego dwuznacznego gestu. Blondynka strącając rękę blondyna
zgromiła Go wzrokiem zapinając szczelnie pasy. Nie dało się ukryć, iż sama się bała ale nie miała
zamiaru dawać Reusowi tej satysfakcji.Za kogo On się w ogóle uważa? Myślała, że jest inny.
Można Mu zaufać ale teraz zdała sobie sprawę, iż jest bezczelny. Podrywacz jakich mało i nie obchodzi Go
w ogóle, że dziewczyna się krępuje, w końcu jest przyjacielem Mario. Do cholery co On wyrabia?!
***
Rozpakowywała swoje walizki modląc się by nikogo Jej nie przydzielili do pokoju, o dziwo cały
apartament był Jej. Maggie zajęła miejsce z Davidem, natomiast Lena zamieszkała naprzeciwko z
Marco. Na samą myśl tego Joe wzdrygnęła się, zaczęła sobie wyobrażać co Oni tam mogą
wyprawiać. Zganiła siebie w myśli za tak wygórowane myśli i postanowiła zejść na dół po coś do
jedzenia. Od samego rana nic nie jadła, zdając sobie sprawę, że będzie lecieć w samolocie.
***
Heii.
Tak mnie wena poniosła,że i na tym blogu postanowiłam dodać :)
Mam nadzieje, że się spodobał. Wytężałam swój mózg aby coś konkretnego napisać i mam nadzieje taką malutką, że nie zawiodłam :)
BUZIAKI:***
poniedziałek, 29 grudnia 2014
OSIEM
Są takie błędy, których nie da się naprawić. Są takie słowa, których nie sposób cofnąć. Są takie łzy,
których nie potrafimy powstrzymać. Są takie gesty, którym nie potrafimy się oprzeć. Są takie
pragnienia, które nie chcą umrzeć. Jest takie uczucie, które nie chce zgasnąć.
-Joe! Poczekaj! Gdzie Ty teraz pójdziesz?- zapytał Reus chwytając w ostatniej sekundzie dziewczynę
za nadgarstek. -Nie wygłupiaj się, zostań.
Przyparta do muru nie miała wystarczająco dość siły by się uwolnić. Trzymający nadal Jej nadgarstek
Reus stał tuż przed Nią. Dzieliły ich nieznaczne milimetry, dopiero teraz ujrzała czekoladowe
tęczówki Marco, na które wcześniej nie miała okazji patrzeć z aż takiego bliska. W Jej nozdrza
wbił się orzeźwiający zapach żelu pod prysznic, którego blondyn przesiąknął od stóp do głów.
Zamarła w bezruchu starając się opanować nerwy. Cicho wyszeptywane imię "Joe" przez Marco
wcale nie pomagało w zebraniu myśli. Wprost przeciwnie, głos Niemca pobudził Ją w ułamku
chwili by zbliżyć się do malinowych ust blondyna i musnąć delikatnie Jego ciepłe wargi.
-Przepraszam- odrzekła gdy zorientowała się co właśnie zrobiła i tak po prostu uciekła.
***
Czy pech zawsze musiał Ją prześladować? Nawet w najgorszych dla Jej życia momentach nie mogła
zaznać spokoju. Szła przed siebie ciągnąc buty po mokrym od deszczu chodniku rozmyślając o tym
co się właśnie wydarzyło. To był absurd, nie mogła sobie wyobrazić dlaczego to zrobiła. Mieli być
przyjaciółmi tylko i wyłącznie. Nawet w najśmielszych snach nie przyszło Jej do głowy by zdobyć
się na pocałunek z Reusem. Ale ta cała sytuacja, była roztrzęsiona, przygnębiona i nie wiedziała co
robić. A Marco stał stanowczo za blisko, to był ułamek sekundy i Bach! Jak grom z jasnego nieba
dotknęła malinowych ust chłopaka po czym zniknęła. To potrafiła robić najlepiej, narobić sobie
wstydu i zniknąć. Nogi prowadziły Ją teraz do domu Lisy, dlaczego od razu tu nie przyszła? Musiała
iść do blondyna? Od samego początku wiedziała, że ta znajomość nie przyniesie nic dobrego i nie
myliła się. Jej szósty zmysł po raz kolejny Jej nie zawiódł, tylko dlaczego musiało do tego dojść?
Reus pewnie myśli, że Mario miał rację i jestem puszczalska- pomyślała dziewczyna zbliżając się do
domu przyjaciółki.
***
-Ale jak Go pocałowaś? Tak po prostu?!- Lisa przeszywała wzrokiem przyjaciółkę wytrzeszczając
przy tym źrenice.
Ukrywając twarz w dłoniach Joe kołysała się do przodu i tyłu. Nie miała pojęcia co się z Nią dzieje i
jak ma teraz postąpić. Z otępienia wyrwał Ją odgłos telefonu z torebki, który sygnalizował
nadchodzące połączenie. Wyciągając iphona z kieszonki spojrzała na wyświetlacz. Reus. Osiem
nieodebranych połączeń. Powinna powiedzieć Mu, że jest bezpieczna i nic Jej nie grozi ale nie miała
na to siły. Nie posiadała ochoty na jakiekolwiek wyjaśnienia i bała się, że gdy powie blondynowi
gdzie się znajduje ten wsiądzie w samochód i przyjedzie do Niej a na to kompletnie nie była gotowa.
-Co ja mam Mu powiedzieć Lisa? Przepraszam ale to był błąd? Czy Ty to słyszysz? Co On sobie o
mnie myśli? Jaką ja jestem idiotką!
Lisa wracając z kuchni z dwoma parującymi kubkami sama nie wiedziała co myśleć o tej sytuacji.
Johanna zawsze miała problemy z wyborem niewłaściwych facetów. Nie rozumiała jednak
przyjaciółki, przecież Reus nie jest złym człowiekiem.
-Joe ale....Wy nic ten tego?- zapytała patrząc z ukosa na blondynkę.
-Oszalałaś chyba! Jeszcze tego by mi brakowało! Weź mnie zastrzel, bo spalę się ze wstydu.-
oznajmiła dziewczyna.
-Kochanie nie rozumiem Twych obaw. Ty jesteś sama, On jest sam. Brzydka nie jesteś, On za to jest
boski. Jeśli nie weźmiesz się za Niego to ja chętnie skorzystam.- rozmarzyła się Lisa.
-Na miłość Boską dziewczyno! To jest najlepszy przyjaciel mojego byłego, rozumiesz? Przeliteruję
Ci. Oni się P-R-Z-Y-J-A-Ź-N-I-Ą.- wstając z sofy zdała sobie sprawę, że nadchodzi siódma. Nie
spała wcale dzisiejszej nocy i w najbliższych godzinach też się na to nie zapowiadało. Musiała
zbierać się do pracy, gdyż z samego rana ktoś zarezerwował sobie sesję.
***
Rozkładając sprzęt czekała na Kathy, która spóźniała się już dwadzieścia minut. Nie lubiła gdy ktoś
się spóźnia ale była tak zaabsorbowana swoimi problemami, że nie zdążyła się obejrzeć i ujrzała
dziewczynę w drzwiach.
-Przepraszam za spóźnienie, straszne korki o tej porze. Musiałabym o szóstej wyjechać, żeby tu być
na czas. Widzę, że już się rozłożyłaś. Bardzo dobrze. Zaraz przyjdą.
-Kto przyjdzie? -zapytała z ciekawością lecz nie musiała długo czekać na odpowiedź gdyż
zauważyła przed sobą sylwetki dwóch mężczyzn.
-Maggie była o tyle dobra i namówiła swego brata na sesję. Joe przedstawiam Ci Marco Reusa i
Matsa Hummelsa z tutejszej drużyny piłkarskiej. Zrobimy sesję dla Hugo Bossa.
Kathy wcale nie musiała przedstawiać stojących przed Nią mężczyzn. Znała ich z ekranu wielkiego
telewizora a nawet jednego z nich miała okazję poznać jeszcze bliżej. Aż zbyt bardzo. Johanna stała
wpatrzona jak w obraz niczym zahipnotyzowana magicznym zaklęciem. Z rozszerzonymi wargami
wpatrywała się w piłkarzy nie mrużąc nawet przy tym powiek. Ocuciła się jednak po chwili zdając
sobie sprawę, jak głupio musi wyglądać. Postanowiła wziąć się do pracy nie dając po sobie nic
poznać. Przecież nic się nie dzieje- powtarzała sobie w myślach pstrykając co chwila zdjęcie.
Gdy nastała chwila przerwy na łyk kawy myślała, że oszaleje. Nie wiedziała co robić, jak się
zachowywać. Zaczęła czyścic więc swój obiektyw nie spuszczając z Niego oka. Po chwili poczuła
jednak czyjąś obecność obok.
-Mogę przeszkodzić?- zapytał blondyn bezceremonialnie siadając obok. Był tak wyluzowany jakby
nic osobistego w przeszłości między nimi nie miało wcale zdarzenia. Joe jednak nie potrafiła tak,
postanowiła jednak udawać,że wszystko w porządku.
-Jakieś propozycje co do sesji? Jeśli coś Ci się nie podoba to powiedz, zawsze możemy zmienić
koncepcję.
-Joe...?- zapytał przeciągle Marco- Chcesz mi coś powiedzieć?- spojrzał na Nią tymi cholernie
brązowymi oczami, które nagle pociemniały od wpatrywania się w blondynkę.
-No dobrze przepraszam, nie wiem co się ze mną stało. Nie zapanowałam nad sobą czego żałuję.
Naprawdę nie mam pojęcia co mi do głowy strzeliło- oznajmiła zdając sobie sprawę jak interesujące
w tej chwili są Jej własne dłonie. Przebierając nerwowo palcami miała wrażenie, że zaraz zapadnie
się pod ziemię.
-OK, dlaczego nie odbierasz telefonów?- zapytał upijając łyk świeżo zaparzonej kawy.
Nie miała pojęcia co odpowiedzieć. Wstydziła się, bała, nie miała ochoty? Wzruszając ramionami
spojrzała na punkt przed siebie.
-Nie możemy się unikać, przyjaźnisz się z Maggie a to moja siostra.
-Marco nie chcę Cię unikać ale nie sądzisz, że to niekomfortowa sytuacja? Mam się zachowywać
jakby nigdy nic? Jeszcze niedawno temu mieszkałam z Twoim najlepszym przyjacielem!
-Joe to był impuls. Ja o tym zapominam Ty też, ok?- zapytał patrząc z ukosa na dziewczynę.
-Postaram się- odrzekła wstając z krzesła. -Ale lepiej jeśli na jakiś czas przestaniemy się widywać.
***
Cześć robaczki ♥
Wiem, że rozdział nie powala ale z racji tego, że jutro wyjeżdżam na 10 dni w góry!!!!! <3
To chciałam coś dodać przed mym wyjazdem.:)
Mam nadzieję, że choć trochę się spodobał ;)
A wiec pragnę jeszcze życzyć Wam:
WYSTRZAŁOWEGO SYLWESTRA I JESZCZE LEPSZEGO NOWEGO ROKU:)
See you:*
których nie potrafimy powstrzymać. Są takie gesty, którym nie potrafimy się oprzeć. Są takie
pragnienia, które nie chcą umrzeć. Jest takie uczucie, które nie chce zgasnąć.
-Joe! Poczekaj! Gdzie Ty teraz pójdziesz?- zapytał Reus chwytając w ostatniej sekundzie dziewczynę
za nadgarstek. -Nie wygłupiaj się, zostań.
Przyparta do muru nie miała wystarczająco dość siły by się uwolnić. Trzymający nadal Jej nadgarstek
Reus stał tuż przed Nią. Dzieliły ich nieznaczne milimetry, dopiero teraz ujrzała czekoladowe
tęczówki Marco, na które wcześniej nie miała okazji patrzeć z aż takiego bliska. W Jej nozdrza
wbił się orzeźwiający zapach żelu pod prysznic, którego blondyn przesiąknął od stóp do głów.
Zamarła w bezruchu starając się opanować nerwy. Cicho wyszeptywane imię "Joe" przez Marco
wcale nie pomagało w zebraniu myśli. Wprost przeciwnie, głos Niemca pobudził Ją w ułamku
chwili by zbliżyć się do malinowych ust blondyna i musnąć delikatnie Jego ciepłe wargi.
-Przepraszam- odrzekła gdy zorientowała się co właśnie zrobiła i tak po prostu uciekła.
***
Czy pech zawsze musiał Ją prześladować? Nawet w najgorszych dla Jej życia momentach nie mogła
zaznać spokoju. Szła przed siebie ciągnąc buty po mokrym od deszczu chodniku rozmyślając o tym
co się właśnie wydarzyło. To był absurd, nie mogła sobie wyobrazić dlaczego to zrobiła. Mieli być
przyjaciółmi tylko i wyłącznie. Nawet w najśmielszych snach nie przyszło Jej do głowy by zdobyć
się na pocałunek z Reusem. Ale ta cała sytuacja, była roztrzęsiona, przygnębiona i nie wiedziała co
robić. A Marco stał stanowczo za blisko, to był ułamek sekundy i Bach! Jak grom z jasnego nieba
dotknęła malinowych ust chłopaka po czym zniknęła. To potrafiła robić najlepiej, narobić sobie
wstydu i zniknąć. Nogi prowadziły Ją teraz do domu Lisy, dlaczego od razu tu nie przyszła? Musiała
iść do blondyna? Od samego początku wiedziała, że ta znajomość nie przyniesie nic dobrego i nie
myliła się. Jej szósty zmysł po raz kolejny Jej nie zawiódł, tylko dlaczego musiało do tego dojść?
Reus pewnie myśli, że Mario miał rację i jestem puszczalska- pomyślała dziewczyna zbliżając się do
domu przyjaciółki.
***
-Ale jak Go pocałowaś? Tak po prostu?!- Lisa przeszywała wzrokiem przyjaciółkę wytrzeszczając
przy tym źrenice.
Ukrywając twarz w dłoniach Joe kołysała się do przodu i tyłu. Nie miała pojęcia co się z Nią dzieje i
jak ma teraz postąpić. Z otępienia wyrwał Ją odgłos telefonu z torebki, który sygnalizował
nadchodzące połączenie. Wyciągając iphona z kieszonki spojrzała na wyświetlacz. Reus. Osiem
nieodebranych połączeń. Powinna powiedzieć Mu, że jest bezpieczna i nic Jej nie grozi ale nie miała
na to siły. Nie posiadała ochoty na jakiekolwiek wyjaśnienia i bała się, że gdy powie blondynowi
gdzie się znajduje ten wsiądzie w samochód i przyjedzie do Niej a na to kompletnie nie była gotowa.
-Co ja mam Mu powiedzieć Lisa? Przepraszam ale to był błąd? Czy Ty to słyszysz? Co On sobie o
mnie myśli? Jaką ja jestem idiotką!
Lisa wracając z kuchni z dwoma parującymi kubkami sama nie wiedziała co myśleć o tej sytuacji.
Johanna zawsze miała problemy z wyborem niewłaściwych facetów. Nie rozumiała jednak
przyjaciółki, przecież Reus nie jest złym człowiekiem.
-Joe ale....Wy nic ten tego?- zapytała patrząc z ukosa na blondynkę.
-Oszalałaś chyba! Jeszcze tego by mi brakowało! Weź mnie zastrzel, bo spalę się ze wstydu.-
oznajmiła dziewczyna.
-Kochanie nie rozumiem Twych obaw. Ty jesteś sama, On jest sam. Brzydka nie jesteś, On za to jest
boski. Jeśli nie weźmiesz się za Niego to ja chętnie skorzystam.- rozmarzyła się Lisa.
-Na miłość Boską dziewczyno! To jest najlepszy przyjaciel mojego byłego, rozumiesz? Przeliteruję
Ci. Oni się P-R-Z-Y-J-A-Ź-N-I-Ą.- wstając z sofy zdała sobie sprawę, że nadchodzi siódma. Nie
spała wcale dzisiejszej nocy i w najbliższych godzinach też się na to nie zapowiadało. Musiała
zbierać się do pracy, gdyż z samego rana ktoś zarezerwował sobie sesję.
***
Rozkładając sprzęt czekała na Kathy, która spóźniała się już dwadzieścia minut. Nie lubiła gdy ktoś
się spóźnia ale była tak zaabsorbowana swoimi problemami, że nie zdążyła się obejrzeć i ujrzała
dziewczynę w drzwiach.
-Przepraszam za spóźnienie, straszne korki o tej porze. Musiałabym o szóstej wyjechać, żeby tu być
na czas. Widzę, że już się rozłożyłaś. Bardzo dobrze. Zaraz przyjdą.
-Kto przyjdzie? -zapytała z ciekawością lecz nie musiała długo czekać na odpowiedź gdyż
zauważyła przed sobą sylwetki dwóch mężczyzn.
-Maggie była o tyle dobra i namówiła swego brata na sesję. Joe przedstawiam Ci Marco Reusa i
Matsa Hummelsa z tutejszej drużyny piłkarskiej. Zrobimy sesję dla Hugo Bossa.
Kathy wcale nie musiała przedstawiać stojących przed Nią mężczyzn. Znała ich z ekranu wielkiego
telewizora a nawet jednego z nich miała okazję poznać jeszcze bliżej. Aż zbyt bardzo. Johanna stała
wpatrzona jak w obraz niczym zahipnotyzowana magicznym zaklęciem. Z rozszerzonymi wargami
wpatrywała się w piłkarzy nie mrużąc nawet przy tym powiek. Ocuciła się jednak po chwili zdając
sobie sprawę, jak głupio musi wyglądać. Postanowiła wziąć się do pracy nie dając po sobie nic
poznać. Przecież nic się nie dzieje- powtarzała sobie w myślach pstrykając co chwila zdjęcie.
Gdy nastała chwila przerwy na łyk kawy myślała, że oszaleje. Nie wiedziała co robić, jak się
zachowywać. Zaczęła czyścic więc swój obiektyw nie spuszczając z Niego oka. Po chwili poczuła
jednak czyjąś obecność obok.
-Mogę przeszkodzić?- zapytał blondyn bezceremonialnie siadając obok. Był tak wyluzowany jakby
nic osobistego w przeszłości między nimi nie miało wcale zdarzenia. Joe jednak nie potrafiła tak,
postanowiła jednak udawać,że wszystko w porządku.
-Jakieś propozycje co do sesji? Jeśli coś Ci się nie podoba to powiedz, zawsze możemy zmienić
koncepcję.
-Joe...?- zapytał przeciągle Marco- Chcesz mi coś powiedzieć?- spojrzał na Nią tymi cholernie
brązowymi oczami, które nagle pociemniały od wpatrywania się w blondynkę.
-No dobrze przepraszam, nie wiem co się ze mną stało. Nie zapanowałam nad sobą czego żałuję.
Naprawdę nie mam pojęcia co mi do głowy strzeliło- oznajmiła zdając sobie sprawę jak interesujące
w tej chwili są Jej własne dłonie. Przebierając nerwowo palcami miała wrażenie, że zaraz zapadnie
się pod ziemię.
-OK, dlaczego nie odbierasz telefonów?- zapytał upijając łyk świeżo zaparzonej kawy.
Nie miała pojęcia co odpowiedzieć. Wstydziła się, bała, nie miała ochoty? Wzruszając ramionami
spojrzała na punkt przed siebie.
-Nie możemy się unikać, przyjaźnisz się z Maggie a to moja siostra.
-Marco nie chcę Cię unikać ale nie sądzisz, że to niekomfortowa sytuacja? Mam się zachowywać
jakby nigdy nic? Jeszcze niedawno temu mieszkałam z Twoim najlepszym przyjacielem!
-Joe to był impuls. Ja o tym zapominam Ty też, ok?- zapytał patrząc z ukosa na dziewczynę.
-Postaram się- odrzekła wstając z krzesła. -Ale lepiej jeśli na jakiś czas przestaniemy się widywać.
***
Cześć robaczki ♥
Wiem, że rozdział nie powala ale z racji tego, że jutro wyjeżdżam na 10 dni w góry!!!!! <3
To chciałam coś dodać przed mym wyjazdem.:)
Mam nadzieję, że choć trochę się spodobał ;)
A wiec pragnę jeszcze życzyć Wam:
WYSTRZAŁOWEGO SYLWESTRA I JESZCZE LEPSZEGO NOWEGO ROKU:)
See you:*
sobota, 20 grudnia 2014
SIEDEM
Nie sztuką jest po rozstaniu miłość zamienić w nienawiść...prawdziwą sztuką jest zamienić miłość
chociażby w normalną relację.
Niepewnym ruchem ręki pchnęła drzwi zapalając na korytarzu światło. Otwierając szeroko oczy
wydała z siebie głośny przeraźliwy krzyk.....
Jej mieszkanie przypominało istne pobojowisko. Rozglądając się dookoła pomieszczenia bała się
wykonać jakikolwiek ruch, chociażby najmniejsze poruszenie wydawało się niebezpieczne. Lokum
było w opłakanym stanie, nie było choćby jednej szafki z której nie zostałyby porozrzucane rzeczy.
Nawet głupia szuflada ze skarpetkami była opróżniona do zera i leżała pośrodku pokoju. Jej
mieszkanko na które ciężko pracowała przypominało w tej chwili pole bitwy. Na białej ścianie na
której kiedyś wisiał telewizor czerwonym sprayem ktoś napisał słowo "DZIWKA". Sparaliżowana
strachem i poczuciem bezradności nie zastanawiając się długo obróciła się na pięcie i nie zważając na
to, iż zostawiła otwarte mieszkanie z płaczem ruszyła przed siebie.
Podążała ciemną nocą wgłąb śpiącego Dortmundu mijając co chwila pojedynczych zmęczonych
ludzi, którzy o tej porze wracali z tłocznych klubów. Raz po raz niejeden mieszkaniec obracał się w
ślad za dziewczyną gdy ujrzał Jej podpuchnięte od płaczu oczy. Była przerażona, jak nigdy dotąd.
Kto mógł to zrobić? I w jakim celu?Czy ktoś Ją obserwował? Spoglądając się za siebie nie
zauważyła żadnego podejrzanego obiektu. Ten strach był paniczny, obezwładniał Ją od środka. Nie
wiedziała dokąd pójść, wszyscy normalni ludzie śpią o tej porze.
***
Po kilkugodzinnej wędrówce zdała sobie sprawę, że zna to miejsce. Naprawdę nie miała dokąd
pójść, do domu przecież nie wróci. On tam może być. Zaczęło już powoli świtać, była wykończona,
przerażona i głodna. Pukając delikatnie w drzwi nie zdawała sobie sprawy, że robi to za cicho.
Jednak nie miała więcej siły by zebrać w sobie większą moc. Zrezygnowana już miała odejść i podążyć w
inną stronę gdy drzwi nieco się otworzyły i wychyliła się zza nich blond czupryna, która była w
niesamowitym nieładzie. Jak nie Marco, widocznie jeszcze spał gdy Ona próbowała dostać się do
środka.
-Joe? Co Ty tu robisz?- przecierając swe oczy zapytał nie do końca rozbudzony. Po chwili jednak
dostrzegł w jakim blondynka jest stanie. Otworzył szerzej drzwi i podszedł bliżej:
-Ktoś Ci coś zrobił? Wejdź do środka.
Johanna nie była w stanie wypowiedzieć choć jednego słowa. Tak jakby wielka potężna siła trzymała
Ją kurczowo za gardło nie pozwalając na jakikolwiek dźwięk. Delikatnie pchnięta przez ciepłą dłoń
Reus'a podążała ku domowi, który wydawał się bezpieczny. Szła niczym żołnierz na wojnę, Jej kroki
były automatyczne, prawa- lewa i znów to samo. Bała się, bała że może ujrzeć twarz Mario lecz na
szczęście bruneta tam nie było. W głębi serca wiedziała kto dokonał się rozboju Jej mieszkania lecz
nie chciała dopuszczać do siebie takiej myśli.
-Trzymaj, ciepła herbata- z letargu wyrwał Ją głos Marco, który trzymając parującą ciecz usiadł
koło dziewczyny.
Upijając kolejne łyki ananasowego napoju powoli dochodziła do siebie. Była pewna, że tu Jej nic nie
grozi, spoglądając kątem oka na Marco zauważyła, że ten bacznie Jej się przygląda domagając się
jakichkolwiek wyjaśnień.
-Boże, przepraszam. Nie powinnam tak po prostu wpadać bez zapowiedzi o piątej nad ranem, ale nie
miałam dokąd pójść. W moim mieszkaniu...- zaczęła lecz nie była w stanie wypowiedzieć
kolejnego choćby małego słowa gdyż z Jej oczu zaczęły ronić gorzkie łzy.
-Joe spokojnie- odrzekł głaszcząc czule blondynkę po plecach.- Powiedz mi co się stało, może
mogę Ci jakoś pomóc?- zapytał podając paczkę higienicznych chusteczek rozhisteryzowanej dziewczynie.
-Marco, On, On....-zająknęła się zdając sobie sprawę, że właśnie Jemu nie powinna o tym mówić.
Nie powinna tu wcale przychodzić. Miałaby zacząć rzucać oskarżeniami na Mario? Najlepszego
przyjaciela blondyna. Przecież to bardzo niekomfortowa sytuacja a Ona wcale nie była pewna, kto
napadł na Jej dom.
-Kto Joe? Kogo masz na myśli?- dopytywał się zaniepokojony blondyn.
-Poszłam do domu i tam było kompletnie wszystko nie na swoim miejscu, tak jakby przeszedł
huragan, rozumiesz? Na ścianie powypisywał okropne rzeczy. Nie wiem co by było jakby zastał mnie
w domu. Jeśli jest zdolny do włamania. On mógłby mi coś zrobić!- krzyknęła zrozpaczona
dziewczyna chowając twarz w swoich dłoniach.
-Joe nie pomogę Ci jeśli nie wiem kto to był. Musisz to zgłosić na policję.- stwierdził
przyciągając do siebie dziewczynę. Przesuwając delikatnie opuszkami palców po Jej plecach próbował Ją uspokoić.
-Ale, ale nie mogę Marco- rzucając półsłówkami Joe po raz kolejny żałowała że tu przyszła.
- Przecież to Mario- wyrzucając to z siebie poczuła jak zalewa Ją fala rozpaczy ale również ulgi?
Jej ciało zalała fala gorąca oznajmująca lekkość na sercu. W końcu mogła to z siebie wyrzucić lecz
w spojrzeniu Reusa dostrzegła nutkę niezrozumienia i niedowierzania. Co Ona sobie myślała?
Przecież ten pomysł był od samego początku poraniony. Przyszła się pożalić Jemu? Akurat Jemu? To
niedorzeczne. Zrywając się z kanapy ruszyła do wyjścia, miała zamiar zapaść się pod ziemię i uciec
stąd jak najdalej.
-Joe! Poczekaj! Gdzie Ty teraz pójdziesz?- zapytał Reus chwytając w ostatniej sekundzie
dziewczynę za nadgarstek -Nie wygłupiaj się, zostań.
Przyparta do muru nie miała wystarczająco dość siły by się uwolnić. Trzymający nadal Jej dłoń
Reus stał tuż przed Nią. Dzieliły ich nieznaczne milimetry, dopiero teraz ujrzała czekoladowe
tęczówki Marco, na które wcześniej nie miała okazji patrzeć z aż takiego bliska. W Jej nozdrza wbił
się orzeźwiający zapach żelu pod prysznic, którego blondyn przesiąknął od stóp do głów. Zamarła w
bezruchu starając się opanować nerwy. Cicho wyszeptywane imię "Joe" przez Marco wcale nie
pomagało w zebraniu myśli. Wprost przeciwnie, głos Niemca pobudził Ją w ułamku chwili by
zbliżyć się do malinowych ust blondyna i musnąć delikatnie Jego ciepłe wargi.
-Przepraszam- odrzekła gdy zorientowała się co właśnie zrobiła i tak po prostu uciekła.
***
Cześć!
W końcu dodaję rozdział, przepraszam za opóźnienie. Przez dobre dwa tygodnie miałam pustkę w głowie jednak na szczęście mnie oświeciło.
Rozdział na Amy dodam jakoś bliżej świąt gdyż jest w trakcie kończenia.----->KLIK
See you ;*
chociażby w normalną relację.
Niepewnym ruchem ręki pchnęła drzwi zapalając na korytarzu światło. Otwierając szeroko oczy
wydała z siebie głośny przeraźliwy krzyk.....
Jej mieszkanie przypominało istne pobojowisko. Rozglądając się dookoła pomieszczenia bała się
wykonać jakikolwiek ruch, chociażby najmniejsze poruszenie wydawało się niebezpieczne. Lokum
było w opłakanym stanie, nie było choćby jednej szafki z której nie zostałyby porozrzucane rzeczy.
Nawet głupia szuflada ze skarpetkami była opróżniona do zera i leżała pośrodku pokoju. Jej
mieszkanko na które ciężko pracowała przypominało w tej chwili pole bitwy. Na białej ścianie na
której kiedyś wisiał telewizor czerwonym sprayem ktoś napisał słowo "DZIWKA". Sparaliżowana
strachem i poczuciem bezradności nie zastanawiając się długo obróciła się na pięcie i nie zważając na
to, iż zostawiła otwarte mieszkanie z płaczem ruszyła przed siebie.
Podążała ciemną nocą wgłąb śpiącego Dortmundu mijając co chwila pojedynczych zmęczonych
ludzi, którzy o tej porze wracali z tłocznych klubów. Raz po raz niejeden mieszkaniec obracał się w
ślad za dziewczyną gdy ujrzał Jej podpuchnięte od płaczu oczy. Była przerażona, jak nigdy dotąd.
Kto mógł to zrobić? I w jakim celu?Czy ktoś Ją obserwował? Spoglądając się za siebie nie
zauważyła żadnego podejrzanego obiektu. Ten strach był paniczny, obezwładniał Ją od środka. Nie
wiedziała dokąd pójść, wszyscy normalni ludzie śpią o tej porze.
***
Po kilkugodzinnej wędrówce zdała sobie sprawę, że zna to miejsce. Naprawdę nie miała dokąd
pójść, do domu przecież nie wróci. On tam może być. Zaczęło już powoli świtać, była wykończona,
przerażona i głodna. Pukając delikatnie w drzwi nie zdawała sobie sprawy, że robi to za cicho.
Jednak nie miała więcej siły by zebrać w sobie większą moc. Zrezygnowana już miała odejść i podążyć w
inną stronę gdy drzwi nieco się otworzyły i wychyliła się zza nich blond czupryna, która była w
niesamowitym nieładzie. Jak nie Marco, widocznie jeszcze spał gdy Ona próbowała dostać się do
środka.
-Joe? Co Ty tu robisz?- przecierając swe oczy zapytał nie do końca rozbudzony. Po chwili jednak
dostrzegł w jakim blondynka jest stanie. Otworzył szerzej drzwi i podszedł bliżej:
-Ktoś Ci coś zrobił? Wejdź do środka.
Johanna nie była w stanie wypowiedzieć choć jednego słowa. Tak jakby wielka potężna siła trzymała
Ją kurczowo za gardło nie pozwalając na jakikolwiek dźwięk. Delikatnie pchnięta przez ciepłą dłoń
Reus'a podążała ku domowi, który wydawał się bezpieczny. Szła niczym żołnierz na wojnę, Jej kroki
były automatyczne, prawa- lewa i znów to samo. Bała się, bała że może ujrzeć twarz Mario lecz na
szczęście bruneta tam nie było. W głębi serca wiedziała kto dokonał się rozboju Jej mieszkania lecz
nie chciała dopuszczać do siebie takiej myśli.
-Trzymaj, ciepła herbata- z letargu wyrwał Ją głos Marco, który trzymając parującą ciecz usiadł
koło dziewczyny.
Upijając kolejne łyki ananasowego napoju powoli dochodziła do siebie. Była pewna, że tu Jej nic nie
grozi, spoglądając kątem oka na Marco zauważyła, że ten bacznie Jej się przygląda domagając się
jakichkolwiek wyjaśnień.
-Boże, przepraszam. Nie powinnam tak po prostu wpadać bez zapowiedzi o piątej nad ranem, ale nie
miałam dokąd pójść. W moim mieszkaniu...- zaczęła lecz nie była w stanie wypowiedzieć
kolejnego choćby małego słowa gdyż z Jej oczu zaczęły ronić gorzkie łzy.
-Joe spokojnie- odrzekł głaszcząc czule blondynkę po plecach.- Powiedz mi co się stało, może
mogę Ci jakoś pomóc?- zapytał podając paczkę higienicznych chusteczek rozhisteryzowanej dziewczynie.
-Marco, On, On....-zająknęła się zdając sobie sprawę, że właśnie Jemu nie powinna o tym mówić.
Nie powinna tu wcale przychodzić. Miałaby zacząć rzucać oskarżeniami na Mario? Najlepszego
przyjaciela blondyna. Przecież to bardzo niekomfortowa sytuacja a Ona wcale nie była pewna, kto
napadł na Jej dom.
-Kto Joe? Kogo masz na myśli?- dopytywał się zaniepokojony blondyn.
-Poszłam do domu i tam było kompletnie wszystko nie na swoim miejscu, tak jakby przeszedł
huragan, rozumiesz? Na ścianie powypisywał okropne rzeczy. Nie wiem co by było jakby zastał mnie
w domu. Jeśli jest zdolny do włamania. On mógłby mi coś zrobić!- krzyknęła zrozpaczona
dziewczyna chowając twarz w swoich dłoniach.
-Joe nie pomogę Ci jeśli nie wiem kto to był. Musisz to zgłosić na policję.- stwierdził
przyciągając do siebie dziewczynę. Przesuwając delikatnie opuszkami palców po Jej plecach próbował Ją uspokoić.
-Ale, ale nie mogę Marco- rzucając półsłówkami Joe po raz kolejny żałowała że tu przyszła.
- Przecież to Mario- wyrzucając to z siebie poczuła jak zalewa Ją fala rozpaczy ale również ulgi?
Jej ciało zalała fala gorąca oznajmująca lekkość na sercu. W końcu mogła to z siebie wyrzucić lecz
w spojrzeniu Reusa dostrzegła nutkę niezrozumienia i niedowierzania. Co Ona sobie myślała?
Przecież ten pomysł był od samego początku poraniony. Przyszła się pożalić Jemu? Akurat Jemu? To
niedorzeczne. Zrywając się z kanapy ruszyła do wyjścia, miała zamiar zapaść się pod ziemię i uciec
stąd jak najdalej.
-Joe! Poczekaj! Gdzie Ty teraz pójdziesz?- zapytał Reus chwytając w ostatniej sekundzie
dziewczynę za nadgarstek -Nie wygłupiaj się, zostań.
Przyparta do muru nie miała wystarczająco dość siły by się uwolnić. Trzymający nadal Jej dłoń
Reus stał tuż przed Nią. Dzieliły ich nieznaczne milimetry, dopiero teraz ujrzała czekoladowe
tęczówki Marco, na które wcześniej nie miała okazji patrzeć z aż takiego bliska. W Jej nozdrza wbił
się orzeźwiający zapach żelu pod prysznic, którego blondyn przesiąknął od stóp do głów. Zamarła w
bezruchu starając się opanować nerwy. Cicho wyszeptywane imię "Joe" przez Marco wcale nie
pomagało w zebraniu myśli. Wprost przeciwnie, głos Niemca pobudził Ją w ułamku chwili by
zbliżyć się do malinowych ust blondyna i musnąć delikatnie Jego ciepłe wargi.
-Przepraszam- odrzekła gdy zorientowała się co właśnie zrobiła i tak po prostu uciekła.
***
Cześć!
W końcu dodaję rozdział, przepraszam za opóźnienie. Przez dobre dwa tygodnie miałam pustkę w głowie jednak na szczęście mnie oświeciło.
Rozdział na Amy dodam jakoś bliżej świąt gdyż jest w trakcie kończenia.----->KLIK
See you ;*
sobota, 6 grudnia 2014
SZEŚĆ
Szczęście czasem uśmiecha się do Nas w najmniej oczekiwanych momentach. Gdy przekreślamy
wszystko, gdy myślimy że już nic nas w życiu nie zaskoczy. Przychodzi tak nagle i nieoczekiwanie.
Ważne wtedy by się nie poddawać, wyczekiwać tej chwili a gdy przyjdzie złapać wiatr w żagle i
popłynąć ku lepszemu życiu. Nie można opaść z sił nigdy, bo gdzieś tam za rogiem czai się zło, które
tylko czeka na Twój upadek. Gdy stoczysz się na dno i z dnia na dzień będziesz wylewać hektolitry
łez. Nie pozwól na to!
Johanna wreszcie poczuła się tak wspaniale, tak jak kiedyś. Będąc nastolatką szczęście się do Niej
uśmiechnęło i mogła przespacerować się po wybiegu prezentując na sobie najnowszą kolekcję
znanego niemieckiego projektanta. Te spojrzenia ludzi, ten flesz skierowany tylko na Nią, nigdy tego
nie zapomni. Dzisiaj wie, że to wcale nie było szczęście. Doskonale zdaje sobie sprawę, że trzeba
było po maturze iść dalej się edukować a nie postawić wszystko na jedną kartę. Ale czasu nie zmieni
i nie będzie się użalać nad swoim losem podczas gdy prawdziwe szczęście stanęło dla Niej otworem.
Pomysł Maggie okazał się strzałem w dziesiątkę. Katie, która niedawno co otworzyła agencję
modelek gdy usłyszała, że sama Johanna Levy chce u Niej pracować jako fotograf nie posiadała się
ze szczęścia. Już następnego dnia miała stawić się w nowej pracy a tuż po zakończeniu tygodnia
opijały wspólny sukces mając nadzieję, że wszystko potoczy się jak najbardziej pozytywnie w ich
życiu.
***
Joe nigdy nie lubiła wcześnie wstawać, jako modelka była do tego wprost zmuszana ale teraz jako
uprawiająca wolny zawód mogła ustalać sobie godziny sesji kiedy tylko chciała. Tak było i też
dzisiaj dopiero o godzinie dwunastej była umówiona na sesję z dziewczynami. Zjadła więc spokojnie
śniadanie przed swoim wielkim czterdziestodwu calowym telewizorem wiszącym na ścianie, który
stanowił punkt centralny w Jej salonie. Włączając telewizję śniadaniową słuchała reportażu na temat
niebezpieczeństwa noszenia obuwia na wysokim obcasie w górach. Nie zdawała sobie sprawy, że
kobiety są tak naiwne, iż stawiają swój wygląd wyżej niż własne bezpieczeństwo. Jak można ubrać
szpilki chodząc po górach? Jej wywody przerwała reklama, która ogłaszała wiadomości sportowe.
"Wczoraj o 20.05 Bayern Monachium wyruszył z lotniska na mecz, który odbędzie się w
Dortmundzie na SIP dokładnie za dwa dni tj. 22.08.2014r o godz. 19.30. Wszyscy piłkarze są w
wyśmienitych humorach i jak jeden mąż odpowiadają, że zwycięzca jest tylko i jeden i tym razem
wygrają tą potyczkę."
Odłożyła na chwilę łyżkę do miski z płatkami kukurydzianymi zdając sobie sprawę, że Mario już jest
w Dortmundzie. Kiedyś skakała by z radości na tą wieść a teraz? Czy to cokolwiek Ją obchodziło?
Na pewno nie. Złość jeszcze Jej nie przeszła i prawdopodobnie nigdy nie wybaczy młodemu
Niemcowi tego jak Ją potraktował. Nie zastanawiając się dłużej nad tym faktem wsunęła swe stopy w
puchate papcie i pomaszerowała do swej garderoby w poszukiwaniu odpowiedniej odzieży.
***
Marco Reus zafascynowany z samego rana tym, iż Jego najlepszy przyjaciel przyleciał do
Dortmundu nie posiadał się ze szczęścia. Nie widzieli się prawie pół roku co było niemałym
odstępem czasu więc gdy usłyszał dzwonek do drzwi prawie, że biegiem dorwał się do klamki.
-Cześć Blondi- przywitał się Mario pozwalając sobie na uścisk z klubową jedenastką.
-Mario! W końcu.
Brunet spóźnił się o niemałą godzinę no ale w końcu co z tego.Ważne, że po prostu był i mogli choć
parę chwil poczuć się tak jak kiedyś. Wtedy gdy Gotzeus robił furorę na dortmundzkim stadionie.
Opowiadaniom nie było końca. Ani jednemu ani drugiemu usta się nie zamykały. Popijając zimne
napoje starali się zapomnieć o tym, iż już jutro będą musieli zmierzyć się naprzeciw sobie na boisku.
Nie była to komfortowa sytuacja ale takie było życie. Raz z wozem, raz pod wóz. Nie takie trudności
w życiu omijali by poddać się ot tak. Grając w Fifę zdali sobie sprawę jak późna już godzina. Mario
zmuszony do pobytu hotelowego jak i reszta zawodników Bayernu ten ostatni raz przed meczem
postanowił przespacerować się na Idunę razem ze swym najlepszym przyjacielem.
***
Kończąc pracę Joe spojrzała na zegarek i przetarła oczy by upewnić się, że to na pewno ta godzina.
Nigdy nie pomyślałaby, że można spędzić tyle czasu na jednej sesji. Było to co prawda emocjonujące
starcie. Dziewczyny były przygotowywane do półnagiej sesji więc o żadnym mankamencie nie
mogło być mowy. Były to początkujące modelki więc większość z nich tak po prostu i zwyczajnie
wstydziła się swojego ciała. To przerażające ile populacji nie wierzy w siebie i własne siły. Każdy
przecież jest jaki jest i to jest piękne. Chowając sprzęt do torby pożegnała się z Katy i wyszła na
zewnątrz. Chłodny wiatr uderzył Jej w twarz wywołując ciarki na całym ciele. Obejmując się
ramionami zdała sobie sprawę, że lato niedługo dobiegnie końca gdyż wieczory już są chłodne.
Nieopodal godziny dwudziestej wysiadła na przystanku nieopodal SIP z którego wystarczyło skręcić
w jedną przecznicę by znaleźć się w ciepłym przytulnym domu.
-Proszę, proszę kogo my tu mamy- odezwał się męski głos, którego gdy tylko usłyszała stanęła
wryta jak porażona piorunem. Bała się obrócić, wykonać jakikolwiek ruch. Miała nadzieję, że nie
spotka tego osobnika nigdy na swej drodze a nawet jeśli tak to tak zwyczajnie przez wzgląd na to co
ich kiedyś łączyło da jej spokój. Tak jednak nie było, Goetze niewzruszony obojętnością blondynki
kontynuował dalej swój wywód.
-Nie poznajesz mnie Joe?- zapytał po czym blondynka niechętnie obejrzała się za siebie i ujrzała
rząd równie białych zębów Mario ukrytych w nieszczerym i kpiarskim uśmiechu. Obok Niego
ujrzała
błyszczące blond włosy Jego przyjaciela w których od razu rozpoznała Reusa, przez co jeszcze
bardziej poczuła się zakłopotana.
-Co chcesz?- wycedziła przez zęby mając ochotę jedynie na ucieczkę.
-No nie wiem co Ty mi możesz dać cukiereczku- zbliżając się na niebezpieczną odległość musnął
opuszkami palców Jej dekolt, który pod napływem dotyku zamienił się w gęsią skórkę na całym
ciele.
-Och czyżby Johanna Levy zadrżała? Czujesz coś do mnie kotku?- zapytał zblizając swe usta do
małżowiny usznej dziewczyny.
-Mario odpuść, idziemy?- wtrącił się nagle Reus widząc sparaliżowaną blondynkę w bezruchu.
-Dziś masz szczęście ale uważaj na siebie- warknął na odchodne puszczając Jej oczko.
Stała tak jeszcze przez chwilę spoglądając na sylwetki dwóch mężczyzn oddalających się ku
stadionowi. Oniemiała z wrażenia poszła do pobliskiego baru by zatopić swój żałosny żywot w
kieliszku drinka.
***
Zmęczona po ciężkim dniu pracy postanowiła w końcu opuścić lokal. Zegar już dawno wybił godzinę
dwunastą. Wiedziała doskonale, że nazajutrz będzie żałować tego co dziś zrobiła. Kolejny raz dała się
podpaść jak małe dziecko I tak po prostu uciekła od problemu zamiast stawić czoła Mario. Mogła
zrobić cokolwiek, należało Mu się dać w pysk. I co to w ogóle znaczyło, że ma szczęście I uważać na
siebie? Czyżby to była groźba?. Coraz bardziej Goetze Ją przerażał, jednak tej nocy nie miała
zamiaru zaprzątać sobie tym głowy I skierowała swe kroki do domu. Wyciągając z torby klucz
próbowała chwiejną ręką dopasować Go do zamka. Drzwi drgnęły, wcale nie były zamknięte.
Czyżby zapomniała o Nich wychodząc na sesję? Nie to niemożliwe. Zawsze przed wyjściem
wszystkiego dogląda bojąc się dziwnych typów kręcących się po okolicy. Niepewnym ruchem ręki
pchnęła drzwi zapalając na korytarzu światło. Otwierając szeroko oczy wydała z siebie głośny
przeraźliwy krzyk.....
***************************
Och tylko nie znienawidźcie mnie za takiego Mario- BAD BOY!
Odbiegając od tematu.
WESOŁYCH MIKOŁAJEK!
Mam nadzieję, że prezenty były udane!
<3
wszystko, gdy myślimy że już nic nas w życiu nie zaskoczy. Przychodzi tak nagle i nieoczekiwanie.
Ważne wtedy by się nie poddawać, wyczekiwać tej chwili a gdy przyjdzie złapać wiatr w żagle i
popłynąć ku lepszemu życiu. Nie można opaść z sił nigdy, bo gdzieś tam za rogiem czai się zło, które
tylko czeka na Twój upadek. Gdy stoczysz się na dno i z dnia na dzień będziesz wylewać hektolitry
łez. Nie pozwól na to!
Johanna wreszcie poczuła się tak wspaniale, tak jak kiedyś. Będąc nastolatką szczęście się do Niej
uśmiechnęło i mogła przespacerować się po wybiegu prezentując na sobie najnowszą kolekcję
znanego niemieckiego projektanta. Te spojrzenia ludzi, ten flesz skierowany tylko na Nią, nigdy tego
nie zapomni. Dzisiaj wie, że to wcale nie było szczęście. Doskonale zdaje sobie sprawę, że trzeba
było po maturze iść dalej się edukować a nie postawić wszystko na jedną kartę. Ale czasu nie zmieni
i nie będzie się użalać nad swoim losem podczas gdy prawdziwe szczęście stanęło dla Niej otworem.
Pomysł Maggie okazał się strzałem w dziesiątkę. Katie, która niedawno co otworzyła agencję
modelek gdy usłyszała, że sama Johanna Levy chce u Niej pracować jako fotograf nie posiadała się
ze szczęścia. Już następnego dnia miała stawić się w nowej pracy a tuż po zakończeniu tygodnia
opijały wspólny sukces mając nadzieję, że wszystko potoczy się jak najbardziej pozytywnie w ich
życiu.
***
Joe nigdy nie lubiła wcześnie wstawać, jako modelka była do tego wprost zmuszana ale teraz jako
uprawiająca wolny zawód mogła ustalać sobie godziny sesji kiedy tylko chciała. Tak było i też
dzisiaj dopiero o godzinie dwunastej była umówiona na sesję z dziewczynami. Zjadła więc spokojnie
śniadanie przed swoim wielkim czterdziestodwu calowym telewizorem wiszącym na ścianie, który
stanowił punkt centralny w Jej salonie. Włączając telewizję śniadaniową słuchała reportażu na temat
niebezpieczeństwa noszenia obuwia na wysokim obcasie w górach. Nie zdawała sobie sprawy, że
kobiety są tak naiwne, iż stawiają swój wygląd wyżej niż własne bezpieczeństwo. Jak można ubrać
szpilki chodząc po górach? Jej wywody przerwała reklama, która ogłaszała wiadomości sportowe.
"Wczoraj o 20.05 Bayern Monachium wyruszył z lotniska na mecz, który odbędzie się w
Dortmundzie na SIP dokładnie za dwa dni tj. 22.08.2014r o godz. 19.30. Wszyscy piłkarze są w
wyśmienitych humorach i jak jeden mąż odpowiadają, że zwycięzca jest tylko i jeden i tym razem
wygrają tą potyczkę."
Odłożyła na chwilę łyżkę do miski z płatkami kukurydzianymi zdając sobie sprawę, że Mario już jest
w Dortmundzie. Kiedyś skakała by z radości na tą wieść a teraz? Czy to cokolwiek Ją obchodziło?
Na pewno nie. Złość jeszcze Jej nie przeszła i prawdopodobnie nigdy nie wybaczy młodemu
Niemcowi tego jak Ją potraktował. Nie zastanawiając się dłużej nad tym faktem wsunęła swe stopy w
puchate papcie i pomaszerowała do swej garderoby w poszukiwaniu odpowiedniej odzieży.
***
Marco Reus zafascynowany z samego rana tym, iż Jego najlepszy przyjaciel przyleciał do
Dortmundu nie posiadał się ze szczęścia. Nie widzieli się prawie pół roku co było niemałym
odstępem czasu więc gdy usłyszał dzwonek do drzwi prawie, że biegiem dorwał się do klamki.
-Cześć Blondi- przywitał się Mario pozwalając sobie na uścisk z klubową jedenastką.
-Mario! W końcu.
Brunet spóźnił się o niemałą godzinę no ale w końcu co z tego.Ważne, że po prostu był i mogli choć
parę chwil poczuć się tak jak kiedyś. Wtedy gdy Gotzeus robił furorę na dortmundzkim stadionie.
Opowiadaniom nie było końca. Ani jednemu ani drugiemu usta się nie zamykały. Popijając zimne
napoje starali się zapomnieć o tym, iż już jutro będą musieli zmierzyć się naprzeciw sobie na boisku.
Nie była to komfortowa sytuacja ale takie było życie. Raz z wozem, raz pod wóz. Nie takie trudności
w życiu omijali by poddać się ot tak. Grając w Fifę zdali sobie sprawę jak późna już godzina. Mario
zmuszony do pobytu hotelowego jak i reszta zawodników Bayernu ten ostatni raz przed meczem
postanowił przespacerować się na Idunę razem ze swym najlepszym przyjacielem.
***
Kończąc pracę Joe spojrzała na zegarek i przetarła oczy by upewnić się, że to na pewno ta godzina.
Nigdy nie pomyślałaby, że można spędzić tyle czasu na jednej sesji. Było to co prawda emocjonujące
starcie. Dziewczyny były przygotowywane do półnagiej sesji więc o żadnym mankamencie nie
mogło być mowy. Były to początkujące modelki więc większość z nich tak po prostu i zwyczajnie
wstydziła się swojego ciała. To przerażające ile populacji nie wierzy w siebie i własne siły. Każdy
przecież jest jaki jest i to jest piękne. Chowając sprzęt do torby pożegnała się z Katy i wyszła na
zewnątrz. Chłodny wiatr uderzył Jej w twarz wywołując ciarki na całym ciele. Obejmując się
ramionami zdała sobie sprawę, że lato niedługo dobiegnie końca gdyż wieczory już są chłodne.
Nieopodal godziny dwudziestej wysiadła na przystanku nieopodal SIP z którego wystarczyło skręcić
w jedną przecznicę by znaleźć się w ciepłym przytulnym domu.
-Proszę, proszę kogo my tu mamy- odezwał się męski głos, którego gdy tylko usłyszała stanęła
wryta jak porażona piorunem. Bała się obrócić, wykonać jakikolwiek ruch. Miała nadzieję, że nie
spotka tego osobnika nigdy na swej drodze a nawet jeśli tak to tak zwyczajnie przez wzgląd na to co
ich kiedyś łączyło da jej spokój. Tak jednak nie było, Goetze niewzruszony obojętnością blondynki
kontynuował dalej swój wywód.
-Nie poznajesz mnie Joe?- zapytał po czym blondynka niechętnie obejrzała się za siebie i ujrzała
rząd równie białych zębów Mario ukrytych w nieszczerym i kpiarskim uśmiechu. Obok Niego
ujrzała
błyszczące blond włosy Jego przyjaciela w których od razu rozpoznała Reusa, przez co jeszcze
bardziej poczuła się zakłopotana.
-Co chcesz?- wycedziła przez zęby mając ochotę jedynie na ucieczkę.
-No nie wiem co Ty mi możesz dać cukiereczku- zbliżając się na niebezpieczną odległość musnął
opuszkami palców Jej dekolt, który pod napływem dotyku zamienił się w gęsią skórkę na całym
ciele.
-Och czyżby Johanna Levy zadrżała? Czujesz coś do mnie kotku?- zapytał zblizając swe usta do
małżowiny usznej dziewczyny.
-Mario odpuść, idziemy?- wtrącił się nagle Reus widząc sparaliżowaną blondynkę w bezruchu.
-Dziś masz szczęście ale uważaj na siebie- warknął na odchodne puszczając Jej oczko.
Stała tak jeszcze przez chwilę spoglądając na sylwetki dwóch mężczyzn oddalających się ku
stadionowi. Oniemiała z wrażenia poszła do pobliskiego baru by zatopić swój żałosny żywot w
kieliszku drinka.
***
Zmęczona po ciężkim dniu pracy postanowiła w końcu opuścić lokal. Zegar już dawno wybił godzinę
dwunastą. Wiedziała doskonale, że nazajutrz będzie żałować tego co dziś zrobiła. Kolejny raz dała się
podpaść jak małe dziecko I tak po prostu uciekła od problemu zamiast stawić czoła Mario. Mogła
zrobić cokolwiek, należało Mu się dać w pysk. I co to w ogóle znaczyło, że ma szczęście I uważać na
siebie? Czyżby to była groźba?. Coraz bardziej Goetze Ją przerażał, jednak tej nocy nie miała
zamiaru zaprzątać sobie tym głowy I skierowała swe kroki do domu. Wyciągając z torby klucz
próbowała chwiejną ręką dopasować Go do zamka. Drzwi drgnęły, wcale nie były zamknięte.
Czyżby zapomniała o Nich wychodząc na sesję? Nie to niemożliwe. Zawsze przed wyjściem
wszystkiego dogląda bojąc się dziwnych typów kręcących się po okolicy. Niepewnym ruchem ręki
pchnęła drzwi zapalając na korytarzu światło. Otwierając szeroko oczy wydała z siebie głośny
przeraźliwy krzyk.....
***************************
Och tylko nie znienawidźcie mnie za takiego Mario- BAD BOY!
Odbiegając od tematu.
WESOŁYCH MIKOŁAJEK!
Mam nadzieję, że prezenty były udane!
<3
sobota, 22 listopada 2014
PIĘĆ
Czasem
w najmniej oczekiwanych momentach spotykamy ludzi, których ta na
prawdę wcale nie chcemy
widzieć. Czy to normalne? Nikt tego nie
wie. Może tak, może nie. Ale świat póki co tak na prawdę jest
mały. I
nigdy nie powinniśmy robić czegoś przeciwko sobie. Życie
zgodnie ze swoimi przekonaniami. Jakie to wydaje
się być proste
prawda? Jednak nie wszystko jest takie kolorowe. Nie ma z góry i pod
górę. Są wzniesienia, doły
i kałuże i tak do końca naszych
dni.
***
-Znacie
się?- zapytał Peter nalewając wszystkim wina do kieliszków.
-Joe
była dziewczyną Mario- odparł z pretensją w głosie.
-Tego
Mario?!- z szoku aż krzyknął Peter.
-Misiu
chodź pójdziemy położyć spać Mike'a- oznajmiła Maggie kierując
te słowa do męża.
Z
wielką niechęcią mężczyzna przystał na tę propozycję a Joe
nadal nie wierzyła co się dzieje. Miała wrażenie
jakby była w
jakiejś ukrytej kamerze. Dlaczego nie zorientowała się, że Maggie
to siostra Reus'a? No tak jak
miała się zorientować skoro
dziewczyna nosiła nazwisko po mężu. Przechylając jednym ruchem
ręki kieliszek
wypiła do dna czerwony napój. Wiedziała, że na
trzeźwo nie da dziś rady funkcjonować.
-Musiałeś
to mówić? Naprawdę musiałeś? Teraz niech wszyscy się dowiedzą,
że byłam dziewczyną Mario.
Napiszmy najlepiej do jakiejś gazety,
że Mario Goetze ma mnie za dziwkę. No przecież to takie normalne
przecież.- stwierdziła Joe napastując przy tym Reusa.
-O
co Ci chodzi? Chyba nie powinnaś tyle pić- oznajmił zabierając Jej
przy tym kieliszek w którym przed chwilą
znajdowało się dość
mocne wino. Najwidoczniej dziewczyna miała tak słabą głowę, że
zdążyło Jej już nieźle
zaszumieć.
-O
co mi chodzi? Przez tego Twojego przyjaciela nie mam żadnych
przyjaciół tutaj. No prawie żadnych. Gdy
spotkałam Meg to miałam
nadzieję, że chociaż Ona może Nią zostać. Ale nie musiałeś to
Jej oznajmić. Nie
chcę, żeby ktokolwiek patrzył na mnie przez ten
pryzmat, że byłam z Nim kiedyś rozumiesz?
-Znam
moją siostrę na wylot i doskonale wiem, że Ona nie jest
taka.......Joe to śmieszne nie uważasz?
Będziemy się nadal
unikać? Przyjaźniąc się z Maggie musisz liczyć się z tym, że
biorę czynny udział w Jej życiu
i zresztą mieszkam nieopodal
Niej.
-Nadal
nic nie rozumiesz. Goetze to Twój przyjaciel do cholery! Nie chcę,
żebyś cokolwiek Mu o mnie mówił!
Jak przez przypadek zobaczyłby,
że tak sobie spokojnie konwersujemy to będzie chciał wiedzieć co
u mnie,
rozumiesz? Bo mnie nienawidzi i zrobi wszystko żeby mnie
pogrążyć!
-Przesadzasz
Joe. Nic nie zamierzam Mu mówić. Przecież nic się nie dzieje....
Poza tym Mario nie jest taki, nie
byłby zdolny do złych czynów
tylko dlatego, żeby się na kimś zemścić.
Dziewczyna
mrużąc oczy spojrzała na osobę blondyna jeszcze raz tego
wieczoru.
-Nie
do wiary. Rozmawiałeś z Nim! O mnie! No tak, widzisz tego właśnie
się spodziewałam. Wyobraź sobie,
że Twój przyjaciel nie jest
taki czysty jak Ci się może wydawać. Potrafi manipulować ludźmi
jak nikt inny i nim
się obejrzysz tańczysz tak jak On zagra.
-Rozumiem,
że nie ułożyło się Wam ale.....
-Słucham?!
Nie ułożyło? Co On Ci jeszcze nagadał?! Pewnie jaka to jestem
okropna i zła...I zakończył tym, że
nie byłam godna na Jego
wielką hojną miłość- zakończyła swój wywód.
-Przesadzasz,
nie rozmawiam z Nim o Jego kwestiach miłosnych. Za dużo wypiłaś-
skwitował.
Zrezygnowana
dziewczyna opadła na fotel zapatrując się w wino, które nadal
leżało na stole. Sama nie
wiedziała co robić, co myśleć. Osoba
Mario już dawno przestała Ją interesować. Tylko problemem było
to, ze
On nadal gdzieś tkwił w Jej życiu i ciągle Ją blokował.
-No
już Joe.......Powiedz lepiej co u Ciebie.
Spoglądając
beznamiętnym wzrokiem w twarz blondyna odparła:
-Bez
zmian, zapisałam się na kurs fotograficzny ale co z tego? Nadal nie
mam pracy. Czasem idąc do sklepu
zastanawiam się ile razy jeszcze
będę mogła zrobić zakupy. Ciągle sprawdzam kartę kredytową czy
czasem nie
ma już na Niej debetu. Ciągle myślę o tym, czy nie
skrzywdziłam jakiegoś człowieka, teraz mogę potrzebować
każdej
pomocy.
-Mówiłaś
coś o fotografii. W naszym klubie....
-O
nie- weszła Mu w słowo blondynka.- Nie mam zamiaru mieć cokolwiek
wspólnego z piłka nożną. A
zwłaszcza w tym klubie w którym
Mario był kiedyś zawodnikiem. Dziękuję Ci Marco za wszystko
wiele dla
mnie zrobiłeś ale tej oferty na pewno nie przyjmę choćby
nie wiadomo jak było źle.
-Ty
byłaś modelką prawda?- nagle znikąd pojawiła się Maggie.- Skoro
jesteś już od dawna w tym fachu
powinnaś nadal w nim tkwić.
-Meg
po to przyszłam na kurs żeby zapomnieć o świecie mody. Nie mam
zamiaru tam wracać i patrzeć jak
robią tym dziewczynom sieczkę z
mózgu.
-Ale
nie o tym mówię. Jako fotograf modelek mogłabyś pracować.
Przecież znasz się na tym jak nikt inny.
Mogłabyś im udzielać rad
jak się poruszać po wybiegu, jak pozować do zdjęć. A w
międzyczasie zarabiać
pieniądze fotografując Je. Czy to nie dobry
pomysł? Właśnie mi się przypomniało, że mam znajomą, która
właśnie otwiera taki salon modelek. Jest początkująca wiec na
pewno kokosów tam byś nie zarabiała ale
później kto wie?
Zdobyłabyś sławę już dzięki temu, że Ty byłabyś fotografem a
i Ty nie straciłabyś twarzy
wspomagając te młode modelki.
-Meg
tu nie chodzi o pieniądze ale rzeczywiście to dobry pomysł.
Mogłabym je przygotować na prawdziwe
przetrwanie w tym zawodzie.
-Czyli
zgadzasz się?- wtrącił się Reus.
-Nie
wiem czy Twoja przyjaciółka się zgodzi- te słowa blondynka
skierowała do Meg.
-Żartujesz?
Już zaraz do Niej dzwonię.
-Dziękuję
Wam obojgu za wszystko- kwitowała Joe przytulając każde z
rodzeństwa osobno.
***
Powracam z nowym rozdziałem:)Trochę mdły ale mam nadzieję, że następne będą lepsze:)
Już za tydzień dowiecie się co u Amy i Marco, toteż zapraszam serdecznie tutaj---->http://milosc-bez-konca.blogspot.com/
Miłego tygodnia:***
<3
wtorek, 4 listopada 2014
CZTERY
Pełnia szczęścia?
Nie ma takiego pojęcia. Nie można być wiecznie uradowanym przez całe życie. W życiu każdego człowieka
znajdują się takie wydarzenie które komplikują nasze życie w maksymalnym stopniu. Małżeństwo które
dowiaduje się, że nie może mieć dzieci, energiczna atrakcyjna kobieta w ułamku sekundy dowiaduje się, że
ma raka, dziecko, które zostaje śmiertelnie potrącone na pasach w miejscu które teoretycznie powinno być
bezpieczne. Czy te wydarzenia choć trochę są przyjemne? Nie i otóż to. W życiu zawsze jest równowaga i
to pod każdym względem.
Johanna razem z Lisą beztrosko spędzały czas na Ibizie nie przejmując się nadchodzącym jutrem. Życie było
w tej chwili piękne. Woda w morzu przez okrągłe 24 godziny była idealna by móc zgłębiać Jej fale, słońce
prażyło niemiłosiernie zostawiając po sobie oznaki na ciałach urlopowiczów a delikatny przyjemny wiatr był
rozkoszą w wieczory spędzane na zewnątrz hotelu. Lecz to co dobre szybko się kończy. Ta Idylla musiała
kiedyś zamknąć swój żywot i ten czas nadszedł właśnie dziś w gorące piątkowe popołudnie. Niemki właśnie
szykowały się do odlotu by dotrzeć do domu gdy Joe zdała sobie sprawę z być może najważniejszej kwestii
w Jej życiu. Przeglądając swój aparat ze zdjęciami, które zrobiła na Ibizie uświadomiła sobie, że zawsze
towarzyszył Jej w życiu. Już od małego dziecka pamięta jak biegała po domu i robiła każdemu zdjęcie i
prosiła o uśmiech do kamery. To może być to, przecież kochała fotografię, odkąd pamiętała miała z Nią
styczność. Dlaczego wcześniej na to nie wpadła? Przecież zakończenie modelingu nie oznacza końca
kariery. Może fotografować i nawet ma do tego odpowiedni sprzęt. Postanowiła, że zaraz po przylocie do
Dortmundu uda się na profesjonalny kurs fotografii. Choćby miała wydać fortunę obiecała sobie, że w końcu
spełni swoje marzenia.
***
Dzień za dniem mijał spokojnie, bez rewelacji. Blondynka jak postanowiła tak zrobiła, poszła na kurs
fotograficzny i miała to szczęście, że uchowało się dla Niej jedno ostatnie miejsce. Już na pierwszych
zajęciach zaskarbiła sobie sympatię niejakiej Maggie. Dziewczyna nic a nic nie potrafiła robić zdjęć ale za to
miała fantastyczny charakter.
-Meg, dlaczego właściwie chodzisz na profesjonalny kurs fotografii?- w przerwie na śniadanie Joe zapytała
dziewczyny co Ją tu przywiodło.
-Jestem totalnym beztalenciem w tej dziedzinie wiesz? Zazdroszczę wszystkim moim koleżankom, że ot tak
zrobią pstryk i wychodzą im takie piękne zdjęcia. Zdaję sobie sprawę, że ludzie tutaj na tym kursie są
uzdolnieni pod tym względem ale ja jestem inna i zawsze idę pod prąd. Żebyś Ty zobaczyła moje wypociny
w albumie- zamyślając się chwilę brunetka z radością stwierdziła - Joe to świetny pomysł! Musisz koniecznie
odwiedzić mnie w domu. Zobaczysz jak mieszkam i poznam Cię z moim synkiem i mężem. Zaproszę też
mojego brata, ostatnio złamał kostkę i jak zwykle narzeka na swój marny los. Niech przyjdzie i w końcu
przestanie marudzić, zgadzasz się?
Jako, że Johanna nie miała serca odmawiać nowo poznanej koleżance, która wydawała się być po prostu
miła i uprzejma zgodziła się bez mrugnięcia okiem. Nie zważając na to czy Joe ma czas czy nie jutro wieczór
były umówione.
***
Od momentu feralnego wieczoru w Hiszpanii Joe nie miała żadnego kontaktu z Marco. Widziała Go raz czy
dwa na plaży ale przecież wyraziła się jasno. Zero wspólnych kontaktów. Nie wiedząc czemu ta sprawa
przypomniała Jej się właściwie dziś zaczęła szykować się na domniemane spotkanie z Maggie. Jak zwykle
nie wiedziała co na siebie włożyć, niby to tylko koleżanka ale w końcu ma poznać Jej brata, męża i synka.
Wypadałoby kupić jakiś prezent dla małego. Przypomniała sobie, że Meg mówiła co o tym, że chłopczyk
ma 2 latka. Postanowiła więc, że wyjdzie z domu wcześniej i kupi coś pierworodnemu dziewczyny w
dowolnym sklepie dziecięcym. Ubrała się dość na luzie lecz z delikatną nutką elegancji by nie wypaść na
jakąś ofermę. Wdziewając na swoje ramie czerwoną torebkę wzięła z komody klucz by zamknąć swoje
mieszkanie. Wsiadając do samochodu w swych balerinach zapięła pasy i ruszyła pod domniemany sklep dla
dzieci. Wybór był ogromny. Sama nie wiedziała na co najpierw patrzeć. Były i ubranka i zabawki. Pieluchy i
przeróżne kolorowe nocniki. W tym momencie zdała sobie sprawę, ze takie malutkie dzieckiem to nie lada
wyczyn finansowy dla młodego rodzica. Na początku wpadł w Jej oko zielony rowerek na trzech kółkach,
który na kierownicy miał zabawną żółtą trąbkę lecz po chwili zrezygnowała nie wiedząc czy chłopiec nie ma
takiego pojazdu w swym domu. Nie miała absolutnie pomysłu na prezent dla 2-latka. Chodziła między
regałami niczym kura szukająca swoich małych kurczaków. Małe kolorowe książeczki o zwierzakach? A
może klocki? Dzieci na pewno lubią się bawić. Spoglądając na zegarek zdała sobie sprawę, że jeśli się nie
pospieszy to spóźnienie będzie miała murowane. Zaczepiła więc pracownika sklepu mając nadzieję, że
okaże się większym doświadczeniem od Niej samej w tych sprawach.
-Przepraszam bardzo. Mam kłopot, wybieram się w odwiedziny i poszukuje prezentu dla 2letniego
dziecka...Chłopczyk- dodała po chwili.
-Chłopczyk to może coś z zabawek interaktywnych? Kierownica z migaczami? Piesek który rozmawia,
samochód?- zaproponował mężczyzna.
-Błagam o pomoc. Nie mam pojęcia. Tyle tego jest, że nie wiem gdzie oczy podziać.
-To może proponuję laptopa. Takiego dla małego dziecka z literkami i zwierzątkami na klawiaturze. Oprócz
tego, że to świetna zabawa dla malucha to jeszcze bardzo edukacyjna.
-Nie wpadłabym na to. Dziękuje. Może Pan jakoś ładnie zapakować?
***
Wpadła niczym piorun na posesję pod numerem dwanaście. Była dokładnie o czasie, cóż za szczęście że
zdecydowała się w końcu na ten prezent gdyby nie ten sprzedawca to tkwiła by tam do jutra. Już tylko
poprawienie niesfornego kucyka i huczne ding dong rozdzwoniło się w domu Maggie.
-Joe! Jesteś już. Wejdź proszę- uradowana brunetka otworzyła szerzej drzwi by Niemka mogła spokojnie
wedrzeć się do środka. Już od progu ujrzała małego słodkiego blondyna, który chodził jeszcze niepewnie
trzymając się płytek po brązowych panelach.
-Ty jesteś Mike- oznajmiła Johanna kucając przy chłopcu. O dziwo dwulatek nie zawstydził się jak to miał
w zwyczaju. Oprócz tego z uśmiechem na ustach skierował we duże brązowe oczy na pakunek, który
przyniosła dziewczyna.-Ja jestem Joe i mam coś dla Ciebie- stwierdziła pomagając małemu odpakować
prezent.
Mike był wniebowzięty przyciskał swoimi małymi paluszkami na wszystkie guziki po kolei zdając sobie
sprawę, że po wciśnięciu na jakikolwiek obrazek z laptopa będzie wydobywał się charakterystyczny
zwierzęcy dźwięk. Klaskając w rączki śmiał się do rozpuku nie puszczając niebieskiego urządzenia.
-Nie musiałaś Joe, miałaś przyjść w odwiedziny a nie kupować małemu prezenty. Wejdź do salonu proszę.
To jest mój mąż Peter, poczekamy jeszcze na mojego brata, który jak zwykle się spóźnia i otworzymy wino.
Nie ma takiego pojęcia. Nie można być wiecznie uradowanym przez całe życie. W życiu każdego człowieka
znajdują się takie wydarzenie które komplikują nasze życie w maksymalnym stopniu. Małżeństwo które
dowiaduje się, że nie może mieć dzieci, energiczna atrakcyjna kobieta w ułamku sekundy dowiaduje się, że
ma raka, dziecko, które zostaje śmiertelnie potrącone na pasach w miejscu które teoretycznie powinno być
bezpieczne. Czy te wydarzenia choć trochę są przyjemne? Nie i otóż to. W życiu zawsze jest równowaga i
to pod każdym względem.
Johanna razem z Lisą beztrosko spędzały czas na Ibizie nie przejmując się nadchodzącym jutrem. Życie było
w tej chwili piękne. Woda w morzu przez okrągłe 24 godziny była idealna by móc zgłębiać Jej fale, słońce
prażyło niemiłosiernie zostawiając po sobie oznaki na ciałach urlopowiczów a delikatny przyjemny wiatr był
rozkoszą w wieczory spędzane na zewnątrz hotelu. Lecz to co dobre szybko się kończy. Ta Idylla musiała
kiedyś zamknąć swój żywot i ten czas nadszedł właśnie dziś w gorące piątkowe popołudnie. Niemki właśnie
szykowały się do odlotu by dotrzeć do domu gdy Joe zdała sobie sprawę z być może najważniejszej kwestii
w Jej życiu. Przeglądając swój aparat ze zdjęciami, które zrobiła na Ibizie uświadomiła sobie, że zawsze
towarzyszył Jej w życiu. Już od małego dziecka pamięta jak biegała po domu i robiła każdemu zdjęcie i
prosiła o uśmiech do kamery. To może być to, przecież kochała fotografię, odkąd pamiętała miała z Nią
styczność. Dlaczego wcześniej na to nie wpadła? Przecież zakończenie modelingu nie oznacza końca
kariery. Może fotografować i nawet ma do tego odpowiedni sprzęt. Postanowiła, że zaraz po przylocie do
Dortmundu uda się na profesjonalny kurs fotografii. Choćby miała wydać fortunę obiecała sobie, że w końcu
spełni swoje marzenia.
***
Dzień za dniem mijał spokojnie, bez rewelacji. Blondynka jak postanowiła tak zrobiła, poszła na kurs
fotograficzny i miała to szczęście, że uchowało się dla Niej jedno ostatnie miejsce. Już na pierwszych
zajęciach zaskarbiła sobie sympatię niejakiej Maggie. Dziewczyna nic a nic nie potrafiła robić zdjęć ale za to
miała fantastyczny charakter.
-Meg, dlaczego właściwie chodzisz na profesjonalny kurs fotografii?- w przerwie na śniadanie Joe zapytała
dziewczyny co Ją tu przywiodło.
-Jestem totalnym beztalenciem w tej dziedzinie wiesz? Zazdroszczę wszystkim moim koleżankom, że ot tak
zrobią pstryk i wychodzą im takie piękne zdjęcia. Zdaję sobie sprawę, że ludzie tutaj na tym kursie są
uzdolnieni pod tym względem ale ja jestem inna i zawsze idę pod prąd. Żebyś Ty zobaczyła moje wypociny
w albumie- zamyślając się chwilę brunetka z radością stwierdziła - Joe to świetny pomysł! Musisz koniecznie
odwiedzić mnie w domu. Zobaczysz jak mieszkam i poznam Cię z moim synkiem i mężem. Zaproszę też
mojego brata, ostatnio złamał kostkę i jak zwykle narzeka na swój marny los. Niech przyjdzie i w końcu
przestanie marudzić, zgadzasz się?
Jako, że Johanna nie miała serca odmawiać nowo poznanej koleżance, która wydawała się być po prostu
miła i uprzejma zgodziła się bez mrugnięcia okiem. Nie zważając na to czy Joe ma czas czy nie jutro wieczór
były umówione.
***
Od momentu feralnego wieczoru w Hiszpanii Joe nie miała żadnego kontaktu z Marco. Widziała Go raz czy
dwa na plaży ale przecież wyraziła się jasno. Zero wspólnych kontaktów. Nie wiedząc czemu ta sprawa
przypomniała Jej się właściwie dziś zaczęła szykować się na domniemane spotkanie z Maggie. Jak zwykle
nie wiedziała co na siebie włożyć, niby to tylko koleżanka ale w końcu ma poznać Jej brata, męża i synka.
Wypadałoby kupić jakiś prezent dla małego. Przypomniała sobie, że Meg mówiła co o tym, że chłopczyk
ma 2 latka. Postanowiła więc, że wyjdzie z domu wcześniej i kupi coś pierworodnemu dziewczyny w
dowolnym sklepie dziecięcym. Ubrała się dość na luzie lecz z delikatną nutką elegancji by nie wypaść na
jakąś ofermę. Wdziewając na swoje ramie czerwoną torebkę wzięła z komody klucz by zamknąć swoje
mieszkanie. Wsiadając do samochodu w swych balerinach zapięła pasy i ruszyła pod domniemany sklep dla
dzieci. Wybór był ogromny. Sama nie wiedziała na co najpierw patrzeć. Były i ubranka i zabawki. Pieluchy i
przeróżne kolorowe nocniki. W tym momencie zdała sobie sprawę, ze takie malutkie dzieckiem to nie lada
wyczyn finansowy dla młodego rodzica. Na początku wpadł w Jej oko zielony rowerek na trzech kółkach,
który na kierownicy miał zabawną żółtą trąbkę lecz po chwili zrezygnowała nie wiedząc czy chłopiec nie ma
takiego pojazdu w swym domu. Nie miała absolutnie pomysłu na prezent dla 2-latka. Chodziła między
regałami niczym kura szukająca swoich małych kurczaków. Małe kolorowe książeczki o zwierzakach? A
może klocki? Dzieci na pewno lubią się bawić. Spoglądając na zegarek zdała sobie sprawę, że jeśli się nie
pospieszy to spóźnienie będzie miała murowane. Zaczepiła więc pracownika sklepu mając nadzieję, że
okaże się większym doświadczeniem od Niej samej w tych sprawach.
-Przepraszam bardzo. Mam kłopot, wybieram się w odwiedziny i poszukuje prezentu dla 2letniego
dziecka...Chłopczyk- dodała po chwili.
-Chłopczyk to może coś z zabawek interaktywnych? Kierownica z migaczami? Piesek który rozmawia,
samochód?- zaproponował mężczyzna.
-Błagam o pomoc. Nie mam pojęcia. Tyle tego jest, że nie wiem gdzie oczy podziać.
-To może proponuję laptopa. Takiego dla małego dziecka z literkami i zwierzątkami na klawiaturze. Oprócz
tego, że to świetna zabawa dla malucha to jeszcze bardzo edukacyjna.
-Nie wpadłabym na to. Dziękuje. Może Pan jakoś ładnie zapakować?
***
Wpadła niczym piorun na posesję pod numerem dwanaście. Była dokładnie o czasie, cóż za szczęście że
zdecydowała się w końcu na ten prezent gdyby nie ten sprzedawca to tkwiła by tam do jutra. Już tylko
poprawienie niesfornego kucyka i huczne ding dong rozdzwoniło się w domu Maggie.
-Joe! Jesteś już. Wejdź proszę- uradowana brunetka otworzyła szerzej drzwi by Niemka mogła spokojnie
wedrzeć się do środka. Już od progu ujrzała małego słodkiego blondyna, który chodził jeszcze niepewnie
trzymając się płytek po brązowych panelach.
-Ty jesteś Mike- oznajmiła Johanna kucając przy chłopcu. O dziwo dwulatek nie zawstydził się jak to miał
w zwyczaju. Oprócz tego z uśmiechem na ustach skierował we duże brązowe oczy na pakunek, który
przyniosła dziewczyna.-Ja jestem Joe i mam coś dla Ciebie- stwierdziła pomagając małemu odpakować
prezent.
Mike był wniebowzięty przyciskał swoimi małymi paluszkami na wszystkie guziki po kolei zdając sobie
sprawę, że po wciśnięciu na jakikolwiek obrazek z laptopa będzie wydobywał się charakterystyczny
zwierzęcy dźwięk. Klaskając w rączki śmiał się do rozpuku nie puszczając niebieskiego urządzenia.
-Nie musiałaś Joe, miałaś przyjść w odwiedziny a nie kupować małemu prezenty. Wejdź do salonu proszę.
To jest mój mąż Peter, poczekamy jeszcze na mojego brata, który jak zwykle się spóźnia i otworzymy wino.
Johanna
siedziała już w salonie państwa Mehr wyczekujac brata Maggie.
Spóźniał się już piętnaście minut ale
jak to stwierdziła Meg
to podobno normalne u Jej młodszego rodzeństwa. Joe nie lubiła gdy
ktoś sie spóźnia a
już na pewno gdy Ona musiała czekać.
Przecież po to ktoś skonstruował zegarek by być na czas, prawda?
Postanowiła jednak trzymać nerwy na wodzy. W końcu wcale nie znala
człowieka i co najważniejsze nie będzie
obrażać rodziny swojej
koleżanki, która była nieliczną w Jej kontaktach towarzyskich od
tego czasu gdy
zerwali z Mario. Z zamyślenia wyrwał Ją dzwonek u
drzwi po czym gość nie czekając na otworzenie sam
postanowił
przybyć do salonu. Poprawiajac swoją pozycję na fotelu wlepiła na
usta swój promienny uśmiech i z
niecierliwością czekała na
gościa. Gdy towarzysz ukazał się w pełnej krasie tuż w wejściu
to blondynka o mało
co nie upuściła swojej szklanki z wodą, którą
trzymała w chwili obecnej.
-Joe
to jest właśnie mój brat...
-Marco-
dokończyła blondynka patrząc złowrogo na mężczyznę.
*****************************************
Rozdział niesprawdzany, mogą być błędy. Za co przepraszam :)
Ciao :*
Subskrybuj:
Posty (Atom)