piątek, 6 lutego 2015

DWANAŚCIE

Jestem zazdrosna o każdą dziewczynę, którą przytuliłeś, bo przez jedną chwile miała w swoich ramionach cały mój świat.

Kilka dni po powrocie do Dortmundu Joe chciała jak najszybciej wymazać z pamięci przykry

incydent, który spotkał Ją na urlopie. Nie mogła darować sobie tej myśli jak mogła być tak głupia i

 przespać się z Reusem. Po tym wszystkim tak po prostu zaśmiał Jej się w twarz zakładając kłódkę

miłości razem z Leną. Ten pobyt był niewątpliwie wpisany na listę: ZAPOMNIEĆ JAK 

NAJSZYBCIEJ I NIE ROBIĆ WIĘCEJ TAKICH GŁUPSTW. Jednakże gdy chcemy żeby coś

szło po naszej myśli to zawsze jest odwrotnie. Tak i było też tym razem. Johanna była umówiona z

Maggie na damskie ploty toteż wybrała się do przyjaciółki w odwiedziny. Gdy weszła swobodnie do

salonu młodej Niemki ujrzała tak najbardziej irytującą osobę pod słońcem. Samego Marco Reusa.  W

 tym samym momencie gdy ich oczy się spotkały oniemiała i stanęła w miejscu jak szklany posąg,

tak bardzo chciała omijać Go szerokim łukiem.

-Miło Cię widzieć Joe-zakomunikował blondyn obdarzając blondynkę swoim niezwykle cwaniackim uśmiechem.


Jako że dziewczyna postanowiła przyjąć pozycję bierną oczekującą na zwrot wydarzeń nie

odpowiedziała nic tylko uśmiechnęła się fałszywie i usiadła na sofie. Miała nadzieję, że jakoś uda Jej

 się wymknąć niepostrzeżenie z posesji siostry Marco lecz nagle syn Maggie zaczął płakać i starsza

 kopia Reus musiała iść uspokoić małego.

-Och, Joe wyglądasz tak niewinnie rumieniąc się przy mnie- stwierdził Marco siadając obok

 blondynki, stanowczo za blisko.

-Och, Marco zaraz Ty się możesz przyrumienić gdy opowiem o wszystkim Lenie- rzekła dziewczyna

 udawajac swoją rolę niczym w marnym teatrze.

-Dobra, uspokój się przecież to tylko głupie żarty- odparł blondyn sadowiąc się wygodnie na kanapie.

-Ach tak? Masz bardzo ciekawe poczucie humoru. Nie wiedziałam, że tak dla żartu idzie się z kimś 

do łóżka. Zastanowiłabym się sto razy zanim bym to zrobiła.

-Nie udawaj niewiniątka. To, że byłaś pijana o niczym nie świadczy, ja też byłem. W normalnej

 sytuacji bym tego nie zrobił- odparł  a Joe poczuła jak fala goryczy napływa do Jej serca. Te słowa

 oznaczały tylko, iż gdyby nie było Leny  nic takiego I tak nie miałoby miejsca we współczesnym

świecie. Jakie to było upokarzające usłyszeć  coś takiego od mężczyzny do którego tli się jakieś tam

 uczucie.

-Muszę zbierać się do domu, mam pełno pracy- postanowiła wybrnąć z problemu sięgając po swoją

torbę.-Przeproś Maggie w moim imieniu.

-Poczekaj, odprowadzę Cię już późno. Przyszłaś pieszo?- zapytał ubierając już  buty przy wyjściu.

-Tak, ale Marco nie potrzebnie się fatygujesz. Dam sobie radę- próbowała wyjść z opresji. Przecież

 specjalnie od Niego uciekała a blondyn po prostu przyczepił się jak rzep psiego ogona.

-Nie marudź już zdecydowałem. Napiszę tylko Maggie sms-a żeby się nie denerwowała I idziemy-

stwierdził a Johanna z trudem uznała, że Reus czasem bywa troskliwym człowiekiem.
***
-Nic nie będziesz teraz mówić? Jak już chciałeś mnie odprowadzić to może wydusisz coś z siebie?- 

zapytała siląc się na delikatne uniesienie kącików ust.

-Co mam Ci mówić? Przecież nawet nie masz ochoty ze mną rozmawiać.

-No nie mam- odparła lecz tak jakoś Reus wydał Jej się nieswój. Blondyn nigdy nie chodził, smutny

 czy też przygnębiony. Zawsze był to efekt krótkotrwały bo uważał, że szkoda życia na smutki.

-No dobrze powiedzmy, że dziś jest dzień dobroci i mówimy sobie co Nam na sercu leży- odparła

spoglądając na blondyna.- Ty zaczynasz

-Możemy zwolnić?- zapytał siadając na ławce. Na twarzy Niemca uwidocznił się wyraźny grymas

bólu przy zginaniu nóg w kolanach.

-Coś Ci jest? Dobrze się czujesz?- zapytała swą reakcją. Co Ją to przecież obchodziło? Po tym co

zrobił Jej blondyn powinna nasłać na Niego pancerny czołg i jeszcze sprawdzić czy dobrze Go

rozjechał. Jednak fakt, że kobieta zmienną jest wpasował się jak ulał. Dziewczyna nie potrafiła

przejść obojętnie obok krzywdy ludzkiej toteż postanowiła wysłuchać Niemca mimo wszystko.

-Nie Joe. Niedobrze. Na ostatnim meczu naderwałem więzadło i zbytnio nie mogę się poruszać. 

Cholera jasna mnie bierze gdyż znów 3 tygodnie pauzuję. Coraz częściej mi się to zdarza i boję się, 

że przyjdzie taki dzień gdy Klopp po prostu postawi na lepszego zawodnika, który nie ma takich 

skłonności do kontuzji.

W pierwszym momencie Johanna była wściekła na Marco, iż na siłę chciał Ją odprowadzić. Bolała

Go noga i szedł parę kilometrów tylko po to, by się przejść? Miała ochotę Go udusić aczkolwiek

wyznanie Reusa było tak szczere i pełne rozpaczy, że gdyby nie Jej duma to sama by się rozpłakała.

-Przestań, kto nie ryzykuje ten nic nie ma. Gdybyś się nie poświęcił, nie byłoby tej kontuzji. Zrobiłeś 

to w dobrym celu i opłaciło się, wygraliście przecież. Zapewniam Cię, że Klopp nie zrezygnuje z 

Ciebie, bo wystarczy że ktokolwiek o Ciebie zapyta to zawsze Juergen opowiada jakim to jesteś 

wspaniałym zawodnikiem.

Nastała cicha krępująca cisza, którą zakłócały tylko pohukiwania sów. To była niezręczna cisza, nie

 taka w której przemilcza się sprawy lecz taka w której nie wiadomo co powiedzieć.

-Teraz Twoja kolej. Dzień dobroci, ja Cię chętnie posłucham w tym momencie.

-Ale ja, ja..Nie mam nic do powiedzenia.

-Ej, to nie fair. Sama to wymyśliłaś i teraz się nie wymigasz. To działa w dwie strony, ja już swoje

 powiedziałem.

-Ech, to się wkopałam- stwierdziła dziewczyna- No dobrze, więc co mi leży na sercu, tak?.......Może 

to, że tak na prawdę codziennie muszę walczyć z samą sobą i nieraz mam takie obawy, że nie radzę 

sobie z niczym. Z życiem,z otoczeniem. Czasem wspomnienia mnie niszczą od środka i nijak nie 

wiem co z tym robić.

-Nadal w siebie nie wierzysz?- zapytał Reus trafiając w sedno problemu. Jak zwykle zresztą ta blond

czupryna jakby miała rentgena w oczach. Blondynka wypuściła tylko z siebie powietrze wdychając

po chwili woń Dortmundzkiego miasta. Już miał coś powiedzieć gdy poczuła zbliżającą się sylwetkę

 Reusa. Zaczęła szybciej oddychać gdyż wiedziała do czego blondyn zmierza.

PAM PAM PAM PAM! PRZERWA REKLAMOWA:)
Zapraszam na następny odcinek, który dodam za 2 tygodnie.

P.S. TYLKO NIE ZLINCZUJCIE MNIE, BŁAGAM!
WIECIE ŻE WAS KOCHAM, NIE? ♥

piątek, 23 stycznia 2015

JEDENAŚCIE

Jest takie stare egipskie  przysłowie, które mówi, że  jeśli kobietę ogarnia złość mężczyzna powinien dotknąć swoimi ustami Jej ust i trzymać tak długo aż złość zamieni się w namiętność.

-Co Ty sobie wyobrażasz?!-krzyknęła ciągnąc za koszulkę tak aby blondyn na chwilę przystanął.

Marco nic nie odpowiadał. Odwracając się w stronę blondynki patrzył na Nią wzrokiem, którym

zawsze zwalał Ją z nóg. Czuła te dreszcze przeważnie wtedy gdy Niemiec znajdował się stosunkowo

  zbyt blisko Niej, gdy wdychała Jego nieziemsko pachnące perfumy i na wyciągnięcie ręki miała

idealnie wysportowane ciało. Otwierając nieznacznie usta dziewczyna stała tak w bezruchu oczekując

na jakąkolwiek odpowiedź, która by padła z ust piłkarza. Oboje już byli w stanie upojenia

alkoholowego, jak zresztą połowa społeczeństwa bytująca w tej chwili na imprezie. Co Marco w tej

chwili myślał? Czy w ogóle myślał? Chwytając w obie dłonie twarz Joe wpił się bezczelnie w Jej

usta nie zważając na nic. Świat w tym momencie nie istniał. Lena zdawała się być tak odległa,

zupełnie jakby żyła w innej galaktyce. Joe z mięknącymi nogami poczuła dreszcze wzdłuż całego

ciała, dawno nie czuła się tak dobrze. Obydwóm zabrakło tchu więc blondyn przystopował.

Oddychali głęboko nadal stykając się swoimi czołami. Johanna ponadto patrzyła z ukosa na Marco

nie mogąc uwierzyć w to co się stało dosłownie przed chwilą.

-Co Ty ro-bisz?- zaczęła sylabować jak na pierwszych lekcjach w szkole.Jej dotychczasowa złość na

 blondyna zamieniła się w zdziwienie. Nie obchodził Jej wirujący świat dookoła, ludzie którzy

tańczyli w rytm latynoskich nut. Reus wydawał się być obojętny na kolejne zapytanie dziewczyny ,

już miał się obrócić na pięcie i dołączyć do reszty znajomych gdy kolejny raz tego wieczoru dał się

ponieść emocjo. Nie mógł tak po prostu odejść, nie wiedział dlaczego ale niewidzialna siła popchnęła

 Go po raz drugi w stronę Joe. Dotknął zachłannie swoimi wargami ust Joe brutalnie Je maltretując.

 Dziewczyna zamykając oczy oddała się tym razem pocałunkowi, na początku opierając się chciała

odepchnąć blondyna od siebie lecz już w następnej sekundzie Jej dłonie spoczywały na klatce

piersiowej z której zgrabnie powędrowały na szyję aby móc następnie zatopić palce w blond

czuprynie. Świat znów wirował, nie wiedziała co robi. To co jest zakazane, najbardziej Nas intryguje

 i tak było z Reusem. Wiedziała doskonale, że robi źle i będzie tego żałować aczkolwiek nie

przeszkadzało Jej to w niczym nawet wtedy gdy Marco złapał Jej dłoń i poprowadził do Jej pokoju

hotelowego.

-Joe jesteś taka słodka- zamruczał blondyn nie przestając całować młodej Niemki. Jego usta były

wszędzie. Wprawiał Ją w tak dawno zapomniany świat rozkoszy. Zachowywał się tak jakby idealnie

znał Jej ciało, Jej najczulsze punkty i pragnienia.

-Chyba za dużo wypiliśmy- wyrzuciła z siebie blondynka nie przestając podziwiać idealnego ciała

piłkarza.

-Och, doprawdy panno Levy? Mam przestać?- zapytał Reus wdziewając na usta swój szyderczy

uśmiech.

Przestać? To słowo przestało istnieć w słowniku Johanny. Nie mogła oderwać wzroku od ust

blondyna, które tylko prowokowały Ją do działania. Zastygła w bezruchu, nie potrafiła przełamać się

i ot tak powiedzieć, że Go pragnie. Marco jednak miał mniej zahamowań, zbliżając się na

wystarczającą odległość nachylił się do ucha Joe szepcząc po cichu:

-Kochaj się z mną, proszę. Obiecuję, że nie zapomnisz tej nocy- wyszeptał odpinając guziki Jej białej bluzki.

-Potrafisz być przekonujący, wiesz?
***
Obudzona ciepłymi promieniami słonecznymi poczuła nagły ból głowy. Silne pulsowanie w

okolicach skroni uniemożliwiało normalne funkcjonowanie. Złapała swymi dłońmi czoło tak jakby

miała ręce, które leczą, podnosząc się nieco zauważyła swoje własne rozrzucone po całym pokoju

ubrania. Spojrzała jeszcze na miejsce obok siebie lecz nikt tam już nie leżał.

-Co ja znowu zrobiłam- westchnęła przypominając sobie efekt wczorajszej nocy.

Wybiła dopiero godzina ósma lecz Ona nie potrafiła już spać. Może z powodu bólu głowy a może Jej

 myśli były udręczone wizją tak lekkomyślnego zachowania. Włączyła telewizję śniadaniową by

zająć się choć na chwilę czym innym, zdążyła w międzyczasie przysnąć na chwilę lecz nie trwało to długo

gdyż tuż po dziewiątej Maggie wpadła Jej do pokoju niczym piorun oznajmując, że za dwadzieścia

minut czeka ich wspólne śniadanie na dole. Zdesperowana dziewczyna pierwsze o czym pomyślała

to symulacja choroby ale to by nie przeszło, zaraz wszyscy jak jeden mąż zjawiliby się w Jej pokoju

a tego przecież nie chciała. Wzięła więc ekspresowy prysznic i ubierając się we wcześniej

przygotowaną odzież zeszła na śniadanie. Ku Jej rozpaczy zauważyła, iż jest ostatnim uczestnikiem

posiłku, wszyscy już przybyli i nasłuchując kroków patrzyli na Jej sylwetkę. Uśmiechając się

promiennie zaprosili blondynkę do stołu, tylko jeden Reus nie spuszczał wzroku z jakże ciekawego

talerza pełnego sałatki. Nie wiedziała jak się zachować, wczorajsza noc to był na pewno błąd ale

Marco jako facet nie powinien się tak zachowywać. Uciekł, po protu uciekł jak jakieś przestraszone

zwierzątko.
***
-Nic mi nie powiesz?- zapytała wtedy gdy została sam na sam z blondynem przy stole.

-Co Ci mam powiedzieć?



-Wiesz co? Jesteś żałosny. Tak samo beznadziejny jak ten Twój święty przyjaciel, którego

nienawidzę całym sercem. Po prostu przespałeś się ze mną i tyle? Myślisz, że to takie normalne?-

zadawając mnóstwo pytań dziewczyna oczekiwała odpowiedzi chociaż na połowę z nich. Blondyn

jednak był niewzruszony.

-No do cholery jasnej Reus! Słuchasz mnie? Spójrz na mnie jak się do Ciebie mówi!

-Joe nic się nie dzieje. Byliśmy pijani, ok?- stwierdził Reus znacznie podnosząc głos.

Uniosła swe ciało z twardego krzesła by zmierzyć w kierunku pokoju, poczuła się jak ostatnia

puszczalska panienka. To, że była pijana wcale nie usprawiedliwiło Jej czynów.To był Reus, do

cholery!
***
Rozświergotana Lena trzymała kurczowo rękę blondyna spacerując wzdłuż pomostu. Na twarzy

blondynki wdarł się grymas, tak najzwyczajniej w świecie zazdrościła dziewczynie. Ot takiego

 głupiego schowania swej dłoni w delikatnym uścisku z Marco.

-Może też założymy swoją własną kłódkę miłości?- zapytała spoglądając na Niemca.

Wszystkie pary dookoła wypisywały swe imiona na tychże kłódkach i powieszały Je na moście.

Wyrzucając klucz do falującej wody dawali sobie nadzieję, że miłość będzie wieczna. Reus tak po

prostu przytaknął głową, tak najzwyczajniej jakby to nie było nic sprzecznego. Jeszcze parę godzin

temu błagał Joe aby móc się z Nią kochać a teraz pokazuje Lenie jak to Ją bardzo kocha. Cholerny

dupek- pomyślała w tej chwili Johanna.

Jedyne na co miała ochotę to uciec z tej wyspy. Na szczęście już jutro to nastąpi i będzie mogła znów

zanurzyć się w wir swojej pracy. Co Jej lepszego do zrobienia zostało? Użalać się nad swoim losem?

O nie, tego na pewno nie przewidywała, za dużo czasu na to poświęciła po nieudanym związku z

Mario.
Zamykając kłódkę Marco spojrzał kątem oka na Joe. Co chciał przez to osiągnąć? Miała być

 zazdrosna czy może zacząć płakać? Podchwytując wzrok blondyna zmrużyła posępnie oczy by zaraz

po tym razem z pozostałymi na tej wyspie zaczęła klaskać w swe słonie na znak aprobaty nowego

związku w dotychczasowym wszechświecie.

*************************
Dodaję przed weekendem, cieszycie się?
Coś się w końcu dzieje między tą dwójką.
Jak myślicie to już koniec romansu?
Buziaki:*

poniedziałek, 12 stycznia 2015

DZIESIĘĆ

Między mężczyzną a kobietą przyjaźń nie jest możliwa.  Namiętność, wrogość, uwielbienie, miłość- 
tak, lecz nie przyjaźń.

Była wykończona. Przyjechała tu po to by wypocząć, odseparować się od reszty świata a męczyła się

 coraz bardziej. Czym? Co Jej tak przeszkadzało, że nie potrafiła normalnie funkcjonować?

Świadomość tego, iż pocałowany przez Nią mężczyzna jest w pokoju obok? Czy może to, że nie jest

z Nią w tym pokoju tylko zabrał ze sobą inną dziewczynę? Nie potrafiła zrozumieć toku swego

myślenia. Nie nadążała za sobą, przecież nie powinna tak tyle czasu poświęcać Jego osobie! Mimo

 wszystko czuła nutkę zazdrości gdy widziała dziewczynę. Lena je z NIM śniadanie. Lena idzie z

NIM spać. Lena idzie pozwiedzać plażę z NIM. Te myśli przytłaczały Jej głowę jak zbyt ciężki głaz.

Postanowiła wziąć orzeźwiającą kąpiel by pozwolić swym zagmatwanym myślom choć na chwilę

dać odsapnąć. Zmoczyła swe ciało ciepłą wodą po czym wmasowała w Nie brzoskwiniowy żel pod

prysznic. Spłukując nadmiar piany stała tak jeszcze przez chwilę  czując jak krople wody ściekają po

 Jej bladej skórze. Gdy wycierała już swe ciało w miękki puchaty ręcznik usłyszała pukanie do drzwi.

 Myślała, że to obsługa, dosłownie pięć minut temu zamówiła kolacje do pokoju ponieważ konała z

głodu. Owinęła się ręcznikiem tuż nad piersiami i pomaszerowała szybkim krokiem do drzwi.

Otworzyła je z wielkim rozmachem i i uśmiechem na ustach lecz gdy zobaczyła osobę przed Nią

mina Jej zrzedła. Do Jej uszu dobiegł dźwięk głośnego pogwizdywania.

-Możesz się tak nie gapić?- zapytała widząc palący Ją wzrok blondyna na swoim ciele. Już na pewno

 przyjaciele tak na siebie nie patrzą.

-Z trudem- odparł wchodząc do środka. -Lena martwi się o Ciebie. Zapewne jesteś samotna w tym 

pokoju, może przyjdziesz do ....
LENA To imię znów przewinęło się przez głowę Joe. Miałaby do Nich pójść i co niby robić? Grać w

 karty? A może porozmawiać sobie o ich szczęśliwej miłości? Dziewczyna nie wyobrażała sobie

takiego scenariusza.

-Nie, Marco. Nie czuję się samotna. Zaraz idę spać, podziękuj Lenie za troskę- odparła.

-Ale nie dasz mi nawet dokończyć. Zaraz na plaży jest impreza. Z tego co wiem Ona nie znosi słowa
  sprzeciwu.

Serce Joe zakuło milionami małych szpileczek. Skąd On tyle o Niej wie? Nie miała ochoty na

jakiekolwiek imprezy ale ciekawość wzięła górę. Miała okazję poznać bliżej Lenę i zamierzała z tego

 planu skorzystać.
***
Wprawdzie była już gotowa do wyjścia lecz nie wiedziała czy to był na pewno dobry pomysł z tą

imprezą. Ubrana w krótkie koronkowe spodenki i top który opinał Jej szczupłą sylwetkę postanowiła

wziąć jeszcze ze sobą cienki sweterek w razie gdyby naprawdę wieczór okazał się chłodny. Biła się

non stop z myślami, wcale nie miała ochoty tam iść i to najmniejszej. Wybierając numer w telefonie

do Lisy chodziła nerwowo po pokoju czekając na odzew ze strony przyjaciółki.

-Lisa? No w końcu, musimy porozmawiać.

-No ja myślę! Nie dzwonisz przecież do mnie o tej porze, żeby powiedzieć mi dobranoc, prawda?- 


zapytała Lisa, która znała Joe już na wylot.

-Bo ja...bo ja....Nie wiem co robić- stwierdziła na jednym tchu nie przestawając chodzić w kółko po

 pokoju.- Chodzi o Reusa. Niby mieliśmy zostać przyjaciółmi. A On się tak zachowuje...

-Tak to znaczy jak?-
wtrąciła się blondynka, która musiała znać każdy nawet najmniejszy szczegół z

życia towarzyskiego Johanny.

-No flirtuje ze mną, chociaż nie powinien. Rany boskie Lisa On przyjechał tu z dziewczyną. 

Cholernie ładną dziewczyną- dodała po chwili namysłu.

-Może widzi jak się peszysz przy Nim i traktuje to jako dobrą zabawę? Flirt to nie grzech, pocałunek

 zresztą też nie.

-Jak zawsze można na Ciebie liczyć wiesz? Co mam robić? Olewać Go? Czy może też zacząć 


flirtować aż da sobie spokój?

-Ja myślę, że Ty najlepiej wiesz co masz robić. Po prostu nie daj się. Mario Cię za bardzo 


 skrzywdził, żebyś tak po prostu dała znów się omamić. Nie zapominaj o tym.
***
Oddychaj i idź przed siebie. Z takim nastrojem bojowym Joe zmierzała w kierunku plaży. Dostrzegła

z oddali grupkę przyjaciół imprezujących przy ognisku więc właśnie tam skierowała swe kroki.

 Usiadła tuż koło Maggie na złocistym piasku i otrzymawszy butelkę z piwem pociągnęła łyk

zimnego napoju.

-Jestem taka szczęśliwa, że mnie tu zabrałeś Marco- na cały głos oznajmiła Lena klejąc się do

 blondyna jak pijawka do ludzkiej skóry.

Joe nie mogła patrzeć na dziewczynę wprost leżącą na Reusie toteż postanowiła iść na parkiet

zatańczyć z przypadkowym mężczyzną. Poruszając biodrami w obie strony poczuła przed sobą

obecność mężczyzny. Młody brunet okazał się idealnym partnerem do towarzyskiego tańca. Nie

nadeptywał specjalnie na nogi i potrafił nienagannie kierować kobietą w tańcu. Przetańczyli tak trzy

kawałki po czym brunetka postanowiła podejść do baru by zamówić jakiś mocniejszy trunek.

-Margarita proszę- rzekła do barmana siadając na wysokim krześle.

-Dla mnie również- usłyszała za sobą znajomy głos który rozpoznała od razu.


-Nie bierzesz dwóch? Lena na pewno z chęcią też by się napiła.- stwierdziła z przekąsem

przymrużając oczy.

-Bluzeczka Ci się podwinęła- szepnął Jej na ucho Reus co sprawiło, że dziewczyna wzdłuż

kręgosłupa poczuła dreszcze. Blondyn przechwytując swojego drinka uśmiechnął się szyderczo po

czym skierował swe kroki w stronę plaży. Dziewczyna wypiła jednym haustem swój kieliszek

wykrzywiając przy tym twarz i pobiegła za Marco.

-Co Ty sobie wyobrażasz?!- krzyknęła ciągnąc za koszulkę tak aby blondyn na chwilę przystanął.
***********************
PRZERWA NA REKLAMY!!!!
Ach nawet nie wiecie jak KOCHAM kończyć w takim momencie! :)
Tylko proszę mnie nie hejtować za to hah :)
Zostawiam Was z nowiutkim, jeszcze cieplutkim rozdziałem a ja idę się zgłębiać w jakże ciekawy podręcznik od biologii :(
RATUNKU!!!!
Hahahahh nie ma sprawy już idę :)

Dobranoc perełki i dziękuuuję bardzo za każdy komentarz!!! Jesteście WIELKIE!

<3
p.s.  Zapraszam na mego drugiego bloga----->KLIK

środa, 7 stycznia 2015

DZIEWIĘĆ

Prawda o strachu:
Nie boimy się ciemności, boimy się tego co w Niej jest.
Nie boimy się wysokości, boimy się spaść.
Nie boimy się ludzi dookoła siebie, boimy się, że mogą Nas nie zaakceptować.
Nie boimy się kochać, boimy się  że druga osoba nie odwzajemni tego.
Nie boimy się pozwolić komuś odejść, boimy się zaakceptować rzeczywistość w której Go nie ma.
Nie boimy się spróbować jeszcze raz, boimy się  cierpieć z tego samego powodu.
Strach to złudzenie, boimy się Jego następstw.

Johanna Levy kilka dni po tym jak osoba Mario Goetze znów po raz kolejny namieszała solidnie w


 Jej życiu była już inną osobą. Potrzebowała kilku dni by dojść do siebie i przeanalizować to co się 

stało ale użalanie się nad sobą nie było w Jej stylu. Zleciła ekipie remontowej całkowitą zmianę Jej 

mieszkalnego wnętrza. Nie mogła patrzeć na białe ściany, na których raził Ją w oczy napis 

"DZIWKA". Ściany w kolorze delikatnego fioletu nadały inne brzmienia w Jej ciepłym, przytulnym

 mieszkaniu. Obiecała, że się nie podda i słowa dotrzyma. Najgorsze to poddać się strachowi, tylko 

On Nas paraliżuje. Co do Reusa...

Tego tematu dziewczyna wolała unikać i gdy tylko Lisa próbowała Ją wypytać o jakiekolwiek 


szczegóły z Jej życia towarzyskiego Joe zasłaniała się, że nie ma czasu na pogaduszki gdy praca 

czeka. Była dla Niej odskocznią, czymś co pozwalało Jej odetchnąć i nie myśleć. Nie widziała Go już

 tydzień, okrągłe siedem dni. Jednak dziś miał nastać dzień decydującego starcia. Dlaczego tak się

 denerwowała? Przecież wszystko sobie wyjaśnili, mimo tego było Jej głupio i wstyd. Pocałowała 

Marco Reusa, Ona Johanna Levy dopuściła się tego czynu którego nikt nie podejrzewał.
***
Robiła co mogła, chciała się wymigać z tego spotkania stawiając opór przed Kathy. Dziewczyna 


jednak była nieugięta, ktoś musiał przekazać sesję Hugo Bossa a obecnie współpracownica Joe była

 zajęta. Żywiła cichą nadzieję, że to może Mats a nie Marco przyjdzie do salonu, w końcu obydwoje 

brali w tym udział. Tak się jednak nie stało, punktualnie gdy wybiło południe blondyn pukając 

delikatnie we framugę białych drewnianych drzwi zjawił się tuż przed Nią.

-Cześć Joe. Wpadłem zobaczyć zdjęcia-zaczął niepewnie nie zdając sobie sprawy czy dziewczyna 


pamięta o celu Jego wizyty. Bądź co bądź ostatnio postawiła sprawę jasno, nie chciała się więcej 

widywać. Przynajmniej na gruncie prywatnym.

-Cześć Marco. Usiądź proszę,pokażę Ci zdjęcia- odparła otwierając swojego białego laptopa.


Zdjęcia były idealne, wprost stworzone do reklamy nowego perfumu. Zarówno Kathy jaki i Joe znały


 się dobrze na tym fachu, mimo tego iż ani jedna ani druga nie miała ukończonych studiów 

fotograficznych.

-Co u Ciebie?- na odwagę zdobył się Marco spoglądając kątem oka na blondynkę. -Zmizerniałaś 


ostatnio.- dodał lustrując uważnie ciało dwudziestoczterolatki.

Spojrzała na Niego tym swoim beznamiętnym wzrokiem, którym chciała prześwietlić myśli młodego 


Niemca. Bezskutecznie, nie wiedziała o co Mu chodzi.

-Schudłaś- wyjaśnił.-I ogólnie blada jesteś. Dobrze się czujesz?


-Tak. Wszystko w porządku, po prostu nie wyspałam się. Dziś mam dużo pracy więc troszeczkę się 


stresowałam dniem.

-Stresowałaś się dniem czy tym, że musimy się spotkać?-
zapytał bez jakichkolwiek oporów.


Dlaczego On musi być aż tak irytujący?- pomyślała dziewczyna. Wchodzi sobie tutaj jak gdyby 


nigdy nic, odgaduje Jej myśli i jeszcze patrzy się tymi cholernie błyszczącymi oczami wyczekując 

odpowiedzi. Wzrok blondyna przeszywał Ją na wskroś, wiedziała że musi coś powiedzieć choć głos 

ugrzązł Jej w gardle.

-Nie wiem o co Ci chodzi Marco. Wyjaśniliśmy sobie wszystko, tak? To co się stało a raczej to co ja 


zrobiłam nie miało żadnego znaczenia. Po co do tego wracasz?- zapytała

-Skoro nie miało znaczenia to dlaczego tak się zachowujesz? Takie rzeczy się zdarzają. Nie 


pocałowałaś nikogo tak po prostu, spontanicznie. Bez żadnego zastanowienia się co będzie dalej?

-Wyobraź sobie, że nie. Oprócz tego jedynego razu nic takiego mi się nie zdarzyło. A wiesz 


dlaczego? Bo odkąd pamiętam byłam z Mario, myślałam że jest chodzącym ideałem. Dosłownie.

***
Żałowała, że wdała się w rozmowę z Marco, powinna przemilczeć sprawę i nie dawać Mu satysfakcji


 z tego, że ma racje. Bo miał. To prawda, to niby nic nie znaczyło, dlaczego tak się czuła? Czemu nie 

potrafiła spojrzeć blondynowi w oczy? Dlaczego On Ją torturował tymi pytaniami, czyżby

rozmawiał z Mario i podzielał Jego zdanie, jaką to jest pustą dziewczyną? Nie mogła opędzić się od natrętnych 

myśli, które kłębiły się w Jej głowie. Zaraz po wyjściu Reusa postanowiła zamknąć studio gdyż  i tak

 nie mogła się skupić choćby na najmniejszej czynności. Zakupując drożdżówki poszła do Lisy. 

Musiała z kimś koniecznie porozmawiać. Udałaby się do Maggie ale to przecież siostra Marco, jak 

ma z Nią o tym rozmawiać?.

-Mogę?- zapytała gdy ujrzała sylwetkę przyjaciółki w drzwiach.


Mocno zdziwiona dziewczyna wpuściła blondynkę do środka. Joe nigdy nie zaniedbywała swych 


obowiązków a dziś tak po prostu zamknęła studio, bo nie mogła się skupić. To było dziwne.

-Mała, co jest?- zapytała Lisa widząc jak nerwowo Jej przyjaciółka krąży po pokoju.


-On mnie rozprasza, rozumiesz?- zapytała gryząc kęs drożdżówki- Cholera, moją dietę szlag trafił.-


 Spoglądając na nadgryziony smakołyk zaczęła kontynuować- Wchodzi sobie z butami w moje życie, 

które już pomału zaczęła się układać, rozumiesz? I jeszcze ten tekst, "mizernie dziś wyglądasz". Co

 to za tani podryw? Po co On tam przyszedł, co?- zapytała Lisa sadowiąc się na kanapie.

-Joe choćbym nie wiem jak wytężyła moje komórki mózgowe to i tak za cholerę nie wiem o kim 


mówisz.

-Jak to o kim? Kto ma czelność przyjść do mojego salonu i prawić mi morały na temat mojego jakże


 nędznego życia? Oczywiście, że Reus!- odparła wykrzywiając usta w krzywym uśmiechu.

-Podoba Ci się!- Krzyknęła rozentuzjazmowana dziewczyna spoglądając z podziwem na 


przyjaciółkę.

-Oszalałaś, zapomniałaś, że.....


-Tak, tak pamiętam. To najlepszy kumpel Twojego byłego. Powtarzasz to od samego początku kiedy


 spotkałaś Go w Dortmundzie i co z tego Joe? Mario to palant a ognisty, płomienny romans akurat

 Tobie by się przydał.

-Zamknij się Lisa, zamilcz po prostu na wieki
- odparła dziewczyna ugryzając kolejny kęs 

drożdżówki.
***

Potrzeba jednej minuty by kogoś zauważyć, jednej godziny żeby Go ocenić , jednego dnia żeby 

polubić i całego życia by Go później zapomnieć.

Johanna Levy pochłonięta codziennymi sesjami nie zdawała sobie sprawy jak przez palce ucieka Jej


 czas. Dzień za dniem monotonnie robiła to samo, praca, dom, sen i tak w kółko. Nie miała czasu na 

zakupy, lodówka świeciła pustkami. Nie pamiętała kiedy ostatnio była na jakiejkolwiek imprezie, 

kiedy spotkała się w celach towarzyskich. Maggie martwiła się o przyjaciółkę, gdyż od ponad 

tygodnia nie dawała o sobie znaku życia. Postanowiła Ją odwiedzić oczywiście w studiu 

fotograficznym, gdyż nigdzie indziej nie można było złapać z Nią kontaktu. Przekraczając próg drzwi 
spostrzegła mizernie wyglądajacą blondynkę.

-Joe?Przyniosłam drożdżówki i ciepłą kawę- oznajmiła kładąc produkty na biurku dziewczyny.


-Meg, co Ty tu robisz?- zapytała zdziwiona nagłą, niezapowiedzianą wizytą siostry Reusa.


-Nie odbierasz telefonów, nie odpisujesz na sms-y, w domu Cie nie można zastać. Co się dzieje?



-Nic. Po prostu ostatnio spadło na mnie wiele obowiązków i nie mam na nic czasu. Jeśli jestem w 


domu to tylko i wyłącznie po to, aby się przespać.

-Tak, gdybyś mogła to tu byś nocowała, prawda? Już Cię znam. Musisz odpocząć, jak Ty wyglądasz. 


Jadłaś coś w ogóle ostatnio?- Maggie była osobą na tyle otwartą iż nie bawiła się w grę słów. Nie 

zważała na to, czy kogoś obrazi czy nie. Mówiła prosto z mostu to o czym myśli. Jednak nie dało się 

Jej nie lubić.

-Piłam kawę- odparła Joe wznosząc kubek do góry.


-Kawa o siódmej rano, brawo. A zresztą tego syfu z automatu chyba nie chcesz nazywać kawą. 


Trzymaj póki ciepłe- odparła podając blondynce termos.-Wiesz właściwie to przyszłam do Ciebie z 

pewną propozycją. Skoczyłabyś z Nami na wycieczkę?- zapytała Meg patrząc wyczekująco na dziewczynę.

-Na wycieczkę? Maggie ja naprawdę mam dużo pracy- odparła lecz momentalnie zgromiona przez 


dziewczynę zapytała- No dobrze. Gdzie ta wycieczka i kiedy?

-Extra, ja zarezerwuję bilety na jutro a Ty się przyszykuj.- rozentuzjazmowana brunetka zaczęła 


zbierać się do wyjścia.

-Ale nie powiedziałam, że się zgadzam. Meg! Dokąd jedziemy!?


-Na Seszele! Nie przejmuj się będzie fajnie, weźmiemy Marco!-
odkrzyknęła a blondynce z twarzy 


od razu zniknął uśmiech.

Dosyć, że będzie musiała użerać się z blondynem to jeszcze Seszele. Pod pojęciem słowa wycieczka 


miała nadzieję wybrać się gdzieś za miasto a nie w inny kraj. Maggie była nieobliczalna.
***
Czy miała jakiekolwiek wyjście z tej ponurej sytuacji? Nie. Maggie choćby siłą zaciągnęłaby Ją na


 lotnisko. Odwrotu nie było toteż następnego poranka już zmierzała taksówką w stronę lotniska. Z 

oddali widziała już sylwetkę męża Meg toteż wiedziała gdzie się kierować, rozmawiał z jakąś 

dziewczyną. Widocznie zaprosili troszkę więcej osób na ten wyjazd co uszczęśliwiło Joe. Gdy 

będzie  większe towarzystwo może zajść taka sytuacja, iż wcale nie będzie musiała rozmawiać z 

blondynem.
-Joe! Tutaj!- krzyczała Meg wymachując rękoma by ta jak najszybciej podeszła do Nich.


W tym momencie dziewczyna rozmawiająca z mężem przyjaciółki odwróciła się ale nie była sama.


 Pierwsze co rzuciło się w oczy Młodej Niemce był Reus kurczowo trzymając kobietę za rękę. Szła 

przed siebie wpatrując się w ten obrazek, poczuła lekki zawód.
 Czyżby zazdrość? Nie potrafiła 

zrozumieć swych dziwnych odczuć, przecież jest dobrze. Skoro to Jego dziewczyna, nie będzie już 

więcej żadnych dwuznacznych sytuacji, prawda? Podeszła bliżej kładąc walizki w odpowiednie dla 

Nich miejsce.

-To chyba jesteśmy w komplecie- stwierdziła Maggie.-Wy się jeszcze nie znacie. Joe pozwól, że Ci 


przedstawię to jest Lena.

-Miło mi-
odparła młoda dziewczyna ćwierkając jak wróbelek. Buzia Jej się nie miała zamiaru 


zamknąć. Była tak cholernie ładna i miła, że Joe miała ochotę Ją zabić. Zdziwiona swoim bojowym 

nastrojem względem rudowłosej postanowiła zmierzyć w kierunku samolotu. Usiadła na swoim

 wygodnym miejscu rozglądając się dookoła gdzie podziali się pozostali. Ani Maggie ani Davida nie

 mogła zauważyć za to Marco wraz z Leną znaleźli się stosunkowo za blisko Niej.

-Znowu się widzimy- rzucił Marco siadając na miejscu obok. Blondynka już wolałaby "słodką 


idiotkę Lenę" koło siebie ale przecież nie będzie robić scen. Wiedziała, że będzie żałować tego 

wylotu, miała skrytą nadzieję iż dopadnie Ją zatrucie pokarmowe i cały wyjazd przeleży w pokoju 

hotelowym. Założyła swe słuchawki na uszy wywracając teatralnie oczami by nie słuchać 

gaworzenia znienawidzonej przez Nią dwójki.
***
Miły głos pogodnej stewardessy obwieścił, iż lada moment będą lądować. Przestraszona Lena 


trzymała kurczowo Marco za rękę gdyż strasznie bała się latać. Mimo iż Joe miała przez cały lot na 

uszach słuchawki dziewczyna tak głośno rozmawiała iż znała chyba cały Jej życiorys.

-Może też się boisz? Złapać Cię za rękę?- zapytał Marco unosząc znacznie jedną brew. Jego ręka 


dziwnie spoczęła na kolanie Johanny wprawiając Ją w niemałe zamieszanie. Lena była tak przejęta 

lotem, że nawet nie zauważyła tego dwuznacznego gestu. Blondynka strącając rękę blondyna 

zgromiła Go wzrokiem zapinając szczelnie pasy. Nie dało się ukryć, iż sama się bała ale nie miała

 zamiaru dawać Reusowi tej satysfakcji.Za kogo On się w ogóle uważa? Myślała, że jest inny.

Można Mu zaufać ale teraz zdała sobie sprawę, iż jest bezczelny. Podrywacz jakich mało i nie obchodzi Go

 w ogóle, że dziewczyna się krępuje, w końcu jest przyjacielem Mario. Do cholery co On wyrabia?!

***
Rozpakowywała swoje walizki modląc się by nikogo Jej nie przydzielili do pokoju, o dziwo cały


 apartament był Jej. Maggie zajęła miejsce z Davidem, natomiast Lena zamieszkała naprzeciwko z 

Marco. Na samą myśl tego Joe wzdrygnęła się, zaczęła sobie wyobrażać co Oni tam mogą 

wyprawiać. Zganiła siebie w myśli za tak wygórowane myśli i postanowiła zejść na dół po coś do 

jedzenia. Od samego rana nic nie jadła, zdając sobie sprawę, że będzie lecieć w samolocie.
 ***


Heii.
Tak mnie wena poniosła,że i na tym blogu postanowiłam dodać :)
Mam nadzieje, że się spodobał. Wytężałam swój mózg aby coś konkretnego napisać i mam nadzieje taką malutką, że nie zawiodłam :)
BUZIAKI:***

poniedziałek, 29 grudnia 2014

OSIEM

Są takie błędy, których nie da się naprawić. Są takie słowa, których nie sposób cofnąć. Są takie łzy,

których nie potrafimy powstrzymać. Są takie gesty, którym nie potrafimy się oprzeć. Są takie

pragnienia, które nie chcą umrzeć.  Jest takie uczucie, które nie chce zgasnąć.

-Joe! Poczekaj! Gdzie Ty teraz pójdziesz?- zapytał Reus chwytając w ostatniej sekundzie dziewczynę

 za nadgarstek. -Nie wygłupiaj się, zostań.

Przyparta do muru nie miała wystarczająco dość siły by się uwolnić. Trzymający nadal Jej nadgarstek

 Reus stał tuż przed Nią. Dzieliły ich nieznaczne milimetry, dopiero teraz ujrzała czekoladowe

 tęczówki Marco, na które wcześniej nie miała okazji patrzeć z aż takiego bliska.  W Jej nozdrza

wbił się orzeźwiający zapach żelu pod prysznic, którego blondyn przesiąknął od stóp do głów.

 Zamarła w bezruchu starając się opanować nerwy. Cicho wyszeptywane imię "Joe" przez Marco

 wcale nie pomagało w zebraniu myśli. Wprost przeciwnie, głos Niemca pobudził Ją w ułamku

chwili by zbliżyć się do malinowych ust blondyna i musnąć delikatnie Jego ciepłe wargi.

-Przepraszam- odrzekła gdy zorientowała się co właśnie zrobiła i tak po prostu uciekła.
***
Czy pech zawsze musiał Ją prześladować? Nawet w najgorszych dla Jej życia momentach nie mogła

zaznać spokoju. Szła przed siebie ciągnąc buty po mokrym od deszczu chodniku rozmyślając o tym

co się właśnie wydarzyło. To był absurd, nie mogła sobie wyobrazić dlaczego to zrobiła. Mieli być

przyjaciółmi tylko i wyłącznie. Nawet w najśmielszych snach nie przyszło Jej do głowy by zdobyć

się na pocałunek z Reusem. Ale ta cała sytuacja, była roztrzęsiona, przygnębiona i nie wiedziała co

robić. A Marco stał stanowczo za blisko, to był ułamek sekundy i Bach! Jak grom z jasnego nieba

dotknęła malinowych ust chłopaka po czym zniknęła. To potrafiła robić najlepiej, narobić sobie

wstydu i zniknąć. Nogi prowadziły Ją teraz do domu Lisy, dlaczego od razu tu nie przyszła? Musiała

iść do blondyna? Od samego początku wiedziała, że ta znajomość nie przyniesie nic dobrego i nie

 myliła się.  Jej szósty zmysł po raz kolejny Jej nie zawiódł, tylko dlaczego musiało do tego dojść?

Reus pewnie myśli, że Mario miał rację i jestem puszczalska- pomyślała dziewczyna zbliżając się do

domu przyjaciółki.
***
-Ale jak Go pocałowaś? Tak po prostu?!- Lisa przeszywała wzrokiem przyjaciółkę wytrzeszczając

przy tym źrenice.

Ukrywając twarz w dłoniach Joe kołysała się do przodu i tyłu. Nie miała pojęcia co się z Nią dzieje i

 jak ma teraz postąpić. Z otępienia wyrwał Ją odgłos telefonu z torebki, który sygnalizował

nadchodzące połączenie. Wyciągając iphona z kieszonki spojrzała na wyświetlacz. Reus. Osiem

nieodebranych połączeń. Powinna powiedzieć Mu, że jest bezpieczna i nic Jej nie grozi ale nie miała

na to siły. Nie posiadała ochoty na jakiekolwiek wyjaśnienia i bała się, że gdy powie blondynowi

 gdzie się znajduje ten wsiądzie w samochód i przyjedzie do Niej a na to kompletnie nie była gotowa.
 
-Co ja mam Mu powiedzieć Lisa? Przepraszam ale to był błąd? Czy Ty to słyszysz?  Co On sobie o 

mnie myśli? Jaką ja jestem idiotką!

Lisa wracając z kuchni z dwoma parującymi kubkami sama nie wiedziała co myśleć o tej sytuacji.

Johanna zawsze miała problemy z wyborem niewłaściwych facetów. Nie rozumiała jednak

przyjaciółki, przecież Reus nie jest złym człowiekiem.

-Joe ale....Wy nic ten tego?- zapytała patrząc z ukosa na blondynkę.

-Oszalałaś chyba! Jeszcze tego by mi brakowało! Weź mnie zastrzel, bo spalę się ze wstydu.-

oznajmiła dziewczyna.

-Kochanie nie rozumiem Twych obaw. Ty jesteś sama, On jest sam. Brzydka nie jesteś, On za to jest 

boski. Jeśli nie weźmiesz się za Niego to ja chętnie skorzystam.- rozmarzyła się Lisa.

-Na miłość Boską dziewczyno! To jest najlepszy przyjaciel mojego byłego, rozumiesz? Przeliteruję 

Ci. Oni się P-R-Z-Y-J-A-Ź-N-I-Ą.- wstając z sofy zdała sobie sprawę, że nadchodzi siódma. Nie

spała wcale dzisiejszej nocy i w najbliższych godzinach też się na to nie zapowiadało. Musiała

zbierać się do pracy, gdyż z samego rana ktoś zarezerwował sobie sesję.
***
Rozkładając sprzęt czekała na Kathy, która spóźniała się już dwadzieścia minut. Nie lubiła gdy ktoś

się spóźnia ale była tak zaabsorbowana swoimi problemami, że nie zdążyła się obejrzeć i ujrzała

dziewczynę w drzwiach.

-Przepraszam za spóźnienie, straszne korki o tej porze. Musiałabym o szóstej wyjechać, żeby tu być 

na czas. Widzę, że już się rozłożyłaś. Bardzo dobrze. Zaraz przyjdą.

-Kto przyjdzie? -zapytała z ciekawością lecz nie musiała długo czekać na odpowiedź gdyż

zauważyła przed sobą sylwetki dwóch mężczyzn.

-Maggie była o tyle dobra i namówiła swego brata na sesję. Joe przedstawiam Ci Marco Reusa i 

Matsa Hummelsa z tutejszej drużyny piłkarskiej. Zrobimy sesję dla Hugo Bossa.

Kathy wcale nie musiała przedstawiać stojących przed Nią mężczyzn. Znała ich z ekranu wielkiego

telewizora a nawet jednego z nich miała okazję poznać jeszcze bliżej. Aż zbyt bardzo. Johanna stała

wpatrzona jak w obraz niczym zahipnotyzowana magicznym zaklęciem. Z rozszerzonymi wargami

wpatrywała się w piłkarzy nie mrużąc nawet przy tym powiek. Ocuciła się jednak po chwili zdając

sobie sprawę, jak głupio musi wyglądać. Postanowiła wziąć się do pracy nie dając po sobie nic

poznać. Przecież nic się nie dzieje- powtarzała sobie w myślach pstrykając co chwila zdjęcie.

Gdy nastała chwila przerwy na łyk kawy myślała, że oszaleje. Nie wiedziała co robić, jak się

zachowywać. Zaczęła czyścic więc swój obiektyw nie spuszczając z Niego oka. Po chwili poczuła

jednak czyjąś obecność obok.

-Mogę przeszkodzić?- zapytał blondyn bezceremonialnie siadając obok. Był tak wyluzowany jakby

 nic osobistego w przeszłości między nimi nie miało wcale zdarzenia. Joe jednak nie potrafiła tak,

 postanowiła jednak udawać,że wszystko w porządku.

-Jakieś propozycje co do sesji? Jeśli coś Ci się  nie podoba to powiedz, zawsze możemy zmienić 

koncepcję.

-Joe...?- zapytał przeciągle Marco- Chcesz mi coś powiedzieć?- spojrzał na Nią tymi cholernie

 brązowymi oczami, które nagle pociemniały od wpatrywania się w blondynkę.

-No dobrze przepraszam, nie wiem co się ze mną stało. Nie zapanowałam nad sobą czego żałuję. 

Naprawdę nie mam pojęcia co mi do głowy strzeliło- oznajmiła zdając sobie sprawę jak interesujące

w tej chwili są Jej własne dłonie. Przebierając nerwowo palcami miała wrażenie, że zaraz zapadnie

się pod ziemię.

-OK, dlaczego nie odbierasz telefonów?- zapytał upijając łyk świeżo zaparzonej kawy.

Nie miała pojęcia co odpowiedzieć. Wstydziła się, bała, nie miała ochoty? Wzruszając ramionami

spojrzała na punkt przed siebie.

-Nie możemy się unikać, przyjaźnisz się z Maggie a to moja siostra.

-Marco nie chcę Cię unikać ale nie sądzisz, że to niekomfortowa sytuacja? Mam się zachowywać 

jakby nigdy nic? Jeszcze niedawno temu mieszkałam z Twoim najlepszym przyjacielem! 

-Joe to był impuls. Ja o tym zapominam Ty też, ok?- zapytał patrząc z ukosa  na dziewczynę.

-Postaram się- odrzekła wstając z krzesła. -Ale lepiej jeśli na jakiś czas przestaniemy się widywać.
***
Cześć robaczki ♥
Wiem, że rozdział nie powala ale z racji tego, że jutro wyjeżdżam na 10 dni w góry!!!!! <3
To chciałam coś dodać przed mym wyjazdem.:)
Mam nadzieję, że choć trochę się spodobał ;)
A wiec pragnę jeszcze życzyć Wam:
WYSTRZAŁOWEGO SYLWESTRA I JESZCZE LEPSZEGO NOWEGO ROKU:)
See you:*


sobota, 20 grudnia 2014

SIEDEM

Nie sztuką jest po rozstaniu miłość zamienić w nienawiść...prawdziwą sztuką jest zamienić miłość

chociażby w normalną relację.

Niepewnym ruchem ręki pchnęła drzwi zapalając na korytarzu  światło. Otwierając szeroko oczy

 wydała z siebie głośny przeraźliwy krzyk.....

Jej mieszkanie przypominało istne pobojowisko. Rozglądając się dookoła pomieszczenia bała się

wykonać jakikolwiek ruch, chociażby najmniejsze poruszenie wydawało się niebezpieczne. Lokum

 było w opłakanym stanie, nie było choćby jednej szafki z której nie zostałyby porozrzucane rzeczy.

Nawet głupia szuflada ze skarpetkami była opróżniona do zera i leżała pośrodku pokoju. Jej

mieszkanko na które ciężko pracowała przypominało w tej chwili pole bitwy. Na białej ścianie na

której kiedyś wisiał telewizor czerwonym sprayem ktoś napisał słowo "DZIWKA". Sparaliżowana

strachem i poczuciem bezradności nie zastanawiając się długo obróciła się na pięcie i nie zważając na

 to, iż zostawiła otwarte mieszkanie z płaczem ruszyła przed siebie.

Podążała ciemną nocą wgłąb śpiącego Dortmundu mijając co chwila pojedynczych zmęczonych

ludzi, którzy o tej porze wracali z tłocznych klubów. Raz po raz niejeden mieszkaniec obracał się w

ślad za dziewczyną gdy ujrzał Jej podpuchnięte od płaczu oczy. Była przerażona, jak nigdy dotąd.

  Kto mógł to zrobić? I w jakim celu?Czy ktoś Ją obserwował? Spoglądając się za siebie nie

 zauważyła żadnego podejrzanego obiektu. Ten strach był paniczny, obezwładniał Ją od środka. Nie

wiedziała  dokąd pójść, wszyscy normalni ludzie śpią o tej porze.
***
Po kilkugodzinnej wędrówce zdała sobie sprawę, że zna to miejsce. Naprawdę nie miała dokąd

pójść, do domu przecież nie wróci. On tam może być. Zaczęło już powoli świtać, była wykończona,

przerażona i głodna. Pukając delikatnie w drzwi nie zdawała sobie sprawy, że robi to za cicho.

Jednak nie miała więcej siły by zebrać w sobie większą moc. Zrezygnowana już miała odejść i podążyć w

inną stronę gdy drzwi nieco się otworzyły i wychyliła się zza nich blond czupryna, która była w

niesamowitym nieładzie. Jak nie Marco, widocznie jeszcze spał gdy Ona próbowała dostać się do

środka.

-Joe? Co Ty tu robisz?- przecierając swe oczy zapytał nie do końca rozbudzony. Po chwili jednak

dostrzegł w jakim blondynka jest stanie. Otworzył szerzej drzwi i podszedł bliżej:

-Ktoś Ci coś zrobił? Wejdź do środka.

Johanna nie była w stanie wypowiedzieć choć jednego słowa. Tak jakby wielka potężna siła trzymała

Ją kurczowo za gardło nie pozwalając na jakikolwiek dźwięk. Delikatnie pchnięta przez ciepłą dłoń

Reus'a podążała ku domowi, który wydawał się bezpieczny. Szła niczym żołnierz na wojnę, Jej kroki

były automatyczne, prawa- lewa i znów to samo. Bała się, bała że może ujrzeć twarz Mario lecz na

szczęście bruneta tam nie było. W głębi serca wiedziała kto dokonał się rozboju Jej mieszkania lecz

nie chciała dopuszczać do siebie takiej myśli.

-Trzymaj, ciepła herbata- z letargu wyrwał Ją głos Marco, który trzymając parującą ciecz usiadł

 koło dziewczyny.


Upijając kolejne łyki ananasowego napoju powoli dochodziła do siebie. Była pewna, że tu Jej nic nie

grozi, spoglądając kątem oka na Marco zauważyła, że ten bacznie Jej się przygląda domagając się

jakichkolwiek wyjaśnień.

-Boże, przepraszam. Nie powinnam tak po prostu wpadać bez zapowiedzi o piątej nad ranem, ale nie

  miałam dokąd pójść.  W moim mieszkaniu...- zaczęła lecz nie była w stanie wypowiedzieć 

kolejnego  choćby małego słowa gdyż z Jej oczu zaczęły ronić gorzkie łzy.

-Joe  spokojnie- odrzekł głaszcząc czule blondynkę po plecach.- Powiedz mi co się stało, może 

mogę Ci  jakoś pomóc?- zapytał podając paczkę higienicznych chusteczek rozhisteryzowanej dziewczynie.

-Marco, On, On....-zająknęła się zdając sobie sprawę, że właśnie Jemu nie powinna o tym mówić.

Nie  powinna tu wcale przychodzić. Miałaby zacząć rzucać oskarżeniami na Mario? Najlepszego

przyjaciela blondyna. Przecież to bardzo niekomfortowa sytuacja a Ona wcale nie była pewna, kto

napadł na Jej dom.

-Kto Joe? Kogo masz na myśli?- dopytywał się zaniepokojony blondyn.

-Poszłam do domu i tam było kompletnie wszystko nie na swoim miejscu, tak jakby przeszedł 

huragan, rozumiesz? Na ścianie powypisywał okropne rzeczy. Nie wiem co by było jakby zastał mnie

 w domu. Jeśli jest zdolny do włamania. On mógłby mi coś zrobić!- krzyknęła zrozpaczona

 dziewczyna chowając twarz w swoich dłoniach.

-Joe nie pomogę Ci jeśli nie wiem kto to był.     Musisz to zgłosić na policję.- stwierdził

przyciągając  do siebie dziewczynę. Przesuwając delikatnie opuszkami palców po Jej plecach próbował Ją uspokoić.

-Ale, ale nie mogę Marco- rzucając półsłówkami Joe po raz kolejny żałowała że tu przyszła.
- Przecież to Mario- wyrzucając to z siebie poczuła jak zalewa Ją fala rozpaczy ale również ulgi?


Jej ciało zalała fala gorąca oznajmująca lekkość na sercu. W końcu mogła to z siebie wyrzucić lecz 

w spojrzeniu Reusa dostrzegła nutkę niezrozumienia i niedowierzania. Co Ona sobie myślała?

Przecież ten pomysł był od samego początku poraniony. Przyszła się pożalić Jemu? Akurat Jemu? To

 niedorzeczne. Zrywając się z kanapy ruszyła do wyjścia, miała zamiar zapaść się pod ziemię i uciec

 stąd jak najdalej.

-Joe! Poczekaj! Gdzie Ty teraz pójdziesz?- zapytał Reus chwytając w ostatniej sekundzie

  dziewczynę za nadgarstek -Nie wygłupiaj się, zostań.

Przyparta do muru nie miała wystarczająco dość siły by się uwolnić. Trzymający nadal Jej dłoń

Reus stał tuż przed Nią. Dzieliły ich nieznaczne milimetry, dopiero teraz ujrzała czekoladowe

tęczówki Marco, na które wcześniej nie miała okazji patrzeć z aż takiego bliska.  W Jej nozdrza wbił

 się orzeźwiający zapach żelu pod prysznic, którego blondyn przesiąknął od stóp do głów. Zamarła w

bezruchu starając się opanować nerwy. Cicho wyszeptywane imię "Joe" przez Marco wcale nie

 pomagało w zebraniu myśli. Wprost przeciwnie, głos Niemca pobudził Ją w ułamku chwili by

zbliżyć się do malinowych ust blondyna i musnąć delikatnie Jego ciepłe wargi.


-Przepraszam- odrzekła gdy zorientowała się co właśnie zrobiła i tak po prostu uciekła.

***
Cześć!
W końcu dodaję rozdział, przepraszam za opóźnienie. Przez dobre dwa tygodnie miałam pustkę w głowie jednak na szczęście mnie oświeciło.
Rozdział na Amy dodam jakoś bliżej  świąt gdyż jest w trakcie kończenia.----->KLIK

See you ;*

sobota, 6 grudnia 2014

SZEŚĆ

Szczęście czasem uśmiecha się do Nas w najmniej oczekiwanych momentach. Gdy przekreślamy

wszystko, gdy myślimy że już nic nas w życiu nie zaskoczy. Przychodzi tak nagle i nieoczekiwanie.

 Ważne wtedy by się nie poddawać, wyczekiwać tej chwili  a gdy przyjdzie złapać wiatr w żagle i

popłynąć ku lepszemu życiu. Nie można opaść z sił nigdy, bo gdzieś tam za rogiem czai się zło, które

tylko czeka na Twój upadek. Gdy stoczysz się na dno i z dnia na dzień będziesz wylewać hektolitry

łez. Nie pozwól na to!

Johanna wreszcie poczuła się tak wspaniale, tak jak kiedyś. Będąc nastolatką szczęście się do Niej

 uśmiechnęło i mogła przespacerować się po wybiegu prezentując na sobie najnowszą kolekcję

znanego niemieckiego projektanta. Te spojrzenia ludzi, ten flesz skierowany tylko na Nią, nigdy tego

nie zapomni. Dzisiaj wie, że to wcale nie było szczęście. Doskonale zdaje sobie sprawę, że trzeba

było po maturze iść dalej się edukować a nie postawić wszystko na jedną kartę. Ale czasu nie zmieni

i nie będzie się użalać nad swoim losem podczas gdy prawdziwe szczęście stanęło dla Niej otworem.

Pomysł Maggie okazał się strzałem w dziesiątkę.  Katie, która niedawno co otworzyła agencję

 modelek gdy usłyszała, że sama Johanna Levy chce u Niej pracować jako fotograf nie posiadała się

ze szczęścia. Już następnego dnia miała stawić się w nowej pracy a tuż po zakończeniu tygodnia

 opijały wspólny sukces mając nadzieję, że wszystko potoczy się jak najbardziej pozytywnie w ich

życiu.
***
Joe nigdy nie lubiła wcześnie wstawać, jako modelka była do tego wprost zmuszana ale teraz jako

uprawiająca wolny zawód mogła ustalać sobie godziny sesji kiedy tylko chciała. Tak było i też

dzisiaj dopiero o godzinie dwunastej była umówiona na sesję z dziewczynami. Zjadła więc spokojnie

śniadanie przed swoim wielkim czterdziestodwu calowym telewizorem wiszącym na ścianie, który

stanowił punkt centralny w Jej salonie. Włączając telewizję śniadaniową słuchała reportażu na temat

niebezpieczeństwa noszenia obuwia na wysokim obcasie w górach. Nie zdawała sobie sprawy, że

kobiety są tak naiwne, iż stawiają swój wygląd wyżej niż własne bezpieczeństwo. Jak można ubrać

 szpilki chodząc po górach? Jej wywody przerwała reklama, która ogłaszała wiadomości sportowe.


"Wczoraj o 20.05 Bayern Monachium wyruszył z lotniska na mecz, który odbędzie się w

Dortmundzie na SIP dokładnie za dwa dni tj. 22.08.2014r o godz. 19.30. Wszyscy piłkarze są w

wyśmienitych humorach i jak jeden mąż odpowiadają, że zwycięzca jest tylko i jeden i tym razem

wygrają tą potyczkę."

Odłożyła na chwilę łyżkę do miski z płatkami kukurydzianymi zdając sobie sprawę, że Mario już jest

 w Dortmundzie. Kiedyś skakała by z radości na tą wieść a teraz? Czy to cokolwiek Ją obchodziło?

Na pewno nie. Złość jeszcze Jej nie przeszła i prawdopodobnie nigdy nie wybaczy młodemu

Niemcowi tego jak Ją potraktował. Nie zastanawiając się dłużej nad tym faktem wsunęła swe stopy w

puchate papcie i pomaszerowała do swej garderoby w poszukiwaniu odpowiedniej odzieży.
***
Marco Reus zafascynowany z samego rana tym, iż Jego najlepszy przyjaciel przyleciał do

Dortmundu nie posiadał się ze szczęścia. Nie widzieli się prawie pół roku co było niemałym

 odstępem czasu więc gdy usłyszał dzwonek do drzwi prawie, że biegiem dorwał się do klamki.

-Cześć Blondi- przywitał się Mario pozwalając sobie na uścisk z klubową jedenastką.
-Mario! W końcu.
Brunet spóźnił się o niemałą godzinę no ale w końcu co z tego.Ważne, że po prostu był i mogli choć

 parę chwil poczuć się tak jak kiedyś. Wtedy gdy Gotzeus robił furorę na dortmundzkim stadionie.

Opowiadaniom nie było końca. Ani jednemu ani drugiemu usta się nie zamykały. Popijając zimne

napoje starali się zapomnieć o tym, iż już jutro będą musieli zmierzyć się naprzeciw sobie na boisku.

 Nie była to komfortowa sytuacja ale takie było życie. Raz z wozem, raz pod wóz. Nie takie trudności

w życiu omijali by poddać się ot tak. Grając w Fifę zdali sobie sprawę jak późna już godzina. Mario

zmuszony do pobytu hotelowego jak i reszta zawodników Bayernu ten ostatni raz przed meczem

postanowił przespacerować się na Idunę razem ze swym najlepszym przyjacielem.
***
Kończąc pracę Joe spojrzała na zegarek i przetarła oczy by upewnić się, że to na pewno ta godzina.

Nigdy nie pomyślałaby, że można spędzić tyle czasu na jednej sesji. Było to co prawda emocjonujące

 starcie.  Dziewczyny były przygotowywane do półnagiej sesji więc o żadnym mankamencie nie

mogło być mowy. Były to początkujące modelki więc większość z nich tak po prostu i zwyczajnie

 wstydziła się swojego ciała. To przerażające ile populacji nie wierzy w siebie i własne siły. Każdy

przecież jest jaki jest i to jest piękne. Chowając sprzęt do torby pożegnała się z Katy i wyszła na

 zewnątrz. Chłodny wiatr uderzył Jej w twarz wywołując ciarki na całym ciele. Obejmując się

ramionami zdała sobie sprawę, że lato niedługo dobiegnie końca gdyż wieczory już są chłodne.

Nieopodal godziny dwudziestej wysiadła na przystanku nieopodal SIP z którego wystarczyło skręcić

w jedną przecznicę by znaleźć się w ciepłym przytulnym domu.

-Proszę, proszę kogo my tu mamy- odezwał się męski głos, którego gdy tylko usłyszała stanęła

 wryta jak porażona piorunem. Bała się obrócić, wykonać jakikolwiek ruch. Miała nadzieję, że nie

spotka tego osobnika nigdy na swej drodze a nawet jeśli tak to tak zwyczajnie przez wzgląd na to co

ich kiedyś łączyło da jej spokój. Tak jednak nie było, Goetze niewzruszony obojętnością blondynki

kontynuował dalej swój wywód.

-Nie poznajesz mnie Joe?- zapytał po czym blondynka niechętnie obejrzała się za siebie i ujrzała

rząd równie białych zębów Mario ukrytych w nieszczerym i kpiarskim uśmiechu. Obok Niego 

ujrzała

błyszczące blond włosy Jego przyjaciela w których od razu rozpoznała Reusa, przez co jeszcze

bardziej poczuła się zakłopotana.

-Co chcesz?- wycedziła przez zęby mając ochotę jedynie na ucieczkę.

-No nie wiem co Ty mi możesz dać cukiereczku- zbliżając się na niebezpieczną odległość musnął

opuszkami palców Jej dekolt, który pod napływem dotyku zamienił się w gęsią skórkę na całym

 ciele.

-Och czyżby Johanna Levy zadrżała? Czujesz coś do mnie kotku?- zapytał zblizając swe usta do

małżowiny usznej dziewczyny.

-Mario odpuść, idziemy?- wtrącił się nagle Reus widząc sparaliżowaną blondynkę w bezruchu.

-Dziś masz szczęście ale uważaj na siebie- warknął na odchodne puszczając Jej oczko.

Stała tak jeszcze przez chwilę spoglądając na sylwetki dwóch mężczyzn oddalających się ku

stadionowi. Oniemiała z wrażenia poszła do pobliskiego baru by zatopić swój żałosny żywot w

kieliszku drinka.

***
Zmęczona po ciężkim dniu pracy postanowiła w końcu opuścić lokal. Zegar już dawno wybił godzinę

dwunastą. Wiedziała doskonale, że nazajutrz będzie żałować tego co dziś zrobiła. Kolejny raz dała się

podpaść jak małe dziecko I tak po prostu uciekła od problemu zamiast stawić czoła Mario. Mogła

zrobić cokolwiek, należało Mu się dać w pysk. I co to w ogóle znaczyło, że ma szczęście I uważać na

siebie? Czyżby to była groźba?. Coraz bardziej Goetze Ją przerażał, jednak tej nocy nie miała

zamiaru zaprzątać sobie tym głowy  I skierowała swe kroki do domu. Wyciągając z torby klucz

próbowała chwiejną ręką dopasować Go do zamka. Drzwi drgnęły, wcale nie były zamknięte.


Czyżby zapomniała o Nich wychodząc na sesję? Nie to niemożliwe. Zawsze przed wyjściem

wszystkiego dogląda bojąc się dziwnych typów kręcących się po okolicy. Niepewnym ruchem ręki

pchnęła drzwi zapalając na korytarzu  światło. Otwierając szeroko oczy wydała z siebie głośny

przeraźliwy krzyk.....
***************************
Och tylko nie znienawidźcie mnie za takiego Mario- BAD BOY!
Odbiegając od tematu.
WESOŁYCH MIKOŁAJEK!
Mam nadzieję, że prezenty były udane!
<3